Sobota, 18 lipca 2020Kategoria ..>100km, ..>150km, .Bridgestone., zz Foto zz
Wycieczkowa pętla przez Trzcińsko-Zdrój, Chojną i Schwedt
Rower:
Bridgestone177.55 km (11.00km teren) czas jazdy: 08:47 h AVS:20.21km/h
Na dzisiaj zaplanowałem sobie krótszy wyjazd niż poprzednio. Dystans
taki, jak moment, gdy tydzień temu zaczął mnie łapać zgon. Było
zdecydowanie lepiej, jeszcze trochę zapasu w sobie dzisiaj miałem.
Początek trasy to dojazd do Gryfina, jednak tym razem przez Kołbaskowo i niemieckie wioski. To był bardzo dobry pomysł, ponieważ w mieście i na drodze w kierunku Kołbaskowa był bardzo duży ruch samochodowy.
Widoki z mostu na przejściu granicznym w Mescherin koło Gryfina
Widoki z mostu na przejściu granicznym w Mescherin koło Gryfina
Z Gryfina złapałem szlak rowerowy nr 3 w kierunku Trzcińska-Zdroju.
Trasę narysowałem w Sigma Data Center i ROX miał być pilotem. Szybko jednak musiałem wyłączyć dźwięk, bo najwyraźniej popełniłem błąd w ustawieniach i chciał mnie przerzucać ze szlakow rowerowych na drogi, wymyślał trasy alternatywne lub niedokładność położenia powodowała, że mówił, iż zgubiłem trasę. To jednak tak naprawdę nieistotne drobnostki. Jest 100x lepiej niż korzystając z GPSa w telefonie. Mając narysowaną trasę i przygotowaną wcześniej w głowie i tak jedzie się jak po sznurku, a dodatkowo przeglądanie mapy to bajka.
Nie ma czegoś takiego jak mieć zbyt dużo wody, kiedy się jedzie na długą wycieczkę.
4,5 L wody przyczepione do roweru, ale tym razem bez bagażnika. W plecaku jeszcze 1,0 L i w kieszonkach koszulki 0,6 L. Gdy wróciłem do domu zostało z tego może pół szklanki.
Minus takich zapasów jest oczywiście taki, że czuję się jak ciężarówka, jadę powoli i się dziwię dlaczego tak się dzieje. Dopiero pod koniec w drodze powrotnej mogłem się normalnie rozpędzić.
Z Trzcińska-Zdroju skierowałem się do Chojny, jadąc jak najwięcej po szlaku rowerowym.
Niestety chyba 2-3 km musiałem jechać też po DK26, ale akurat nie było ruchu. W Chojnie zrobiłem sobie krótką przerwę na konsumpcję i przelanie wody do podręcznych butelek.
Kościół Mariacki w Chojnie robi ogromnie wrażenie.
Wieża ma wysokość ponad 100 m. Z bliska prawdziwy gigant.
Wystartowałem w dalszą trasę bocznymi drogami. Kierunek oczywiście na Schwedt.
Paralotnia
Widoki z mostu w Krajniku Dolnym
Widok na polską stronę
Ze Schwedt wyjechałem w miarę szybko, ponieważ koniecznie chciałem zdążyć przejechać leśne odcinki za jasnego, żeby nie wybiegały mi przed koło sarny lub jenoty.
Ostatni postój na najlepszego izotonika, czyli kanapkę ze schabowym.
Koszenie trawy na wale
Niespodzianka, nie można dojechać do Gartz. Na długości około 10 km szlak Odra-Nysa jest w przebudowie i musiałem jechać po drodze B2. Ruch był jednak bardzo niewielki, a niemieccy kierowcy zjeżdżali na drugi pas, gdy mnie wyprzedzali.
Asfaltowe pasy ruchu dla rowerów
Kościół w Gartz nad Odrą
Do domu wróciłem 23:15 w zdecydowanie lepszej kondycji niż ostatnio.
Jeszcze kilka słów o komputerku. Wycieczka zabrała w sumie 11 godzin, z czego 9 godzin jazdy. Komputerek zużył 75 procent baterii (po powrocie było 45%, ale w trasie doładowałem 20% na zapas). 60-65% trasy jechałem bez podświetlenia, ponieważ nic nie dawało w słońcu i samoistnie było widać zawartość ekranu, resztę trasy z niskim podświetleniem. Mając powerbank, to od strony energetycznej nie ma tutaj żadnego limitu właściwie dla wycieczki jedno-, a nawet półtoradniowej.
Początek trasy to dojazd do Gryfina, jednak tym razem przez Kołbaskowo i niemieckie wioski. To był bardzo dobry pomysł, ponieważ w mieście i na drodze w kierunku Kołbaskowa był bardzo duży ruch samochodowy.
Widoki z mostu na przejściu granicznym w Mescherin koło Gryfina
Widoki z mostu na przejściu granicznym w Mescherin koło Gryfina
Z Gryfina złapałem szlak rowerowy nr 3 w kierunku Trzcińska-Zdroju.
Trasę narysowałem w Sigma Data Center i ROX miał być pilotem. Szybko jednak musiałem wyłączyć dźwięk, bo najwyraźniej popełniłem błąd w ustawieniach i chciał mnie przerzucać ze szlakow rowerowych na drogi, wymyślał trasy alternatywne lub niedokładność położenia powodowała, że mówił, iż zgubiłem trasę. To jednak tak naprawdę nieistotne drobnostki. Jest 100x lepiej niż korzystając z GPSa w telefonie. Mając narysowaną trasę i przygotowaną wcześniej w głowie i tak jedzie się jak po sznurku, a dodatkowo przeglądanie mapy to bajka.
Nie ma czegoś takiego jak mieć zbyt dużo wody, kiedy się jedzie na długą wycieczkę.
4,5 L wody przyczepione do roweru, ale tym razem bez bagażnika. W plecaku jeszcze 1,0 L i w kieszonkach koszulki 0,6 L. Gdy wróciłem do domu zostało z tego może pół szklanki.
Minus takich zapasów jest oczywiście taki, że czuję się jak ciężarówka, jadę powoli i się dziwię dlaczego tak się dzieje. Dopiero pod koniec w drodze powrotnej mogłem się normalnie rozpędzić.
Z Trzcińska-Zdroju skierowałem się do Chojny, jadąc jak najwięcej po szlaku rowerowym.
Niestety chyba 2-3 km musiałem jechać też po DK26, ale akurat nie było ruchu. W Chojnie zrobiłem sobie krótką przerwę na konsumpcję i przelanie wody do podręcznych butelek.
Kościół Mariacki w Chojnie robi ogromnie wrażenie.
Wieża ma wysokość ponad 100 m. Z bliska prawdziwy gigant.
Wystartowałem w dalszą trasę bocznymi drogami. Kierunek oczywiście na Schwedt.
Paralotnia
Widoki z mostu w Krajniku Dolnym
Widok na polską stronę
Ze Schwedt wyjechałem w miarę szybko, ponieważ koniecznie chciałem zdążyć przejechać leśne odcinki za jasnego, żeby nie wybiegały mi przed koło sarny lub jenoty.
Ostatni postój na najlepszego izotonika, czyli kanapkę ze schabowym.
Koszenie trawy na wale
Niespodzianka, nie można dojechać do Gartz. Na długości około 10 km szlak Odra-Nysa jest w przebudowie i musiałem jechać po drodze B2. Ruch był jednak bardzo niewielki, a niemieccy kierowcy zjeżdżali na drugi pas, gdy mnie wyprzedzali.
Asfaltowe pasy ruchu dla rowerów
Kościół w Gartz nad Odrą
Do domu wróciłem 23:15 w zdecydowanie lepszej kondycji niż ostatnio.
Jeszcze kilka słów o komputerku. Wycieczka zabrała w sumie 11 godzin, z czego 9 godzin jazdy. Komputerek zużył 75 procent baterii (po powrocie było 45%, ale w trasie doładowałem 20% na zapas). 60-65% trasy jechałem bez podświetlenia, ponieważ nic nie dawało w słońcu i samoistnie było widać zawartość ekranu, resztę trasy z niskim podświetleniem. Mając powerbank, to od strony energetycznej nie ma tutaj żadnego limitu właściwie dla wycieczki jedno-, a nawet półtoradniowej.
Komentarze
Nie ma jeszcze komentarzy.
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!