Wpisy archiwalne w miesiącu
Sierpień, 2009
Dystans całkowity: | 640.15 km (w terenie 75.70 km; 11.83%) |
Czas w ruchu: | 31:53 |
Średnia prędkość: | 20.08 km/h |
Liczba aktywności: | 7 |
Średnio na aktywność: | 91.45 km i 4h 33m |
Więcej statystyk |
Sobota, 22 sierpnia 2009Kategoria .Trek., zz Foto zz, zz Wakacje zz, zzz GÓRY zzz
Wisła i okolice part 3
Rower:
Trek24.21 km (0.00km teren) czas jazdy: 01:22 h AVS:17.71km/h
Dzisiaj o 11 miało zacząć padać, więc wystartowaliśmy parę minut po 8:30. Kierunek Istebna, trasa w całości po asfalcie. Można ją streścić mniej więcej tak: 1km relatywnie płasko, 2,4km podjazdu, 1km lekko z górki, 2km mocniej z górki, ~4,5km mieszane, ale raczej pod górę, podjazd, zjazd i powrót.
Na jednym ze zjazdów pobiłem rekord prędkości 73,78km/h, ale można spokojnie wykręcić więcej.
Nie było dzisiaj żadnych oszałamiających widoków, ale zamieszczam parę fotek.
Na jednym ze zjazdów pobiłem rekord prędkości 73,78km/h, ale można spokojnie wykręcić więcej.
Nie było dzisiaj żadnych oszałamiających widoków, ale zamieszczam parę fotek.
Piątek, 21 sierpnia 2009Kategoria .Trek., zz Foto zz, zz Wakacje zz, zzz GÓRY zzz
Wisła i okolice part 2
Rower:
Trek53.97 km (30.80km teren) czas jazdy: 05:30 h AVS:9.81km/h
Dzisiaj to było prawdziwie po MTBekowatemu! Zaczęło się od mojego spóźnionego stawienia się na miejsce startu, ale i tak dużo lepiej niż ostatnio. Ruszyliśmy zjazdem asfaltowym po to, aby złapać zielony (lub żółty) szlak z Wisły. Miało być dzisiaj w całości przejezdnie, ale tutaj był z km prowadzenia w terenie aż doczłapaliśmy do asfaltu. Dalej było pod górę, ale można było jechać, z czego Tomek korzystał bardziej niż ja.
Później było trochę z buta. Właściwie dzisiaj było bardzo dużo z buta, zwłaszcza dla mnie, stąd taka średnia. Dotarliśmy do Trzech Kop Wiślańkich czy czegoś takiego. I dalej sru żółtym szlakiem.
Do DW942 znowu mieliśmy niezłe podejście. Masakra. Końcowe wyjście na ulice to niezła wspinaczka.
W Szczyrku wjechaliśmy na czerwony szlak. Ten odcinek był fajny. Były tez momenty nieprzejezdne w trakcie, których Tomek stwierdził, że gdyby nie było od czasu do czasu po drodze paru ludzi, to bym więcej prowadził. Nie miał racji. Bo tylko cieniasy robią coś na pokaz. A ja z pewnością taki nie jestem i nigdy nie robię nic na pokaz. ;)
Fotki z czerwonego szlaku (chyba):
Później zaczęło się najgorsze z dzisiaj. Po wyjechaniu z miejscowości, której nazwy nie pomnę, uderzyliśmy szlakiem nieoznakowanym na Skrzyczne. Zaczęło się podchodzenie. Ten etap zajął nam 2 godziny, w trakcie których pokonaliśmy 4km..
Ludzie w wagoników mówili „żal mi ich”. Ale nie potrzebowaliśmy ich współczucia. Zaproponowałem za to Tomkowi, żeby ich oszukać , wziąć na litość i żebrać o piątaka na bilet.
Dużo dalej, na szczycie – Skrzyczne 1257m.n.p.m.
Ja mam różową torebkę, Tomek ma śpiworek..
W drogę powrotną nastał jechać czas. Zaczęło się fajnie, czyli zjaździkami.
Ale później było znowu ciężkie podejście. Za nim znowu raz góra, raz dół i dziwne robale.. Było już po 18, kiedy w naszym zajebistym teamie pojawiły się pewne obawy czy zdołamy wrócić do bazy przed zmierzchem, ponieważ odbicia w prawo ani widu, ani słychu, a przed nami wyrosła kolejna góra ze szczytem na 1140m.n.p.m. Skręciliśmy w prawo w dół w pseudościeżkę. Ledwo się po tym dało iść. Chwilę później pojawiło się skrzyżowanie. W którą iść/jechać? I całe szczęście przypomniałem sobie o Google Maps. Dzięki niemu mniej więcej zlokalizowaliśmy się i obraliśmy prawidłowy kierunek powrotu patrząc na słońce. Dalej dojechaliśmy już łatwo z górki po szutrze do asfaltu, którym dwa dni temu się wspinaliśmy, a tu już byliśmy prawie w domu. Za chwilę się rozdzieliliśmy.
A to już na samym końcu w Wiśle
Dzisiaj przekroczyłem też 4kkm na Treku.
Później było trochę z buta. Właściwie dzisiaj było bardzo dużo z buta, zwłaszcza dla mnie, stąd taka średnia. Dotarliśmy do Trzech Kop Wiślańkich czy czegoś takiego. I dalej sru żółtym szlakiem.
Do DW942 znowu mieliśmy niezłe podejście. Masakra. Końcowe wyjście na ulice to niezła wspinaczka.
W Szczyrku wjechaliśmy na czerwony szlak. Ten odcinek był fajny. Były tez momenty nieprzejezdne w trakcie, których Tomek stwierdził, że gdyby nie było od czasu do czasu po drodze paru ludzi, to bym więcej prowadził. Nie miał racji. Bo tylko cieniasy robią coś na pokaz. A ja z pewnością taki nie jestem i nigdy nie robię nic na pokaz. ;)
Fotki z czerwonego szlaku (chyba):
Później zaczęło się najgorsze z dzisiaj. Po wyjechaniu z miejscowości, której nazwy nie pomnę, uderzyliśmy szlakiem nieoznakowanym na Skrzyczne. Zaczęło się podchodzenie. Ten etap zajął nam 2 godziny, w trakcie których pokonaliśmy 4km..
Ludzie w wagoników mówili „żal mi ich”. Ale nie potrzebowaliśmy ich współczucia. Zaproponowałem za to Tomkowi, żeby ich oszukać , wziąć na litość i żebrać o piątaka na bilet.
Dużo dalej, na szczycie – Skrzyczne 1257m.n.p.m.
Ja mam różową torebkę, Tomek ma śpiworek..
W drogę powrotną nastał jechać czas. Zaczęło się fajnie, czyli zjaździkami.
Ale później było znowu ciężkie podejście. Za nim znowu raz góra, raz dół i dziwne robale.. Było już po 18, kiedy w naszym zajebistym teamie pojawiły się pewne obawy czy zdołamy wrócić do bazy przed zmierzchem, ponieważ odbicia w prawo ani widu, ani słychu, a przed nami wyrosła kolejna góra ze szczytem na 1140m.n.p.m. Skręciliśmy w prawo w dół w pseudościeżkę. Ledwo się po tym dało iść. Chwilę później pojawiło się skrzyżowanie. W którą iść/jechać? I całe szczęście przypomniałem sobie o Google Maps. Dzięki niemu mniej więcej zlokalizowaliśmy się i obraliśmy prawidłowy kierunek powrotu patrząc na słońce. Dalej dojechaliśmy już łatwo z górki po szutrze do asfaltu, którym dwa dni temu się wspinaliśmy, a tu już byliśmy prawie w domu. Za chwilę się rozdzieliliśmy.
A to już na samym końcu w Wiśle
Dzisiaj przekroczyłem też 4kkm na Treku.
Środa, 19 sierpnia 2009Kategoria .Trek., zz Foto zz, zz Wakacje zz, zzz GÓRY zzz
Wisła i okolice
Rower:
Trek58.86 km (9.30km teren) czas jazdy: 03:50 h AVS:15.35km/h
Dzisiaj wspólna jazda z Tomkiem po Beskidzie Śląskim. Wyruszyliśmy kilkanaście minut po 11 spod tamy na Jeziorze Czerniańskim w Wiśle. Nie bardzo kumałem dokąd i którędy jedziemy, ale odwiedziliśmy m.in. Istebną i Koniaków. Nieźle sobie dałem dzisiaj w dupę. A specjalnie odpoczywałem przez kilka ostatnich dni, żeby mieć świeżość na jeżdżenie w górach, ale i tak z Tomkiem to nic nie dało. ;) Jutro robię przerwę i uzupełniam braki edukacyjne, a pojutrze kierunek Szczyrk. W ogóle, to dzisiaj mieliśmy jechać do Słowacji chyba, ale szlak okazał się być pieszy i zmieniliśmy trasę. Później się skapnąłem, że i tak dokumentów przy sobie nie miałem. :)
Oto parę fotek z dzisiaj:
Jak wrócę, to wrzucę więcej, bo mi się teraz nie udało aktywować pakietu danych na kom.
Oto parę fotek z dzisiaj:
Jak wrócę, to wrzucę więcej, bo mi się teraz nie udało aktywować pakietu danych na kom.
Środa, 12 sierpnia 2009Kategoria ..>100km, zz Foto zz
Wycieczka do Ueckermunde
Rower:
Bridgestone133.52 km (0.00km teren) czas jazdy: 05:28 h AVS:24.42km/h
Dzisiaj pojechaliśmy sobie z Tomkiem obejrzeć tereny znajdujące się po niemieckiej stronie na północ od Szczecina. Trasą tą miałem okazję jechać już parokrotnie, dlatego prawie nie robiłem zdjęć po drodze.
Kościół w Eggesin.
Pilotowałem za to. Znakomicie zresztą - błądziliśmy, że hej. Nie udało nam się odnaleźć nawet na samym końcu Zalewu Szczecińskiego. ;) No, ale jak to mawiał Zagłoba: nic to.
Zobaczyliśmy sobie za to opuszczanie mostu zwodzonego.
Oprócz tego udało mi się ujechać żeliwną świnię.
W Netto w Eggesin w drodze powrotnej zatankowaliśmy bidony i ruszyliśmy w drogę powrotną.
Rozpoczęła się ostra zapierdalanka. Tomek to kox, na swoich długich zmianach cisnął cały czas >35km/h, a ja tylko ledwo siedziałem na kole. Od Eggesin do Pilchowa AVS>32km/h.
Za Dobieszczynem wyprzedziliśmy jakiegoś młodego kolarza, ale po niecałych 2km na kole odpadł, więc przyspieszyliśmy jeszcze bardziej. ;)
Rozdzieliliśmy się na placu Sprzymierzonych. Wycieczka fajna, tylko trochę za krótka, choć biorąc pod uwagę tempo to dla mnie nawet dobrze.
Kościół w Eggesin.
Pilotowałem za to. Znakomicie zresztą - błądziliśmy, że hej. Nie udało nam się odnaleźć nawet na samym końcu Zalewu Szczecińskiego. ;) No, ale jak to mawiał Zagłoba: nic to.
Zobaczyliśmy sobie za to opuszczanie mostu zwodzonego.
Oprócz tego udało mi się ujechać żeliwną świnię.
W Netto w Eggesin w drodze powrotnej zatankowaliśmy bidony i ruszyliśmy w drogę powrotną.
Rozpoczęła się ostra zapierdalanka. Tomek to kox, na swoich długich zmianach cisnął cały czas >35km/h, a ja tylko ledwo siedziałem na kole. Od Eggesin do Pilchowa AVS>32km/h.
Za Dobieszczynem wyprzedziliśmy jakiegoś młodego kolarza, ale po niecałych 2km na kole odpadł, więc przyspieszyliśmy jeszcze bardziej. ;)
Rozdzieliliśmy się na placu Sprzymierzonych. Wycieczka fajna, tylko trochę za krótka, choć biorąc pod uwagę tempo to dla mnie nawet dobrze.
Niedziela, 9 sierpnia 2009Kategoria ..>100km, .Bridgestone., zz Foto zz
Wycieczka do Schwedt
Rower:
Bridgestone124.26 km (1.10km teren) czas jazdy: 04:30 h AVS:27.61km/h
Miałem nie jechać, ale jednak mimo powrotu do domu o 5 nad ranem, perspektywa jazdy w większej grupie zwyciężyła. Wstałem o 8:20, zjadłem śniadanie, napełniłem bidony i o 9:07 ruszyłem na rondo w Zdrojach.
Tuż przed końcem ostatniego mostu czy tam wiaduktu pękła mi szprycha w przednim kole. Dzięki temu mogłem zaprezentować, jak profesjonalnie wycentrować koło. :D
Przed startem.
Ruszyliśmy około 9:30. Najpierw spokojnie.
Przed sklepem w Gryfinie.
Bruk w Mescherin. Feee...
Właściwie jechaliśmy na lajcie aż do Gartz. Tutaj po wjeździe na szlak rowerowy poszedł niezły zaciąg. Niby tylko kilka km, ale czuję go do tej pory. ;)
Odpoczynek.
Dalej było znowu trochę spokojniej. Do Schwedt i Krajnika Dolnego miałem AVS 28km/h.
Do samego miasta nie wjeżdżaliśmy, co mnie trochę zdziwiło, ale to i dobrze, bo miałem już okazję być tu wiele razy.
W Krajniku zatankowaliśmy i ruszyliśmy w drogę powrotną.
Acha, bo prawie zapomniałem. Jeszcze przed samym dojazdem do granicy Mateusz (mm85) fajnie wszystkich nastraszył włączając przedni hamulec, co zaskutkowało zahaczeniem o siebie paru opon i fajnym zygzakiem. Ale dzięki temu przynajmniej mieliśmy przez jakiś czas spokój z wyprzedzaniem nas przez samochody. :)
W czasie powrotu na odcinku w pobliżu Schwedt poszedł kolejny zaciąg. Mieliśmy z Tomkiem łatwiej, bo byliśmy na szosach. Oderwaliśmy się i mówię „chodź się schowamy”. Taki przedni żarcik. ;) Trochę nie wyszło, bo jak w końcu zjechałem na bok, Tomek pojechał dalej prosto, a ja potem musiałem potem gonić za grupą. :D
A potem był piękny most.
Niestety na fotkę bika już mi nie starczyło amperosekund..
W Mescherin.
Dojechaliśmy do Mescherin i się rozdzieliliśmy. Grupa mniej dzielna pojechała przez Gryfino. Grupa bardziej waleczna przez Rosówek. Od mojej grupki odłączyłem się koło KFC na Mieszka I.
Było fajnie. Dzięki mm85 i Woberowi panowała radosna dziecięca atmosfera. Nic tylko jechać. A niektórzy, co nie weszli na forum (pozdro Silas;)), nic o wypadzie nie wiedzieli, a było na trzech napisane. :)
Tuż przed końcem ostatniego mostu czy tam wiaduktu pękła mi szprycha w przednim kole. Dzięki temu mogłem zaprezentować, jak profesjonalnie wycentrować koło. :D
Przed startem.
Ruszyliśmy około 9:30. Najpierw spokojnie.
Przed sklepem w Gryfinie.
Bruk w Mescherin. Feee...
Właściwie jechaliśmy na lajcie aż do Gartz. Tutaj po wjeździe na szlak rowerowy poszedł niezły zaciąg. Niby tylko kilka km, ale czuję go do tej pory. ;)
Odpoczynek.
Dalej było znowu trochę spokojniej. Do Schwedt i Krajnika Dolnego miałem AVS 28km/h.
Do samego miasta nie wjeżdżaliśmy, co mnie trochę zdziwiło, ale to i dobrze, bo miałem już okazję być tu wiele razy.
W Krajniku zatankowaliśmy i ruszyliśmy w drogę powrotną.
Acha, bo prawie zapomniałem. Jeszcze przed samym dojazdem do granicy Mateusz (mm85) fajnie wszystkich nastraszył włączając przedni hamulec, co zaskutkowało zahaczeniem o siebie paru opon i fajnym zygzakiem. Ale dzięki temu przynajmniej mieliśmy przez jakiś czas spokój z wyprzedzaniem nas przez samochody. :)
W czasie powrotu na odcinku w pobliżu Schwedt poszedł kolejny zaciąg. Mieliśmy z Tomkiem łatwiej, bo byliśmy na szosach. Oderwaliśmy się i mówię „chodź się schowamy”. Taki przedni żarcik. ;) Trochę nie wyszło, bo jak w końcu zjechałem na bok, Tomek pojechał dalej prosto, a ja potem musiałem potem gonić za grupą. :D
A potem był piękny most.
Niestety na fotkę bika już mi nie starczyło amperosekund..
W Mescherin.
Dojechaliśmy do Mescherin i się rozdzieliliśmy. Grupa mniej dzielna pojechała przez Gryfino. Grupa bardziej waleczna przez Rosówek. Od mojej grupki odłączyłem się koło KFC na Mieszka I.
Było fajnie. Dzięki mm85 i Woberowi panowała radosna dziecięca atmosfera. Nic tylko jechać. A niektórzy, co nie weszli na forum (pozdro Silas;)), nic o wypadzie nie wiedzieli, a było na trzech napisane. :)
Piątek, 7 sierpnia 2009Kategoria ..>100km, .Bridgestone., zz Foto zz
Wycieczka do Prenzlau
Rower:
Bridgestone133.02 km (1.60km teren) czas jazdy: 05:38 h AVS:23.61km/h
Na dzisiaj sobie zaplanowałem spokojną wycieczkę do Prenzlau. Wyruszyłem ok. 15:30, a wróciłem kilka minut po 22:00. Trasę wyznaczyłem na Google Maps i starałem się jej trzymać, trochę tylko zmieniając. Za Loecknitz dałem ciała, bo w drodze na Brüssow pojechałem boczną po bruku i szutrze, przez co musiałem trochę prowadzić.
Dalej już nawierzchnia w porządku.
W samym pobliżu Prenzlau jedynie trochę dziur w asfalcie, który i tak jest w lepszej kondycji niż polski, więc wciąż było wygodnie.
W Prenzlau.
Bateria żelbetowych silosów w Prenzlau.
Bateria stalowych silosów w Prenzlau. ;)
Fragment murów miejskich z wieżą wartowniczą.
Jakiś kościół.
A ten mi się strasznie podoba.
Ten też..
Porobiłem trochę zdjęć i pojechałem w drogę powrotną. Ale znowu troszkę się pomyliłem, więc kawałek się cofnąłem. Droga powrotna była deczko upierdliwa, ponieważ musiałem oszczędzać picie, które się kończyło. Zatankowałem dopiero w Kołbaskowie.
Kościół w Randowtal.
Kościół w Sommersdorf.
A to jest jezioro w Penkun.
Szosa za Tantow.
Wiatraki też.
Księżyc za Kołbaskowem.
W ogóle to już jeden z końcowych wypadów na obecnym napędzie, który jest już na tyle zajechany, że kiedy jadę na stojąco, to tylko oczekuję kiedy przeskoczy.
Dalej już nawierzchnia w porządku.
W samym pobliżu Prenzlau jedynie trochę dziur w asfalcie, który i tak jest w lepszej kondycji niż polski, więc wciąż było wygodnie.
W Prenzlau.
Bateria żelbetowych silosów w Prenzlau.
Bateria stalowych silosów w Prenzlau. ;)
Fragment murów miejskich z wieżą wartowniczą.
Jakiś kościół.
A ten mi się strasznie podoba.
Ten też..
Porobiłem trochę zdjęć i pojechałem w drogę powrotną. Ale znowu troszkę się pomyliłem, więc kawałek się cofnąłem. Droga powrotna była deczko upierdliwa, ponieważ musiałem oszczędzać picie, które się kończyło. Zatankowałem dopiero w Kołbaskowie.
Kościół w Randowtal.
Kościół w Sommersdorf.
A to jest jezioro w Penkun.
Szosa za Tantow.
Wiatraki też.
Księżyc za Kołbaskowem.
W ogóle to już jeden z końcowych wypadów na obecnym napędzie, który jest już na tyle zajechany, że kiedy jadę na stojąco, to tylko oczekuję kiedy przeskoczy.
Wtorek, 4 sierpnia 2009Kategoria zz Foto zz, .Trek., ..>100km
Północne okolice Puszczy Wkrzańskiej
Rower:
Trek112.31 km (32.90km teren) czas jazdy: 05:35 h AVS:20.12km/h
Witajcie, Drodzy Czytelnicy!
Jak widzicie strona rozwija się z zaskakująco szybkim tempie. Wspólnie dokonaliśmy już ponad 3000 wejść. Ach, jakże to dużo i jakże to cudowne! A oto najświeższa relacja:
Dzisiaj jeździłem pierwszy raz z Mateuszem=mm85. Ustawiliśmy się na 9:00 na Głębokim. Lubię tak wcześnie sobie wstać i wyjść na rower. Szkoda, że nie wszystkie śpiochy tak potrafią. No, ale nieważne. Ruszyliśmy czerwonym szlakiem przez Bartoszewo i w Tanowie zjechaliśmy z niego. Dalej kontynuowaliśmy asfaltem przez jakieś 4,5km, po czym wjechaliśmy do lasu.
Musieliśmy sobie wciskać dużo kitu, żeby się oszukać, że jesteśmy uczestnikami wyprawy, którą można nazwać esencją MTB (kto z lewobrzeża i zna Puszczę Wkrzańską, ten pewnie zakumał). Piach na przemian z piaskiem, to nie jest to, co lubię najbardziej (kto z prawobrzeża teraz też już musiał zakumać; jeśli jednak nie zakumałeś do teraz, niezależnie gdzie mieszkasz, to znaczy, że lubisz piach i piasek). Po około 3km dojechaliśmy do czerwonego szlaku. Akurat tutaj kończyła się jego asfaltowa część i w prawo szedł szlak zielony, a czerwony dalej po szutrze. My wybraliśmy szuter.
Około 3km dalej na chwilę zboczyliśmy z trasy, żeby zobaczyć Jezioro Piaski i Piaskową Górę (37 m.n.p.m.).
Następnie nieoznakowaną ścieżką tuż obok czerwonego szlaku, która wkrótce się znów z nim pokryła do asfaltowej drogi łączącej Myślibórz Wlk. z Trzebieżą.
Skręciliśmy na Myślibórz, a następnie na beznadziejny asfalt w kierunku Nowego Warpna. Jeszcze jakieś 5km i wjechaliśmy znowu w teren zmierzając na zachód do granicy. Okazuje się, że stary mostek, którego nie miałem przyjemności zobaczyć został zamieniony na nowy, murowany.
Na chwilę zawitaliśmy w Rieth.
I powrót do drogi asfaltowej, a stąd już tylko kawałek do Nowego Warpna. W Karsznie (dzielnica) zobaczyliśmy ryglowy kościół rzymskokatolicki z 1793 roku.
Później znaleźliśmy pałacyk, który można zobaczyć pod linkiem tutaj:
Brama była otwarta, więc wjechaliśmy do środka. Tabliczka na budynku poinformowała nas o tym, iż jest to filia Książnicy Pomorskiej w Nowym Warpnie, natomiast pan konserwator lub majster, lub ktoś w tym guście dał nam do zrozumienia, żebyśmy sobie stąd pojechali, bo tu jest wstęp wzbroniony i więcej nie przyjeżdżali. Na pytanie czy gdzieś coś jest napisane o tym zakazie wstępu, odparł, że na bramie, po czym obrócił jej drzwi o 90* i powiedział coś w stylu „O, teraz widać”. :) A potem się dziwi, że ludzie sięgają po nikotynę i alkohol, jak im się zamyka dostęp do wiedzy i mądrości zawartych na kartach książek..
Do samego centrum Warpna nie dojeżdżaliśmy. Skręciliśmy na Miroszewo.
Stąd jechaliśmy po żelbetowych płytach, zapewne układanych przez Niemców;), aż do Brzózek. Po drodze spotkaliśmy przyczepę kempingową jakiegoś dziwaka. Zrobił sobie z tego dom. Przed wejściem miał ustawioną wiatę z namiotu. Kawałek dalej był rozstawiony jakiś namiot. Oczywiście wszystko na dziko.
W Brzózkach standardowo wstrętny bruk.
A ja już na zgonie jechałem, więc jak tylko się zaczął asfalt jedyne co mogłem zrobić, to usiąść Mateuszowi na kole i pokornie chować się przed wiatrem. A Mateusz tymczasem rozpoczął ostrą zapierdalankę, która trwała aż do dawnych terenów fabryki benzyny syntetycznej.
Stamtąd pojechaliśmy zobaczyć dinozaury.
Dalej już tylko powrót do domu. Do Siedlic, a stąd dojazd na czerwony szlak. Rozdzieliliśmy się na skrzyżowaniu z zielonym szlakiem i wróciłem sobie przez Warszewo, Niebuszewo i centrum do domu.
Jak widzicie strona rozwija się z zaskakująco szybkim tempie. Wspólnie dokonaliśmy już ponad 3000 wejść. Ach, jakże to dużo i jakże to cudowne! A oto najświeższa relacja:
Dzisiaj jeździłem pierwszy raz z Mateuszem=mm85. Ustawiliśmy się na 9:00 na Głębokim. Lubię tak wcześnie sobie wstać i wyjść na rower. Szkoda, że nie wszystkie śpiochy tak potrafią. No, ale nieważne. Ruszyliśmy czerwonym szlakiem przez Bartoszewo i w Tanowie zjechaliśmy z niego. Dalej kontynuowaliśmy asfaltem przez jakieś 4,5km, po czym wjechaliśmy do lasu.
Musieliśmy sobie wciskać dużo kitu, żeby się oszukać, że jesteśmy uczestnikami wyprawy, którą można nazwać esencją MTB (kto z lewobrzeża i zna Puszczę Wkrzańską, ten pewnie zakumał). Piach na przemian z piaskiem, to nie jest to, co lubię najbardziej (kto z prawobrzeża teraz też już musiał zakumać; jeśli jednak nie zakumałeś do teraz, niezależnie gdzie mieszkasz, to znaczy, że lubisz piach i piasek). Po około 3km dojechaliśmy do czerwonego szlaku. Akurat tutaj kończyła się jego asfaltowa część i w prawo szedł szlak zielony, a czerwony dalej po szutrze. My wybraliśmy szuter.
Około 3km dalej na chwilę zboczyliśmy z trasy, żeby zobaczyć Jezioro Piaski i Piaskową Górę (37 m.n.p.m.).
Następnie nieoznakowaną ścieżką tuż obok czerwonego szlaku, która wkrótce się znów z nim pokryła do asfaltowej drogi łączącej Myślibórz Wlk. z Trzebieżą.
Skręciliśmy na Myślibórz, a następnie na beznadziejny asfalt w kierunku Nowego Warpna. Jeszcze jakieś 5km i wjechaliśmy znowu w teren zmierzając na zachód do granicy. Okazuje się, że stary mostek, którego nie miałem przyjemności zobaczyć został zamieniony na nowy, murowany.
Na chwilę zawitaliśmy w Rieth.
I powrót do drogi asfaltowej, a stąd już tylko kawałek do Nowego Warpna. W Karsznie (dzielnica) zobaczyliśmy ryglowy kościół rzymskokatolicki z 1793 roku.
Później znaleźliśmy pałacyk, który można zobaczyć pod linkiem tutaj:
Brama była otwarta, więc wjechaliśmy do środka. Tabliczka na budynku poinformowała nas o tym, iż jest to filia Książnicy Pomorskiej w Nowym Warpnie, natomiast pan konserwator lub majster, lub ktoś w tym guście dał nam do zrozumienia, żebyśmy sobie stąd pojechali, bo tu jest wstęp wzbroniony i więcej nie przyjeżdżali. Na pytanie czy gdzieś coś jest napisane o tym zakazie wstępu, odparł, że na bramie, po czym obrócił jej drzwi o 90* i powiedział coś w stylu „O, teraz widać”. :) A potem się dziwi, że ludzie sięgają po nikotynę i alkohol, jak im się zamyka dostęp do wiedzy i mądrości zawartych na kartach książek..
Do samego centrum Warpna nie dojeżdżaliśmy. Skręciliśmy na Miroszewo.
Stąd jechaliśmy po żelbetowych płytach, zapewne układanych przez Niemców;), aż do Brzózek. Po drodze spotkaliśmy przyczepę kempingową jakiegoś dziwaka. Zrobił sobie z tego dom. Przed wejściem miał ustawioną wiatę z namiotu. Kawałek dalej był rozstawiony jakiś namiot. Oczywiście wszystko na dziko.
W Brzózkach standardowo wstrętny bruk.
A ja już na zgonie jechałem, więc jak tylko się zaczął asfalt jedyne co mogłem zrobić, to usiąść Mateuszowi na kole i pokornie chować się przed wiatrem. A Mateusz tymczasem rozpoczął ostrą zapierdalankę, która trwała aż do dawnych terenów fabryki benzyny syntetycznej.
Stamtąd pojechaliśmy zobaczyć dinozaury.
Dalej już tylko powrót do domu. Do Siedlic, a stąd dojazd na czerwony szlak. Rozdzieliliśmy się na skrzyżowaniu z zielonym szlakiem i wróciłem sobie przez Warszewo, Niebuszewo i centrum do domu.