Informacje

  • Wszystkie kilometry na BS: 75091.76 km
  • Niektóre km w terenie na BS: 8170.47 km
  • Czas na rowerze na BS: 154d 08h 37m
  • Prędkość średnia na BS: 20.26 km/h
  • Więcej informacji

Moje rowery

Tak daję czadu w 2023: button stats bikestats.pl
Tak dawałem czadu wcześniej:

Licznik odwiedzin

od VI 2023

Statystyki zbiorcze na stronę

Szukaj

Znajomi


Archiwum

Linki

Wpisy archiwalne w kategorii

..>150km

Dystans całkowity:6972.31 km (w terenie 216.15 km; 3.10%)
Czas w ruchu:316:35
Średnia prędkość:22.02 km/h
Maks. tętno maksymalne:180 (96 %)
Maks. tętno średnie:135 (72 %)
Suma kalorii:78798 kcal
Liczba aktywności:36
Średnio na aktywność:193.68 km i 8h 47m
Więcej statystyk
Niedziela, 13 marca 2022Kategoria ..>100km, ..>150km, .Wheeler., Night Bike, zz Foto zz

Na południe

Rower:Wheeler
150.03 km (25.20km teren) czas jazdy: 08:52 h AVS:16.92km/h praca: 6497 kcal

Na dzisiaj wymyśliłem, że zrobię wycieczkę do Myśliborza. To miało być 160 km. Niestety prawie cała trasa prowadziła na otwartej przestrzeni, a wiał silny wmordęwind. Bardzo mnie to wymęczyło i gdy dojechałem do ostatniego punktu, który pozwoliłby na skrócenie trasy, to zdecydowałem, że wracam szybciej. Wcześniej nieco po frajersku dodałem sobie trochę kilometrów, ponieważ zagapiłem się z nawigacją i przeoczyłem drogę, w którą miałem skręcić, co zaowocowało objazdem.

W dużym skrócie trasa zaplanowana została przez Puszczę Bukową, a potem bocznymi drogami w odległości kilku km na wschód od S3. Powrót miał być drogami na zachód od S3. W drodze powrotnej zmieniałem przebieg i ostatecznie odjechałem na zachód aż do Gryfina. Wracając w ciemności chciałem mieć asfaltową pewność braku dziwnych niespodzianek.

To był bardzo interesujący wyjazd. Chętnie powtórzę wizytę w tych okolicach wraz z kontynuacją do celu. Ogromnie zmęczony wróciłem do domu. Ostatnie 30 km miałem zacnego zgona. Całość zabawy zajęła 11 godzin. Wystartowałem o 11 z hakiem, a wróciłem o 22 z hakiem.


Jadąc przez Puszczę Bukową


Pole golfowe w Binowie


Za Kartnem


Kawałek dalej


Dino w Bielicach


Bateria silosów we wsi Linie






Widoczna z oddali elektrownia wiatrowa. Praktycznie wszystkie wiatraki dzisiaj ostro kręciły.


Widok na S3 w kierunku Gorzowa




















Niedziela, 1 sierpnia 2021Kategoria zz Foto zz, .Wheeler., ..>150km, ..>100km

Terenowa wycieczka na południe

Rower:Wheeler
150.26 km (61.35km teren) czas jazdy: 08:18 h AVS:18.10km/h praca: 7018 kcal

Dzisiaj wreszcie coś większego. Poprzedni weekend był jednak słaby, bo się nie zajechałem. Dzisiaj też przyjechałem do domu z podniesioną głową, ale za to bardziej zmęczony. Znowu wybrałem kierunek południowy, ale inny początek trasy.


Tym razem Puszczę Bukową przejechałem tzw. Drogą Górską. Podjazd ulica Chłopską, a potem 1,5 km podjazdu dosyć stromego po szutrze. To o wiele lepsza wersja niż jechać ulicą Smoczą po bruku, chodniku, asfalcie i robić jeszcze większe przewyższenia, żeby finalnie i tak dotrzeć do Kołowa. Dzisiaj było szybciej, możliwe że także krócej i teraz tak będę jeździć na MTB.

Początek podjazdu i koniec terenu zabudowanego, można grzać 90 km/h


Malownicze widoki (przynajmniej w realu) na Drodze Górskiej

Za Kołowem dosyć szybko skręciłem w teren. To jest jakaś zaniedbana, ale prawie przejezdna droga. W pewnym momencie musiałem ominąć leżące w poprzek drzewo. Oprócz tego koleiny prawdopodobnie od sprzętu leśników.



Chyba Jezioro Glinno


Na pewno Jezioro Glinno

Okrążając jezioro zgubiłem na chwilę trasę. Znowu ten czarny nieprzejezdny zaniedbany szlak. Wąski, jak single track i do tego zarośnięty. Kiedy wydostałem się już do cywilizacji, czyli do bruku, to skierowałem się na południe do Żelisławca. Tutaj na jakiś czas wsiadłem na asfalt.

Kawałek za Żelisławcem


Nie wiem gdzie to


Chyba za Sobieradzem


Wiadukt w ciągu S3


Około 1-2 km wzdłuż S3


Widok w kierunku Gorzowa


Dalszy kierunek mojej jazdy


Szutrowy podjazd


Na szlaku nr 3 w kierunku na południe, za Borzymiem


Szlak nr 3, za Małym Borzymiem


Ruiny Zamku Joanitów w Swobnicy. Dopiero niedawno zdałem sobie sprawę, że w ubiegłym roku kilka razy byłem bardzo blisko tego miejsca.






Przewróciło się? Niech leży!




Widok z drogi gruntowej za Swobnicą


Jadąc na zachód


Nadal kierunek zachód


Widok na Odrę w Widuchowej


Krowy muu


Ostatnie zdjęcie z dzisiaj. Gdzieś między Widuchową, a Marwicami na szlaku MTB

Około 70-80 km poczułem, że z przodu robi mi się miękko. Okazało się, że złapałem flaka, ale powietrze schodzi powoli. Przednia opona już właściwie dokonała swego żywota, następczyni czeka. Na szczęście wystarczyło dopompować. To mi dało dodatkowe 10 km jazdy. Krótkie dopompowanie, bo komary mocno atakowały. Z kolei w Gryfinie miałem trochę sprzyjających okoliczności. Złapał mnie deszcz, który po chwili ewoluował w oberwanie chmury, ale schowałem się pod budynkowiaduktem. Dobre 20 minut czekałem. Z Gryfina na mokro powrót trochę. Gdzie się dało to jechałem po chodniku, żeby się nie zachlapać. Jeszcze jedno pompowanie zrobiłem na wyjeździe z Gryfina i to już wystarczyło do końca. Z niefajnych rzeczy, to przeskoczył mi parę razy łańcuch, gdy stanąłem na pedały, więc za tydzień będę już na nowym napędzie lub na szosie, gdybym nie zdążył się z tym uporać.

Dzisiejsza trasa była bardzo interesująca. Sporo km w terenie z czego też sporo przez lasy. Różnorodna nawierzchnia, piachu relatywnie mało. Żadnego niebezpiecznego psa w jakiejkolwiek wsi i żadnego kierowcy wariata. 
Niedziela, 18 lipca 2021Kategoria ..>100km, ..>150km, ..>200km, .Wheeler., Night Bike, zz Foto zz

Wycieczka nad Morze Bałtyckie

Rower:Wheeler
210.00 km (13.65km teren) czas jazdy: 10:14 h AVS:20.52km/h praca: 8425 kcal

Na dzisiaj rozpatrywałem dwie możliwości: kierunek południowy na szosie do granicy w Siekierkach lub kierunek północny na góralu. Wybrałem tę drugą opcję, ponieważ wg prognozy miała być tutaj niższa temperatura. Rzeczywiście nie było takiego skwaru jak tydzień temu.


Bardzo dobrze, że pojechałem na rowerze MTB, mimo że prawie sam asfalt, ponieważ ten asfalt był miejscami w bardzo złym stanie i jazda szosą byłaby obrzydliwa. Właściwie, to jak tak jechałem i mijałem miejsca, które rok temu odwiedzałem na szosie i widziałem te dziury w nawierzchni, to doszedłem do wniosku, że rower szosowy nadaje się tylko na jazdę po NRD. Dla mojego stylu jazdy najlepszy chyba byłby rower grawelowy, bo dziurawe asfalty wymagają czegoś bardziej terenowego niż szosowe slicki, a przy tym bruk, szuter czy leśna ścieżka nie byłyby wyzwaniem. No i wydaje mi się, że rower grawelowy to najbardziej przygodowy typ roweru, a do tego oferujący wygodną pozycję jak na szosie.


Jeszcze przed Goleniowem


Kierunek na Stepnicę


Za Stepnicą jest budowa. Kawałek jest już z nową nawierzchnią, ale zdecydowanie nie polecam roweru szosowego, bo we wsiach jeszcze jest dziko. Roboty mają zostac skończone zdaje się w maju 2022.




W końcu na Wolinie


Obowiązkowe zdjęcie


Dzisiaj zabrałem ze sobą 4,5 litra wody i puszkę 0,5 L bezalkoholowego radlera i to ostatnie to był dobry pomysł. Na przyszłość będę brał chyba nawet dwie puszki. W arsenale jeszcze ukatrupione poprzednim wyjazdem wafle w czekoladzie, która się przykleiła do papierka na amen oraz dwie kanapki z kotletem schabowym. Do tego 5 tabletek z potasem po 150 mg/szt. Wszystko dzisiaj robiłem, żeby tylko nie musieć po te kotlety sięgać, ale w końcu poczułem, że nie dam rady i jednego wciągnąłem. Nawet dobry był mimo ponad 8 godzin w ciepełku.


Ponieważ jechałem dzisiaj w miarę szybko jak na porównywalne wycieczki i miałem świadomość, że nieprędko będę w porównywalnej sytuacji, to zdecydowałem się, że nawet kosztem nocnego powrotu podjadę do Międzyzdrojów. Bocznymi drogami. Dziurawymi. Ah, jak dobrze, że nie wziąłem szosy.






Tu mieszkają żubry


Stąd przyjechałem






Ok, morze cyknięte, więc można wracać



Powrót zrobiłem inną drogą. Najpierw po DK3, a potem wzdłuż S3.





















Dawna DK3, obecnie chyba jakaś DW. Pusto i dobra nawierzchnia, przyjemny odcinek.


Przejście dla zwierząt


Widok z wiaduktu na nowy odcinek S3

To już koniec zdjęć. Do Goleniowa dojechałem już w totalnej szarówce. Powrót przez Lubczynę i Czarną Łąkę. Jakaś masakra muchowo-ćmowa miała miejsce po zapadnięciu zmroku. Parę razy wjechałem w takie chmary, że zdecydowałem się na jazdę bez światła przedniego, o ile było widać jezdnię i nic nie jechało w moją stronę. Ostatnie około 30 km to też walka ze zgonem. W rezerwie miałem jeszcze drugą kanapkę z kotletem schabowym, ale nie chciało mi się otwierać torby i ryzykować, że tym razem kotlet będzie smakować jak kapeć. Z drugiej strony takie danie sobie w kość zwykle na kolejne wyjazdy procentuje, więc doczołgałem się powolutku do finiszu. Teraz jeszcze nie poszedłem spać do 5 nad ranem, bo wcinam po trochu kolejne tabsy i czuję respekt przed potencjalnymi skurczami. Jeśli wejdzie, to będzie to taki skurcz morderca, a ja będę musiał ostro drzeć ryja, do tego obie łydki sa zagrożone, więc zrobię wszystko byle tylko to zablokować. Tak w ogóle, wyszedł mi rekord życiowy na rowerze MTB. Pomału kończą mi się opony i na próbę kupię sobie chyba opony z bieżnikiem jak do grawela tylko, że 26 cali. Tak w ramach testu jak to się jeździ na małym bieżniku po szosie i w lekkim terenie.





Niedziela, 11 lipca 2021Kategoria ..>100km, ..>150km, ..>200km, .Wheeler., Night Bike, zz Foto zz

Wycieczka do Barlinka. Część 2.

Rower:Wheeler
200.00 km (27.00km teren) czas jazdy: 10:53 h AVS:18.38km/h praca: 9007 kcal

Dzisiaj znowu wybrałem się w trasę do Barlinka. Właściwie, to można powiedzieć, że dokończyłem to, co ostatnio zakończyło się wtopą. Dojazd do miejsca hańby uczyniłem po asfalcie, ponieważ poprzednio jadąc terenem szło to bardzo wolno, a terenu wcale też tak dużo nie było i nie była to wcale taka super przygoda. Poza tym bałem się, że znowu gdzieś zaflaczę, a przebijać się przez pole cebuli już nie chciałem. Także pierwsze 70 km to asfalt i dopiero za Przelewicami wjechałem w teren.


Wyjeżdżając ze Szczecina


Kąpielisko Dziewoklicz


W Kołowie


Wyjeżdżając powoli z Puszczy Bukowej




Za Starym Czarnowem na dawnej DK 3 w kierunku Pyrzyc


Pyrzyce witają


Rondo w Pyrzycach


Na rowerowym szlaku za Pyrzycami


Leśny fragment


Kleimy! Dzisiaj zielone mi odpadło w czasie jazdy i to po równym asfalcie. Coś musiało się nie pyknąć jak trzeba, bo się zatrzask odłączył. Prawdopodobnie obciążenie + wstrząsy lub źle wpiąłem.


Koniec asfaltowej ścieżki. Półtora km gruntówki. Do przejechania szosą także.


Dojeżdżając do Przelewic


Kawałek za Przelewicami


Pierwsze odstępstwo od dotychczasowych asfaltowych wojaży, czyli wjazd w teren, którym notabene rox już dawno kazał mi się pchać nawet gdy byłem na szosie.


W okolicy Barlinka sporo takich dróg było. Łączą pola i kilkudomkowe wsie. Niefajnie się jechało, ale widoki urokliwe.






Rok temu niechcący wpakowałem się tutaj na szosie. Tym razem już z premedytacją wybrałem te kocie łby, żeby się przejechać bardziej lasem na emtebeku.


Ciekawi mnie jak się tutaj wymijają samochody w czasie zimy







W końcu bocznymi drogami dotarłem do Barlinka. Przejeżdżałem też przez wieś, w której rok temu gonił mnie pies i gdzie wtedy pod górkę nie byłem w stanie mu zwiać. Tym razem było bezpiecznie.




Na rynku odbywał się jakiś koncert. Nie wiem czy to zespół czy jakieś samozwańcze piosenkowanie, bo w pewnym momencie brzmiało jak mocny fałsz :D


W drodze powrotnej okrążając jezioro


Królowa Puszczy Barlineckiej i pięciu kurdupli


O takich nie lubię, gdy jadę w nocy


Takich też


Łoś i lama


No dobra, to jest łoś




No i znowu kamulce!


W tył zwrot na zrobienie zdjęcia, ale kontynuacja jazdy była w drugą stronę


W kierunku Lipian


Niestety ścieżka się skończyła i dalej była droga żwirowa. Około 4 km. Po mniej, więcej połowie zaczął się regularny tłuczeń. To był fragment, gdzie bałem się, że przyflaczę. Musiałem jechać powoli, nie dało rady szybciej, bo fizycznie było nieprzyjemnie, a z drugiej strony cały czas ryjek atakowały mi wstrętne muszyska. W końcu utrapienie się skończyło i dotarłem do jakiegoś asfaltu.


Jezioro w Lipianach










Ostatnie zdjęcie z dzisiaj

Wracajac z Lipian zdecydowałem, że będę się trzymał głównej drogi. W planach pierwotnie była jazda boczniakami, ale biorąc pod uwagę, że była niedziela, pora meczowa i ogólnie nie lubię niespodzianek w nocy, to uznałem, że tak będzie najlepiej. Całą trasę do Szczecina przejechałem już po starej trójce, nawet olałem skręt na ścieżkę w okolicy Starego Czarnowa, bo żadna frajda w nocy przez las jechać samemu. Na DK 10 w okolicy węzła z S6/A6 trochę musiałem przeczekać i ostro pedałkować by mnie nie dogonili barany jadące szybciej niż przepisowe 40 km/h. Potem mogłem ogłosić sukces, że będę żył i jeszcze dokręcić do równych 2 stówek.

Zaskakująco dobrze zniosłem dzisiejszy wyjazd. W trasie zjadłem tylko dwie kanapki i 3 lub 4 wafelki. Zdziwiło mnie to, bo bałem się, że zabraknie mi paliwa. Okazuje się jednak, że jedząc na umór dzień przed wyjazdem i wcinając potrójne śniadanie napakowałem się kaloriami na zapas. Wody też mi wystarczyło. Na styk, ale wystarczyło. Gdybym wyjechał jak normalny człowiek o 8 rano, zamiast o 12, to pewnie bym nie dał rady z uwagi na zbyt mało wody. Powoli kończą mi się pomysły na wycieczki, bo mam wrażenie, że już wszędzie, gdzie jestem w stanie dojechać to byłem, a jazda w nieznane jest lepsza niż pultanie się kolejny raz w tych samych miejscach.



Środa, 11 listopada 2020Kategoria ..>100km, ..>150km, .Bridgestone., Night Bike, zz Foto zz

Pechowa wycieczka do Dobrzan

Rower:Bridgestone
176.82 km (12.00km teren) czas jazdy: 09:45 h AVS:18.14km/h

Ależ dzisiaj miałem pechowy dzień. Zaczął się źle właściwie już wczoraj późnym pójściem spać. Z tego powodu, kiedy o 4:00 zadzwonił budzik, przestawiłem na 5:00 i na 6:00. Ostatecznie wstałem właśnie o 6. Zanim się wyszykowałem wybiła godzina 9. W takim wypadku pierwotny plan już nie był do zrealizowania.


Chciałem dzisiaj pojechać przez Stargard, Dobrzany i Ińsko do Drawska Pomorskiego. Powrót był kiepsko zaplanowany niezbadanymi drogami. Niestety późno wystartowałem, kiepsko mi się jechało, było zimno, za lekko się ubrałem. Cały czas czekalem na te 6*C, co widziałem na prognozie, ale maks chyba był poniżej 5 w trasie. Ubrałem dzisiaj najgrubsze ocieplacze jakie mam (Shimano S3000X+ czy coś podobnego), spodziewając się, że najwyżej się przepocę, a tymczasem marzłem.

Nowa trasa do Stargardu okazała się niewypałem. Pojechałem po szalku 20A przez Płonię. Trasa jest bardzo przyjemna, ale na MTB, a ja się bawiłem w małego gravelowca.



Musiałem jechać powoli, ale i tak przesadziłem, a to poskutkowało flakiem. Powietrze zeszło dopiero na węźle Stargard Zachód, mała dziurka w dętce, ale rozcięcie w oponie o długości kilku mm. Całe szczęście flak w przednim kole, czyli mniej roboty, ale 40 minut i tak poszło. Dokleiłem łatkę po wewnętrznej stronie opony i wsadziłem nową dętkę. Po ostatnim flaku w trasie i 3 godzinach w plecy na zabawę w klejenie kilka razy i podchody z psami, które myślałem, że są porzucone, a najprawdopodobniej sobie poszły ze wsi na spacer, dzisiaj miałem ze sobą 2 dętki i od razu zdecydowałem się na wymianę. Przez tego flaka dojazd do Stargardu zabrał mi prawie 4 godziny, a tak zmieściłbym się w 3 pewnie.

W Stargardzie kolejna niespodzianka, bo trasa, którą sobie wyznaczyłem, która miała być krótsza, doprowadziła mnie do furtki na jakąś posesję. Wykombinowałem coś na szybko patrząc na mapę i wkrótce przywitał mnie bruk oraz droga gruntowa.


Tak oto dojechałem do Ulikowa. A tutaj kontynuacja kiepskiej nawierzchni plus czerwone na przejeździe.

Zgaduj, zgadula czy poczekałem:P


Za chwilę zawitałem już na standardowej właściwej trasie.


To charakterystyczne miejsce. Kolejny raz pstrykam tutaj zdjęcie. Teraz ładnie widać jesień.

Gdy dojechałem do Dobrzan, uznałem, że nie ma się co łudzić, że zrealizuję plan na dzisiaj i postanowiłem rozpocząć powrót. Oczywiście inną drogą niż przyjechałem. Tutaj właściwie był kłopot z dobraniem trasy, bo w kierunku zachodnim nie było ciągłości dróg, musiałbym się jeszcze oddalać, żeby dojechać do drogi, którą poprzednio wracałem z Ińska. Planując na komputerze trasę powrotną brałem pod uwagę ewentualną konieczność jazdy drogami polnymi lub gruntowymi i prowadzenia roweru. I tak teraz wyszło mi 3,5 km w terenie po pieszczystej drodze, która potem przeszla w drogę leśną, bardzo rozjechaną traktorami, w koleinach kałuże, dużo błota, trochę prowadziłem. W piachu też trudno było jechać, bo się zakopywałem. W końcu dotarłem do wsi Lisowo, na szczęście nie wybiegł żaden pies. Za to wcześniej w jakiejś wiosce już kolejny raz napotkałem tego samego kurduplopsa, który był puszczony samopas. Opracowałem sposób na takie średnie/mniejsze złośliwe ganiające za rowerzystami: dobieram optymalnie przełożenie, żeby dynamicznie uciekać, ale nie uciekam od razu na bok, tylko jadę centralnie na takiego psa, a jeśli jest noc to dodatkowo oślepiam go na maxa. Pies zawsze robi unik, ale przez to nie jest w stanie nabyć rozpędu i biec w moim kierunku.. Ja robię unik w drugą stronę i rura, a hałhał nie ma szans dogonić. Oczywiście procedura ta nie dotyczy dużych psów, bo one są naprawdę groźne i wtedy wolę się zatrzymać z oddali. Tak w ogóle, pies jest najlepszym przyjacielem człowieka i jednocześnie największym wrogiem rowerzysty.

W Lisowie złapałem asfalt i dwie opcje: DK 20 na Strargard lub DW 142 (berlinka). Obie wersje nieprzyjazne dla rowerzystów. Wybrałem DW 142, bo dawała kilka wariantów do wyboru. Sfrajerowałem się, bo okrężną drogą ostatecznie i tak dojechalem do Stargardu. Zmieniłem zaplanowany na kompie powrót, bo nie chciałem już w nocy kombinować bocznymi drogami.

Wracając ze Stargardu, kiedy byłem już w Kobylance i marzyłem, że już niedługo wypiję ciepłą herbatkę w domu, wyrzuciłem papierki po wafelkach i zrobiłem przegląd zawartości torebki. Okazało sie, że zgubiłem kabelek usb, którym ładuję na wycieczkach komputerek (w opisie było, że wytrzymuje 16 godzin, a to ściema, bo realnie to pada mi po maksymalnie 10, a minimalnie 8). Ponieważ to najbardziej ergonomiczny, bo bardzo krótki kabalek, to uznałem, że przejadę się do Stargardu i poszukam go. Na wyjeździe ze Stargardu koło Shella robilem małą przerwę, jadlem, podnosilem papierki z ziemi, wtedy też odłączyłem ładowanie i pomyślałem, że pewnie tam upadł mi na ziemię. Na szczęście w rzeczywistości nie musiałem jechać aż tak daleko, bo kabelek leżał jeszcze przez tymi wywijasami przed kładką. Opłacało się zrobić te dodatkowe 11 km.

Wróciłem do Kobylanki, dalej Motaniec. Powrót oczywiście po DK10. Jazda w nocy przez Niedźwiedź i Zdunowo jest taka nieprzyjemna, że chyba już nigdy nie wybiorę takiego powrotu. Na DK 10 mały ruch był dzisiaj. Pare razy poczekałem na poboczu, gdy było wąsko, a tak to bardzo bezpiecznie było. Dodatkowo wiadukt na węźle DK10 z S3/S6 jest już całkiem przejezdny, ale nadal jest w budowie, więc na spokojnie mogłem sobie pojechać w odosobnieniu od aut.

Do domu wróciłem przed 22:30 oczywiście, że z niedosytem.

Niedziela, 8 listopada 2020Kategoria ..>100km, ..>150km, ..>200km, .Bridgestone., Night Bike, zz Foto zz

Wycieczka nad Morze Bałtyckie

Rower:Bridgestone
220.81 km (2.00km teren) czas jazdy: 10:48 h AVS:20.45km/h

Myślałem, że poprzednia wycieczka to będzie już tegoroczny finisz i w poprzedni weekend całkowicie odpuściłem plany rowerowe. Co prawda w piątkowe popołudnie wraz z ogłoszeniem o zamknięciu cmentarzy, wizja wyjścia na rower się znowu pojawiła, ale zdecydowałem, że i tak odpuszczam, bo mentalnie miałem zaplanowane już inne rzeczy. Minął jednak kolejny tydzień i uznałem, że bez jazdy na rowerze jest nudno. Dlatego tym razem wybrałem się w kolejną "ostatnią wycieczkę" w tym roku.


Postanowiłem odwiedzić Międzywodzie, ponieważ jest chyba najbliżej od Szczecina spośród miejscowości nadmorskich. Po 13 dniach przerwy i tak podejrzewałem, że to się może źle skończyć, ale finalnie było nawet ok. Wstałem przed 4:30 i zdążyłem wyjechać kilka minut po 7 rano. Przywitała mnie mgła. Po 4,5 km musiałem delikatnie usuwać wilgoć ze szkieł okularów. Potem jeszcze raz po 10 km. W tym roku zachowałem się jak okularowy żółtodziób, bo czyszcząc okulary na wycieczkach bardzo porysowałem sobie szkła. Teraz jestem już bardzo ostrożny i tylko przytykam chusteczkę by zdjąć wilgoć, nie pocieram nic i nie staram się wyczyścić.


A wracając do wycieczki. Dojazd do Goleniowa przez Kliniska i Sowno. Właściwie to na rogatkach Goleniowa odbiłem w kierunku północnym na Stepnicę. W przeciwieństwie do wakacji, to ruch był dzisiaj bardzo niewielki. W Stepnicy zrobiłem krótką przerwę na zwiedzenie plaży i zrobienie kilku zdjęć. Same jesienne, melancholijne widoki. Tak było dzisiaj przez całą drogę, oprócz tych momentów, przez które było inaczej.














Potem kontynuowałem do Wolina identyczną trasą jak w wakacje.








Z Wolina kierunek na Międzywodzie. Jadąc na północ miałem po swojej prawej stronie Zalew Kamieński.



Piękna jesień!








Po 107 km dotarłem na plażę i uznałem, że czuję się na tyle dobrze i jest na tyle wcześnie, że zmienię i wydłużę sobie trasę. Pojechałem na wschód w kierunku Dziwnowa i Dziwnówka z planem odbicia na południe do Kamienia Pomorskiego i powrotu wzdłuż wschodniej linii Zalewu Kamieńskiego.













Niestety moj Sigma Rox12 ma bardzo mały ekran i o ile do nawigowania po zaplanowanej w komputerze trasie nie jest to żadnym problemem, to jednak do mentalnego projektowania trasy ad hoc lub robienia analiz i porównań różnych wariantów potencjalnej trasy się nie nadaje. Następnym razem w podobnej sytuacji odpale google maps, żeby się upewnić czy dobrze jadę. Zamiast pojechać wzdłuż Zalewu Kamieńskiego wpakowałem się na drogę wojewódzką, na której był spory ruch, debili nie brakowało. W pewnym sensie nawet im kibicowałem, bo mam na kierownicy pod palcem taki przycisk do puszczania strzałów 1800 lm z lampki. Ale ogólnie ta droga to była nieprzyjemność, dużo schodziłem na bok, jedyna sympatyczna chwila to widok taki jak na zdjęciu niżej.


Na tych moich wyjazdach rowerowych na których odwiedzam wiejskie wsie coraz częściej widzę nowe markety Dino i praktycznie wszystkie z nich mają lokalizacje jak McDonald's wśród marketów. Wczoraj spotkałem jeden taki supermarket przy drodze wojewódzkiej, nawet nie we wsi.


Kamień Pomorski widoczny z oddali

W końcu dotarłem do Parłówka i mogłem sie poczuć bezpiecznie odłączając się od ruchu samochodowego. Kawałek dalej w Ostromicach wjechałem na nową S3 w budowie.





Jeszcze kawałek dalej była przekładka ruchu z jednej jezdni na drugą, a ja zdecydowałem się zjechać z budowy na drogę boczną widoczną z prawej strony. Zrobiło się na tyle ciemno, że nawet jeśli druga nitka teoretycznie była przejezdna, to mógłbym na coś się wpakować. Tak dojechałem do Przybiernowa. Tutaj miałem mały dylemat, nowe drogi, rondo i znak ślepa droga. Ostatecznie i tak wylądowałem na tej drodze, a dopiero po chwili się zorientowałem, że to oznaczenie ślepości będzie zwiastować, że kawałek dalej na tej drodze są roboty drogowe i nie ma przejazdu dla samochodów, ale rower sobie poradzi. Stara DK miała lekko zmieniany przebieg w okolicy nowobudowanych wiaduków z przejściami dla zwierząt i wiązało się to z usunięciem starej nawierzchni, więc miałem trochę terenu. Niestety pare km dalej czyli za Babigoszczą musiałem na chwilę wjechać na DK z autami na tym odcinku z pachołkami, to oczywiście oznaczało kilka podejść i oczekiwanie na najbardziej bezpieczny moment do jazdy. Kilikaset metrów dalej znowu opuściłem samochodowe towarzystwo, bo znowu wjechałem na starą trójkę i tak dotarłem do Miękowa, a potem do Goleniowa. Z Goleniowa powrót przez Lubczynę a to z tego względu, że jakoś wydaje mi się mniej prawdopodobne spotkać tam wiejskiego psa, a poza tym nie ma lasu, więc i o sarnę trudniej. Kawałek za Lubczyną wymieniłem akumulatorki w lampce przedniej, podejrzewam, że i tak by wystarczyły, ale tak prewencyjnie, żeby nie było niespodzianki, bo kolor diody sygnalizacyjnej się zmienił z zielonego na czerwony. Do domu wróciłem około 21:00.

Samolot na terenie aeroklubu w Dąbiu W środku siedzi manekin, który wygląda dosyć upiornie z bliska

Nigdy nie jechałem takiego dystansu o takiej porze roku i nie byłem pewien czy biorę optymalny zestaw ciuchów, ale okazało się, że wszystko było poprawnie. Gdybym znalazł jeszcze drugie za duże ocieplacze, to bym w trasie powrotnej dodatkowo je ubrał i by było perfect. Rano temperatura była w okolicy 5*C, w ciągu dnia doszła do 10*C, a w trasie powrotnej minimalnie zeszła poniżej 4*C i był moment, kiedy w stopy było mi za zimno trochę, ale to krótki fragment za Goleniowem. Dzisiaj przesiadłem się na okres zimowy znowu na stare buty o cieńszej podeszwie (nowe buty + ocieplacze = za ciasno w palce, w lecie daję radę, ale na jesieni nie ma bata, żebym wytrzymał) i nagle siodełko zaczęło mi się wydawać zbyt wysoko ustawione (chociaż od 10 lat jest dokładnie w takiej samej pozycji). Prędzej czy później czeka mnie ciekawa przeprawa z tym, żeby uwolnić zapieczoną sztycę. Zastanawiam się nad nowym rowerem za rok lub dwa, a wcześniej jeszcze mam w planach mały duży upgrade obecnego napędu i kół i jeśli się powiedzie (a będzie to obejmować poszerzanie tylnego trójkąta ramy, żeby zmieścić szerszą współczesną piastę), to chyba oleję temat nowego roweru.
Niedziela, 25 października 2020Kategoria ..>100km, ..>150km, ..>200km, .Bridgestone., Night Bike, zz Foto zz

Wycieczka do Cedyni przez Trzcińsko

Rower:Bridgestone
200.34 km (0.50km teren) czas jazdy: 09:57 h AVS:20.13km/h

Dzisiaj wybrałem się na południe chcąc podelektować się pięknymi leśnymi i odrzańskimi klimatami, które są w okolicy Cedyni.


W przeciwieństwie do wcześniejszych wyjazdów wystartowałem już kilka minut po 6 rano. I to był bardzo dobry ruch, bo miałem długi margines światła dziennego w razie awarii, która ostatecznie się pojawiła.


Wystartowałem przez Podjuchy do Gryfina i stamtąd kierunek na Banie. Dzisiaj jak najwięcej po nawierzchni asfaltowej. Nie korzystałem początkowo ze szlaku rowerowego, ponieważ już mam dość jazdy po szutrze, a byłoby tego około 10 km.


Chwilowa przerwa w lesie, czuć wczesną jesień


Kolejne Dino w okolicy, sakiewka się raduje

Po około 50 km, kiedy już od dobrych kilku km byłem na asfaltowym fragmencie szlaku i wjechałem w las z DW 122 łączącej na mapie Banie i Ognicę usłyszałem w lesie szczekanie. Oczywiście przyspieszyłem, ale po chwili się zatrzymałem i zawróciłem. Między drzewami wypatrzyłem dwa niewielkich gabarytów pieski. Gdy się do nich zbliżyłem to uciekły i się rozdzieliły. Objechałem las ścieżką i z drugiej strony natrafiłem na jednego z nich. No i niestety pożegnałem się z kanapką.


Ok pieseły, piesełami, ale pora jechać dalej. Ruszyłem i nagle poczułem, że coś twardno mi się jedzie. Diagnoza - flak w tylnym kole. Wbił mi się drewniany kolec i przebił w dwóch punktach dętkę. Podjąłem 3 próby klejenia. Wszystkie nieudane z uwagi na stary klej. Najpierw łatka Tip Top sobie nie poradziła, potem łatka samoprzylepna z Decathlona, a potem samoprzylepna z klejem. Ostatecznie wsadziłem nową dętkę zamienną. Dopompowałem bardziej miękko niż pierwotnie i było bardziej komfortowo od tej pory. Cała zabawa od pierwszego szczeknięcia do ponownego startu zabrała mi w sumie ponad 2 godziny. Z tego powodu postanowiłem nieco później, że skrócę o kilkanaście km trasę, aby załapać się na przejechanie w świetle dziennym tych zapewne urokliwych miejsc, które w tym roku jechałem w całości po ciemku.




Przed Trzcińskiem, ułamana gałąź nad ścieżką

Małe zwiedzanie Trzcińska-Zdroju

Ten żółw wygląda jak strach na niegrzeczne dzieci









Po przepakowaniu prowiantu i wyrzuceniu śmieci ruszyłem na południowy zachód w kierunku Morynia, lecz bez planów odwiedzania tej miejscowości.


Na przejeździe kolejowym w Godkowie-Osiedlu


Mijam Moryń widoczny z oddali. W Godkowie na chwilę zjechałem ze szlaku rowerowego, co jednak nie było dobrym posunięciem, ale patrząc nieporadnie na małym ekraniku Roxa wydawało mi się, że wybieram krótszą drogę. Nie była krótsza, nie była też równiejsza, ani nie była bardziej atrakcyjna ze względów krajobrazowych. Za Moryniem wrócilem na chwilę na szlak i znowu z niego zjechałem, co ponownie było zbyt wczesne.


Stado gęsi (nie)widoczne na polu


Koniec  końców skrócenie trasy zaowocowało tym, że nie dojechałem do mostu granicznego koło Siekierek i ominęło mnie kilkanaście km przez las i/lub wzdłuż rozlewiska Odry, a do Cedynii wjechałem od strony wschodniej zamiast od południowego zachodu. To minus turystyczny, który nie miałby miejsca, gdybym inaczej zabrał się za temat flaka. Po dzisiejszej wycieczce zmieniam system. Od tej pory zawsze, gdy biorę ze sobą większą torbę, to będę pakował dwie dętki zapasowe, a wszelkie klejenia łatek zostawiam sobie na zabawę w domu. Oczywiście łatki też będę ze sobą wozić, ale najpierw muszę dorwać świeży klej.


Prawie w Cedyni


Już w Cedyni


Na wyjeździe z Cedyni. Zupełnie nie zwiedzałem. Uznałem, że jestem na wyścigu z czasem i że chcę jak najdalej zajechać za widnego.




Wzgórza rzut beretem za Cedynią. Przejeżdżając tę trasę powrotną już dwa razy w tym roku w nocy zupełnie nie czułem tego klimatu.


Za Lubiechowem Dolnym po wybraniu drogi na Piasek, skracają nieco dystans i omijając Bielinek.


Widok na Odrę w Piasku




Ostatnie zdjęcie z dzisiaj. Wykonane jakieś 45 minut przed zmierzchaniem. Widok w kierunku Niemiec z drogi prowadzącej do Krajnika Górnego. Do Odry jest z tego miejsca około 1 km.

Moment w którym bez światła nie byłbym już w stanie jechać z uwagi na ciemność zbiegł się z moim dojechaniem do DK 31 koło Krzywinka. Zjadłem chyba ostatnią w czasie wycieczki tabletkę z potasem i magnezem, przestawiłem licznik na mostek, żeby nie zasłaniał soczewki w lampce i podłączyłem ładowanie. Tak naprawdę to tych kilometrów w całkowitej ciemności to miałem około 25, bo powrót z Gryfina już się pod tym względem nie liczy, bo rano jechałem za jasnego, więc się napatrzyłem na otoczenie. W drodze powrotnej uciążliwy był spory ruch, chociaż może to jest normalna sytuacja o tej porze. Poprzednie nightbike'owe powroty to totalnie zero samochodów przez kilka-kilkanaście kilometrów. Teraz prewencyjnie zjeżdżałem na pobocze. Bezpieczeństwo przede wszystkim. Do domu wróciłem jakoś po godzinie 20. Ostatnie 30 km na zgonie, bo częściowo z lenistwa, a częściowo z obrzydzenia nie chciało mi się wyciągać 7daysów. Chyba jednak z obrzydzenia. Trzy, cztery miesiące temu brałem na wyjazd tylko 7daysy i trauma monotonii smaku pozostała do dziś.

Możliwe, że to był mój ostatni wyjazd w tym roku. Za tydzień pewnie nic z tego, a potem spodziewam się covidowego armagedonu, lock downu i różnych zakazów.
Niedziela, 11 października 2020Kategoria ..>100km, ..>150km, .Bridgestone., Night Bike, zz Foto zz

Wycieczka do Barlinka i Choszczna

Rower:Bridgestone
189.33 km (10.00km teren) czas jazdy: 09:05 h AVS:20.84km/h

Na dzisiaj rozpatrywałem dwie możliwości: wycieczkę nad morze lub jedną z przyjemniejszych tras, jaką w tym roku jechałem. Wybór padł na zmodyfikowaną powtórkę tego, co znane, czyli pętlę przez Barlinek i Choszczno.


Tym razem dojazd do Pyrzyc zrobiłem nieco inaczej, ponieważ szlakiem rowerowym przez Płonię (zlokalizowany wzdłuż dawnej DK3; bardzo brakowało takiego połączenia) i Kołbacz, a potem wioseczkami. Było trochę szutru, bruku i betonowych płyt, ale na szczęście bez psów we wsi. Zmyliło mnie google maps, którego nie przejrzałem w street view. Chociaż gdybym wiedział, że będzie bezpsiarnie, to pewnie bym też to wybrał.

Widok z Mostu Cłowego


Nowy szlak od ulicy Dąbskiej w kierunku Płoni




Ścieżka rowerowa wzdłuż dawnej DK3




Dojeżdżam do Kołbacza


Na wyjeździe z Dębiny


Ruiny kościoła z XV w Ryszewie

Od Pyrzyc już pełna asfaltowa kulturka. W Przelewicach miałem ucieczkę przed biegającym psem, a kilkaset metrów dalej, kiedy przyjrzałem się łańcuchowi w czasie jazdy i po zejściu z roweru, okazało się, że mam awarię, bo jeden z pinów się rozpiął. Pierwsze oznaki kłopotów pojawiły się za Pyrzycami, ale początkowo nie zorientowałem się, że to aż tak źle. Geneza problemu jest taka, że raz zostawiłem smar Rohloffa w samochodzie i zastępczo posmarowałem łańcuch jakąś oliwka z bikestacji (a błąd!). Od tej pory okropnie łapie piach.Taka gęstwina smarnopiachowa mi się zebrała, że po wejściu między elementy rozepchało blaszkę na bok. Stało się to w miejscu łączenia na pinie montażowym, który od samego początku wydawał mi się nieco zbyt krótki w porownaniu do reszty pinów.

Inwentaryzacja posiadanych materiałów naprawczych i uszkodzenia oraz analiza sytuacji, czyszczenie kółek przerzutki i łańcucha oraz zabawa skuwaczem zabrały mi prawie godzinę. Byłbym zapomniał: do tego czasu należy doliczyć także konsumpcję strucli z jagodami. Skróciłem łańcuch o jedno ogniwo i chociaż tym razem miałem małego farta na pocieszenie, bo po zapięciu zwykły pin ustawił się zapewniając swobodny obrót. Szkoda, że kilka miesięcy temu się tak nie udało, to bym teraz pewnie nie miał takiej niespodzianki, mimo tego piachobrudosmaru na łańcuchu.

Barlinek przejechałem bez jakiegokolwiek zwiedzania, chcąc jak najdalej zajechać za widnego.


Jadąc w kierunku Choszczna


Jedno z ostatnich dzisiejszych zdjęć, na którym jeszcze coś widać

Ta godzinna przerwa z łańcuchem spowodowała, że do Choszczna dojechałem o godzinie 19 i nie załapałem się na ładne widoki, była już noc. Ostatnie 80 km jechałem już w całkowitej ciemności. W Kunowie myślałem, że będzie ze mną krucho, bo na chodniku przy jakiejś posesji z otwartą bramą zobaczyłem dwa duże psy luzem. To jest minus tej mojej latarki, że świeci za bardzo do przodu, a za słabo na boki. Droga dziurawa, bieg nie ten, nie ma jak uciekać. Skierowałem strumień światła na te psy i one w tym momencie uciekły na posesję. Może ten kop świetlny je przestraszył. Krzyknąłem jeszcze w kierunku tej nieruchomości, żeby ktoś te psy zabrał, odpalilem światło na maksymalny poziom i zacząłem zapierdalankę na całego nie patrzac na dziury. Nie biegły za mną. Na wszelki wypadek już na zawsze odpuszczam sobie te drogą powrotną. Ewentualnie pozwolę sobie na jazdę w dzień.

Z Motańca pojechałem po DK10, już się przyzwyczaiłem, ruch był niewielki. Do domu wróciłem przed północą, na pełnym zgonie. Jeszcze rozważałem wcześniej czy dobijać do 200, ale teraz to myślałem tylko o tym, żeby się dobić do domu, do herbatki, ciasta i klapnąć na odpoczynek. Szybko się robi ciemno, nie mam kiedy jeździć w tygodniu i forma na weekend spada. Trzeba się pożegnać z dwusetkami i przywitać ze 150.
Sobota, 3 października 2020Kategoria ..>100km, ..>150km, .Bridgestone., Night Bike, zz Foto zz

Wycieczka do Starego Warpna, Ueckermunde i Torgelow

Rower:Bridgestone
152.60 km (11.00km teren) czas jazdy: 07:08 h AVS:21.39km/h

Dzisiaj wybrałem się pozwiedzać tereny na północny zachód od Szczecina. Ostatni raz byłem tutaj tak dawno temu, że nawet nie pamiętam kiedy. Przeglądając archiwum widzę, że był to rok 2013. Z tej przyczyny wybrałem nieświadomie trasę momentami bardziej dla roweru MTB. Pierwotnie miałem ochotę odwiedzić Anklam, ale to sobie zostawiam póki co na inny termin.


Jechałem z kierunkiem ruchu przeciwnie do wskazówek zegara. Do Dobieszczyna był spory ruch aut, później znacznie zmalał. Parę km po przekroczeniu granicy popełniłem błąd i wybrałem drogę, której dalszy fragment miał warstwę ścieralną nawierzchni z chamskiej kostki z szerokimi pustawymi spoinami, dlatego gdy tylko pojawił się znak o szlaku rowerowym po śladzie dawnej kolejki wąskotorowej, to od razu skorzystałem.


Niestety w NRD często na takim starym szlaku nie ma asfaltu tylko ubita ścieżka leśna lub jakaś gruzodroga. W najlepszym wypadku mogłem jechać 20 km/h, a w najgorszym jakieś 12. Nie przyflaczyłem.






Po jakimś czasie zaczął się chyba całkiem nowy fragment szlaku, bo wykonany z równego asfaltu. W bardzo atrakcyjnie położonym blisko Jeziora Nowowarpieńskiego miejscu zlokalizowano punkt widokowy, gdzie zrobiłem parę ładnych zdjęć. Na wieżyczce czuć było mocny wiatr.






Później kawałek drogi w terenie i ostatecznie dojechałem do glówniejszej drogi. Stąd skręt w prawo w kierunku Altwarpu i jak się po niewielkim czasie okazało po kostce, która kilkanaście lat temu zerwała mi szprychę w przednim kole, nie ma dziś śladu. Jest piękna nowa droga asfaltowa, a obok niej równie fajna asfaltowa ścieżka rowerowa. Zanim się dojedzie do Altwarpu jest jeszcze miejsce postojowe z punktem widokowym, ale fotki nie wrzucam.

Samo Stare Warpno wygląda tak ładnie, że powinno się zamienić nazwami z Nowym Warpnem. W NRD jest świeżo, klimat turystyczny i nie czuć atmosfery biedy. Po drugiej stronie jeziora z kolei jest miejscami świeżo, nie czuć klimatu turystycznego, a ze starych zabudowań trochę jednak bieda jest wyczuwalna. Mimo wszystko tegoroczny sezon letni zupełnie odmienił moje dotychczasowe preferencje szosowe i Niemcy nie są już takim kierunkiem pierwszego wyboru do kręcenia.






Widoczne z daleka Nowe Warpno.

Dzisiaj o wiele bardziej wolę jeździć po polskich okolicach niż niemieckich. U nas jest większa różnorodność, bo z jednej strony powstało bardzo dużo ścieżek i szlaków rowerowych z asfaltową nawierzchnią, a z drugiej jest jeszcze wciąż dużo miejsc, gdzie są stare wyboiste drogi. Poza tym jadąc w nieznane w Polsce bardziej wiem czego się spodziewać, tj. owych dziur w nocy i potencjalnego goniącego na wsi psa luzem i sebixa, dla którego specjalnie zjadę na pobocze gruntowe, żeby jechał szybciej na swoje spotkanie biznesowe do sąsiedniej wsi. Tych nieznanych miejsc w rejonie powoli robi się coraz mniej, a jadąc po kilku latach przerwy do tych znanych wracają wspomnienia dawnych wyjazdów z kolegami i tęsknota do zawrotnej prędkości 25 km/h, z którą niegdyś jeździłem.

W tym miejscu przydałoby się jakieś płynne przejście, lecz go nie będzie. Napiszę za to, że po zrobieniu paru zdjęć i przepakowaniu prowiantu ruszyłem w kierunku Ueckermunde. Wjechałem od strony plaży. Ze zdjęć tego nie widać, ale bardzo dużo ludzi było i parking dla samochodów pełen. Ciekawe jaki współczynnik R.



















Pozwiedzał, pozwiedzal i ruszył do Eggesin..


.. a potem do Torgelow










Z Torgelow rozpocząłem powrót w kierunku na Pasewalk. W ciągu ostatnich lat powstała fajna asfaltowa ścieżka, więc nie musiałem się dzielić jezdnią z samochodami. Robiło się chłodniej, poubierałem się cieplej i rozpocząłem końcowy etap konsumpcji żywności. Do samego Pasewalku nie dojechałem, ponieważ z perspektywy komfortu psychicznego wolałem wracać w nocy przez Blankensee niż przez Loecknitz i Lubieszyn. Jest parę gospodarstw z psami, a nie przepadam jak w ciemności kudłaty drze na mnie japę, a ja tylko gdybam czy właściciel zanim go spuścił na biegi to pamiętał zamknąć bramę na noc.

Do domu wróciłem relatywnie wcześnie, dziś był krótki night bike. Na dobrą sprawę, to ten wyjazd mnie nie tyle zmęczył, co wygłodził. W trasę zabrałem tylko 5 małych kanapek i dwa jajka, bo skończyły mi się jakieś fajne czekoladowe zagrychy, o gorzkiej czekoladzie zapomniałem, a schabowe to bym chyba prędzej jako podkładki żelowe na kierownicę użył niż jako paliwo. Jeszcze fakt, że dzień wcześniej wróciłem z małego wyjazdu samochodem i przez dwa, trzy dni mniej jadłem to były powody, dla których odpuściłem sobie kierunek Anklam i 200 km wycieczkę na dziś.
Niedziela, 20 września 2020Kategoria ..>100km, ..>150km, .Bridgestone., Night Bike, zz Foto zz

Wycieczka do Stargardu, Dobrzan, Ińska i Chociwla po raz drugi

Rower:Bridgestone
187.33 km (0.20km teren) czas jazdy: 08:38 h AVS:21.70km/h

Na dzisiejszy wyjazd miałem trzy różne koncepcje. Początkowo chciałem jechać nad morze. Rozważałem też kolejny wypad do Niemiec, tym razem m.in. w okolice Ueckermunde. Tymczasem po przeczytaniu jeszcze raz wszystkich wpisów z wycieczek 100+ z tego roku oraz obejrzeniu zdjęć na kompie zdecydowałem się na przejechanie tej samej trasy, którą zrobiłem około miesiąc temu. Bardzo mi się podobają te okolice. Dużo jezior i lasów, ale także pola i łąki. Piękne krajobrazy.



Dojazd do Stargardu przez Wielgowo i Niedźwiedź. W okolicy Miedwia znowu bardzo dużo ludzi, także rowerzystów. Za Stargardem już dosyć samotnie.


Korek, koreczek, korunio.


Takie tam zdjęcie z wiaduktu na węźle Tczewska. Widok w kierunku nad morze.






68 km i przerwa na jedzonko. Miałem dzisiaj trochę pecha z butelkami. Nie moglem ustabilizować wody pod górną rurą. Dodatkowo kawałek wcześniej druga woda, którą również miałem pod rurą zaczęła się sączyć przez zakrętkę. Potem okazało się, że jeszcze butelka 1,5 L ma dziurkę u góry przez którą co jakiś czas woda kapie mi na nogi, a po powrocie do domu po jakimś czasie odkryłem, że jeszcze zrobiła się druga dziurka i mam na kaflach kałużę.


Kawałek za Dobrzanami.


Opustoszała plaża w Krzemieniu. Miesiąc temu o tej porze była tutaj masa wakacjowiczów. Teraz domki kempingowe stoją puste.





Ponieważ dzisiaj wyjechałem dopiero o godzinie 13, to gdy przybyłem do Ińska już mocno zmierzchało. Niczego nie zwiedzałem, ponieważ spodziewałem się, że w drodze powrotnej mogę mocno zmarznąć i chciałem jak najszybciej wrócić do domu. Ostatecznie jednak moje obawy się nie sprawdziły i ubiór na cebulkę + zimowy komin, jesienne rękawiczki i czapeczka dały radę. Był moment, kiedy temperatura spadła poniżej 6 stopni Celsjusza, a mi było ciepło.

Kiedy dojechałem do Chociwla zupełnie nie miałem ochoty kręcić przez wioski bocznymi drogami i omijać dziury, narażać się na ganiające po wsi psy. Zdecydowałem, że pojade do Stargardu po DK 20. To było dobre posunięcie. W nocy kierowcy wyprzedzają większym łukiem, a dodatkowo miałem z tyłu 3 lampki, więc i łuk dodatkowo był większy. Z przodu Fenix BC30, który w najmocniejszym trybie ciągłym strzela 1200 lumenami, w nieco słabszym 500. Dla mnie wystarczające było 200 + doświetlenie nieco dalej, ale punktowo lampką z Lidla. Niby 200 lm ponoć można świecić przez aż 10 godzin, jednak nie podają przy jakiej pojemności ogniw. W każdym razie i tak miałem dodatkowy komplet na zapas.

Zgona zacząłem delikatnie łapać jakoś przez Motańcem i to było w okolicy 150 km. Po 170 km, gdy już byłem na prawobrzeżu zgon zdążył się już ładnie uaktywnić. Chciałem przejechać 200 km, ale czołgałbym się przez dodatkową godzinę po mieście, więc uznałem, że nie trzeba.

Podsumowując: trasa prowadząca przez urokliwe miejsca, niestety przez późny start skazałem się na jazdę po ciemku i brak walorów widokowych. Pierwszy raz od dawna zjadłem całe żarcie i nie czułem ochoty na więcej. Jak zwykle wróciłem z nadmiarem wody. Dzisiaj jechałem bez plecaka, bo za każdym razem jego obecność sprawia mi dyskomfort i dla pleców o niebo lepiej. Teraz, gdy wpadłem na pomysł podczepiania ciuchów bezpośrednio do kierownicy, to na 200 km plecak nie jest mi już potrzebny.

Blogi rowerowe na www.bikestats.pl