Czwartek, 21 maja 2009Kategoria .Trek., zz Foto zz
Uroczysko Mosty
Rower:
Trek46.93 km (11.00km teren) czas jazdy: 02:25 h AVS:19.42km/h
Dzisiaj wspólna ustawka z Tomkiem w Podjuchach. Głównym planem było odwiedzić Uroczysko Mosty i pstryknąć fotki pozostałości żelbetowych wiaduktów, na których ćwiczyli niemieccy saperzy.
(Tak, masz rację, to jeszcze nie wiadukty)
Mając rower i mapę znalezienie ich nie było wielkim problemem. Wiadukty są trzy. Tylko jeden jest zachowany w całości, a z dwóch pozostałych zostało po jednym przęśle. W sumie po drodze spotkaliśmy Szymona, który z Puszczy już wracał i bardzo się śpieszył, ale jednak mało prawdopodobne jest, żeby to on schował gdzieś brakujące przęsła.
Pierwszy napotkany przez nas tego dnia wiadukt był zarazem najwyższym.
Tutaj wyłączył mi się aparat, bo baterie były już na wyczerpaniu, a szkoda, bo później nie chciało mi się już wracać, żeby pstryknąć rozwieszone na sznurkach szmaty czy też fragmenty materiału, które znajdowały się po drugiej stronie, przy zniszczonym przyczółku.
Tak wygląda wiadukt nr 2…
… a tak wiadukt nr 3.
Zarówno przy wiadukcie pierwszym, jak i ostatnim, przy przyczółku znajdują się otwory głębokie na około trzy metry, a w nich drabinka ze strzemion. Być może po to, żeby w razie czego umieścić tutaj ładunki wybuchowe i wysadzić wszystko w p..... ekhm, hehe, oj, joj, przepraszam, jakżesz bardzo nie na miejscu było to wyrażenie i jakżesz bardzo nie zastosowałem się do szlachetnej zasady decorum. Oczywiście miałem na myśli: wysadzić w pachnące lasem powietrze, przepełnione śpiewem ptaków, któremu towarzyszy ciepło słonecznych promieni oraz motyle i pszczoły latające razem między kwiatami, dźwięk brzęczących pasikoników wydobywający się z trawy i nieustający szelest liści na wietrze, który przyprawia o uczucie błogości i pozwala poczuć jedność z naturą, która otacza to urocze miejsce.
A to na sam koniec:
(Tak, masz rację, to jeszcze nie wiadukty)
Mając rower i mapę znalezienie ich nie było wielkim problemem. Wiadukty są trzy. Tylko jeden jest zachowany w całości, a z dwóch pozostałych zostało po jednym przęśle. W sumie po drodze spotkaliśmy Szymona, który z Puszczy już wracał i bardzo się śpieszył, ale jednak mało prawdopodobne jest, żeby to on schował gdzieś brakujące przęsła.
Pierwszy napotkany przez nas tego dnia wiadukt był zarazem najwyższym.
Tutaj wyłączył mi się aparat, bo baterie były już na wyczerpaniu, a szkoda, bo później nie chciało mi się już wracać, żeby pstryknąć rozwieszone na sznurkach szmaty czy też fragmenty materiału, które znajdowały się po drugiej stronie, przy zniszczonym przyczółku.
Tak wygląda wiadukt nr 2…
… a tak wiadukt nr 3.
Zarówno przy wiadukcie pierwszym, jak i ostatnim, przy przyczółku znajdują się otwory głębokie na około trzy metry, a w nich drabinka ze strzemion. Być może po to, żeby w razie czego umieścić tutaj ładunki wybuchowe i wysadzić wszystko w p..... ekhm, hehe, oj, joj, przepraszam, jakżesz bardzo nie na miejscu było to wyrażenie i jakżesz bardzo nie zastosowałem się do szlachetnej zasady decorum. Oczywiście miałem na myśli: wysadzić w pachnące lasem powietrze, przepełnione śpiewem ptaków, któremu towarzyszy ciepło słonecznych promieni oraz motyle i pszczoły latające razem między kwiatami, dźwięk brzęczących pasikoników wydobywający się z trawy i nieustający szelest liści na wietrze, który przyprawia o uczucie błogości i pozwala poczuć jedność z naturą, która otacza to urocze miejsce.
A to na sam koniec:
Komentarze
Nie ma jeszcze komentarzy.
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!