Niedziela, 6 września 2020Kategoria ..>100km, ..>150km, ..>200km, .Bridgestone., Night Bike, zz Foto zz
Wycieczka do Morynia, Siekierek i Cedyni
Rower:
Bridgestone226.03 km (0.50km teren) czas jazdy: 10:11 h AVS:22.20km/h praca: 7672 kcal
Dzisiaj wybrałem się na południe. Celem było odwiedzenie Cedyni, do której poprzednim razem nie zajechałem, ponieważ była już noc i miałem mega zgona. Dzisiaj poszło nieco lepiej, chociaż do domu również wróciłem zajechany
.
Wystartowałem późno bo dopiero po 12:30. Zawsze mi to psuje powrót. Teoretycznie co tydzień chcę wszystko przygotować dzień, dwa wcześniej, a wychodzi jak zawsze + standardowo późne pójście spać i kłopoty ze wstaniem. Przez to ostatnie 90 km jechałem w nocy i było to nieprzyjemne. Jedyny plus to znikomy ruch samochodów.
Ze Szczecina pojechałem do Gryfina i stąd na Banie, dalej na Trzcińsko Zdrój. Unikałem dzisiaj początkowo szlaku rowerowego, ponieważ musiałbym jechać ponad 10 km po szutrze. Nie tym razem!
Dopiero w Trzcińsku na całego wjechałem na szlak rowerowy prowadzący na południe. Zaczyna się najpiękniejszy krajobrazowo fragment szlaku. Zaczynają dominować gęste lasy, zmieniają się też proporcje, bo więcej jest drzew iglastych. Szlak ten prowadzi po zrewitalizowanej trasie kolejowej. Po drodze zwiedzam jeszcze Moryń. Miejscowość ta posiada zachowane średniowieczne mury miejskie.
Po zwiedzeniu Morynia podejmuję decyzję, że dodam sobie 20-30 km, ale za to pojadę zobaczyć most w Siekierkach. Ponieważ most jest teraz rewitalizowany, to dojazd do niego jest niemożliwy, stąd brak zdjęć.
Po pocałowaniu ogrodzenia budowlanego ruszam na Cedynię, do której dojeżdżam około pół godziny przed zmrokiem. Cedynia okazała się dla mnie rozczarowaniem. Nie ma tutaj nic wartego uwagi, spodziewałem się więcej, a tak naprawdę to Cedynia jest tylko wspomnieniem po bitwie Mieszka I i z Hodonem.
Zanim ruszę w finalny powrót przeczekuję chwilowy delikatny deszczyk pod wiatą i zjadam trochę zapasów. Kilkasetmetrów dalej robię kolejny postój, aby się cieplej ubrać. Ruszam w ciemności. Dobrze, że wymieniłem baterie w jednej z lampek, dzięki temu dobrze mi oświetla drogę. Zdjęć już żadnych nie robię, bo jest czarno. Na szczęście nie spotykam po drodze żadnego biegającego psa, ani nie przebiega tuż przede mną żadna sarna. Dojeżdżam do Krajnika Dolnego, ubieram na siebie pozostałe ciuchy i z obrzydzeniem kontynuuję jazdę w ciemności. Prawie bez sił dojeźdżam do Gryfina. Potem tylko gapię się na komputerek i pozostały dystans. Wreszcie przed drugą w nocy jestem w domu. Bardzo mocno się dzisiaj zmęczyłem. Robię postanowienie, że od tej pory zrobię wszystko, żeby tylko nie musieć wracać w nocy, bo wtedy jest do dupy, nic nie widać, zostaje tylko kręcenie i marzenia o powrocie do domu, a jazda staje się liczbami na komputerku, a nie przyjemnością. Jednak znam siebie i wiem, że następnym razem też będzie wyjazd koło południa i powrót nocą. Życie.
.
Wystartowałem późno bo dopiero po 12:30. Zawsze mi to psuje powrót. Teoretycznie co tydzień chcę wszystko przygotować dzień, dwa wcześniej, a wychodzi jak zawsze + standardowo późne pójście spać i kłopoty ze wstaniem. Przez to ostatnie 90 km jechałem w nocy i było to nieprzyjemne. Jedyny plus to znikomy ruch samochodów.
Ze Szczecina pojechałem do Gryfina i stąd na Banie, dalej na Trzcińsko Zdrój. Unikałem dzisiaj początkowo szlaku rowerowego, ponieważ musiałbym jechać ponad 10 km po szutrze. Nie tym razem!
Dopiero w Trzcińsku na całego wjechałem na szlak rowerowy prowadzący na południe. Zaczyna się najpiękniejszy krajobrazowo fragment szlaku. Zaczynają dominować gęste lasy, zmieniają się też proporcje, bo więcej jest drzew iglastych. Szlak ten prowadzi po zrewitalizowanej trasie kolejowej. Po drodze zwiedzam jeszcze Moryń. Miejscowość ta posiada zachowane średniowieczne mury miejskie.
Po zwiedzeniu Morynia podejmuję decyzję, że dodam sobie 20-30 km, ale za to pojadę zobaczyć most w Siekierkach. Ponieważ most jest teraz rewitalizowany, to dojazd do niego jest niemożliwy, stąd brak zdjęć.
Po pocałowaniu ogrodzenia budowlanego ruszam na Cedynię, do której dojeżdżam około pół godziny przed zmrokiem. Cedynia okazała się dla mnie rozczarowaniem. Nie ma tutaj nic wartego uwagi, spodziewałem się więcej, a tak naprawdę to Cedynia jest tylko wspomnieniem po bitwie Mieszka I i z Hodonem.
Zanim ruszę w finalny powrót przeczekuję chwilowy delikatny deszczyk pod wiatą i zjadam trochę zapasów. Kilkasetmetrów dalej robię kolejny postój, aby się cieplej ubrać. Ruszam w ciemności. Dobrze, że wymieniłem baterie w jednej z lampek, dzięki temu dobrze mi oświetla drogę. Zdjęć już żadnych nie robię, bo jest czarno. Na szczęście nie spotykam po drodze żadnego biegającego psa, ani nie przebiega tuż przede mną żadna sarna. Dojeżdżam do Krajnika Dolnego, ubieram na siebie pozostałe ciuchy i z obrzydzeniem kontynuuję jazdę w ciemności. Prawie bez sił dojeźdżam do Gryfina. Potem tylko gapię się na komputerek i pozostały dystans. Wreszcie przed drugą w nocy jestem w domu. Bardzo mocno się dzisiaj zmęczyłem. Robię postanowienie, że od tej pory zrobię wszystko, żeby tylko nie musieć wracać w nocy, bo wtedy jest do dupy, nic nie widać, zostaje tylko kręcenie i marzenia o powrocie do domu, a jazda staje się liczbami na komputerku, a nie przyjemnością. Jednak znam siebie i wiem, że następnym razem też będzie wyjazd koło południa i powrót nocą. Życie.
Komentarze
Nie ma jeszcze komentarzy.
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!