Informacje

  • Wszystkie kilometry na BS: 75091.76 km
  • Niektóre km w terenie na BS: 8170.47 km
  • Czas na rowerze na BS: 154d 08h 37m
  • Prędkość średnia na BS: 20.26 km/h
  • Więcej informacji

Moje rowery

Tak daję czadu w 2023: button stats bikestats.pl
Tak dawałem czadu wcześniej:

Licznik odwiedzin

od VI 2023

Statystyki zbiorcze na stronę

Szukaj

Znajomi


Archiwum

Linki

Wpisy archiwalne w miesiącu

Listopad, 2020

Dystans całkowity:452.07 km (w terenie 14.00 km; 3.10%)
Czas w ruchu:23:37
Średnia prędkość:19.14 km/h
Liczba aktywności:3
Średnio na aktywność:150.69 km i 7h 52m
Więcej statystyk
Niedziela, 22 listopada 2020Kategoria .Bridgestone., Night Bike, zz Foto zz

Na północ od Szczecina

Rower:Bridgestone
54.44 km (0.00km teren) czas jazdy: 03:04 h AVS:17.75km/h

Dzisiejszy dzień był pechowy. Zaczęło się od tego, że zaspałem i nie usłyszałem budzików o 4 rano. Obudziłem się dopiero przed 9 i uznałem, że (rebus): wyraz na "j" + wyraz "to", śpię dalej, wymyślę nową trasę, gdy się obudzę. Pospałem do 12 budząc się jeszcze kilka razy co jakiś czas i nie mając pomysłu na trasę zastępczą, bo co tu dużo mówić każda krótka trasa zaczyna się nudnym wyjazdem poza miasto i kończy w nocy, kiedy każde miejsce wygląda tak samo.

Gdy wstałem, padał deszcz, więc jeszcze kilka godzin musiało minąć. Ostatecznie wystartowałem o 16:40, gdy było już ciemno i nie miałem co się łudzić, że zrobię pętlę przez Nowe Warpno. Pojechałem po prostu do Dobrej, Bartoszewa i Polic. Powrót do Szczecina przez Skolwin i Gocław. Prawie całą drogę bolało mnie kolano, które przeciążyłem dwa wyjazdy temu wychodząc po dwutygodniowej przerwie. Dobrze, że już tylko jedno.


Stary helikopter strażacki pod siedziba Państwowej Straży Pożarnej w Policach

Wyjeżdżając z Żelechowej zrobiłem sobie małą pauzę, ale nie napiszę w jakim celu. Nadmienię tylko, że wtedy okazało się, że mam flaka w tylnym kole. Znalazłem dogodne miejsce i szybko w prawdopodobnie godzinkę uporałem się ze zmianą dętki. Myślałem, że będzie gorzej, ale w świetle lampki dało radę. Nawet udało mi się na chwilę zgubić gdzieś na trawie nakrętkę od tylnej osi. Musiałem znaleźć, bo to specjalna końcówka od Tacxa. Coś te moje opony nowe mają pecha lub po prostu są kiepskie. Na 4 ostatnie wyjścia miałem 3 flaki i dwa z nich to nawet nie mam pojęcia, gdzie mogły się stać. Później już żadnych ciekawostek nie było.

Dzisiejszy dzień to był trochę test termiczny. Przy podobnej temperaturze zwykle miałem kłopot z zimnem wpadającym przez otworki, które zrobiłem w okolicy uszu w czapce, żeby przepuścić oprawki okularów. Wczoraj wykorzystałem stare zniszczone ocieplacze, żeby zrobić dodatkową warstwę osłonową, którą przymocowałem do pasków kasku. Rozważałem opcję z przyszyciem na stałe, ale to głupi pomysł, bo jeszcze może jakiś wyjątkowo ciepły dzień i wtedy będzie mi za gorąco. Na stałe przyszyłem na paskach kasku guziki, do których to przyczepiam ten teoretyczny windstoper naciętymi rozporkami. Dzisiaj to zdało egzamin.

Drugi test to jednorazowe rękawiczki foliowe, które ubrałem na zewnątrz na normalne rękawiczki. Pomogło, jednak spodziewałem się czegoś więcej.
Środa, 11 listopada 2020Kategoria ..>100km, ..>150km, .Bridgestone., Night Bike, zz Foto zz

Pechowa wycieczka do Dobrzan

Rower:Bridgestone
176.82 km (12.00km teren) czas jazdy: 09:45 h AVS:18.14km/h

Ależ dzisiaj miałem pechowy dzień. Zaczął się źle właściwie już wczoraj późnym pójściem spać. Z tego powodu, kiedy o 4:00 zadzwonił budzik, przestawiłem na 5:00 i na 6:00. Ostatecznie wstałem właśnie o 6. Zanim się wyszykowałem wybiła godzina 9. W takim wypadku pierwotny plan już nie był do zrealizowania.


Chciałem dzisiaj pojechać przez Stargard, Dobrzany i Ińsko do Drawska Pomorskiego. Powrót był kiepsko zaplanowany niezbadanymi drogami. Niestety późno wystartowałem, kiepsko mi się jechało, było zimno, za lekko się ubrałem. Cały czas czekalem na te 6*C, co widziałem na prognozie, ale maks chyba był poniżej 5 w trasie. Ubrałem dzisiaj najgrubsze ocieplacze jakie mam (Shimano S3000X+ czy coś podobnego), spodziewając się, że najwyżej się przepocę, a tymczasem marzłem.

Nowa trasa do Stargardu okazała się niewypałem. Pojechałem po szalku 20A przez Płonię. Trasa jest bardzo przyjemna, ale na MTB, a ja się bawiłem w małego gravelowca.



Musiałem jechać powoli, ale i tak przesadziłem, a to poskutkowało flakiem. Powietrze zeszło dopiero na węźle Stargard Zachód, mała dziurka w dętce, ale rozcięcie w oponie o długości kilku mm. Całe szczęście flak w przednim kole, czyli mniej roboty, ale 40 minut i tak poszło. Dokleiłem łatkę po wewnętrznej stronie opony i wsadziłem nową dętkę. Po ostatnim flaku w trasie i 3 godzinach w plecy na zabawę w klejenie kilka razy i podchody z psami, które myślałem, że są porzucone, a najprawdopodobniej sobie poszły ze wsi na spacer, dzisiaj miałem ze sobą 2 dętki i od razu zdecydowałem się na wymianę. Przez tego flaka dojazd do Stargardu zabrał mi prawie 4 godziny, a tak zmieściłbym się w 3 pewnie.

W Stargardzie kolejna niespodzianka, bo trasa, którą sobie wyznaczyłem, która miała być krótsza, doprowadziła mnie do furtki na jakąś posesję. Wykombinowałem coś na szybko patrząc na mapę i wkrótce przywitał mnie bruk oraz droga gruntowa.


Tak oto dojechałem do Ulikowa. A tutaj kontynuacja kiepskiej nawierzchni plus czerwone na przejeździe.

Zgaduj, zgadula czy poczekałem:P


Za chwilę zawitałem już na standardowej właściwej trasie.


To charakterystyczne miejsce. Kolejny raz pstrykam tutaj zdjęcie. Teraz ładnie widać jesień.

Gdy dojechałem do Dobrzan, uznałem, że nie ma się co łudzić, że zrealizuję plan na dzisiaj i postanowiłem rozpocząć powrót. Oczywiście inną drogą niż przyjechałem. Tutaj właściwie był kłopot z dobraniem trasy, bo w kierunku zachodnim nie było ciągłości dróg, musiałbym się jeszcze oddalać, żeby dojechać do drogi, którą poprzednio wracałem z Ińska. Planując na komputerze trasę powrotną brałem pod uwagę ewentualną konieczność jazdy drogami polnymi lub gruntowymi i prowadzenia roweru. I tak teraz wyszło mi 3,5 km w terenie po pieszczystej drodze, która potem przeszla w drogę leśną, bardzo rozjechaną traktorami, w koleinach kałuże, dużo błota, trochę prowadziłem. W piachu też trudno było jechać, bo się zakopywałem. W końcu dotarłem do wsi Lisowo, na szczęście nie wybiegł żaden pies. Za to wcześniej w jakiejś wiosce już kolejny raz napotkałem tego samego kurduplopsa, który był puszczony samopas. Opracowałem sposób na takie średnie/mniejsze złośliwe ganiające za rowerzystami: dobieram optymalnie przełożenie, żeby dynamicznie uciekać, ale nie uciekam od razu na bok, tylko jadę centralnie na takiego psa, a jeśli jest noc to dodatkowo oślepiam go na maxa. Pies zawsze robi unik, ale przez to nie jest w stanie nabyć rozpędu i biec w moim kierunku.. Ja robię unik w drugą stronę i rura, a hałhał nie ma szans dogonić. Oczywiście procedura ta nie dotyczy dużych psów, bo one są naprawdę groźne i wtedy wolę się zatrzymać z oddali. Tak w ogóle, pies jest najlepszym przyjacielem człowieka i jednocześnie największym wrogiem rowerzysty.

W Lisowie złapałem asfalt i dwie opcje: DK 20 na Strargard lub DW 142 (berlinka). Obie wersje nieprzyjazne dla rowerzystów. Wybrałem DW 142, bo dawała kilka wariantów do wyboru. Sfrajerowałem się, bo okrężną drogą ostatecznie i tak dojechalem do Stargardu. Zmieniłem zaplanowany na kompie powrót, bo nie chciałem już w nocy kombinować bocznymi drogami.

Wracając ze Stargardu, kiedy byłem już w Kobylance i marzyłem, że już niedługo wypiję ciepłą herbatkę w domu, wyrzuciłem papierki po wafelkach i zrobiłem przegląd zawartości torebki. Okazało sie, że zgubiłem kabelek usb, którym ładuję na wycieczkach komputerek (w opisie było, że wytrzymuje 16 godzin, a to ściema, bo realnie to pada mi po maksymalnie 10, a minimalnie 8). Ponieważ to najbardziej ergonomiczny, bo bardzo krótki kabalek, to uznałem, że przejadę się do Stargardu i poszukam go. Na wyjeździe ze Stargardu koło Shella robilem małą przerwę, jadlem, podnosilem papierki z ziemi, wtedy też odłączyłem ładowanie i pomyślałem, że pewnie tam upadł mi na ziemię. Na szczęście w rzeczywistości nie musiałem jechać aż tak daleko, bo kabelek leżał jeszcze przez tymi wywijasami przed kładką. Opłacało się zrobić te dodatkowe 11 km.

Wróciłem do Kobylanki, dalej Motaniec. Powrót oczywiście po DK10. Jazda w nocy przez Niedźwiedź i Zdunowo jest taka nieprzyjemna, że chyba już nigdy nie wybiorę takiego powrotu. Na DK 10 mały ruch był dzisiaj. Pare razy poczekałem na poboczu, gdy było wąsko, a tak to bardzo bezpiecznie było. Dodatkowo wiadukt na węźle DK10 z S3/S6 jest już całkiem przejezdny, ale nadal jest w budowie, więc na spokojnie mogłem sobie pojechać w odosobnieniu od aut.

Do domu wróciłem przed 22:30 oczywiście, że z niedosytem.

Niedziela, 8 listopada 2020Kategoria ..>100km, ..>150km, ..>200km, .Bridgestone., Night Bike, zz Foto zz

Wycieczka nad Morze Bałtyckie

Rower:Bridgestone
220.81 km (2.00km teren) czas jazdy: 10:48 h AVS:20.45km/h

Myślałem, że poprzednia wycieczka to będzie już tegoroczny finisz i w poprzedni weekend całkowicie odpuściłem plany rowerowe. Co prawda w piątkowe popołudnie wraz z ogłoszeniem o zamknięciu cmentarzy, wizja wyjścia na rower się znowu pojawiła, ale zdecydowałem, że i tak odpuszczam, bo mentalnie miałem zaplanowane już inne rzeczy. Minął jednak kolejny tydzień i uznałem, że bez jazdy na rowerze jest nudno. Dlatego tym razem wybrałem się w kolejną "ostatnią wycieczkę" w tym roku.


Postanowiłem odwiedzić Międzywodzie, ponieważ jest chyba najbliżej od Szczecina spośród miejscowości nadmorskich. Po 13 dniach przerwy i tak podejrzewałem, że to się może źle skończyć, ale finalnie było nawet ok. Wstałem przed 4:30 i zdążyłem wyjechać kilka minut po 7 rano. Przywitała mnie mgła. Po 4,5 km musiałem delikatnie usuwać wilgoć ze szkieł okularów. Potem jeszcze raz po 10 km. W tym roku zachowałem się jak okularowy żółtodziób, bo czyszcząc okulary na wycieczkach bardzo porysowałem sobie szkła. Teraz jestem już bardzo ostrożny i tylko przytykam chusteczkę by zdjąć wilgoć, nie pocieram nic i nie staram się wyczyścić.


A wracając do wycieczki. Dojazd do Goleniowa przez Kliniska i Sowno. Właściwie to na rogatkach Goleniowa odbiłem w kierunku północnym na Stepnicę. W przeciwieństwie do wakacji, to ruch był dzisiaj bardzo niewielki. W Stepnicy zrobiłem krótką przerwę na zwiedzenie plaży i zrobienie kilku zdjęć. Same jesienne, melancholijne widoki. Tak było dzisiaj przez całą drogę, oprócz tych momentów, przez które było inaczej.














Potem kontynuowałem do Wolina identyczną trasą jak w wakacje.








Z Wolina kierunek na Międzywodzie. Jadąc na północ miałem po swojej prawej stronie Zalew Kamieński.



Piękna jesień!








Po 107 km dotarłem na plażę i uznałem, że czuję się na tyle dobrze i jest na tyle wcześnie, że zmienię i wydłużę sobie trasę. Pojechałem na wschód w kierunku Dziwnowa i Dziwnówka z planem odbicia na południe do Kamienia Pomorskiego i powrotu wzdłuż wschodniej linii Zalewu Kamieńskiego.













Niestety moj Sigma Rox12 ma bardzo mały ekran i o ile do nawigowania po zaplanowanej w komputerze trasie nie jest to żadnym problemem, to jednak do mentalnego projektowania trasy ad hoc lub robienia analiz i porównań różnych wariantów potencjalnej trasy się nie nadaje. Następnym razem w podobnej sytuacji odpale google maps, żeby się upewnić czy dobrze jadę. Zamiast pojechać wzdłuż Zalewu Kamieńskiego wpakowałem się na drogę wojewódzką, na której był spory ruch, debili nie brakowało. W pewnym sensie nawet im kibicowałem, bo mam na kierownicy pod palcem taki przycisk do puszczania strzałów 1800 lm z lampki. Ale ogólnie ta droga to była nieprzyjemność, dużo schodziłem na bok, jedyna sympatyczna chwila to widok taki jak na zdjęciu niżej.


Na tych moich wyjazdach rowerowych na których odwiedzam wiejskie wsie coraz częściej widzę nowe markety Dino i praktycznie wszystkie z nich mają lokalizacje jak McDonald's wśród marketów. Wczoraj spotkałem jeden taki supermarket przy drodze wojewódzkiej, nawet nie we wsi.


Kamień Pomorski widoczny z oddali

W końcu dotarłem do Parłówka i mogłem sie poczuć bezpiecznie odłączając się od ruchu samochodowego. Kawałek dalej w Ostromicach wjechałem na nową S3 w budowie.





Jeszcze kawałek dalej była przekładka ruchu z jednej jezdni na drugą, a ja zdecydowałem się zjechać z budowy na drogę boczną widoczną z prawej strony. Zrobiło się na tyle ciemno, że nawet jeśli druga nitka teoretycznie była przejezdna, to mógłbym na coś się wpakować. Tak dojechałem do Przybiernowa. Tutaj miałem mały dylemat, nowe drogi, rondo i znak ślepa droga. Ostatecznie i tak wylądowałem na tej drodze, a dopiero po chwili się zorientowałem, że to oznaczenie ślepości będzie zwiastować, że kawałek dalej na tej drodze są roboty drogowe i nie ma przejazdu dla samochodów, ale rower sobie poradzi. Stara DK miała lekko zmieniany przebieg w okolicy nowobudowanych wiaduków z przejściami dla zwierząt i wiązało się to z usunięciem starej nawierzchni, więc miałem trochę terenu. Niestety pare km dalej czyli za Babigoszczą musiałem na chwilę wjechać na DK z autami na tym odcinku z pachołkami, to oczywiście oznaczało kilka podejść i oczekiwanie na najbardziej bezpieczny moment do jazdy. Kilikaset metrów dalej znowu opuściłem samochodowe towarzystwo, bo znowu wjechałem na starą trójkę i tak dotarłem do Miękowa, a potem do Goleniowa. Z Goleniowa powrót przez Lubczynę a to z tego względu, że jakoś wydaje mi się mniej prawdopodobne spotkać tam wiejskiego psa, a poza tym nie ma lasu, więc i o sarnę trudniej. Kawałek za Lubczyną wymieniłem akumulatorki w lampce przedniej, podejrzewam, że i tak by wystarczyły, ale tak prewencyjnie, żeby nie było niespodzianki, bo kolor diody sygnalizacyjnej się zmienił z zielonego na czerwony. Do domu wróciłem około 21:00.

Samolot na terenie aeroklubu w Dąbiu W środku siedzi manekin, który wygląda dosyć upiornie z bliska

Nigdy nie jechałem takiego dystansu o takiej porze roku i nie byłem pewien czy biorę optymalny zestaw ciuchów, ale okazało się, że wszystko było poprawnie. Gdybym znalazł jeszcze drugie za duże ocieplacze, to bym w trasie powrotnej dodatkowo je ubrał i by było perfect. Rano temperatura była w okolicy 5*C, w ciągu dnia doszła do 10*C, a w trasie powrotnej minimalnie zeszła poniżej 4*C i był moment, kiedy w stopy było mi za zimno trochę, ale to krótki fragment za Goleniowem. Dzisiaj przesiadłem się na okres zimowy znowu na stare buty o cieńszej podeszwie (nowe buty + ocieplacze = za ciasno w palce, w lecie daję radę, ale na jesieni nie ma bata, żebym wytrzymał) i nagle siodełko zaczęło mi się wydawać zbyt wysoko ustawione (chociaż od 10 lat jest dokładnie w takiej samej pozycji). Prędzej czy później czeka mnie ciekawa przeprawa z tym, żeby uwolnić zapieczoną sztycę. Zastanawiam się nad nowym rowerem za rok lub dwa, a wcześniej jeszcze mam w planach mały duży upgrade obecnego napędu i kół i jeśli się powiedzie (a będzie to obejmować poszerzanie tylnego trójkąta ramy, żeby zmieścić szerszą współczesną piastę), to chyba oleję temat nowego roweru.

Blogi rowerowe na www.bikestats.pl