Niedziela, 25 października 2020Kategoria ..>100km, ..>150km, ..>200km, .Bridgestone., Night Bike, zz Foto zz
Wycieczka do Cedyni przez Trzcińsko
Rower:
Bridgestone200.34 km (0.50km teren) czas jazdy: 09:57 h AVS:20.13km/h
Dzisiaj wybrałem się na południe chcąc podelektować się pięknymi leśnymi i odrzańskimi klimatami, które są w okolicy Cedyni.
W przeciwieństwie do wcześniejszych wyjazdów wystartowałem już kilka minut po 6 rano. I to był bardzo dobry ruch, bo miałem długi margines światła dziennego w razie awarii, która ostatecznie się pojawiła.
Wystartowałem przez Podjuchy do Gryfina i stamtąd kierunek na Banie. Dzisiaj jak najwięcej po nawierzchni asfaltowej. Nie korzystałem początkowo ze szlaku rowerowego, ponieważ już mam dość jazdy po szutrze, a byłoby tego około 10 km.
Chwilowa przerwa w lesie, czuć wczesną jesień
Kolejne Dino w okolicy, sakiewka się raduje
Po około 50 km, kiedy już od dobrych kilku km byłem na asfaltowym fragmencie szlaku i wjechałem w las z DW 122 łączącej na mapie Banie i Ognicę usłyszałem w lesie szczekanie. Oczywiście przyspieszyłem, ale po chwili się zatrzymałem i zawróciłem. Między drzewami wypatrzyłem dwa niewielkich gabarytów pieski. Gdy się do nich zbliżyłem to uciekły i się rozdzieliły. Objechałem las ścieżką i z drugiej strony natrafiłem na jednego z nich. No i niestety pożegnałem się z kanapką.
Ok pieseły, piesełami, ale pora jechać dalej. Ruszyłem i nagle poczułem, że coś twardno mi się jedzie. Diagnoza - flak w tylnym kole. Wbił mi się drewniany kolec i przebił w dwóch punktach dętkę. Podjąłem 3 próby klejenia. Wszystkie nieudane z uwagi na stary klej. Najpierw łatka Tip Top sobie nie poradziła, potem łatka samoprzylepna z Decathlona, a potem samoprzylepna z klejem. Ostatecznie wsadziłem nową dętkę zamienną. Dopompowałem bardziej miękko niż pierwotnie i było bardziej komfortowo od tej pory. Cała zabawa od pierwszego szczeknięcia do ponownego startu zabrała mi w sumie ponad 2 godziny. Z tego powodu postanowiłem nieco później, że skrócę o kilkanaście km trasę, aby załapać się na przejechanie w świetle dziennym tych zapewne urokliwych miejsc, które w tym roku jechałem w całości po ciemku.
Przed Trzcińskiem, ułamana gałąź nad ścieżką
Małe zwiedzanie Trzcińska-Zdroju
Ten żółw wygląda jak strach na niegrzeczne dzieci
Po przepakowaniu prowiantu i wyrzuceniu śmieci ruszyłem na południowy zachód w kierunku Morynia, lecz bez planów odwiedzania tej miejscowości.
Na przejeździe kolejowym w Godkowie-Osiedlu
Mijam Moryń widoczny z oddali. W Godkowie na chwilę zjechałem ze szlaku rowerowego, co jednak nie było dobrym posunięciem, ale patrząc nieporadnie na małym ekraniku Roxa wydawało mi się, że wybieram krótszą drogę. Nie była krótsza, nie była też równiejsza, ani nie była bardziej atrakcyjna ze względów krajobrazowych. Za Moryniem wrócilem na chwilę na szlak i znowu z niego zjechałem, co ponownie było zbyt wczesne.
Stado gęsi (nie)widoczne na polu
Koniec końców skrócenie trasy zaowocowało tym, że nie dojechałem do mostu granicznego koło Siekierek i ominęło mnie kilkanaście km przez las i/lub wzdłuż rozlewiska Odry, a do Cedynii wjechałem od strony wschodniej zamiast od południowego zachodu. To minus turystyczny, który nie miałby miejsca, gdybym inaczej zabrał się za temat flaka. Po dzisiejszej wycieczce zmieniam system. Od tej pory zawsze, gdy biorę ze sobą większą torbę, to będę pakował dwie dętki zapasowe, a wszelkie klejenia łatek zostawiam sobie na zabawę w domu. Oczywiście łatki też będę ze sobą wozić, ale najpierw muszę dorwać świeży klej.
Prawie w Cedyni
Już w Cedyni
Na wyjeździe z Cedyni. Zupełnie nie zwiedzałem. Uznałem, że jestem na wyścigu z czasem i że chcę jak najdalej zajechać za widnego.
Wzgórza rzut beretem za Cedynią. Przejeżdżając tę trasę powrotną już dwa razy w tym roku w nocy zupełnie nie czułem tego klimatu.
Za Lubiechowem Dolnym po wybraniu drogi na Piasek, skracają nieco dystans i omijając Bielinek.
Widok na Odrę w Piasku
Ostatnie zdjęcie z dzisiaj. Wykonane jakieś 45 minut przed zmierzchaniem. Widok w kierunku Niemiec z drogi prowadzącej do Krajnika Górnego. Do Odry jest z tego miejsca około 1 km.
Moment w którym bez światła nie byłbym już w stanie jechać z uwagi na ciemność zbiegł się z moim dojechaniem do DK 31 koło Krzywinka. Zjadłem chyba ostatnią w czasie wycieczki tabletkę z potasem i magnezem, przestawiłem licznik na mostek, żeby nie zasłaniał soczewki w lampce i podłączyłem ładowanie. Tak naprawdę to tych kilometrów w całkowitej ciemności to miałem około 25, bo powrót z Gryfina już się pod tym względem nie liczy, bo rano jechałem za jasnego, więc się napatrzyłem na otoczenie. W drodze powrotnej uciążliwy był spory ruch, chociaż może to jest normalna sytuacja o tej porze. Poprzednie nightbike'owe powroty to totalnie zero samochodów przez kilka-kilkanaście kilometrów. Teraz prewencyjnie zjeżdżałem na pobocze. Bezpieczeństwo przede wszystkim. Do domu wróciłem jakoś po godzinie 20. Ostatnie 30 km na zgonie, bo częściowo z lenistwa, a częściowo z obrzydzenia nie chciało mi się wyciągać 7daysów. Chyba jednak z obrzydzenia. Trzy, cztery miesiące temu brałem na wyjazd tylko 7daysy i trauma monotonii smaku pozostała do dziś.
Możliwe, że to był mój ostatni wyjazd w tym roku. Za tydzień pewnie nic z tego, a potem spodziewam się covidowego armagedonu, lock downu i różnych zakazów.
W przeciwieństwie do wcześniejszych wyjazdów wystartowałem już kilka minut po 6 rano. I to był bardzo dobry ruch, bo miałem długi margines światła dziennego w razie awarii, która ostatecznie się pojawiła.
Wystartowałem przez Podjuchy do Gryfina i stamtąd kierunek na Banie. Dzisiaj jak najwięcej po nawierzchni asfaltowej. Nie korzystałem początkowo ze szlaku rowerowego, ponieważ już mam dość jazdy po szutrze, a byłoby tego około 10 km.
Chwilowa przerwa w lesie, czuć wczesną jesień
Kolejne Dino w okolicy, sakiewka się raduje
Po około 50 km, kiedy już od dobrych kilku km byłem na asfaltowym fragmencie szlaku i wjechałem w las z DW 122 łączącej na mapie Banie i Ognicę usłyszałem w lesie szczekanie. Oczywiście przyspieszyłem, ale po chwili się zatrzymałem i zawróciłem. Między drzewami wypatrzyłem dwa niewielkich gabarytów pieski. Gdy się do nich zbliżyłem to uciekły i się rozdzieliły. Objechałem las ścieżką i z drugiej strony natrafiłem na jednego z nich. No i niestety pożegnałem się z kanapką.
Ok pieseły, piesełami, ale pora jechać dalej. Ruszyłem i nagle poczułem, że coś twardno mi się jedzie. Diagnoza - flak w tylnym kole. Wbił mi się drewniany kolec i przebił w dwóch punktach dętkę. Podjąłem 3 próby klejenia. Wszystkie nieudane z uwagi na stary klej. Najpierw łatka Tip Top sobie nie poradziła, potem łatka samoprzylepna z Decathlona, a potem samoprzylepna z klejem. Ostatecznie wsadziłem nową dętkę zamienną. Dopompowałem bardziej miękko niż pierwotnie i było bardziej komfortowo od tej pory. Cała zabawa od pierwszego szczeknięcia do ponownego startu zabrała mi w sumie ponad 2 godziny. Z tego powodu postanowiłem nieco później, że skrócę o kilkanaście km trasę, aby załapać się na przejechanie w świetle dziennym tych zapewne urokliwych miejsc, które w tym roku jechałem w całości po ciemku.
Przed Trzcińskiem, ułamana gałąź nad ścieżką
Małe zwiedzanie Trzcińska-Zdroju
Ten żółw wygląda jak strach na niegrzeczne dzieci
Po przepakowaniu prowiantu i wyrzuceniu śmieci ruszyłem na południowy zachód w kierunku Morynia, lecz bez planów odwiedzania tej miejscowości.
Na przejeździe kolejowym w Godkowie-Osiedlu
Mijam Moryń widoczny z oddali. W Godkowie na chwilę zjechałem ze szlaku rowerowego, co jednak nie było dobrym posunięciem, ale patrząc nieporadnie na małym ekraniku Roxa wydawało mi się, że wybieram krótszą drogę. Nie była krótsza, nie była też równiejsza, ani nie była bardziej atrakcyjna ze względów krajobrazowych. Za Moryniem wrócilem na chwilę na szlak i znowu z niego zjechałem, co ponownie było zbyt wczesne.
Stado gęsi (nie)widoczne na polu
Koniec końców skrócenie trasy zaowocowało tym, że nie dojechałem do mostu granicznego koło Siekierek i ominęło mnie kilkanaście km przez las i/lub wzdłuż rozlewiska Odry, a do Cedynii wjechałem od strony wschodniej zamiast od południowego zachodu. To minus turystyczny, który nie miałby miejsca, gdybym inaczej zabrał się za temat flaka. Po dzisiejszej wycieczce zmieniam system. Od tej pory zawsze, gdy biorę ze sobą większą torbę, to będę pakował dwie dętki zapasowe, a wszelkie klejenia łatek zostawiam sobie na zabawę w domu. Oczywiście łatki też będę ze sobą wozić, ale najpierw muszę dorwać świeży klej.
Prawie w Cedyni
Już w Cedyni
Na wyjeździe z Cedyni. Zupełnie nie zwiedzałem. Uznałem, że jestem na wyścigu z czasem i że chcę jak najdalej zajechać za widnego.
Wzgórza rzut beretem za Cedynią. Przejeżdżając tę trasę powrotną już dwa razy w tym roku w nocy zupełnie nie czułem tego klimatu.
Za Lubiechowem Dolnym po wybraniu drogi na Piasek, skracają nieco dystans i omijając Bielinek.
Widok na Odrę w Piasku
Ostatnie zdjęcie z dzisiaj. Wykonane jakieś 45 minut przed zmierzchaniem. Widok w kierunku Niemiec z drogi prowadzącej do Krajnika Górnego. Do Odry jest z tego miejsca około 1 km.
Moment w którym bez światła nie byłbym już w stanie jechać z uwagi na ciemność zbiegł się z moim dojechaniem do DK 31 koło Krzywinka. Zjadłem chyba ostatnią w czasie wycieczki tabletkę z potasem i magnezem, przestawiłem licznik na mostek, żeby nie zasłaniał soczewki w lampce i podłączyłem ładowanie. Tak naprawdę to tych kilometrów w całkowitej ciemności to miałem około 25, bo powrót z Gryfina już się pod tym względem nie liczy, bo rano jechałem za jasnego, więc się napatrzyłem na otoczenie. W drodze powrotnej uciążliwy był spory ruch, chociaż może to jest normalna sytuacja o tej porze. Poprzednie nightbike'owe powroty to totalnie zero samochodów przez kilka-kilkanaście kilometrów. Teraz prewencyjnie zjeżdżałem na pobocze. Bezpieczeństwo przede wszystkim. Do domu wróciłem jakoś po godzinie 20. Ostatnie 30 km na zgonie, bo częściowo z lenistwa, a częściowo z obrzydzenia nie chciało mi się wyciągać 7daysów. Chyba jednak z obrzydzenia. Trzy, cztery miesiące temu brałem na wyjazd tylko 7daysy i trauma monotonii smaku pozostała do dziś.
Możliwe, że to był mój ostatni wyjazd w tym roku. Za tydzień pewnie nic z tego, a potem spodziewam się covidowego armagedonu, lock downu i różnych zakazów.
Komentarze
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!