Wpisy archiwalne w miesiącu
Październik, 2011
Dystans całkowity: | 1011.03 km (w terenie 2.50 km; 0.25%) |
Czas w ruchu: | 46:31 |
Średnia prędkość: | 21.73 km/h |
Liczba aktywności: | 22 |
Średnio na aktywność: | 45.96 km i 2h 06m |
Więcej statystyk |
Piątek, 7 października 2011Kategoria .Bridgestone., Night Bike, zz Foto zz
Night bike po wioseczkach na szosie
Rower:
Bridgestone31.94 km (0.00km teren) czas jazdy: 01:22 h AVS:23.37km/h
Umówiłem się dzisiaj wstępnie z Silasem na Night Bika po NRD, ale ostatecznie wyszedłem pokręcić samemu, bo się chłopak zmęczył chodzeniem po mieście, jak to określił. Wziąłem na przód dwie lampki i okazało się, że dobrze się uzupełniają. Trasę zrobiłem krótką przez Mierzyn, Bobolin, Warzymice i kilka km po mieście. Chyba za długo odpoczywałem, bo nie czułem powera, chociaż po ciemku zawsze tak jest. A nie, co ja gadam, przecież średnia o 6 kmph większa niż ostatnio. ;)
Nocny Szczecin z oddali + nadjeżdżający skuter© Adamicki
Sobota, 1 października 2011Kategoria .Bridgestone., ..>100km, Night Bike, zz Wakacje zz, zz Foto zz, ..>150km
Wakacyjna przejażdżka #11 - wycieczka do Warszawy; najgorszy rowerowy dzień w moim życiu.
Rower:
Bridgestone191.00 km (0.00km teren) czas jazdy: 10:40 h AVS:17.91km/h
Dogadaliśmy się z Silasem, że zrobimy sobie rekreacyjny wypad do Warszawy połączony z pobieżnym jej zwiedzaniem. Dzień wcześniej przybiliśmy do check pointa w gm. Grabów. Już wieczorem okazało się, że następny dzień będzie co najmniej nietypowy. Ja zapomniałem licznika, a Silas zapomniał.. butów SPD! :D Ale i tak postanowiliśmy jechać.
Analizowaliśmy kilka wariantów "ataku" na Warszawę. Ostatecznie wybraliśmy opcję z pobudką o godzinie 4:00 rano i wyjazdem rowerami o 4:30 w asyście szczekających na nas latających luzem po wsi kundli. 200 m za wsią poleciało takim zimnem, że myśleliśmy, że to koniec świata. Jak to mówią Angole - Little did we know..
Hardcorami nie jesteśmy (Ci co nas znają, wiedzą, że tak naprawdę "będący hardcorami" to nasze indiańskie imiona, ale należy być skromnym; nie ma tu nic wspólnego z bobrami!), więc dojechaliśmy 30 km na pociąg do Kutna, który przed 8:00 wypluł nas w Warszawie na centralnym.
Rozpoczeło się kręcenie. Wrzucam tutaj najciekawsze zdjęcia z dzisiaj.
Kłopotem okazał się powrót. Nie będę pisał, kto sprawdzał połączenia, ale nie byłem to ja. :P Ja dałem tyłka nie sprawdzając ich wcale. Okazało się, że nie ma pociągu powrotnego do Kutna, którym chcieliśmy jechać. Musieliśmy wybrać inną opcję. Zdecydowaliśmy się na powrót jedynie do Łowicza, z którego mieliśmy ~75 km do przejechania.
W Łowiczu byliśmy o 20:30. Zaczęliśmy od tego, żeby się ubrać maksymalnie ciepło. Założyłem na siebie wszystkie ciuchy jakie miałem, a jechałem na krótko, więc doszły mi jedynie rękawki, kurteczka dobra na wiosnę, bandamka i nogawki za duże o 2 rozmiary.;)
Ruszyliśmy. 70 km to nie tak źle. Myślałem, że realnie w 3 h jazdy będziemy z powrotem, czyli jeszcze przed północą. Niestety. O ile pierwsze 20 km wykonaliśmy dosyć szybko jak na dzisiejsze kręcenie, bo orientacyjnie w jakieś 50 minut, to później zaczęło iść jak krew z nosa, a wszystko przez to, że było coraz zimniej. To była taka temperatura, przy której czujesz się jakby matka natura mówiła do Ciebie: "Ty mały chwaście, dam Ci jechać, ale musisz jechać powoli, dużo stawać i trzymać cały czas kierę w górnym chwycie, bo inaczej nawieję Ci powietrza chłodniejszego o 5*C niż to teraz do rękawów kurtki". Ale to wszystko i tak nie było takie złe.
W końcu dotarliśmy do Piątku, czyli geometrycznego środka Polski. Stąd zostało nam już tylko 40 km. Niedługo potem zjadłem całe pożywienie kupione w jakimś drogim sklepiku w stolicy z marżą taką samą jak coolbikezone daje na 99% swojego asortymentu.
Wreszcie za Łęczycą na 21 km do mety zaczęło się najgorsze. Mgła - takie mleko, że nie widzieliśmy dalej niż na 10 metrów. Jechaliśmy wtedy chodnikiem wzdłuż krajowej jedynki. 5 minut wcześniej musiałem się zatrzymać, bo nie dawałem rady z zimna. Kiedyś brechtałem, jak kolega opowiadał mi o okrążaniu Zalewu Szczecińskiego i o sreberkach od czekolady, którymi się okładał on i jego towarzysze niedoli, a teraz sam powtykałem sobie wszystkie chusteczki higieniczne jakie miałem za koszulkę, do rękawków, między skarpetki i nogawki, na kolana w nogawkach, pod szyję, a oprócz tego wsadziłem do nogawek papierki po 7daysach i torebkę foliowa pod kurtkę. Gdyby było jeszcze gorzej, to byłem gotów wsadzać sobie nawet liście z trawy. Na szczęście nie było.
Silas miał jeszcze gorzej, bo wciąż bez SPD-ków, a jego kurteczka była przewiewna. Do tego zaczął zasypiać. :) Ile ja się tej nocy nakłamałem, żeby go zmotywować i rozbudzić, to nie wiem. Chyba muszę iść do spowiedzi. :P Silas dowiedział się, że jest zajebisty, jest koxem, że ten wypad to nic, że potrafi klepać większe, że do następnej wsi już tylko 1 km, że następna wieś jest już za chwilę, że następna wieś jest już tylko za tą górką, że nie ma już żadnych górek, że tam dalej już nie ma dziur w drodze, itp., itd. Niniejszym chciałbym teraz to wszystko publicznie odszczekać - hau, hau!
Do domu udało nam się dojechać dopiero o 1:30. Ostatni kilometr jechałem z kluczami od furtki w ręku, a Silas z gazem łzawiącym, bo nauczeni tym powrotem z Łowicza i paroma pościgami Burków i moimi kilkoma sytuacjami w tym roku we wsi, wiedzieliśmy, że możemy mieć akcję z jakimiś wolno biegającymi pańskimi psami spuszczonymi na noc w rodzaju patrolu wiejskiego.
I wyszedł opis dłuższy niż wypracowania z polskiego w liceum. W następnych wpisach dorzucę jeszcze parę zdjęć niezwiązanych z tripem do Warszawy.
Bez komentarza;)© Adamicki
Analizowaliśmy kilka wariantów "ataku" na Warszawę. Ostatecznie wybraliśmy opcję z pobudką o godzinie 4:00 rano i wyjazdem rowerami o 4:30 w asyście szczekających na nas latających luzem po wsi kundli. 200 m za wsią poleciało takim zimnem, że myśleliśmy, że to koniec świata. Jak to mówią Angole - Little did we know..
Hardcorami nie jesteśmy (Ci co nas znają, wiedzą, że tak naprawdę "będący hardcorami" to nasze indiańskie imiona, ale należy być skromnym; nie ma tu nic wspólnego z bobrami!), więc dojechaliśmy 30 km na pociąg do Kutna, który przed 8:00 wypluł nas w Warszawie na centralnym.
Rozpoczeło się kręcenie. Wrzucam tutaj najciekawsze zdjęcia z dzisiaj.
Pałac Kultury i Nauki© Adamicki
Zwiedzanie Warszawy© Adamicki
Zwiedzanie Warszawy© Adamicki
Zwiedzanie Warszawy© Adamicki
Zwiedzanie Warszawy© Adamicki
Zwiedzanie Warszawy© Adamicki
Zwiedzanie Warszawy© Adamicki
Zwiedzanie Warszawy© Adamicki
Zwiedzanie Warszawy© Adamicki
Zwiedzanie Warszawy© Adamicki
Zwiedzanie Warszawy© Adamicki
Zwiedzanie Warszawy© Adamicki
Zwiedzanie Warszawy© Adamicki
Zwiedzanie Warszawy© Adamicki
Zwiedzanie Warszawy© Adamicki
Zwiedzanie Warszawy© Adamicki
Zwiedzanie Warszawy© Adamicki
Zwiedzanie Warszawy© Adamicki
Zwiedzanie Warszawy© Adamicki
Zwiedzanie Warszawy© Adamicki
Zwiedzanie Warszawy© Adamicki
Pomnik Syrenki© Adamicki
Bridgestone na postoju© Adamicki
Dorożka© Adamicki
Dorożka 2© Adamicki
Zwiedzanie Warszawy© Adamicki
Budynek jakiegoś Sądu© Adamicki
Biblioteka Narodowa© Adamicki
Zwiedzanie Warszawy© Adamicki
Zwiedzanie Warszawy© Adamicki
Zwiedzanie Warszawy© Adamicki
Zwiedzanie Warszawy© Adamicki
Zwiedzanie Warszawy© Adamicki
Zwiedzanie Warszawy© Adamicki
Przed pomnikiem Kościuszki© Adamicki
Zwiedzanie Warszawy© Adamicki
Grób Nieznanego Żołnierza© Adamicki
Fontanna© Adamicki
Fontanna2© Adamicki
Zwiedzanie Warszawy© Adamicki
Grób Nieznanego Żołnierza© Adamicki
Zwiedzanie Warszawy© Adamicki
Zwiedzanie Warszawy© Adamicki
Zwiedzanie Warszawy© Adamicki
Zwiedzanie Warszawy© Adamicki
Zwiedzanie Warszawy© Adamicki
Giełda Papierów Wartościowych S.A.© Adamicki
Most im. księcia Józefa Poniatowskiego© Adamicki
Most im. księcia Józefa Poniatowskiego© Adamicki
Most im. księcia Józefa Poniatowskiego© Adamicki
Zwiedzanie Warszawy© Adamicki
Stadion Narodowy© Adamicki
Most Świętokrzyski© Adamicki
Zwiedzanie Warszawy© Adamicki
Zwiedzanie Warszawy© Adamicki
Cyrk© Adamicki
Zwiedzanie Warszawy© Adamicki
Trybunał Konstytucyjny© Adamicki
Pomnik Chopina w Łazienkach© Adamicki
W Łazienkach© Adamicki
Pałac na Wodzie w Łazienkach© Adamicki
Pałac na Wodzie© Adamicki
Pałac na Wodzie© Adamicki
Zwiedzanie Warszawy© Adamicki
Zwiedzanie Warszawy© Adamicki
Zwiedzanie Warszawy© Adamicki
Zwiedzanie Warszawy© Adamicki
Zwiedzanie Warszawy© Adamicki
Zwiedzanie Warszawy© Adamicki
Zwiedzanie Warszawy© Adamicki
Zwiedzanie Warszawy© Adamicki
Świątynia Opatrzności Bożej© Adamicki
Wilanów© Adamicki
Pałac w Wilanowie© Adamicki
Zwiedzanie Warszawy© Adamicki
Zwiedzanie Warszawy© Adamicki
Zwiedzanie Warszawy© Adamicki
Zwiedzanie Warszawy© Adamicki
Zwiedzanie Warszawy© Adamicki
Zwiedzanie Warszawy© Adamicki
Zwiedzanie Warszawy© Adamicki
Pałac Kultury i Nauki© Adamicki
Kłopotem okazał się powrót. Nie będę pisał, kto sprawdzał połączenia, ale nie byłem to ja. :P Ja dałem tyłka nie sprawdzając ich wcale. Okazało się, że nie ma pociągu powrotnego do Kutna, którym chcieliśmy jechać. Musieliśmy wybrać inną opcję. Zdecydowaliśmy się na powrót jedynie do Łowicza, z którego mieliśmy ~75 km do przejechania.
W Łowiczu byliśmy o 20:30. Zaczęliśmy od tego, żeby się ubrać maksymalnie ciepło. Założyłem na siebie wszystkie ciuchy jakie miałem, a jechałem na krótko, więc doszły mi jedynie rękawki, kurteczka dobra na wiosnę, bandamka i nogawki za duże o 2 rozmiary.;)
Ruszyliśmy. 70 km to nie tak źle. Myślałem, że realnie w 3 h jazdy będziemy z powrotem, czyli jeszcze przed północą. Niestety. O ile pierwsze 20 km wykonaliśmy dosyć szybko jak na dzisiejsze kręcenie, bo orientacyjnie w jakieś 50 minut, to później zaczęło iść jak krew z nosa, a wszystko przez to, że było coraz zimniej. To była taka temperatura, przy której czujesz się jakby matka natura mówiła do Ciebie: "Ty mały chwaście, dam Ci jechać, ale musisz jechać powoli, dużo stawać i trzymać cały czas kierę w górnym chwycie, bo inaczej nawieję Ci powietrza chłodniejszego o 5*C niż to teraz do rękawów kurtki". Ale to wszystko i tak nie było takie złe.
W końcu dotarliśmy do Piątku, czyli geometrycznego środka Polski. Stąd zostało nam już tylko 40 km. Niedługo potem zjadłem całe pożywienie kupione w jakimś drogim sklepiku w stolicy z marżą taką samą jak coolbikezone daje na 99% swojego asortymentu.
Wreszcie za Łęczycą na 21 km do mety zaczęło się najgorsze. Mgła - takie mleko, że nie widzieliśmy dalej niż na 10 metrów. Jechaliśmy wtedy chodnikiem wzdłuż krajowej jedynki. 5 minut wcześniej musiałem się zatrzymać, bo nie dawałem rady z zimna. Kiedyś brechtałem, jak kolega opowiadał mi o okrążaniu Zalewu Szczecińskiego i o sreberkach od czekolady, którymi się okładał on i jego towarzysze niedoli, a teraz sam powtykałem sobie wszystkie chusteczki higieniczne jakie miałem za koszulkę, do rękawków, między skarpetki i nogawki, na kolana w nogawkach, pod szyję, a oprócz tego wsadziłem do nogawek papierki po 7daysach i torebkę foliowa pod kurtkę. Gdyby było jeszcze gorzej, to byłem gotów wsadzać sobie nawet liście z trawy. Na szczęście nie było.
Silas miał jeszcze gorzej, bo wciąż bez SPD-ków, a jego kurteczka była przewiewna. Do tego zaczął zasypiać. :) Ile ja się tej nocy nakłamałem, żeby go zmotywować i rozbudzić, to nie wiem. Chyba muszę iść do spowiedzi. :P Silas dowiedział się, że jest zajebisty, jest koxem, że ten wypad to nic, że potrafi klepać większe, że do następnej wsi już tylko 1 km, że następna wieś jest już za chwilę, że następna wieś jest już tylko za tą górką, że nie ma już żadnych górek, że tam dalej już nie ma dziur w drodze, itp., itd. Niniejszym chciałbym teraz to wszystko publicznie odszczekać - hau, hau!
Do domu udało nam się dojechać dopiero o 1:30. Ostatni kilometr jechałem z kluczami od furtki w ręku, a Silas z gazem łzawiącym, bo nauczeni tym powrotem z Łowicza i paroma pościgami Burków i moimi kilkoma sytuacjami w tym roku we wsi, wiedzieliśmy, że możemy mieć akcję z jakimiś wolno biegającymi pańskimi psami spuszczonymi na noc w rodzaju patrolu wiejskiego.
I wyszedł opis dłuższy niż wypracowania z polskiego w liceum. W następnych wpisach dorzucę jeszcze parę zdjęć niezwiązanych z tripem do Warszawy.