Informacje

  • Wszystkie kilometry na BS: 75091.76 km
  • Niektóre km w terenie na BS: 8170.47 km
  • Czas na rowerze na BS: 154d 08h 37m
  • Prędkość średnia na BS: 20.26 km/h
  • Więcej informacji

Moje rowery

Tak daję czadu w 2023: button stats bikestats.pl
Tak dawałem czadu wcześniej:

Licznik odwiedzin

od VI 2023

Statystyki zbiorcze na stronę

Szukaj

Znajomi


Archiwum

Linki

Wpisy archiwalne w miesiącu

Październik, 2020

Dystans całkowity:720.42 km (w terenie 22.00 km; 3.05%)
Czas w ruchu:34:51
Średnia prędkość:20.67 km/h
Liczba aktywności:5
Średnio na aktywność:144.08 km i 6h 58m
Więcej statystyk
Niedziela, 25 października 2020Kategoria ..>100km, ..>150km, ..>200km, .Bridgestone., Night Bike, zz Foto zz

Wycieczka do Cedyni przez Trzcińsko

Rower:Bridgestone
200.34 km (0.50km teren) czas jazdy: 09:57 h AVS:20.13km/h

Dzisiaj wybrałem się na południe chcąc podelektować się pięknymi leśnymi i odrzańskimi klimatami, które są w okolicy Cedyni.


W przeciwieństwie do wcześniejszych wyjazdów wystartowałem już kilka minut po 6 rano. I to był bardzo dobry ruch, bo miałem długi margines światła dziennego w razie awarii, która ostatecznie się pojawiła.


Wystartowałem przez Podjuchy do Gryfina i stamtąd kierunek na Banie. Dzisiaj jak najwięcej po nawierzchni asfaltowej. Nie korzystałem początkowo ze szlaku rowerowego, ponieważ już mam dość jazdy po szutrze, a byłoby tego około 10 km.


Chwilowa przerwa w lesie, czuć wczesną jesień


Kolejne Dino w okolicy, sakiewka się raduje

Po około 50 km, kiedy już od dobrych kilku km byłem na asfaltowym fragmencie szlaku i wjechałem w las z DW 122 łączącej na mapie Banie i Ognicę usłyszałem w lesie szczekanie. Oczywiście przyspieszyłem, ale po chwili się zatrzymałem i zawróciłem. Między drzewami wypatrzyłem dwa niewielkich gabarytów pieski. Gdy się do nich zbliżyłem to uciekły i się rozdzieliły. Objechałem las ścieżką i z drugiej strony natrafiłem na jednego z nich. No i niestety pożegnałem się z kanapką.


Ok pieseły, piesełami, ale pora jechać dalej. Ruszyłem i nagle poczułem, że coś twardno mi się jedzie. Diagnoza - flak w tylnym kole. Wbił mi się drewniany kolec i przebił w dwóch punktach dętkę. Podjąłem 3 próby klejenia. Wszystkie nieudane z uwagi na stary klej. Najpierw łatka Tip Top sobie nie poradziła, potem łatka samoprzylepna z Decathlona, a potem samoprzylepna z klejem. Ostatecznie wsadziłem nową dętkę zamienną. Dopompowałem bardziej miękko niż pierwotnie i było bardziej komfortowo od tej pory. Cała zabawa od pierwszego szczeknięcia do ponownego startu zabrała mi w sumie ponad 2 godziny. Z tego powodu postanowiłem nieco później, że skrócę o kilkanaście km trasę, aby załapać się na przejechanie w świetle dziennym tych zapewne urokliwych miejsc, które w tym roku jechałem w całości po ciemku.




Przed Trzcińskiem, ułamana gałąź nad ścieżką

Małe zwiedzanie Trzcińska-Zdroju

Ten żółw wygląda jak strach na niegrzeczne dzieci









Po przepakowaniu prowiantu i wyrzuceniu śmieci ruszyłem na południowy zachód w kierunku Morynia, lecz bez planów odwiedzania tej miejscowości.


Na przejeździe kolejowym w Godkowie-Osiedlu


Mijam Moryń widoczny z oddali. W Godkowie na chwilę zjechałem ze szlaku rowerowego, co jednak nie było dobrym posunięciem, ale patrząc nieporadnie na małym ekraniku Roxa wydawało mi się, że wybieram krótszą drogę. Nie była krótsza, nie była też równiejsza, ani nie była bardziej atrakcyjna ze względów krajobrazowych. Za Moryniem wrócilem na chwilę na szlak i znowu z niego zjechałem, co ponownie było zbyt wczesne.


Stado gęsi (nie)widoczne na polu


Koniec  końców skrócenie trasy zaowocowało tym, że nie dojechałem do mostu granicznego koło Siekierek i ominęło mnie kilkanaście km przez las i/lub wzdłuż rozlewiska Odry, a do Cedynii wjechałem od strony wschodniej zamiast od południowego zachodu. To minus turystyczny, który nie miałby miejsca, gdybym inaczej zabrał się za temat flaka. Po dzisiejszej wycieczce zmieniam system. Od tej pory zawsze, gdy biorę ze sobą większą torbę, to będę pakował dwie dętki zapasowe, a wszelkie klejenia łatek zostawiam sobie na zabawę w domu. Oczywiście łatki też będę ze sobą wozić, ale najpierw muszę dorwać świeży klej.


Prawie w Cedyni


Już w Cedyni


Na wyjeździe z Cedyni. Zupełnie nie zwiedzałem. Uznałem, że jestem na wyścigu z czasem i że chcę jak najdalej zajechać za widnego.




Wzgórza rzut beretem za Cedynią. Przejeżdżając tę trasę powrotną już dwa razy w tym roku w nocy zupełnie nie czułem tego klimatu.


Za Lubiechowem Dolnym po wybraniu drogi na Piasek, skracają nieco dystans i omijając Bielinek.


Widok na Odrę w Piasku




Ostatnie zdjęcie z dzisiaj. Wykonane jakieś 45 minut przed zmierzchaniem. Widok w kierunku Niemiec z drogi prowadzącej do Krajnika Górnego. Do Odry jest z tego miejsca około 1 km.

Moment w którym bez światła nie byłbym już w stanie jechać z uwagi na ciemność zbiegł się z moim dojechaniem do DK 31 koło Krzywinka. Zjadłem chyba ostatnią w czasie wycieczki tabletkę z potasem i magnezem, przestawiłem licznik na mostek, żeby nie zasłaniał soczewki w lampce i podłączyłem ładowanie. Tak naprawdę to tych kilometrów w całkowitej ciemności to miałem około 25, bo powrót z Gryfina już się pod tym względem nie liczy, bo rano jechałem za jasnego, więc się napatrzyłem na otoczenie. W drodze powrotnej uciążliwy był spory ruch, chociaż może to jest normalna sytuacja o tej porze. Poprzednie nightbike'owe powroty to totalnie zero samochodów przez kilka-kilkanaście kilometrów. Teraz prewencyjnie zjeżdżałem na pobocze. Bezpieczeństwo przede wszystkim. Do domu wróciłem jakoś po godzinie 20. Ostatnie 30 km na zgonie, bo częściowo z lenistwa, a częściowo z obrzydzenia nie chciało mi się wyciągać 7daysów. Chyba jednak z obrzydzenia. Trzy, cztery miesiące temu brałem na wyjazd tylko 7daysy i trauma monotonii smaku pozostała do dziś.

Możliwe, że to był mój ostatni wyjazd w tym roku. Za tydzień pewnie nic z tego, a potem spodziewam się covidowego armagedonu, lock downu i różnych zakazów.
Sobota, 17 października 2020Kategoria ..>100km, .Bridgestone., zz Foto zz

Pętla przez Goleniów i Stargard

Rower:Bridgestone
121.63 km (0.50km teren) czas jazdy: 05:54 h AVS:20.62km/h

Dzisiaj wybrałem się na relatywnie krótki wyjazd jak na wyjście weekendowe. Coraz rzadziej wychodzę na rower i z tygodnia na tydzień czuję stopniowy spadek formy, no ale tak to jest. Z plusów dodatnich, to w końcu przejechałem tę trasę prawie w całości w świetle dziennym, więc zrobiłem kilka zdjęć. W lasach mnóstwo ludzi na grzybach. Był taki odcinek między Goleniowem, a Stargardem, że prawie każdy wjazd to zaparkowany samochód lub kilka.


Mimo, że trasa relatywnie krotka, to i tak jechałem bardzo powoli. Trzy razy złapał mnie lekki deszcz, jednak za każdym razem całkiem mocno odczuły to stopy, ponieważ wyszedłem dzisiaj bez ocieplaczy i to był błąd. Tydzień temu jechałem pierwszy raz w ocieplaczach w nowych butach i było mi za ciasno w palce. Dzisiaj postanowiłem pokombinować z cieplejszymi skarpetkami, ale to nie zdało egzaminu. Przez cała drogę było mi zimno w stopy, a im więcej km, tym bardziej. Muszę znaleźć większą parę ocieplaczy i będzie ok w takiej temperaturze lub na zimę na krótsze dystanse wrócić do poprzednich rozpadających się butów, które ocieplacz utrzyma w fasonie, ewentualnie opcja nr 3 kupić zimowe buty, ale niestety przez neta, więc będzie pewnie kicha z doborem rozmiaru. Aha, jeszcze jest czwarta opcja: mogę zostać foliarzem i zakleić dziurki wentylacyjne w cholewkach.


Jadąc w kierunku Lubczyny


Przebudowana ulica w Lubczynie


Kilka kilometrów za Goleniowem


Widok z wiaduktu na drogę wojewódzką kawałek za Strumianami, a przed Sownem




Takie widoki w drodze do Stargardu

Niedziela, 11 października 2020Kategoria ..>100km, ..>150km, .Bridgestone., Night Bike, zz Foto zz

Wycieczka do Barlinka i Choszczna

Rower:Bridgestone
189.33 km (10.00km teren) czas jazdy: 09:05 h AVS:20.84km/h

Na dzisiaj rozpatrywałem dwie możliwości: wycieczkę nad morze lub jedną z przyjemniejszych tras, jaką w tym roku jechałem. Wybór padł na zmodyfikowaną powtórkę tego, co znane, czyli pętlę przez Barlinek i Choszczno.


Tym razem dojazd do Pyrzyc zrobiłem nieco inaczej, ponieważ szlakiem rowerowym przez Płonię (zlokalizowany wzdłuż dawnej DK3; bardzo brakowało takiego połączenia) i Kołbacz, a potem wioseczkami. Było trochę szutru, bruku i betonowych płyt, ale na szczęście bez psów we wsi. Zmyliło mnie google maps, którego nie przejrzałem w street view. Chociaż gdybym wiedział, że będzie bezpsiarnie, to pewnie bym też to wybrał.

Widok z Mostu Cłowego


Nowy szlak od ulicy Dąbskiej w kierunku Płoni




Ścieżka rowerowa wzdłuż dawnej DK3




Dojeżdżam do Kołbacza


Na wyjeździe z Dębiny


Ruiny kościoła z XV w Ryszewie

Od Pyrzyc już pełna asfaltowa kulturka. W Przelewicach miałem ucieczkę przed biegającym psem, a kilkaset metrów dalej, kiedy przyjrzałem się łańcuchowi w czasie jazdy i po zejściu z roweru, okazało się, że mam awarię, bo jeden z pinów się rozpiął. Pierwsze oznaki kłopotów pojawiły się za Pyrzycami, ale początkowo nie zorientowałem się, że to aż tak źle. Geneza problemu jest taka, że raz zostawiłem smar Rohloffa w samochodzie i zastępczo posmarowałem łańcuch jakąś oliwka z bikestacji (a błąd!). Od tej pory okropnie łapie piach.Taka gęstwina smarnopiachowa mi się zebrała, że po wejściu między elementy rozepchało blaszkę na bok. Stało się to w miejscu łączenia na pinie montażowym, który od samego początku wydawał mi się nieco zbyt krótki w porownaniu do reszty pinów.

Inwentaryzacja posiadanych materiałów naprawczych i uszkodzenia oraz analiza sytuacji, czyszczenie kółek przerzutki i łańcucha oraz zabawa skuwaczem zabrały mi prawie godzinę. Byłbym zapomniał: do tego czasu należy doliczyć także konsumpcję strucli z jagodami. Skróciłem łańcuch o jedno ogniwo i chociaż tym razem miałem małego farta na pocieszenie, bo po zapięciu zwykły pin ustawił się zapewniając swobodny obrót. Szkoda, że kilka miesięcy temu się tak nie udało, to bym teraz pewnie nie miał takiej niespodzianki, mimo tego piachobrudosmaru na łańcuchu.

Barlinek przejechałem bez jakiegokolwiek zwiedzania, chcąc jak najdalej zajechać za widnego.


Jadąc w kierunku Choszczna


Jedno z ostatnich dzisiejszych zdjęć, na którym jeszcze coś widać

Ta godzinna przerwa z łańcuchem spowodowała, że do Choszczna dojechałem o godzinie 19 i nie załapałem się na ładne widoki, była już noc. Ostatnie 80 km jechałem już w całkowitej ciemności. W Kunowie myślałem, że będzie ze mną krucho, bo na chodniku przy jakiejś posesji z otwartą bramą zobaczyłem dwa duże psy luzem. To jest minus tej mojej latarki, że świeci za bardzo do przodu, a za słabo na boki. Droga dziurawa, bieg nie ten, nie ma jak uciekać. Skierowałem strumień światła na te psy i one w tym momencie uciekły na posesję. Może ten kop świetlny je przestraszył. Krzyknąłem jeszcze w kierunku tej nieruchomości, żeby ktoś te psy zabrał, odpalilem światło na maksymalny poziom i zacząłem zapierdalankę na całego nie patrzac na dziury. Nie biegły za mną. Na wszelki wypadek już na zawsze odpuszczam sobie te drogą powrotną. Ewentualnie pozwolę sobie na jazdę w dzień.

Z Motańca pojechałem po DK10, już się przyzwyczaiłem, ruch był niewielki. Do domu wróciłem przed północą, na pełnym zgonie. Jeszcze rozważałem wcześniej czy dobijać do 200, ale teraz to myślałem tylko o tym, żeby się dobić do domu, do herbatki, ciasta i klapnąć na odpoczynek. Szybko się robi ciemno, nie mam kiedy jeździć w tygodniu i forma na weekend spada. Trzeba się pożegnać z dwusetkami i przywitać ze 150.
Piątek, 9 października 2020Kategoria .Bridgestone., zz Foto zz

Okolice Szczecina

Rower:Bridgestone
56.52 km (0.00km teren) czas jazdy: 02:47 h AVS:20.31km/h

Dzisiaj takie kręcenie trochę na silę. Teoretycznie chciałem, ale praktycznie już trochę mniej. Im bliżej wyjścia, tym mniejszy entuzjazm. Po wyjściu już było przyjemnie. Przejechałem się na Mierzyn, do Stobna, Bobolina, ścieżką do Karwowa. Dalej Kołbaskowo, Przecław, Ustowo. To pewnie jedno z ostatnich wyjść, bo podejrzewam, że niedługo kolejny wielki lock down, a jeśli nie to przynajmniej ograniczenie wyjść niekoniecznych.






Sobota, 3 października 2020Kategoria ..>100km, ..>150km, .Bridgestone., Night Bike, zz Foto zz

Wycieczka do Starego Warpna, Ueckermunde i Torgelow

Rower:Bridgestone
152.60 km (11.00km teren) czas jazdy: 07:08 h AVS:21.39km/h

Dzisiaj wybrałem się pozwiedzać tereny na północny zachód od Szczecina. Ostatni raz byłem tutaj tak dawno temu, że nawet nie pamiętam kiedy. Przeglądając archiwum widzę, że był to rok 2013. Z tej przyczyny wybrałem nieświadomie trasę momentami bardziej dla roweru MTB. Pierwotnie miałem ochotę odwiedzić Anklam, ale to sobie zostawiam póki co na inny termin.


Jechałem z kierunkiem ruchu przeciwnie do wskazówek zegara. Do Dobieszczyna był spory ruch aut, później znacznie zmalał. Parę km po przekroczeniu granicy popełniłem błąd i wybrałem drogę, której dalszy fragment miał warstwę ścieralną nawierzchni z chamskiej kostki z szerokimi pustawymi spoinami, dlatego gdy tylko pojawił się znak o szlaku rowerowym po śladzie dawnej kolejki wąskotorowej, to od razu skorzystałem.


Niestety w NRD często na takim starym szlaku nie ma asfaltu tylko ubita ścieżka leśna lub jakaś gruzodroga. W najlepszym wypadku mogłem jechać 20 km/h, a w najgorszym jakieś 12. Nie przyflaczyłem.






Po jakimś czasie zaczął się chyba całkiem nowy fragment szlaku, bo wykonany z równego asfaltu. W bardzo atrakcyjnie położonym blisko Jeziora Nowowarpieńskiego miejscu zlokalizowano punkt widokowy, gdzie zrobiłem parę ładnych zdjęć. Na wieżyczce czuć było mocny wiatr.






Później kawałek drogi w terenie i ostatecznie dojechałem do glówniejszej drogi. Stąd skręt w prawo w kierunku Altwarpu i jak się po niewielkim czasie okazało po kostce, która kilkanaście lat temu zerwała mi szprychę w przednim kole, nie ma dziś śladu. Jest piękna nowa droga asfaltowa, a obok niej równie fajna asfaltowa ścieżka rowerowa. Zanim się dojedzie do Altwarpu jest jeszcze miejsce postojowe z punktem widokowym, ale fotki nie wrzucam.

Samo Stare Warpno wygląda tak ładnie, że powinno się zamienić nazwami z Nowym Warpnem. W NRD jest świeżo, klimat turystyczny i nie czuć atmosfery biedy. Po drugiej stronie jeziora z kolei jest miejscami świeżo, nie czuć klimatu turystycznego, a ze starych zabudowań trochę jednak bieda jest wyczuwalna. Mimo wszystko tegoroczny sezon letni zupełnie odmienił moje dotychczasowe preferencje szosowe i Niemcy nie są już takim kierunkiem pierwszego wyboru do kręcenia.






Widoczne z daleka Nowe Warpno.

Dzisiaj o wiele bardziej wolę jeździć po polskich okolicach niż niemieckich. U nas jest większa różnorodność, bo z jednej strony powstało bardzo dużo ścieżek i szlaków rowerowych z asfaltową nawierzchnią, a z drugiej jest jeszcze wciąż dużo miejsc, gdzie są stare wyboiste drogi. Poza tym jadąc w nieznane w Polsce bardziej wiem czego się spodziewać, tj. owych dziur w nocy i potencjalnego goniącego na wsi psa luzem i sebixa, dla którego specjalnie zjadę na pobocze gruntowe, żeby jechał szybciej na swoje spotkanie biznesowe do sąsiedniej wsi. Tych nieznanych miejsc w rejonie powoli robi się coraz mniej, a jadąc po kilku latach przerwy do tych znanych wracają wspomnienia dawnych wyjazdów z kolegami i tęsknota do zawrotnej prędkości 25 km/h, z którą niegdyś jeździłem.

W tym miejscu przydałoby się jakieś płynne przejście, lecz go nie będzie. Napiszę za to, że po zrobieniu paru zdjęć i przepakowaniu prowiantu ruszyłem w kierunku Ueckermunde. Wjechałem od strony plaży. Ze zdjęć tego nie widać, ale bardzo dużo ludzi było i parking dla samochodów pełen. Ciekawe jaki współczynnik R.



















Pozwiedzał, pozwiedzal i ruszył do Eggesin..


.. a potem do Torgelow










Z Torgelow rozpocząłem powrót w kierunku na Pasewalk. W ciągu ostatnich lat powstała fajna asfaltowa ścieżka, więc nie musiałem się dzielić jezdnią z samochodami. Robiło się chłodniej, poubierałem się cieplej i rozpocząłem końcowy etap konsumpcji żywności. Do samego Pasewalku nie dojechałem, ponieważ z perspektywy komfortu psychicznego wolałem wracać w nocy przez Blankensee niż przez Loecknitz i Lubieszyn. Jest parę gospodarstw z psami, a nie przepadam jak w ciemności kudłaty drze na mnie japę, a ja tylko gdybam czy właściciel zanim go spuścił na biegi to pamiętał zamknąć bramę na noc.

Do domu wróciłem relatywnie wcześnie, dziś był krótki night bike. Na dobrą sprawę, to ten wyjazd mnie nie tyle zmęczył, co wygłodził. W trasę zabrałem tylko 5 małych kanapek i dwa jajka, bo skończyły mi się jakieś fajne czekoladowe zagrychy, o gorzkiej czekoladzie zapomniałem, a schabowe to bym chyba prędzej jako podkładki żelowe na kierownicę użył niż jako paliwo. Jeszcze fakt, że dzień wcześniej wróciłem z małego wyjazdu samochodem i przez dwa, trzy dni mniej jadłem to były powody, dla których odpuściłem sobie kierunek Anklam i 200 km wycieczkę na dziś.

Blogi rowerowe na www.bikestats.pl