Piątek, 29 lutego 2008Kategoria .Bridgestone., ..>100km, zz Foto zz
Wycieczka do Ueckermunde
Rower:
140.46 km (0.00km teren) czas jazdy: 06:28 h AVS:21.72km/h
O 13 wystartowaliśmy z Silasem do Maćka do Dobrej. Tutaj wyszło trochę opóźnienia z uwagi na brak porządnej pompki i problemy z napompowaniem kół, ale w końcu ruszyliśmy dalej w kierunku Buku, gdzie przekroczyliśmy granicę.
Dalej standard, a właściwie coś, co standardem dopiero się staje, czyli jazda na północ. Oficjalny plan był taki, że kierujemy się do Dobieszczyna i stamtąd ewentualnie przez Dobrą do Szczecina, ale postanowiliśmy zrobić Maćkowi fajnego psikusa, który mu się bardzo spodobał i najzwyczajniej w świecie przejechaliśmy skręt w prawo. O tym, że jedziemy w niewłaściwym kierunku powiedziałem mu dopiero 12km później, kiedy nie chciał mi zrobić foty z czaderskimi kucami. Wtedy jeszcze było spoko, więc jechaliśmy dalej w kierunku Ueckermunde.
Przybyliśmy tam około 17. Trochę się pokręciliśmy w poszukiwaniu kantora, jednak tutaj była lipka i Silas, zdecydował się, że wypłaci kasę z bankomatu. Potem podjechaliśmy do azjatyckiej knajpki i Silas dał mi 10 euro w prezencie, bo miał dobry humor, na myśl o tym w jakiej formie za trz godziny jazdy będzie Maciek. :D Wtedy postanowiłem, że skoro tak łatwo przyszło, to się szarpnę i postawię wszystkim po kebabie. Jako, że w szkole uczę się niemieckiego już trzeci raz od zera, tak więc potrafiłem znakomicie się porozumieć ze sprzedającymi. Byli pod takim wrażeniem mojego słownictwa, że po 10 razy zadawali mi pytanie o co kaman i w końcu podsunęli mi małe menu i kazali pokazac palcem, co chcemy. :)
Zjedliśmy, zmarznęliśmy, ubraliśmy się cieplej i przejechaliśmy się jeszcze nad Zalew, gdzie Silas zrobił mi kilka fotek na pirackiej łodzi.
Kiedy wyjeżdżaliśmy była 18, a ja miałem 70km na liczniku. Na szczęście plecki spisywały się tak, jak trzeba. Zero bólu, aż do około 115km, potem dawały o sobie znać przez jakieś 10km i dały spokój. Ale po kolei: Maciek zaczął mieć dość dosyć szybko, po rozpoczęciu powrotu. Na 99km zadzwonił po wsparcie, które początkowo odmówiło współpracy, po usłyszeniu czego przybiliśmy z Silasem piątki. ;) Jednak sytuacja ta zmieniła się i na 111km rozdzieliliśmy się, a Maciek pojechał samochodem z tatą.
Wkrótce potem zaczął kropić deszcz, sytuacja taka trwała przez ostatnie 20km.
Z Silasem rozdzieliłem się na rogu Traugutta i Wojska Polskiego, a właściwie zrobiło to za nas czerwone światło, na którym się zatrzymałem. Potem pojechałem sobie do domu nie do końca najszybsza trasą, ale przed obfitym deszczem chyba zdążyłem.
Wypad był super, okazuje się, że Ueckermunde staje się powoli strasznie nieodległe od Szczecina i można by tam wpadać dosyć często, bo jest ładne, chociaż podejrzewam, że takie przejażdżki szybko stały by się nudne. Muszę jeszcze pochwalić Maćka, dla którego był to pierwszy wypad na rower w tym roku, a jego życiówka wynosiła do tej pory 70km. Tak więc widać, że km nie gryzą.
Czaderskie kuce
Ja i Maciek, Maciek i Silas, Maciek czyszczący podeszwę z shitu, w który wdepnął w lesie ;)
Ueckermunde
Jestem piratem
Dalej standard, a właściwie coś, co standardem dopiero się staje, czyli jazda na północ. Oficjalny plan był taki, że kierujemy się do Dobieszczyna i stamtąd ewentualnie przez Dobrą do Szczecina, ale postanowiliśmy zrobić Maćkowi fajnego psikusa, który mu się bardzo spodobał i najzwyczajniej w świecie przejechaliśmy skręt w prawo. O tym, że jedziemy w niewłaściwym kierunku powiedziałem mu dopiero 12km później, kiedy nie chciał mi zrobić foty z czaderskimi kucami. Wtedy jeszcze było spoko, więc jechaliśmy dalej w kierunku Ueckermunde.
Przybyliśmy tam około 17. Trochę się pokręciliśmy w poszukiwaniu kantora, jednak tutaj była lipka i Silas, zdecydował się, że wypłaci kasę z bankomatu. Potem podjechaliśmy do azjatyckiej knajpki i Silas dał mi 10 euro w prezencie, bo miał dobry humor, na myśl o tym w jakiej formie za trz godziny jazdy będzie Maciek. :D Wtedy postanowiłem, że skoro tak łatwo przyszło, to się szarpnę i postawię wszystkim po kebabie. Jako, że w szkole uczę się niemieckiego już trzeci raz od zera, tak więc potrafiłem znakomicie się porozumieć ze sprzedającymi. Byli pod takim wrażeniem mojego słownictwa, że po 10 razy zadawali mi pytanie o co kaman i w końcu podsunęli mi małe menu i kazali pokazac palcem, co chcemy. :)
Zjedliśmy, zmarznęliśmy, ubraliśmy się cieplej i przejechaliśmy się jeszcze nad Zalew, gdzie Silas zrobił mi kilka fotek na pirackiej łodzi.
Kiedy wyjeżdżaliśmy była 18, a ja miałem 70km na liczniku. Na szczęście plecki spisywały się tak, jak trzeba. Zero bólu, aż do około 115km, potem dawały o sobie znać przez jakieś 10km i dały spokój. Ale po kolei: Maciek zaczął mieć dość dosyć szybko, po rozpoczęciu powrotu. Na 99km zadzwonił po wsparcie, które początkowo odmówiło współpracy, po usłyszeniu czego przybiliśmy z Silasem piątki. ;) Jednak sytuacja ta zmieniła się i na 111km rozdzieliliśmy się, a Maciek pojechał samochodem z tatą.
Wkrótce potem zaczął kropić deszcz, sytuacja taka trwała przez ostatnie 20km.
Z Silasem rozdzieliłem się na rogu Traugutta i Wojska Polskiego, a właściwie zrobiło to za nas czerwone światło, na którym się zatrzymałem. Potem pojechałem sobie do domu nie do końca najszybsza trasą, ale przed obfitym deszczem chyba zdążyłem.
Wypad był super, okazuje się, że Ueckermunde staje się powoli strasznie nieodległe od Szczecina i można by tam wpadać dosyć często, bo jest ładne, chociaż podejrzewam, że takie przejażdżki szybko stały by się nudne. Muszę jeszcze pochwalić Maćka, dla którego był to pierwszy wypad na rower w tym roku, a jego życiówka wynosiła do tej pory 70km. Tak więc widać, że km nie gryzą.
Czaderskie kuce
Ja i Maciek, Maciek i Silas, Maciek czyszczący podeszwę z shitu, w który wdepnął w lesie ;)
Ueckermunde
Jestem piratem
Komentarze
prezencik?? buahahahahaha. Wiszis 5Euro + odsetki ustawowe liczone za kazdy dzien, które ustalam na 1,5% w skali dnia. Mowiac w skrocie - nie wypłacisz się.
silas - 11:08 sobota, 1 marca 2008 | linkuj
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!