Informacje

  • Wszystkie kilometry na BS: 75311.03 km
  • Niektóre km w terenie na BS: 8181.95 km
  • Czas na rowerze na BS: 154d 23h 52m
  • Prędkość średnia na BS: 20.24 km/h
  • Więcej informacji

Moje rowery

Tak daję czadu w 2023: button stats bikestats.pl
Tak dawałem czadu wcześniej:

Licznik odwiedzin

od VI 2023

Statystyki zbiorcze na stronę

Szukaj

Znajomi


Archiwum

Linki

Wpisy archiwalne w kategorii

.Wheeler.

Dystans całkowity:24347.51 km (w terenie 3580.38 km; 14.71%)
Czas w ruchu:1281:42
Średnia prędkość:19.00 km/h
Maks. tętno maksymalne:184 (98 %)
Maks. tętno średnie:139 (74 %)
Suma kalorii:85090 kcal
Liczba aktywności:470
Średnio na aktywność:51.80 km i 2h 43m
Więcej statystyk
Czwartek, 13 maja 2021Kategoria .Wheeler., Night Bike

Night bike po Puszczy Wkrzańskiej

Rower:Wheeler
50.53 km (20.50km teren) czas jazdy: 03:09 h AVS:16.04km/h

Niedawno odkryłem, że nie mając wykupionych płatnych bajerów na Stravie mogę zapisać sobie czyjąś wycieczkę jako swoją we własnej bazie przygotowanych tras, a następnie pobrać plik gpx i wczytać do Roxa. Dzisiaj postanowiłem przejechać jedną z takich "ukradzionych" tras. Jeden z dawnych znajomych, którego obserwuję na Stravie, robi ciekawe krajoznawcze wyjazdy terenowe, które potem okazują się idealnymi pomysłami dla mnie i ułatwiają mi robotę, bo nie muszę gdybać, którędy skomponować trasę. Koniec końców, dzisiejszy wyjazd nie był dokładnie taki, jak zgapiony gotowiec, ale sporo szło według konwencji i klimatu tej trasy.



Pierwszy raz byłem w wielu miejscach w lesie w okolicy Jeziora Głębokiego. Postanowiłem tez, że ominę Żółtew, bo jest tam sporo piachu i w nocy nie miałem ochoty przejeżdżać koło posesji z końmi, gdzie w przeszłości zawsze psy darły japę i mnie to stresowało. Jeszcze zanim dojechałem do Bartoszewa zrobiło się całkiem ciemno.

W lesie między Tanowem i Trzeszczynem zakopałem się w piachu i musiałem przez to się przez kilka minut bawić w małego serwisanta, ale będzie dobrze. Nie pamiętam czy w przeszłości też miałem takie problemy z piachem i nie wiem czy uzasadnione jest zwalić na bieżnik opon, który sobie z nim teraz bardzo nie radzi. Bo teraz to jest dosłownie tak: piach = kłopoty.

Do Polic dojechałem ścieżką, a z Polic kierunek na Przęsocin. Do Przęsocina prowadzi droga dla rowerów, asfaltowa zresztą. W Przęsocinie budowana jest kontynuacja. Nie wiem czy to był do końca mądry pomysł, ale skierowałem się w stronę lasu ponownie. Jedyne co pamiętałem z przeszłości, to że będą jakieś domostwa, psy będą szczekać, potem trochę płaskiego (najpierw pola, potem lasy) i jakoś tam sobie wrócę w miarę wygodnie. Tak właściwie było, ale jeszcze zanim dojechałem do przyjemnego lasu, to był las nieprzyjemny wyposażony w nawierzchnię z piachu. Jak widać na załączonym obrazku w pewnym momencie jeszcze się zagapiłem i zrobiłem kawałeczek naokoło (akurat dodałem sobie fragment pod górkę ekstra).

Dalej już bez żadnych przygód. Zdjęć z dzisiaj żadnych nie ma, ponieważ było zbyt ciemno, a jak jest ciemno to rozsądek podpowiada, żeby uciekać przed wilkołakami, a nie focić czerń nocy.
Poniedziałek, 3 maja 2021Kategoria .Wheeler., Night Bike, zz Foto zz

Zachodnie obrzeża Puszczy Bukowej

Rower:Wheeler
56.11 km (14.00km teren) czas jazdy: 03:21 h AVS:16.75km/h

Kiedy planowałem weekendowe kręcenie, to analizując prognozę pogody nie liczyłem dzisiaj na normalny rower. Miałem nadzieję na coś krótkiego po mieście Rometem i tyle. Tymczasem mokry deszcz dał mi szansę, którą postanowiłem wykorzystać. Udało mi się także wyjść dzisiaj nieco wcześniej, bo chyba już o 18:20, więc i zgorszenie Czytelniczki będzie nieco mniejsze. ;)


Wymyśliłem, że przejadę się tak, jak w marcu do węzła Klucz, omijając górki, ale zahaczając o płaskolasy, łapiąc jak najwięcej terenu, leśnego powietrza i nowych ścieżek. Udało się.


Zanim jednak zaczęło się leśne eldorado, to pojawiło się kilka atrakcji. Najpierw koło Elektrowni Pomorzany, gdy jechałem skrótem to pan z psami wyglądającymi jak wilki (ale grzeczne były). Następnie kwadrans przerwy w Podjuchach pod wiatą przystankową by przeczekać deszcz (miałem szczęście, bo idealnie wjechałem pod puściutką wiatę gdy tylko zaczęło kropić). Trzecia atrakcja to spontaniczna zmiana trasy i wygibasy naokoło trochę w terenie. To ostatnie było totalnie niepotrzebne i następnym razem lepiej przygotuję trasę. Na swoje usprawiedliwienie mam tylko to, że uciekałem przed samochodami na chodnik i właśnie w lewo ciach, bo tam na głównej ulicy to kałuże, kałuże, kałuże!


Jadę pod góreczkę ulicą Kołowską


Niespodzianka, bo pultając się po nieznanych leśnych ścieżkach niespodziewanie wjeżdzam na jakiś punkt widokowy. To prawdopodobnie okolice szczytu Dębiec (70 m n.p.m.), na którym jednak nie byłem.


Kiedy rower jest tak wspaniały, to komentarz jest zbyteczny :D

Kiedy wydostałem się z leśnych labiryntów przywitał mnie asfalt, a po chwili piękne widoki na leśne wzgórza:

Na węźle Klucz


Zaraz koniec nawierzchni bitumicznej i początek długiego odcinka terenu


Najgorszy odcinek. Znowu się zakopałem w piachu. Jeszcze niecały kilometr i zaczną się piękne ubite ścieżki leśne oraz szutry.









Przez takie leśne klimaty dojechałem do Starych Brynek. Tutaj zmodyfikowałem nieco trasę w stosunku do planów i dodałem sobie dwa cele: Czepino i Żabnicę.


Kawałek za Starymi Brynkami - kierunek na Czepino


Zgapiam ujęcie, bo u innych widziałem na relacjach i mi się spodobało


Ostatnie ujęcie z dzisiaj. Widok na Odrę Wschodnią w Żabnicy.

Stąd już bez fajerwerków powrót asfaltem. Mniej więcej pół godziny później zrobiło się prawie całkiem ciemno. Dzisiaj jechałem znowu tylko na Bontragerach i jednak po tym asfaltowym powrocie wydaje mi się, że przedni Bontrager na 200 lm świeci gorzej niż Fenix na 200 lm. Fenix z akumulatorami jest ciężkim klocem, jego brak to plus dla wygody. Jak się rozkręcę i będę w stanie wychodzić na całodzienne wycieczki z pełnymi tobołkami i wracać w nocy, to zrobię im lepsze porównanie.

Ah, byłbym zapomniał: kolanka się naprawiły! Nic mnie nie bolały ani przed, ani w trakcie, ani po. :)
Sobota, 1 maja 2021Kategoria .Wheeler., Night Bike, zz Foto zz

Puszcza Wkrzańska

Rower:Wheeler
61.86 km (14.90km teren) czas jazdy: 03:35 h AVS:17.26km/h

W końcu nastał ten dzień, kiedy wyszedłem na normalny rower, a nie jakąś fioletową atrapę czy chomikowe kręciołki. Chciałem zrobić trasę na 3-3,5 godziny. Bridgestone stoi nadal wpięty do trenażera, więc wybór Wheelera był niejako automatyczny. Ponieważ dawno nie wychodziłem, to przygotowanie zabrało mi więcej czasu niż zwykle i ostatecznie pedałowanie rozpocząłem dopiero przed godziną 19. To pozwoliło mi na prawie 2 godziny jazdy w świetle i nadało smaczku nocnemu powrotowi przez las.


Kawałek za amfiteatrem. Roboty wiaduktowe się zakończyły i droga została otworzona dla pieszych i rowerzystów.



Dzisiejsza trasa miała być podobna do czegoś, co jechałem w zimie w śniegu. Chciałem sprawdzić jak wygląda tzw. grawelowa droga. Na mapie to jest ten długi prosty odcinek do Turznicy. Natchnęło mnie jednak na szybszy wjazd do lasu. Spotkałem tam kilka jeleni, ale nie udało mi się zrobić zdjęcia.


Płaskolas; lokalizacja niedaleko od miejsca zjazdu z DW 115.


Rozmazany cel dzisiejszego wyjścia - droga przez las łącząca DW 115 z Turznicą.

Gdy dojechałem do Polic, słońce się całkiem wyłączyło. Odpaliłem nawigację i wybrałem jakiś punkt, który wydawał mi się dobrym miejscem by do niego dojechać i potem kontynuować samemu wg uznania już z okolicy około 2-3 km od Jeziora Głębokiego. Pan GPS zapraszał mnie kilka razy do wjechania do lasu, jednak podziękowałem mu i spory kawałek zrobiłem po asfalcie. Właściwie większą część przewyższenia pozwoliłem sobie przejechać asfaltem, żeby nie przesuwać się w ciemności jak ślimak w terenie i nie musieć podłączać power banka. Dzisiaj zabrałem z przodu tylko małego Bontragera i przewidywałem, że nie dotrwa bez podładowania.

Gdy wjechałem w końcu do lasu, to zrobiło się nieco znajomo. Wszystko odbyło się w miarę bez większych przygód, oprócz może 300 m z buta z uwagi na luźny piach. Nie napadły na mnie żadne psy, koty, wilki, ani wampiry. A potem zrobiło się z górki, więc już byłem nieuchwytny. Na Polanie Harcerskiej widziałem 3 ogniska, koło kąpieliska Arkonka podobnie biesiadowali ludzie.

Nieco się dzisiaj zmęczyłem. Zdecydowanie mocniej niż przypuszczałem, że mnie taki wyjazd sponiewiera. Przerwa zrobiła swoje, ale jest taki plus, że w czasie jazdy nie zabolały mnie kolana, a taki właśnie był główny cel odpuszczenia sobie na jakiś czas roweru.

Sobota, 6 marca 2021Kategoria .Wheeler., Night Bike, zz Foto zz

Terenowa przygoda w kierunku południowym

Rower:Wheeler
84.23 km (26.00km teren) czas jazdy: 05:18 h AVS:15.89km/h

Bardzo mi się spodobała trasa, którą jechałem w lutym wtedy gdy spadł śnieg i przymroziło. Zaprojektowałem sobie kilka takich wariantów na południe różniących się między sobą długością. Na dzisiaj zmodyfikowałem nieco poprzednią trasę by uwzględnić kondycję kolan oraz wyeliminować najbardziej upierdliwe fragmenty, czyli podjazdy i nierówne dzikie ścieżki.




Starałem się jak mogłem by nie wjeżdżać niepotrzebnie wysoko, tylko po to by za kilka km zjechać w dół, więc ominąłem Puszczę Bukowa nieco "bokiem" wjeżdżając tylko w jej obrzeża. Walory wizualne akurat na plus, bo już poprzednia wycieczka i fragment lasu przed Kołbaczem poza szlakiem rowerowym uświadomiły mi, że każdy las jest piękny!




Dzisiaj miałem możliwość posmakować płaskiego lasu i różnej nawierzchni. Była ubita droga leśna, był szuter, droga leśna z użyciem gruzu, były też na drodze kamienie, był piach. Zdecydowanie jestem fanem szutru.







Cmentarzyk dla zwierząt

Dzisiaj też trochę wróciły wspomnienia jak to było kiedyś. Przypomniało mi się, że już w niektórych miejscach byłem czy to na góralu czy to na szosie dawniej z kolegami, którzy już teraz nie jeżdżą na rowerach. To było w 2008. Właściwie cała trasa po przejechaniu przez wiadukt z "gotyckim łukiem" i wjechaniu w teren była super.



Za chwilę będę przejeżdżać pod S3. Piaskowy fragment drogi, najbardziej nieprzejezdne kilkaset metrów z dzisiaj.








Wyjeżdżam z lasu na DW 120 między Gryfinem, a Wełtyniem. Po chwili znowu wjechałem do lasu.




Jezioro Wełtyńskie


Jezioro Wełtyńskie po raz wtóry


Domki kempingowe nad Jeziorem Wełtyńskim

Teren skończył się na chwilę za Wełtyniem, ale po kilku km znowu wjechałem w las. Wtedy już zaczynało zmierzchać, co było trochę krajobrazowo negatywne, ale dawało dodatkowe emocje związane z jazdą w nieznanym. To było przed Steklinkiem (ten fragment na zachód na samym dole jest cały terenem aż do Krajnika). Parę km przed Gryfinem pożegnałem się ostatecznie z terenem i od tej pory tylko asfalcik. Bardzo żałuję, że końcówka była po ciemku, ponieważ pierwszy raz jechałem wioseczkami aby oddalić się od DK31, która jest wąska i po której zawsze nieprzyjemnie mi się jedzie z samochodami. Następną trasę zaplanuję tak, żeby nie kontynuować po DK31, ale pojechać ku Starym Brynkom i powrót też zrobić terenem.

Dzisiaj nie musiałem ładować w trasie ani lampek, ani licznika. Odkryłem za to, że to nie mrozy uniemożliwiały mi poprzednimi razami ładowanie tylko najzwyczajniej w świecie kabelek micro USB się uszkodził. Prawdopodobnie sam go uszkodziłem w trakcie ładowania w czasie jazdy, musiała się wygiąć końcówka. Finalnie ani akumulatorki, ani żadne inne elektroniczne fanty, tym bardziej lampka bontragera, w której myślałem, że wygiąłem złącze USB nie nawalają, a ja nie będę musiał wozić zapasówek elektronicznych w kieszonce na plecach w ciepełku.

A jak dzisiaj nogi? Lewe kolano nawaliło, ale nie tak bardzo. Poprzednio w drodze powrotnej nieco obniżyłem siodełko. Poluzowałem też sprężyny w pedałach i znalazłem ustawienie kolana, które pozwala na więcej. Tak sobie uświadomiłem, że ja jeździłem we wszystkich rowerach na maksymalnie dokręconych sprężynach, bo poprzednie bloki miałem tam mocno starte, że i tak nogi same mi się wypinały w czasie jazdy i być może teraz też powinienem jeszcze poluzować sprężyny. Wiem, że wszystkich to bardzo interesuje, dlatego nie omieszkam zdać relacji. :D
Niedziela, 28 lutego 2021Kategoria .Wheeler., Night Bike, zz Foto zz

W kierunku Jeziora Miedwie

Rower:Wheeler
87.42 km (18.50km teren) czas jazdy: 05:04 h AVS:17.25km/h

Wyruszyłem z zamiarem okrążenia Jeziora Miedwie. Ponieważ jednak mój start miał miejsce dopiero po godzinie 14 lub jeszcze później, to musiałem sobie dać z tym pomysłem spokój. Część trasy przejechałem wg planu, a potem zaczęły się kłopoty z kolanem i zrobiło się na tyle ciemno, że jedyną rozsądną opcją był jak najszybszy powrót.


Początek trasy to dojazd na prawobrzeże i złapanie szlaku 20A na wschód w kierunku Stargardu.




W Płoni miałem możliwość przesiąść się na asfaltową ścieżkę do Kołbacza, ale na ile się dało to wjechałem w las unikając ludzi.








Za Kołbaczem zjechałem na drogę z ażurowych betonowych płyt i tak się tułałem przez następne kilometry z krótką przerwą na asfalt.





Na zdjęciu wyżej po lewej stronie widoczny szczyt Katarzynka 31,4 mnpm








Kierunek na Giżyn. W ubiegłym roku jechałem ten fragment na szosie.

Przed dojechaniem do starej DK3 zaliczyłem jeszcze trochę płyt i drogi gruntowej. Właściwie na porządny asfalt wjechałem dopiero po zmroku. Jadąc w terenie świeciłem sobie 1200 lm.

Ruch samochodowy był jak na niedzielny wieczór spory, dlatego zdecydowałem się na skręt na Stare Czarnowo, a następnie na Dobropole Gryfińskie i Kołowo. Znam tę trasę, jechałem dobre kilka razy w ubiegłym roku na szosie, tylko w drugą stronę. Tym razem było pod górkę, w zupełnej ciemnicy nocy, nieprzyjemnie. I tylko 1200 lm Fenixa dodawało nadziei, że zobaczę odpowiednio wcześniej wilka, o którym czytałem że w Puszczy Bukowej mieszka. Ale to nie wilk na mnie szczekał, tylko pies w Kołowie. Do Podjuch zjechałem za to przyjemnym zjazdem i nawet pierwszy raz od dawna przewiało mi trochę głowę, skutkiem czego był nieco bardziej zatkany nos przez następne dni.



Niedziela, 21 lutego 2021Kategoria ..>100km, .Wheeler., Night Bike, zz Foto zz

Wycieczka do Stepnicy

Rower:Wheeler
131.48 km (16.50km teren) czas jazdy: 07:13 h AVS:18.22km/h praca: 8085 kcal

Dzisiaj pojechałem rowerem MTB do Stepnicy. Wyjazd wyszedł mi późno, bo dopiero o 13. Spodziewałem się około 8 godzin pedałowania i 10 godzin całego wyjazdu. Wyszło nieco inaczej.


Pierwszy raz widziałem, jak lodołamacz pracuje krojąc lód. Zdjęcie zrobione w Mostu Cłowego.


Na osiedlu Załom

Zaprojektowana na dziś trasa w oryginale miała potencjał na prawie 50 km w terenie. Ponieważ jednak relatywnie niedawno jechałem do Lubczyny wzdłuż Jeziora Dąbie i nie chciałem się zajechać, to zrezygnowałem z tego odcinka i wybrałem asfalt. W teren wjechałem dopiero w Borzysławcu, około kilometr za Lubczyną i to była taka kontynuacja od miejsca, z którego poprzednio zjechałem ze szlaku.


Widoki były ładne, jednak nawierzchnia niesprzyjająca. Roztapiający się śnieg spowodował, że droga gruntowa bardzo spowalniała, czułem jak opony przyklejają się do wilgotnego gruntu. Nieprzyjemnie się jechało.






Niedługo nawierzchnia się zmieniła i jechałem po ażurowych betonowych płytach, by za niedługo dojechać do szutru.







Poprzednim razem skręciłem w prawo, z tym że wtedy mając na celu Goleniów. Dzisiaj po zerknięciu na mapę zdecydowałem pojechać prosto, by nieco skrócić trasę.


Pauza w okolicy Krępska. Dzisiaj uciekałem z DW 111 w teren. Jest ruchliwa, na początkowym odcinku wąska, kierowcy szybko jeżdżą. W lesie nie spotkałem żadnego człowieka, a tym bardziej samochodu.


Minusy jazdy terenem. Chlapa i zwiększone opory toczenia.






Posesja w lesie, parę km przed Stepnicą. Strasznie ujadały psy. Jeśli szczekają, a nie widać, to znaczy, że za płotem. Te lub ten były dodatkowo w klatce na podwórku. Taki rzeczopies w wersji alarm.


Terenowy dojazd do okolic Stepnicy



Chciałem podjechać na plażę, ale sporo osób było, więc odpuściłem sobie główną część. W listopadzie były pustki, a dzisiaj na parkingu sporo samochodów, dużo spacerowiczów i rodziny z dziećmi. Zero dystansu i nikogo z prawidłowo ubraną maseczką.

Widok na molo w Stepnicy

Gdybym wiedział, że przez większą część drogi powrotnej będę znowu miał kłopoty z bolącymi kolanami, to bym sobie odpuścił dodatkowe atrakcje turystyczne. No, ale nie wiedziałem, ponieważ nie jestem jasnowidzem. Na zdjęciu niżej widoczne Jezioro Zielonczyn. Bardzo chciałem ze Stepnicy pojechać jeszcze kawałek na północ, żeby wrócić przez Krokorzyce, Widzieńsko i Wierzchosław, które są na drodze do Miękowa. W ubiegłym roku wracałem tędy z wycieczki do Wolina i podobały mi się leśne klimaty. Oczywiście jedzie się po asfalcie. Jezioro było 300 m od drogi. To miejsce jest oznaczone na mapie czerwoną elipsą.



A ta miejscówka znajduje się na szczycie Góry Zielonczyn, także w czerwonej elipsie na mapie. Za moimi plecami jest widok na leśną panoramę okolicy, ale ze względu na porę dnia zdjęcie wyszło takie ciemne, że go nie wrzucam. Ładne zdjęcie jest w Google Maps.
Na moim zdjęciu widać w tle wieżę obserwacyjną. Wg mapy z Góry prowadzi druga ścieżka i nawet widziałem na drzewie znaczki zielonego szlaku, jednak było tak stromo i w rzeczywistym terenie nie widziałem fizycznie ścieżki, że zawróciłem i zjechałem podobnie, jak wjechałem. Z tą tylko różnicą, że wyjechałem innym wyjazdem z lasu by ominąć topiący się lód na parkingu, gdzie chwilę wcześniej wciągnąłem trochę wody do butów. Ale gleby nie zaliczyłem.

Za kilkanaście minut zrobiło się całkiem ciemno. Jechałem dzisiaj z Fenixem na niedoładowanym akumulatorkach, bo zawsze biorę jeszcze zapasowe. Okazuje się, jednak że albo się rozładowały ostatnio w zimnie, albo dzisiaj także od zimna odmówiły posłuszeństwa. Gdy chciałem podładować licznik korzystając z powerbanka, w którym zawsze wożę jeszcze kolejny akumulatorek, skończyło się niepowodzeniem. A wczoraj wieczorem ten akumulatorek był ładowany. Musiałem teraz wykorzystać jeden z zapasowych akumulatorków, które miały iść do lampki Fenix jako rezerwa. Tak w ogóle dzisiaj Fenix mi odpadł w czasie jazdy i zaliczył beton. W domu robiłem kilka rzeczy na raz i wsunąłem lampkę bez zatrzaśnięcia. Po kilku km od wyjechania z domu zsunęła się i pierdyknęła o krawężnik, ale działa. W Goleniowie podpiąłem do ładowania z powerbanka przedniego Bontragera, ale nie poszło. Akumulatorek się rozładował. Zawsze zabieram ze sobą 5 akumulatorków: 2 w Fenixie, 1 w powerbanku i 2 zapasowe do Fenixa. Teraz wsadziłem do powerbanka właśnie ostatni zapasowy akumulatorek. Poszło. Ale niefortunnie odgiąłem kabel wtykając go w otwór micro usb, teraz kabel musi być odpowiednio odgięty, inaczej nie ładuje. Może uda mi się jakoś niedestrukcyjnie otworzyć obudowę i poprawić lutownicą, kto wie. Trochę mnie to wkurzyło, bo bardzo będzie utrudniać jednoczesne świecenie i ładowanie w przyszłości. Mówi się trudno, życie.


Widok z Mostu Cłowego. Kra już tylko przy brzegu. Praca lodołamacza dała efekt.


Po lewej kościół Św. Jana Ewangelisty, po prawej Katedra Św. Jakuba

Z Goleniowa do Szczecina wróciłem przez Lubczynę. W domu byłem dopiero po północy. Przez ostatnie 40 km męczyłem się z kolanami. Jakieś 8 km szedłem z buta (nie nabijalem tego do dystansu). Jak liczyłem, to pieszo szedłem przez 2 godziny. Kiepski był ten powrót. Ale chyba w końcu wpadłem na to, co jest przyczyną problemów. Gdy pierwszy raz nawaliły mi kolana, to kilka rzeczy było tego dnia wyjątkowych niż zawsze: dwutygodniowa przerwa od roweru, powrót do starych butów z cieńszą podeszwą, nowe bloki w butach. Następnym razem poluzuję sprężyny w pedałach.
Środa, 17 lutego 2021Kategoria .Wheeler., Night Bike

Night Bike

Rower:Wheeler
34.18 km (1.20km teren) czas jazdy: 02:09 h AVS:15.90km/h


Dzisiaj taki trochę nieudany night bike. Wyszedłem o 22:30, wróciłem o 1:00. Popełniłem błąd, ponieważ po wzroście temperatury i roztopach śniegu, plus dodatkowych opadach deszczu było mokro, chlapowato. Lepiej było wyjść wczoraj przy niższej temperaturze, ale przed stopieniem się śniegu. Chciałem pojechać do Polic asfaltem przez Głębokie i wrócić asfaltem przez Stołczyn, ale zawróciłem z powodu mgły i problemów z wilgocią na okularach.

Przetestowałem za to rękawiczki Shimano Windstopper Insulated na temperaturę 0-5 *C. Przy moim stylu jazdy będą ok w temperaturze od +2*C. Niestety prawa rękawiczka nie jest w stanie obsługiwać ekranu dotykowego, taki pic ten specjalny materiał. Zresztą podobna sytuacja była ostatnio w Shimano Gore-Tex.

Był jeszcze jeden test. Komina na szyję z decathlona. Poliestrowy, zdecydowanie cieńszy niż ten polarowy na prawdziwą zimę. Dał radę, ale trochę ciśnie w szyję i powinno być jeszcze cieplej by się prawdziwie spisał.
Sobota, 13 lutego 2021Kategoria .Wheeler., zz Foto zz

Rekonesans południowych okolic Szczecina

Rower:Wheeler
86.61 km (25.00km teren) czas jazdy: 05:33 h AVS:15.61km/h

Dzisiaj postanowiłem wybrać się terenem na południe z zamiarem zobaczenia nowych miejsc i przetestowania nowych rękawiczek. Analiza pogodowa wykazała, że sobota będzie lepszym dniem niż niedziela, chociaż nie jestem pewien czy tak do końca wyszło. Zamierzałem wstać o 6 i wyjechać około 9, a wstałem po 10 i wyjechałem przed 13. Cenne godziny bez ultra mrozu mnie ominęły. Mrozu, który w drodze powrotnej nieźle dał mi się we znaki.


Z lewobrzeżnej części Szczecina przyjechałem przez ul. Floriana Krygiera do Podjuch. Po drodze mogłem podelektować się zamarzniętym krajobrazem. Na zdjęciach zamarznięta Odra Zachodnia.




Z Podjuch można rzec, że "klasycznie" już ulicą Smoczą do Puszczy Bukowej. Tym razem zaraz za autostradą skręciłem w prawo w Chlebowską Drogę. Wyglądała znajomo, ponieważ wracałem tędy z Uroczyska Mosty kilka wyjazdów temu. Na terenie jednostki wojskowej trwała wycinka drzew, spotkałem też pięcioro spacerowiczów (raz troje, raz dwoje). Poprzednimi razy osób spacerujących w Puszczy Bukowej było wielokrotnie więcej.


Chlebowska Droga

Po kilku km bruk (którego na zdjęciu nie widać, ponieważ jest pod śniegiem) się skończył i od tej pory jechałem po drodze gruntowej. Był to odcinek zupełnie nienawiedzany przez spacerowiczów. W śniegu było za to widać całe mnóstwo śladów, zgaduję, jelenich i sarenich racic. Jazda po tej drodze gruntowej była męcząca, ramiona miały niezły wycisk łapiąc równowagę i pokonując opory, który stawiał śnieg. Kiedy dojechałem w końcu do drogi asfaltowej pod Chlebowem, to na liczniku miałem średnią jazdy 12,10 km/h. Kawałek pojechałem po asfalcie, przekroczyłem drogę ekspresową S3 wiaduktem i zrobiłem krótką pauzę na kontemplację czy wybieram wygodny asfalt czy cierpienie w śniegu. Chwile wcześniej powiedziałem sobie, że dzisiaj nie wjeżdżam już w kolejny śnieg (o nie, o nie! dosyć śniegu na dzisiaj!), ale nie mogąc dojść do ładu na mini ekranie GPSa zdecydowałem, że będę się trzymał wytyczonej w domu na komputerze trasy.


Widok na MOP Wysoka kilka km przez węzłem Klucz

Ponowny wjazd w teren dosyć szybko oceniłem jako błąd, ale postanowiłem, że powalczę. O ile jechało się ciężko, to widoki nie były złe. Pagórkowaty teren, zieleni zero bo zima, ale jest potencjał na piękne krajobrazy na wiosnę i w lecie. Nieco zmieniłem trasę względem planowanego przebiegu, ponieważ okazało się, że trafiłem na ogrodzone pole i nie chciałem ryzykować, że z drugiej strony spotka mnie zamknięta brama, zawrócę i trafię znowu na zamkniętą bramę.

Ten odcinek objazdowy wzdłuż płotu był bardzo irytujący, miałem kłopoty z trakcją, no i było jedno podejście pod wzniesienie, a chwilę potem stromy jak na warunki zimowe zjazd. Na szczęście hamulce dały radę, chociaż ja oczyma wyobraźni i tak widziałem już glebę i czułem śnieg na twarzy. Musiałem też niestety poprawiać ocieplacze, bo zsunęły mi się  z czubków butów pod wpływem prowadzenia pieszo. Nienawidzę tego robić i dotykać tego mokrego brudu. Ocieplacze pomocnicze właściwie są już śmieciami (stawiam tezę, że po 10 wyjściach nie będę mógł ich już ubrać, bo się nie umiejscowią na bucie, jeszcze mam czas, żeby na allegro ocenić je na jedną gwiazdkę). Nie robiłem już zdjęć, bo po prostu antycypowałem już, że w dalszej drodze spotkają mnie nieprzyjemności termiczne oraz walka ze zmęczeniem i głodem, ale w lecie przyjadę tutaj na pewno jeszcze raz. Mijałem z dosyć bliska zamarznięte jeziora i gdyby jakieś okno między gałęziami drzew było, to bym coś pstryknął, ale niczego takiego nie znalazłem.

Skończył się teren i dotarłem do Wełtynia. Tutaj chwila namysłu, chwila miziania palcem po ekranie i przeglądania mapy, i szybka decyzja, żeby jechać dalej po zaplanowanej trasie. Opcji skrócenia trasy miało być po drodze jeszcze sporo. Minąłem Jezioro Wełtyń i dotarłem do Wirowa. Złapałem drogę asfaltową, która zaprowadziła mnie do Wirówka. Następne było Bartkowo i Gajki. Tutaj ponownie zadumałem się na krótką chwilę.




Oczywiście rozsądniej byłoby pojechać tą relatywnie dobrze odśnieżoną drogą w kierunku jak na zdjęciu wyżej. To jest DW 121 Gryfino-Banie. Kierunek na zdjęciu to kierunek na Gryfino. Jechałem tą drogą w ubiegłym roku na szosie i dlatego teraz uwzględniając ruch samochodowy oraz niedosyt jaki bym czuł po takim skróceniu trasy, wybrałem jazdę śnieżnym terenem do Steklinka.

Jakieś 500 m przed Steklinkiem zrobiłem pauzę na "schudnięcie" oraz zjedzenie kanapki i podładowanie komputerka.

Tam będę za chwilę jechał


Stamtąd przyjechałem

Zbliżała się godzina 17. Temperatura spadła już do -3,5 *C, miałem jeszcze jakieś 30-45 minut końcówki światła dziennego, a potem miał uderzyć mroźny atak. W tym momencie okazało się, że komputerek się nie ładuje, a telefon ma tylko 2 kreski z 5. I to pewnie mój błąd, bo wszystkie te elektroniczne fanty wiozłem w torbach bikepackingowych. Od tej pory w takim mrozie będę wozić te rzeczy w kieszonkach koszulki lub kurtki. Przestraszyłem się, że nie dam rady dojechać na baterii i będę musiał zrobić sejwa, a resztę trasy jechać bez licznika. Byłem prawie w połowie drogi dopiero, a zasoby energii spadły do ~35%. Od tej pory jechałem na przyciemniony lub zgaszonym ekranie, a gdy kawałek później dojechałem już do znajomych miejsc to wyłączyłem nawigację po śladzie i zgasiłem ekran na dobre. Koniec, końców do domu wróciłem mając 10 procent baterii i nie wiedząc co zaszwankowało - czy akumulator w power banku, obudowa power banku, kabelek czy wreszcie komputerek nie był w stanie w takiej temperaturze przyjąć energii.

Wracając do tej pauzy. Do tego momentu jechałem w rękawiczkach Authora, takich z windstopperem i dłuższym mankietem. Nie było mi jeszcze zimno i nie ubierałem pod spód drugich dzianinowych rękawiczek a i tak mocno się zaskoczyłem, że tak ciepło było w dłonie. Teraz jednak zdecydowałem się na przebranie w nowe rękawiczki Shimano Gore Tex i szczelnie wsunąłem kurtkę do mankietu rękawiczek. Początkowo było mi zimno w dłonie, ale to dlatego, że w czasie przerwy trzymałem je bez osłony, a potem umyłem lodowatą wodą. Jednak jadąc żywiołowo już po pół godziny w dłonie zrobiło się najzwyczajniej w świecie ciepło! Niezależnie od temperatury. -6 *C, -7 *C. Whatever. To bardzo dobrze świadczy o tych rękawiczkach. Zupełnie nie przepuszczały wiatru, no i miałem szczelnie zakryty otwór rękawów, czego nigdy do tej pory nie uświadczyłem, bo mój styl to chowanie rękawiczek w rękawie kurtki, a nie na odwrót. Te nowe rękawiczki mają dosyć długie mankiety zakończone ściągaczami, jestem bardzo zadowolony z tego zakupu.

Około kilometr dalej teren się na chwilę skończył, a zaczęła się wąska droga asfaltowa. Tak oto dotarłem do najbardziej na południe wysuniętego punktu dzisiejszej wyprawy czyli do Czarnówka. Tutaj odbiłem na zachód w kierunku DK 31. Wg planów miałem po drodze łapać teren i nim dojechać do DK 31 kawałek bardziej na północy, ale to już nie były warunki na kolejne wjazdy w śniegową otchłań. Gdy tylko dojechałem do drogi krajowej, to wiedziałem, że już jestem prawie w domu. Chociaż łudziłem się, że będzie bliżej niż było. Żwawa jazda, która miała za zadanie rozgrzać dłonie bardzo mnie zmęczyła, musiałem odpuścić. Ostatnie 30 km jechałem już zdecydowanie wolniej. Zacząłem marznąć zarówno w dłonie jak i w stopy. Dodatkowo zaczęło mi odcinać prąd. Zbyt mało jedzenia zabrałem, jak na takie wyczerpujące siłowanie się ze śniegiem i koleinami. Do domu przyjechałem totalnie wyczerpany, ale przygoda była super.



Podsumowując: sobotnie wczesne wstanie jest dla mnie problematyczne, kiedy połączę to z odespaniem tygodnia. Gdyby nie późny start, to obyłoby się bez dostania kopa od pana mroza. Druga sprawa, to zacząłem się zastanawiać nad kompletem kół i hamulcami tarczowymi mechanicznymi Avid BB7, ale tylko na zimę. Śnieg praktycznie unicestwia hamulce obręczowe, klocki redukują się bardzo szybko, a skuteczność hamowania jest mizerna. Gdybym jednak złożył jakieś fajne lekkie koła, to mógłbym tak nawet jeździć w lecie. Jeśli po epidemii nie przejdzie mi ochota na pedałowanie, to dłużej się zastanowię nad przejściem na tarcze. No i wtedy oczywiście sztywny widelec.






Niedziela, 7 lutego 2021Kategoria .Wheeler.

Mroźna przejażdżka po mieście

Rower:Wheeler
20.06 km (0.50km teren) czas jazdy: 01:11 h AVS:16.95km/h

Miałem wyjść wczoraj przetestować nowe rękawiczki, ale nie udało mi się, więc dzisiaj dostały nawet lepsze warunki do testu. Oczywiście nie zdały, bo na etykietce jest napisane, że nadają się na temperaturę od 0 do 5 *C, wszędzie w necie sprzedawcy nieprawidłowo podają ten przedział. Kupowałem stacjonarnie w decathlonie, ale nawet nie spojrzałem na opis. Nie szkodzi, przydadzą się jeszcze i tak wiele, wiele razy. Te rękawiczki to Shimano Windstopper Insulated. Wg rozmiarówki powinienem brać M, tymczasem po przymiarce lepszy okazał się rozmiar L, więc warto było nie zamawiać z neta by nie robić sobie kłopotów ze zwrotem.

Dzisiaj było tak zimno, że po 1 km od domu przebrałem się w inne badziewne przerobione rękawiczki i od tej pory już było mi ciepło w dłonie. Minimalna temperatura, jaką zanotował licznik to -6,7 *C. Do tego wiało. W międzyczasie między tym wyjściem, a umieszczeniem wpisu kupiłem już kolejne rękawiczki: Shimano Gote-Tex i te jestem pewien, że taką temperaturę wytrzymają, ale jeśli chodzi o twarz to będzie zbyt trudne na dłuższą metę. Nawet stopy nie dostały tak jak policzki.

Kupiłem sobie niedawno taki komin z windstopperem obejmujący nos, policzki, szyję, ale nie zdał egzaminu. Za niski z tyłu i odsłaniał szyję, a z przodu uciskał nos, poza tym śliniłem go, no i parowały mi okulary. Przetestuję go jeszcze raz w innej konfiguracji, jeśli będzie odpowiednia na to temperatura.

Niech już zniknie ten śnieg, -2, -3 *C może sobie być, byle bez tego śniegu. W takich warunkach wygodnie można jeździć tylko po jezdniach samochodowych, bo na ścieżkach rowerowych śnieg i lód, a do lasu to ja się więcej nie zapuszczę, zbyt duże ryzyko wdepnięcia w kałużę i klocki hamulcowe błyskawicznie znikają.
Wtorek, 2 lutego 2021Kategoria .Wheeler., Night Bike, zz Foto zz

Nigth Bike na północ

Rower:Wheeler
55.36 km (9.00km teren) czas jazdy: 03:20 h AVS:16.61km/h

Dzisiaj nocne wyjście. Pojechałem na północ sprawdzić prostą gravelową, która znalazłem w Komoot Planerze.


Liczyłem się ze śniegiem i trochę popadał w trakcie jazdy, ale ponieważ temperatura była w okolicy -2 *C, to raczej nie przemokłem, gdyż opad od razu zamarzał. W nocnej, zimowej aurze i z porysowanymi okularami owa droga nie robiła żadnego wybitnego wrażenia. Ot zwykła droga w lesie. Zobaczyłem jednego lisa, drugiego lisa lub psa potem widziałem na jakims osiedlu w Szczecinie.


W drodze powrotnej niepotrzebnie się wpakowałem w jakieś osiedle, bo GPS mnie tak pokierował. Wymyślił powrót terenem przez zaśnieżone ścieżki gruntowo-leśne. Dziękuję bardzo. Koniec końców i tak wróciłem do drogi głównej. Później jeszcze raz wjechałem w inne osiedle, ale to tak już trochę z pozycji siły, a nie po to by uniknąć ruchu samochodowego, którego i tak było niewiele.

Jako ciekawostkę napiszę, że spotkałem pod Policami transport ponadgabarytowy elementów do instalacji polipropylenowej w GA ZCh Police. Olbrzymi kolos jechał, załapałem się na procedurę przejazdu przez skrzyżowanie wraz ze zmiana kierunku ruchu.





Blogi rowerowe na www.bikestats.pl