Wpisy archiwalne w kategorii
.Wheeler.
Dystans całkowity: | 24623.55 km (w terenie 3626.71 km; 14.73%) |
Czas w ruchu: | 1297:33 |
Średnia prędkość: | 18.98 km/h |
Maks. tętno maksymalne: | 184 (98 %) |
Maks. tętno średnie: | 139 (74 %) |
Suma kalorii: | 85090 kcal |
Liczba aktywności: | 477 |
Średnio na aktywność: | 51.62 km i 2h 43m |
Więcej statystyk |
Niedziela, 11 lipca 2021Kategoria ..>100km, ..>150km, ..>200km, .Wheeler., Night Bike, zz Foto zz
Wycieczka do Barlinka. Część 2.
Rower:
Wheeler200.00 km (27.00km teren) czas jazdy: 10:53 h AVS:18.38km/h praca: 9007 kcal
Dzisiaj znowu wybrałem się w trasę do Barlinka. Właściwie, to można powiedzieć, że dokończyłem to, co ostatnio zakończyło się wtopą. Dojazd do miejsca hańby uczyniłem po asfalcie, ponieważ poprzednio jadąc terenem szło to bardzo wolno, a terenu wcale też tak dużo nie było i nie była to wcale taka super przygoda. Poza tym bałem się, że znowu gdzieś zaflaczę, a przebijać się przez pole cebuli już nie chciałem. Także pierwsze 70 km to asfalt i dopiero za Przelewicami wjechałem w teren.

Wyjeżdżając ze Szczecina

Kąpielisko Dziewoklicz

W Kołowie

Wyjeżdżając powoli z Puszczy Bukowej


Za Starym Czarnowem na dawnej DK 3 w kierunku Pyrzyc

Pyrzyce witają

Rondo w Pyrzycach

Na rowerowym szlaku za Pyrzycami

Leśny fragment

Kleimy! Dzisiaj zielone mi odpadło w czasie jazdy i to po równym asfalcie. Coś musiało się nie pyknąć jak trzeba, bo się zatrzask odłączył. Prawdopodobnie obciążenie + wstrząsy lub źle wpiąłem.

Koniec asfaltowej ścieżki. Półtora km gruntówki. Do przejechania szosą także.

Dojeżdżając do Przelewic

Kawałek za Przelewicami

Pierwsze odstępstwo od dotychczasowych asfaltowych wojaży, czyli wjazd w teren, którym notabene rox już dawno kazał mi się pchać nawet gdy byłem na szosie.

W okolicy Barlinka sporo takich dróg było. Łączą pola i kilkudomkowe wsie. Niefajnie się jechało, ale widoki urokliwe.



Rok temu niechcący wpakowałem się tutaj na szosie. Tym razem już z premedytacją wybrałem te kocie łby, żeby się przejechać bardziej lasem na emtebeku.

Ciekawi mnie jak się tutaj wymijają samochody w czasie zimy



W końcu bocznymi drogami dotarłem do Barlinka. Przejeżdżałem też przez wieś, w której rok temu gonił mnie pies i gdzie wtedy pod górkę nie byłem w stanie mu zwiać. Tym razem było bezpiecznie.


Na rynku odbywał się jakiś koncert. Nie wiem czy to zespół czy jakieś samozwańcze piosenkowanie, bo w pewnym momencie brzmiało jak mocny fałsz :D

W drodze powrotnej okrążając jezioro

Królowa Puszczy Barlineckiej i pięciu kurdupli

O takich nie lubię, gdy jadę w nocy

Takich też

Łoś i lama

No dobra, to jest łoś


No i znowu kamulce!

W tył zwrot na zrobienie zdjęcia, ale kontynuacja jazdy była w drugą stronę

W kierunku Lipian

Niestety ścieżka się skończyła i dalej była droga żwirowa. Około 4 km. Po mniej, więcej połowie zaczął się regularny tłuczeń. To był fragment, gdzie bałem się, że przyflaczę. Musiałem jechać powoli, nie dało rady szybciej, bo fizycznie było nieprzyjemnie, a z drugiej strony cały czas ryjek atakowały mi wstrętne muszyska. W końcu utrapienie się skończyło i dotarłem do jakiegoś asfaltu.

Jezioro w Lipianach





Ostatnie zdjęcie z dzisiaj
Wracajac z Lipian zdecydowałem, że będę się trzymał głównej drogi. W planach pierwotnie była jazda boczniakami, ale biorąc pod uwagę, że była niedziela, pora meczowa i ogólnie nie lubię niespodzianek w nocy, to uznałem, że tak będzie najlepiej. Całą trasę do Szczecina przejechałem już po starej trójce, nawet olałem skręt na ścieżkę w okolicy Starego Czarnowa, bo żadna frajda w nocy przez las jechać samemu. Na DK 10 w okolicy węzła z S6/A6 trochę musiałem przeczekać i ostro pedałkować by mnie nie dogonili barany jadące szybciej niż przepisowe 40 km/h. Potem mogłem ogłosić sukces, że będę żył i jeszcze dokręcić do równych 2 stówek.
Zaskakująco dobrze zniosłem dzisiejszy wyjazd. W trasie zjadłem tylko dwie kanapki i 3 lub 4 wafelki. Zdziwiło mnie to, bo bałem się, że zabraknie mi paliwa. Okazuje się jednak, że jedząc na umór dzień przed wyjazdem i wcinając potrójne śniadanie napakowałem się kaloriami na zapas. Wody też mi wystarczyło. Na styk, ale wystarczyło. Gdybym wyjechał jak normalny człowiek o 8 rano, zamiast o 12, to pewnie bym nie dał rady z uwagi na zbyt mało wody. Powoli kończą mi się pomysły na wycieczki, bo mam wrażenie, że już wszędzie, gdzie jestem w stanie dojechać to byłem, a jazda w nieznane jest lepsza niż pultanie się kolejny raz w tych samych miejscach.


Wyjeżdżając ze Szczecina

Kąpielisko Dziewoklicz

W Kołowie

Wyjeżdżając powoli z Puszczy Bukowej


Za Starym Czarnowem na dawnej DK 3 w kierunku Pyrzyc

Pyrzyce witają

Rondo w Pyrzycach

Na rowerowym szlaku za Pyrzycami

Leśny fragment

Kleimy! Dzisiaj zielone mi odpadło w czasie jazdy i to po równym asfalcie. Coś musiało się nie pyknąć jak trzeba, bo się zatrzask odłączył. Prawdopodobnie obciążenie + wstrząsy lub źle wpiąłem.

Koniec asfaltowej ścieżki. Półtora km gruntówki. Do przejechania szosą także.

Dojeżdżając do Przelewic

Kawałek za Przelewicami

Pierwsze odstępstwo od dotychczasowych asfaltowych wojaży, czyli wjazd w teren, którym notabene rox już dawno kazał mi się pchać nawet gdy byłem na szosie.

W okolicy Barlinka sporo takich dróg było. Łączą pola i kilkudomkowe wsie. Niefajnie się jechało, ale widoki urokliwe.



Rok temu niechcący wpakowałem się tutaj na szosie. Tym razem już z premedytacją wybrałem te kocie łby, żeby się przejechać bardziej lasem na emtebeku.

Ciekawi mnie jak się tutaj wymijają samochody w czasie zimy



W końcu bocznymi drogami dotarłem do Barlinka. Przejeżdżałem też przez wieś, w której rok temu gonił mnie pies i gdzie wtedy pod górkę nie byłem w stanie mu zwiać. Tym razem było bezpiecznie.


Na rynku odbywał się jakiś koncert. Nie wiem czy to zespół czy jakieś samozwańcze piosenkowanie, bo w pewnym momencie brzmiało jak mocny fałsz :D

W drodze powrotnej okrążając jezioro

Królowa Puszczy Barlineckiej i pięciu kurdupli

O takich nie lubię, gdy jadę w nocy

Takich też

Łoś i lama

No dobra, to jest łoś


No i znowu kamulce!

W tył zwrot na zrobienie zdjęcia, ale kontynuacja jazdy była w drugą stronę

W kierunku Lipian

Niestety ścieżka się skończyła i dalej była droga żwirowa. Około 4 km. Po mniej, więcej połowie zaczął się regularny tłuczeń. To był fragment, gdzie bałem się, że przyflaczę. Musiałem jechać powoli, nie dało rady szybciej, bo fizycznie było nieprzyjemnie, a z drugiej strony cały czas ryjek atakowały mi wstrętne muszyska. W końcu utrapienie się skończyło i dotarłem do jakiegoś asfaltu.

Jezioro w Lipianach





Ostatnie zdjęcie z dzisiaj
Wracajac z Lipian zdecydowałem, że będę się trzymał głównej drogi. W planach pierwotnie była jazda boczniakami, ale biorąc pod uwagę, że była niedziela, pora meczowa i ogólnie nie lubię niespodzianek w nocy, to uznałem, że tak będzie najlepiej. Całą trasę do Szczecina przejechałem już po starej trójce, nawet olałem skręt na ścieżkę w okolicy Starego Czarnowa, bo żadna frajda w nocy przez las jechać samemu. Na DK 10 w okolicy węzła z S6/A6 trochę musiałem przeczekać i ostro pedałkować by mnie nie dogonili barany jadące szybciej niż przepisowe 40 km/h. Potem mogłem ogłosić sukces, że będę żył i jeszcze dokręcić do równych 2 stówek.
Zaskakująco dobrze zniosłem dzisiejszy wyjazd. W trasie zjadłem tylko dwie kanapki i 3 lub 4 wafelki. Zdziwiło mnie to, bo bałem się, że zabraknie mi paliwa. Okazuje się jednak, że jedząc na umór dzień przed wyjazdem i wcinając potrójne śniadanie napakowałem się kaloriami na zapas. Wody też mi wystarczyło. Na styk, ale wystarczyło. Gdybym wyjechał jak normalny człowiek o 8 rano, zamiast o 12, to pewnie bym nie dał rady z uwagi na zbyt mało wody. Powoli kończą mi się pomysły na wycieczki, bo mam wrażenie, że już wszędzie, gdzie jestem w stanie dojechać to byłem, a jazda w nieznane jest lepsza niż pultanie się kolejny raz w tych samych miejscach.

Niedziela, 27 czerwca 2021Kategoria ..>100km, .Wheeler., zz Foto zz
Wycieczka do Stepnicy
Rower:
Wheeler140.10 km (46.50km teren) czas jazdy: 07:20 h AVS:19.10km/h
Dzisiaj zrealizowałem trasę, którą chciałem przejechać już w lutym, ale została popsuta przez kłopoty z kolanami w drodze powrotnej. Tym razem wszystko było super oprócz flaka, którego na szczęście nie musiałem naprawiać, bo wystarczyło 2x dopompować w trasie powrotnej. Chociaż taka rekompensata.
Wycieczka była zaplanowana wzdłuż Jeziora Dąbie (wchodnia flanka) na północ szlakiem rowerowym do Stepnicy. Przy okazji sporo szutru, dróg polnych, widoki ładne. Gorąco było, zabrałem dużo picia, kleiłem do ramy znowu. Kondycja nie dopisywała tak jak tego bym sobie życzył (konsekwencje trzech poprzednich weekendów bez czegoś grubszego). Nie wrzucam żadnej trasy z mapką, bo apka w fonie nie zapisała i raczej będę z niej korzystać umiarkowanie, bo żre baterię mocno.



Dzisiaj taki setup na kokpicie.

Tutaj w przyszłości będzie szlak rowerowy. Tymczasem jest dziko, przejezdnie, ale upierdliwie. Sporo piachu na tym odcinku było. Nie przyjadę tutaj ponownie.

Szlak w wersji po ingerencji człowieka. Tutaj jest odcinek bardzo przyjemny, jednak nawet tam, gdzie szlak jest już oznakowany, to utrzymanie jest moim zdaniem skandaliczne. Chodzi mi o roślinność (trawy, chwasty) rosnące na nawierzchni oraz wychodzące z pobocza w skrajnię. Jest to na tyle upierdliwe, że ma wpływ na wymijanie innych rowerzystów.



Przerwa w lesie kilka km przed Stepnicą

W Stepnicy

Również Stepnica

Kierunek nad morze

Punkt widokowy na Górze Zielonczyn

Boczna droga z Zielonczyna w kierunku Krokorzyc, Widzieńska, Wierzchosława, a dalej Miękowa i Goleniowa

Ostatnia pauza na myju, myju ryjka
Więcej zdjęć już nie zrobiłem. Od Goleniowa powrót terenem. Upierdliwy to las był, bo sporo piachu. Pamiętam jak w ubiegłym roku wpakowałem się do tego lasu na szosie i zawróciłem po 500 metrach. I bardzo dobrze, bo i tak bym wtedy tego nie przejechał. W lesie raz pompowałem i musiałem się pogodzić z atakiem komarów. Drugie pompowanie miało miejsce przez Dąbiem. Tym razem dla odmiany wdepnąłem w mrowisko, a potem jakieś owadzisko w stylu trzmiela mnie przyatakowało i uciekając na pieszo, i prowadząc rower straciłem kontrolę nad mym jednośladem. Uratowałem go przed upadkiem, ale zarobiłem piękne czerwone ślady na prawej łydce. Później już bez fajerwerków.
Wycieczka była zaplanowana wzdłuż Jeziora Dąbie (wchodnia flanka) na północ szlakiem rowerowym do Stepnicy. Przy okazji sporo szutru, dróg polnych, widoki ładne. Gorąco było, zabrałem dużo picia, kleiłem do ramy znowu. Kondycja nie dopisywała tak jak tego bym sobie życzył (konsekwencje trzech poprzednich weekendów bez czegoś grubszego). Nie wrzucam żadnej trasy z mapką, bo apka w fonie nie zapisała i raczej będę z niej korzystać umiarkowanie, bo żre baterię mocno.



Dzisiaj taki setup na kokpicie.

Tutaj w przyszłości będzie szlak rowerowy. Tymczasem jest dziko, przejezdnie, ale upierdliwie. Sporo piachu na tym odcinku było. Nie przyjadę tutaj ponownie.

Szlak w wersji po ingerencji człowieka. Tutaj jest odcinek bardzo przyjemny, jednak nawet tam, gdzie szlak jest już oznakowany, to utrzymanie jest moim zdaniem skandaliczne. Chodzi mi o roślinność (trawy, chwasty) rosnące na nawierzchni oraz wychodzące z pobocza w skrajnię. Jest to na tyle upierdliwe, że ma wpływ na wymijanie innych rowerzystów.



Przerwa w lesie kilka km przed Stepnicą

W Stepnicy

Również Stepnica

Kierunek nad morze

Punkt widokowy na Górze Zielonczyn

Boczna droga z Zielonczyna w kierunku Krokorzyc, Widzieńska, Wierzchosława, a dalej Miękowa i Goleniowa

Ostatnia pauza na myju, myju ryjka
Więcej zdjęć już nie zrobiłem. Od Goleniowa powrót terenem. Upierdliwy to las był, bo sporo piachu. Pamiętam jak w ubiegłym roku wpakowałem się do tego lasu na szosie i zawróciłem po 500 metrach. I bardzo dobrze, bo i tak bym wtedy tego nie przejechał. W lesie raz pompowałem i musiałem się pogodzić z atakiem komarów. Drugie pompowanie miało miejsce przez Dąbiem. Tym razem dla odmiany wdepnąłem w mrowisko, a potem jakieś owadzisko w stylu trzmiela mnie przyatakowało i uciekając na pieszo, i prowadząc rower straciłem kontrolę nad mym jednośladem. Uratowałem go przed upadkiem, ale zarobiłem piękne czerwone ślady na prawej łydce. Później już bez fajerwerków.
Niedziela, 6 czerwca 2021Kategoria .Wheeler., zz Foto zz
Wycieczka do Barlinka w wersji MTB. Prolog.
Rower:
Wheeler67.13 km (13.00km teren) czas jazdy: 03:36 h AVS:18.65km/h
Dzisiaj niestety największa wtopa. Zostałem pokonany przez swoje nieprzygotowanie serwisowe. Wyznaczyłem piękną trasę o nazwie "Barlinek MTB" opiewającą w jak najwięcej terenu, ale musiałem wrócić do domu samochodem technicznym, bo przyflaczyłem, a zapas był dziurawy i był tylko jeden. Z racji niesmaku, który mi pozostał nie uzupełniłem przez jakiś czas brakujących wpisów, co właśnie nadrabiam.

Meta to okolice Przelewic. Czyli jest remis. Adamicki - Przelewice 1:1, ponieważ w ubiegłym roku zwycięstwo było po mojej stronie, kiedy skuwaczem przy tej samej drodze przekuwałem łańcuch.

Zjeżdżając ze szlaku nr 20 w okolicy Puszczy Bukowej


Kierunek Dębina

W oddali Jezioro Miedwie

A wodę pakuję tak! Ponad 5 litrów.




Za Mechowem. Brakujący fragment drogi dla rowerów. Przejezdnie nawet dla szosy.


Za Przelewicami. Jazda wg szlaku z mapy OSM.


Po kilometrze z hakiem musiałem się przesiąść na pole obok, ponieważ ścieżka była całkiem zarośnięta krzakami.

Kolejne kilkaset metrów było chyba przez cebulę. Widoki ładne, ale nie taka była moja intencja, gdy planowałem trasę.

Po prawej względem drzewa: stamtąd nadszedłem. Po lewej: fizycznie nie ma ścieżki.

A to już obrót o 180 stopni i okazuje się, że ścieżka jednak jest, tylko za moimi plecami taka zarośnięta, bo żaden rolnik nie ma potrzeby by z niej korzystać. Od razu wjeżdżają na pole i tylko dojazdy do pola w obrębie ścieżki są przejezdne.
Nie wiem, gdzie dokładnie przyflaczyłem, ale jakieś paręset metrów dalej na tej drodze na foto wyżej. Jeszcze się pobawiłem w zmianę dętki i z niesmakiem odkryłem, że flaków jest więcej. Został mi tylko upokarzający powrót pod drzewo hańby na drodze Przelewice-Lucin i oczekiwanie na automobilny ratunek.

Dzisiejszy nieudany wyjazd trochę mnie z rytmu wybił, bo potrzebowałem się mocniej zmęczyć. Ten brak "zajechania się" oraz niewielkie obciążenie rowerowe w następnych dniach zaprocentowało potem negatywnie ogólną kondycją.

Meta to okolice Przelewic. Czyli jest remis. Adamicki - Przelewice 1:1, ponieważ w ubiegłym roku zwycięstwo było po mojej stronie, kiedy skuwaczem przy tej samej drodze przekuwałem łańcuch.

Zjeżdżając ze szlaku nr 20 w okolicy Puszczy Bukowej


Kierunek Dębina

W oddali Jezioro Miedwie

A wodę pakuję tak! Ponad 5 litrów.




Za Mechowem. Brakujący fragment drogi dla rowerów. Przejezdnie nawet dla szosy.


Za Przelewicami. Jazda wg szlaku z mapy OSM.


Po kilometrze z hakiem musiałem się przesiąść na pole obok, ponieważ ścieżka była całkiem zarośnięta krzakami.

Kolejne kilkaset metrów było chyba przez cebulę. Widoki ładne, ale nie taka była moja intencja, gdy planowałem trasę.

Po prawej względem drzewa: stamtąd nadszedłem. Po lewej: fizycznie nie ma ścieżki.

A to już obrót o 180 stopni i okazuje się, że ścieżka jednak jest, tylko za moimi plecami taka zarośnięta, bo żaden rolnik nie ma potrzeby by z niej korzystać. Od razu wjeżdżają na pole i tylko dojazdy do pola w obrębie ścieżki są przejezdne.
Nie wiem, gdzie dokładnie przyflaczyłem, ale jakieś paręset metrów dalej na tej drodze na foto wyżej. Jeszcze się pobawiłem w zmianę dętki i z niesmakiem odkryłem, że flaków jest więcej. Został mi tylko upokarzający powrót pod drzewo hańby na drodze Przelewice-Lucin i oczekiwanie na automobilny ratunek.

Dzisiejszy nieudany wyjazd trochę mnie z rytmu wybił, bo potrzebowałem się mocniej zmęczyć. Ten brak "zajechania się" oraz niewielkie obciążenie rowerowe w następnych dniach zaprocentowało potem negatywnie ogólną kondycją.
Czwartek, 3 czerwca 2021Kategoria .Wheeler., zz Foto zz
Świdwie i Puszcza Wkrzańska
Rower:
Wheeler70.96 km (12.00km teren) czas jazdy: 03:48 h AVS:18.67km/h
Wieczorny wyjazd w dawno, dawno lub wcale nieodwiedzane miejsca. Dzisiaj kierunek do Jeziora Świdwie i potem dalej na północ. Powrót przez Jasienicę i Police. Coś gpsem zaszwankował, bo samoistnie dorysował dziwny przebieg trasy w pewnym momencie.


Próbowałem jechać po szlaku wg mapy, ale po chwili musiałem zawrócić, bo napadła mnie chmara komarów, a ścieżka była slabo przejezdna, do tego leżało duże zwalone drzewo i musiałbym się pogodzić ze zwiększonymi swędziołkami, gdybym z buta je pokonywał.

Kierunek na północ od Świdwia. Praktycznie na palcach jednej ręki mógłbym policzyć ile razy tędy jechałem (gdybym tylko pamiętał :D ). Zapomniałem te rejony kompletnie. Dawniej wracałem w kierunku Stolca lub Grzepnicy.

Dojeżdżając do Zalesia


Próbowałem jechać po szlaku wg mapy, ale po chwili musiałem zawrócić, bo napadła mnie chmara komarów, a ścieżka była slabo przejezdna, do tego leżało duże zwalone drzewo i musiałbym się pogodzić ze zwiększonymi swędziołkami, gdybym z buta je pokonywał.

Kierunek na północ od Świdwia. Praktycznie na palcach jednej ręki mógłbym policzyć ile razy tędy jechałem (gdybym tylko pamiętał :D ). Zapomniałem te rejony kompletnie. Dawniej wracałem w kierunku Stolca lub Grzepnicy.

Dojeżdżając do Zalesia
Sobota, 29 maja 2021Kategoria ..>100km, .Wheeler., Night Bike, zz Foto zz
Bardzo przygodowa wycieczka na południe
Rower:
Wheeler132.42 km (57.40km teren) czas jazdy: 07:30 h AVS:17.66km/h
Dzisiaj w końcu wybrałem się na trasę, którą wymyśliłem sobie w zimie i o przejechaniu której marzyłem już od jakiegoś czasu. Wszystko się ułożyło super: pogoda, dobór ciuchów, zasoby żywnościowe skonsumowane przed i zabrane ze sobą, urokliwe widoki w lesie i poza nim oraz niewielu kierowców kretynów. Obyło się także bez problemu z kolanami.
Wrzucam bardzo dużo zdjęć, bo bylem zachwycony widokami, a za drugim razem nie będę już tak obszernie pstrykać, gdy się wybiorę w te rejony.
Chyba rozgryzłem w końcu Stravę od strony technicznej, więc linkuję do przebiegu trasy. Nie rozgryzłem jej do końca, ale opanowałem już opcję "kradnięcia" gpxów z fajnymi trasami innych userów, samemu nie mając wersji premium. Jednak ta trasa w całości autorska. ;)
Z domu wyjechałem późno, bo dopiero około 15:30, ale miałem ze sobą wszystkie świecidełka i zapasowe akumulatorki, więc mogłem sobie pozwolić na nocne powroty.

Na wyjeździe z miasta; widok z mostu w ciągu ul. Floriana Krygiera

Droga Chlebowska

Wciąż w Puszczy Bukowej

Paśnik

Leżący las



Po minięciu chyba strzelnicy skończyła się wygodna droga i kontynuowałem trawiastym takim czymś. Trochę niewygodnie, ale widoki boczne były przednie:




Sarny i dziki nie-Lubią-to

Na poboczu po dojechaniu do Chlebowa

Widok z wiaduktu między Chlebowem, a Starymi Brynkami na S3 w kierunku południowym

Kawałek dalej ponownie wjechałem w teren.



W zimie nie udało mi się podjechać pod to wzniesienie widoczne w prawej części zdjęcia.


Sarny i dziki nie-Lubią-także-to


Coraz bliżej Wełtynia. Zaczynają się jeziora.




Jezioro Wełtyń

Za Wirówkiem pomyliłem trasę bo jakaś czworonożna suka wybiegła z posesji i przestałem na chwilę patrzeć na mapkę. Wpieprzyłem się w ślepą uliczkę na jakąś posesję sąsiednią, ale na szczęście śmierdząca baba z papierosem uspokoiła psa, bo bym chyba musiał go uszkodzić, żeby się pozbyć zagrożenia. Dałbym radę, taki niesięgający do piasty nawet.

Po oddaleniu się od psowych rewirów wjechałem w taki oto przyjemny dla oka fragment trasy.





Piaskowy fragment. Kilka km dzisiaj takich było.

W zielonym ciuchy na wieczoronoc. Trochę za mało picia zabrałem ze sobą, bo tylko 1,25 L, ale dzięki późnemu wyjściu i nocnemu powrotowi wystarczyło.









Na szlaku rowerowym nr 3









Na zdjęciu wyżej widać zająca. Siedzi dosyć daleko przy lewej krawędzi drogi.


Na jakiś kilometr po DK31 po to by za chwilę znowu wjechać do lasu.

Później było już na tyle ciemno i późno, że nie robiłem więcej zdjęć. Zmieniłem nieco trasę powrotną w stosunku do rysunkowych planów z mapy. Było to spowodowane brakiem potencjalnego funu w jeździe w nowym terenie w nocy i chęci przyspieszenia powrotu do domu. W okolicy Ognicy złapalem flaka w tylnym kole. Na szczęście powietrze schodziło na tyle powoli, że nie musiałem zmieniać dętki, jednak nie ucieszyłem się, gdy początkowo stwierdziłem, że jest miękko. Dochodziła 21, a do domu jeszcze 50 km było. Dopompowałem i po 30 km ponownie. Wystarczyło.
Wnioski z dzisiaj:
-najprzyjemniej jest jeździć po szutrach, drogi leśne/szutrowe są lepsze niż zorganizowane i oznaczone szlaki rowerowe, ponieważ na tych ostatnich można spotkać więcej ludzi, przez co znika uczucie przygody w nieznanym terenie,
-błoto zawsze śmierdzi,
-omijać szerokim łukiem ultrazadupia (bo psy),
-jazda w terenie daje więcej możliwości alternatywnego powrotu i mentalnego projektowania trasy ad hoc (szosa pod tym względem ssie pałkę),
-wymyślać trasę powrotną w wersji asfaltowej, ale za to robić dłuższą pierwszą część terenową.
Wrzucam bardzo dużo zdjęć, bo bylem zachwycony widokami, a za drugim razem nie będę już tak obszernie pstrykać, gdy się wybiorę w te rejony.
Chyba rozgryzłem w końcu Stravę od strony technicznej, więc linkuję do przebiegu trasy. Nie rozgryzłem jej do końca, ale opanowałem już opcję "kradnięcia" gpxów z fajnymi trasami innych userów, samemu nie mając wersji premium. Jednak ta trasa w całości autorska. ;)
Z domu wyjechałem późno, bo dopiero około 15:30, ale miałem ze sobą wszystkie świecidełka i zapasowe akumulatorki, więc mogłem sobie pozwolić na nocne powroty.

Na wyjeździe z miasta; widok z mostu w ciągu ul. Floriana Krygiera

Droga Chlebowska

Wciąż w Puszczy Bukowej

Paśnik

Leżący las



Po minięciu chyba strzelnicy skończyła się wygodna droga i kontynuowałem trawiastym takim czymś. Trochę niewygodnie, ale widoki boczne były przednie:




Sarny i dziki nie-Lubią-to

Na poboczu po dojechaniu do Chlebowa

Widok z wiaduktu między Chlebowem, a Starymi Brynkami na S3 w kierunku południowym

Kawałek dalej ponownie wjechałem w teren.



W zimie nie udało mi się podjechać pod to wzniesienie widoczne w prawej części zdjęcia.


Sarny i dziki nie-Lubią-także-to


Coraz bliżej Wełtynia. Zaczynają się jeziora.




Jezioro Wełtyń

Za Wirówkiem pomyliłem trasę bo jakaś czworonożna suka wybiegła z posesji i przestałem na chwilę patrzeć na mapkę. Wpieprzyłem się w ślepą uliczkę na jakąś posesję sąsiednią, ale na szczęście śmierdząca baba z papierosem uspokoiła psa, bo bym chyba musiał go uszkodzić, żeby się pozbyć zagrożenia. Dałbym radę, taki niesięgający do piasty nawet.

Po oddaleniu się od psowych rewirów wjechałem w taki oto przyjemny dla oka fragment trasy.





Piaskowy fragment. Kilka km dzisiaj takich było.

W zielonym ciuchy na wieczoronoc. Trochę za mało picia zabrałem ze sobą, bo tylko 1,25 L, ale dzięki późnemu wyjściu i nocnemu powrotowi wystarczyło.









Na szlaku rowerowym nr 3









Na zdjęciu wyżej widać zająca. Siedzi dosyć daleko przy lewej krawędzi drogi.


Na jakiś kilometr po DK31 po to by za chwilę znowu wjechać do lasu.

Później było już na tyle ciemno i późno, że nie robiłem więcej zdjęć. Zmieniłem nieco trasę powrotną w stosunku do rysunkowych planów z mapy. Było to spowodowane brakiem potencjalnego funu w jeździe w nowym terenie w nocy i chęci przyspieszenia powrotu do domu. W okolicy Ognicy złapalem flaka w tylnym kole. Na szczęście powietrze schodziło na tyle powoli, że nie musiałem zmieniać dętki, jednak nie ucieszyłem się, gdy początkowo stwierdziłem, że jest miękko. Dochodziła 21, a do domu jeszcze 50 km było. Dopompowałem i po 30 km ponownie. Wystarczyło.
Wnioski z dzisiaj:
-najprzyjemniej jest jeździć po szutrach, drogi leśne/szutrowe są lepsze niż zorganizowane i oznaczone szlaki rowerowe, ponieważ na tych ostatnich można spotkać więcej ludzi, przez co znika uczucie przygody w nieznanym terenie,
-błoto zawsze śmierdzi,
-omijać szerokim łukiem ultrazadupia (bo psy),
-jazda w terenie daje więcej możliwości alternatywnego powrotu i mentalnego projektowania trasy ad hoc (szosa pod tym względem ssie pałkę),
-wymyślać trasę powrotną w wersji asfaltowej, ale za to robić dłuższą pierwszą część terenową.
Środa, 26 maja 2021Kategoria .Wheeler., Night Bike, zz Foto zz
Night bike: Szlaczek Orła Bielika
Rower:
Wheeler53.70 km (7.60km teren) czas jazdy: 02:50 h AVS:18.95km/h
Dzisiaj kolejny raz zgapiłem trasę ze Stravy. Jednak wyjechałem jakieś pół godziny przed zmrokiem i po pierwszym etapie leśno-terenowym postanowiłem, że jednak o tej porze to asfalt jest moim przyjacielem.

Początek był całkiem ok. Zdjęcie niżej na wyjeździe z miasta, gdzieś przed skrętem w lewo na Ostoję w okolicy napisu Przylep na mapie wyżej.

"Odkryłem", że powstaje ścieżka między Przecławiem i Karwowem, ale ponieważ nie było to zgodne z moimi planami, to zawróciłem i kontynuowałem po uprzednio zgapionym śladzie.

W Siadle Dolnym. Coś nowego, gdy ostatnio tutaj byłem lata temu now infrastruktura jeszcze nie istniała.
Jeszcze kilometr i wjechałem w nocny czarnolas. 1200 lm poszło w ruch. Zaczynam się powoli przyzwyczajać i coraz mniejsze wrażenie robi na mnie noc w lesie. Tak sobie pomyślałem by po chwili zmienić zdanie, gdy zaczął się hardkorowy podjazd, który pamiętałem, że istnieje, ale nie z takim stromym pochyleniem niwelety i gdy usłyszałem odgłosy potwora stąpającego w krzakach. Musiałem go widocznie przestraszyć swoim warknięciem, bo ostatecznie oddalił się w popłochu, a ja mogłem się wspinać z prędkością lamusa. Zresztą jak na lamusa przystało, to i tak podprowadziłem.
Dawniej, dawniej tę trasę jechałem w dzień i mogłem się delektować widokami. Teraz tylko świeżym powietrzem. Gdy dojechałem do Moczył i wyjechalem na asfalt w kierunku Kamieńca, nie zjeżdżałem już do lasu zgodnie ze szlakiem. Ten podjazd mnie bardzo zmęczył. Wróciłem zwyczajnie asfaltem. Za jakiś czas przejadę tę trasę jeszcze raz, ale w świetle dziennym.

Początek był całkiem ok. Zdjęcie niżej na wyjeździe z miasta, gdzieś przed skrętem w lewo na Ostoję w okolicy napisu Przylep na mapie wyżej.

"Odkryłem", że powstaje ścieżka między Przecławiem i Karwowem, ale ponieważ nie było to zgodne z moimi planami, to zawróciłem i kontynuowałem po uprzednio zgapionym śladzie.

W Siadle Dolnym. Coś nowego, gdy ostatnio tutaj byłem lata temu now infrastruktura jeszcze nie istniała.
Jeszcze kilometr i wjechałem w nocny czarnolas. 1200 lm poszło w ruch. Zaczynam się powoli przyzwyczajać i coraz mniejsze wrażenie robi na mnie noc w lesie. Tak sobie pomyślałem by po chwili zmienić zdanie, gdy zaczął się hardkorowy podjazd, który pamiętałem, że istnieje, ale nie z takim stromym pochyleniem niwelety i gdy usłyszałem odgłosy potwora stąpającego w krzakach. Musiałem go widocznie przestraszyć swoim warknięciem, bo ostatecznie oddalił się w popłochu, a ja mogłem się wspinać z prędkością lamusa. Zresztą jak na lamusa przystało, to i tak podprowadziłem.
Dawniej, dawniej tę trasę jechałem w dzień i mogłem się delektować widokami. Teraz tylko świeżym powietrzem. Gdy dojechałem do Moczył i wyjechalem na asfalt w kierunku Kamieńca, nie zjeżdżałem już do lasu zgodnie ze szlakiem. Ten podjazd mnie bardzo zmęczył. Wróciłem zwyczajnie asfaltem. Za jakiś czas przejadę tę trasę jeszcze raz, ale w świetle dziennym.
Niedziela, 23 maja 2021Kategoria .Wheeler., Night Bike, zz Foto zz
Trzebież w wersji MTB
Rower:
Wheeler86.02 km (43.00km teren) czas jazdy: 04:51 h AVS:17.74km/h
Od jakiegoś czasu chodziło mi po głowie pojechać terenem do Trzebieży. Ułożyłem sobie swoją trasę, ale znalazłem na dzisiaj lepszą od znajomego ze Stravy. Jadąc mniej, więcej trzymałem się pierwowzoru.

Dzisiejsza jazda mnie mocno zmęczyła. Nie pamiętam kiedy tyle terenu ostatnio przejechałem. Sporo było szutrów, niewiele piachu, trochę podjazdów w drodze powrotnej. Dzisiaj wyruszyłem lekko po 17:30, a wróciłem o 23:00. Teraz trochę czuję kolana, ale w czasie jazdy nie nawalały, a nie jechałem jakoś asekuracyjnie wcale.
Ponieważ, gdy startowałem było relatywnie ciepło, a to było pierwsze wyjście w bardziej letnich ciuchach, to dla pewności zabrałem na zapas drugą kurteczkę. W ogóle zabrałem ze sobą plecak z wodą, w/w kurtką, czapeczką, rękawkami i snikersami. Skorzystałem tylko z tych ostatnich. Dla treningu ramion i pleców to było dobre, ale nieprzyjemne. Na kolejny tydzień zamontuję drugi uchwyt do zielonej torby podsiodłowej.
Starałem się od samego początku jechać lasem, żeby unikać nawet na wyjeździe z miasta i zaraz za nim ludzi.

Za Jeziorem Głębokiem w kierunku wsi Żółtew

Wybieg dla koni w Żółtewi

Okolice Tanowa

Pierwsza przerwa na snikersa; pozbyłem się części błota z ramy; czynność owa będzie jeszcze powtórzona. Bez chlapaczy wygląd roweru całkowicie się zmienił.

Po wjechaniu w teren za Gunicami; dojazd pożarowy nr 35

Kawałek dalej

Przerwa na snikersa i odchudzanie

Najlepsza tylna lampka, jaką kiedykolwiek miałem

Dojazd pożarowy nr 35 około 300 metrów przez skrzyżowaniem z DW 115

Zmiana nawierzchni, ale to ten sam dojazd pożarowy; coraz bliżej Nowej Jasienicy

Tuż za Nowa Jasienicą w kierunku na Drogoradz

Za Drogoradzem w kierunku na Małą Trzebież

Plaża w Trzebieży

Wieża obserwacyjna i zagroda odchudzająca dla grubasów;)

Marina; pierwszy raz tędy przejeżdżałem. Zdjęcie jest zrobione znad płotu wzdłuż, którego zlokalizowana jest droga dla rowerów

Odkrycie: nowa droga dla rowerów. Nigdy w tym miejscu nie byłem, ale przyjemnie się zaskoczyłem.

W Uniemyślu skręciłem w kierunku Roztoki Odrzańskiej i wkrótce zaczął się wał przeciwpowodziowy

Prawdopodobnie widok na Stepnicę lub jeden z najbardziej nietrafnych podpisów zdjęcia:D

Dalszy fragment wału w gorszym stanie utrzymania; później było jeszcze gorzej, wysoka trawa, chrzan, kapusta (nie ściemniam, dla mnie wyglądało to jak liście kapusty) i jeszcze jakieś kwiatochwasty o wysokości powyżej kierownicy. Upierdliwie się jechało, nieprędko tutaj wrócę.

Widok na GA ZCh Police
Do samych Polic nie dojechałem, musnąłem je tylko przejeżdżając obok dawnej fabryki benzyny syntetycznej, a później w miarę szybko wskoczyłem w las. Na asfalt wróciłem na krótko przed Siedlicami, by już po chwili wjechać w las. Nie przypominam sobie, żeby kiedyś jechał sporą liczbą ścieżek, którymi był powrót. Z miejsc, które coś mogą komuś mówić, to przejechałem koło Wieleckiej Góry i dalej szlakiem Pod Urwiskiem do Polany Harcerskiej, gdzie trwało ognisko. Na asfalt wyjechałem koło Jeziora Goplany. I to było takie zakończenie z terenem.
Dzisiaj jechałem z Fenixem, który robił dobrą robotę i w lesie na zjazdach był nastawiony na 1200 lm. Na podjazdach na 500 lm, bo było jeszcze ogólnie na niebie widać resztki gasnącego błękitu. To była bardzo przyjemna krajobrazowo wycieczka. Oczywiście minusem było to, że przygoda o tyle mniejsza, że to na swoich śmieciach i nie ma tego wrażenia prawdziwej głębokiej nowości, bo i tak wiadomo, że za kilka km będę przecinać asfaltową drogę, po której jechałem już dziesiątki razy. Na pewno za to 100 procent efektywności dla dotlenienia się.

Dzisiejsza jazda mnie mocno zmęczyła. Nie pamiętam kiedy tyle terenu ostatnio przejechałem. Sporo było szutrów, niewiele piachu, trochę podjazdów w drodze powrotnej. Dzisiaj wyruszyłem lekko po 17:30, a wróciłem o 23:00. Teraz trochę czuję kolana, ale w czasie jazdy nie nawalały, a nie jechałem jakoś asekuracyjnie wcale.
Ponieważ, gdy startowałem było relatywnie ciepło, a to było pierwsze wyjście w bardziej letnich ciuchach, to dla pewności zabrałem na zapas drugą kurteczkę. W ogóle zabrałem ze sobą plecak z wodą, w/w kurtką, czapeczką, rękawkami i snikersami. Skorzystałem tylko z tych ostatnich. Dla treningu ramion i pleców to było dobre, ale nieprzyjemne. Na kolejny tydzień zamontuję drugi uchwyt do zielonej torby podsiodłowej.
Starałem się od samego początku jechać lasem, żeby unikać nawet na wyjeździe z miasta i zaraz za nim ludzi.

Za Jeziorem Głębokiem w kierunku wsi Żółtew

Wybieg dla koni w Żółtewi

Okolice Tanowa

Pierwsza przerwa na snikersa; pozbyłem się części błota z ramy; czynność owa będzie jeszcze powtórzona. Bez chlapaczy wygląd roweru całkowicie się zmienił.

Po wjechaniu w teren za Gunicami; dojazd pożarowy nr 35

Kawałek dalej

Przerwa na snikersa i odchudzanie

Najlepsza tylna lampka, jaką kiedykolwiek miałem

Dojazd pożarowy nr 35 około 300 metrów przez skrzyżowaniem z DW 115

Zmiana nawierzchni, ale to ten sam dojazd pożarowy; coraz bliżej Nowej Jasienicy

Tuż za Nowa Jasienicą w kierunku na Drogoradz

Za Drogoradzem w kierunku na Małą Trzebież

Plaża w Trzebieży

Wieża obserwacyjna i zagroda odchudzająca dla grubasów;)

Marina; pierwszy raz tędy przejeżdżałem. Zdjęcie jest zrobione znad płotu wzdłuż, którego zlokalizowana jest droga dla rowerów

Odkrycie: nowa droga dla rowerów. Nigdy w tym miejscu nie byłem, ale przyjemnie się zaskoczyłem.

W Uniemyślu skręciłem w kierunku Roztoki Odrzańskiej i wkrótce zaczął się wał przeciwpowodziowy

Prawdopodobnie widok na Stepnicę lub jeden z najbardziej nietrafnych podpisów zdjęcia:D

Dalszy fragment wału w gorszym stanie utrzymania; później było jeszcze gorzej, wysoka trawa, chrzan, kapusta (nie ściemniam, dla mnie wyglądało to jak liście kapusty) i jeszcze jakieś kwiatochwasty o wysokości powyżej kierownicy. Upierdliwie się jechało, nieprędko tutaj wrócę.

Widok na GA ZCh Police
Do samych Polic nie dojechałem, musnąłem je tylko przejeżdżając obok dawnej fabryki benzyny syntetycznej, a później w miarę szybko wskoczyłem w las. Na asfalt wróciłem na krótko przed Siedlicami, by już po chwili wjechać w las. Nie przypominam sobie, żeby kiedyś jechał sporą liczbą ścieżek, którymi był powrót. Z miejsc, które coś mogą komuś mówić, to przejechałem koło Wieleckiej Góry i dalej szlakiem Pod Urwiskiem do Polany Harcerskiej, gdzie trwało ognisko. Na asfalt wyjechałem koło Jeziora Goplany. I to było takie zakończenie z terenem.
Dzisiaj jechałem z Fenixem, który robił dobrą robotę i w lesie na zjazdach był nastawiony na 1200 lm. Na podjazdach na 500 lm, bo było jeszcze ogólnie na niebie widać resztki gasnącego błękitu. To była bardzo przyjemna krajobrazowo wycieczka. Oczywiście minusem było to, że przygoda o tyle mniejsza, że to na swoich śmieciach i nie ma tego wrażenia prawdziwej głębokiej nowości, bo i tak wiadomo, że za kilka km będę przecinać asfaltową drogę, po której jechałem już dziesiątki razy. Na pewno za to 100 procent efektywności dla dotlenienia się.
Czwartek, 13 maja 2021Kategoria .Wheeler., Night Bike
Night bike po Puszczy Wkrzańskiej
Rower:
Wheeler50.53 km (20.50km teren) czas jazdy: 03:09 h AVS:16.04km/h
Niedawno odkryłem, że nie mając wykupionych płatnych bajerów na Stravie mogę zapisać sobie czyjąś wycieczkę jako swoją we własnej bazie przygotowanych tras, a następnie pobrać plik gpx i wczytać do Roxa. Dzisiaj postanowiłem przejechać jedną z takich "ukradzionych" tras. Jeden z dawnych znajomych, którego obserwuję na Stravie, robi ciekawe krajoznawcze wyjazdy terenowe, które potem okazują się idealnymi pomysłami dla mnie i ułatwiają mi robotę, bo nie muszę gdybać, którędy skomponować trasę. Koniec końców, dzisiejszy wyjazd nie był dokładnie taki, jak zgapiony gotowiec, ale sporo szło według konwencji i klimatu tej trasy.

Pierwszy raz byłem w wielu miejscach w lesie w okolicy Jeziora Głębokiego. Postanowiłem tez, że ominę Żółtew, bo jest tam sporo piachu i w nocy nie miałem ochoty przejeżdżać koło posesji z końmi, gdzie w przeszłości zawsze psy darły japę i mnie to stresowało. Jeszcze zanim dojechałem do Bartoszewa zrobiło się całkiem ciemno.
W lesie między Tanowem i Trzeszczynem zakopałem się w piachu i musiałem przez to się przez kilka minut bawić w małego serwisanta, ale będzie dobrze. Nie pamiętam czy w przeszłości też miałem takie problemy z piachem i nie wiem czy uzasadnione jest zwalić na bieżnik opon, który sobie z nim teraz bardzo nie radzi. Bo teraz to jest dosłownie tak: piach = kłopoty.
Do Polic dojechałem ścieżką, a z Polic kierunek na Przęsocin. Do Przęsocina prowadzi droga dla rowerów, asfaltowa zresztą. W Przęsocinie budowana jest kontynuacja. Nie wiem czy to był do końca mądry pomysł, ale skierowałem się w stronę lasu ponownie. Jedyne co pamiętałem z przeszłości, to że będą jakieś domostwa, psy będą szczekać, potem trochę płaskiego (najpierw pola, potem lasy) i jakoś tam sobie wrócę w miarę wygodnie. Tak właściwie było, ale jeszcze zanim dojechałem do przyjemnego lasu, to był las nieprzyjemny wyposażony w nawierzchnię z piachu. Jak widać na załączonym obrazku w pewnym momencie jeszcze się zagapiłem i zrobiłem kawałeczek naokoło (akurat dodałem sobie fragment pod górkę ekstra).
Dalej już bez żadnych przygód. Zdjęć z dzisiaj żadnych nie ma, ponieważ było zbyt ciemno, a jak jest ciemno to rozsądek podpowiada, żeby uciekać przed wilkołakami, a nie focić czerń nocy.

Pierwszy raz byłem w wielu miejscach w lesie w okolicy Jeziora Głębokiego. Postanowiłem tez, że ominę Żółtew, bo jest tam sporo piachu i w nocy nie miałem ochoty przejeżdżać koło posesji z końmi, gdzie w przeszłości zawsze psy darły japę i mnie to stresowało. Jeszcze zanim dojechałem do Bartoszewa zrobiło się całkiem ciemno.
W lesie między Tanowem i Trzeszczynem zakopałem się w piachu i musiałem przez to się przez kilka minut bawić w małego serwisanta, ale będzie dobrze. Nie pamiętam czy w przeszłości też miałem takie problemy z piachem i nie wiem czy uzasadnione jest zwalić na bieżnik opon, który sobie z nim teraz bardzo nie radzi. Bo teraz to jest dosłownie tak: piach = kłopoty.
Do Polic dojechałem ścieżką, a z Polic kierunek na Przęsocin. Do Przęsocina prowadzi droga dla rowerów, asfaltowa zresztą. W Przęsocinie budowana jest kontynuacja. Nie wiem czy to był do końca mądry pomysł, ale skierowałem się w stronę lasu ponownie. Jedyne co pamiętałem z przeszłości, to że będą jakieś domostwa, psy będą szczekać, potem trochę płaskiego (najpierw pola, potem lasy) i jakoś tam sobie wrócę w miarę wygodnie. Tak właściwie było, ale jeszcze zanim dojechałem do przyjemnego lasu, to był las nieprzyjemny wyposażony w nawierzchnię z piachu. Jak widać na załączonym obrazku w pewnym momencie jeszcze się zagapiłem i zrobiłem kawałeczek naokoło (akurat dodałem sobie fragment pod górkę ekstra).
Dalej już bez żadnych przygód. Zdjęć z dzisiaj żadnych nie ma, ponieważ było zbyt ciemno, a jak jest ciemno to rozsądek podpowiada, żeby uciekać przed wilkołakami, a nie focić czerń nocy.
Poniedziałek, 3 maja 2021Kategoria .Wheeler., Night Bike, zz Foto zz
Zachodnie obrzeża Puszczy Bukowej
Rower:
Wheeler56.11 km (14.00km teren) czas jazdy: 03:21 h AVS:16.75km/h
Kiedy planowałem weekendowe kręcenie, to analizując prognozę pogody nie
liczyłem dzisiaj na normalny rower. Miałem nadzieję na coś krótkiego po
mieście Rometem i tyle. Tymczasem mokry deszcz dał mi szansę, którą
postanowiłem wykorzystać. Udało mi się także wyjść dzisiaj nieco
wcześniej, bo chyba już o 18:20, więc i zgorszenie Czytelniczki będzie
nieco mniejsze. ;)

Wymyśliłem, że przejadę się tak, jak w marcu do węzła Klucz, omijając górki, ale zahaczając o płaskolasy, łapiąc jak najwięcej terenu, leśnego powietrza i nowych ścieżek. Udało się.
Zanim jednak zaczęło się leśne eldorado, to pojawiło się kilka atrakcji. Najpierw koło Elektrowni Pomorzany, gdy jechałem skrótem to pan z psami wyglądającymi jak wilki (ale grzeczne były). Następnie kwadrans przerwy w Podjuchach pod wiatą przystankową by przeczekać deszcz (miałem szczęście, bo idealnie wjechałem pod puściutką wiatę gdy tylko zaczęło kropić). Trzecia atrakcja to spontaniczna zmiana trasy i wygibasy naokoło trochę w terenie. To ostatnie było totalnie niepotrzebne i następnym razem lepiej przygotuję trasę. Na swoje usprawiedliwienie mam tylko to, że uciekałem przed samochodami na chodnik i właśnie w lewo ciach, bo tam na głównej ulicy to kałuże, kałuże, kałuże!

Jadę pod góreczkę ulicą Kołowską

Niespodzianka, bo pultając się po nieznanych leśnych ścieżkach niespodziewanie wjeżdzam na jakiś punkt widokowy. To prawdopodobnie okolice szczytu Dębiec (70 m n.p.m.), na którym jednak nie byłem.

Kiedy rower jest tak wspaniały, to komentarz jest zbyteczny :D
Kiedy wydostałem się z leśnych labiryntów przywitał mnie asfalt, a po chwili piękne widoki na leśne wzgórza:

Na węźle Klucz

Zaraz koniec nawierzchni bitumicznej i początek długiego odcinka terenu

Najgorszy odcinek. Znowu się zakopałem w piachu. Jeszcze niecały kilometr i zaczną się piękne ubite ścieżki leśne oraz szutry.




Przez takie leśne klimaty dojechałem do Starych Brynek. Tutaj zmodyfikowałem nieco trasę w stosunku do planów i dodałem sobie dwa cele: Czepino i Żabnicę.

Kawałek za Starymi Brynkami - kierunek na Czepino

Zgapiam ujęcie, bo u innych widziałem na relacjach i mi się spodobało

Ostatnie ujęcie z dzisiaj. Widok na Odrę Wschodnią w Żabnicy.
Stąd już bez fajerwerków powrót asfaltem. Mniej więcej pół godziny później zrobiło się prawie całkiem ciemno. Dzisiaj jechałem znowu tylko na Bontragerach i jednak po tym asfaltowym powrocie wydaje mi się, że przedni Bontrager na 200 lm świeci gorzej niż Fenix na 200 lm. Fenix z akumulatorami jest ciężkim klocem, jego brak to plus dla wygody. Jak się rozkręcę i będę w stanie wychodzić na całodzienne wycieczki z pełnymi tobołkami i wracać w nocy, to zrobię im lepsze porównanie.
Ah, byłbym zapomniał: kolanka się naprawiły! Nic mnie nie bolały ani przed, ani w trakcie, ani po. :)

Wymyśliłem, że przejadę się tak, jak w marcu do węzła Klucz, omijając górki, ale zahaczając o płaskolasy, łapiąc jak najwięcej terenu, leśnego powietrza i nowych ścieżek. Udało się.
Zanim jednak zaczęło się leśne eldorado, to pojawiło się kilka atrakcji. Najpierw koło Elektrowni Pomorzany, gdy jechałem skrótem to pan z psami wyglądającymi jak wilki (ale grzeczne były). Następnie kwadrans przerwy w Podjuchach pod wiatą przystankową by przeczekać deszcz (miałem szczęście, bo idealnie wjechałem pod puściutką wiatę gdy tylko zaczęło kropić). Trzecia atrakcja to spontaniczna zmiana trasy i wygibasy naokoło trochę w terenie. To ostatnie było totalnie niepotrzebne i następnym razem lepiej przygotuję trasę. Na swoje usprawiedliwienie mam tylko to, że uciekałem przed samochodami na chodnik i właśnie w lewo ciach, bo tam na głównej ulicy to kałuże, kałuże, kałuże!

Jadę pod góreczkę ulicą Kołowską

Niespodzianka, bo pultając się po nieznanych leśnych ścieżkach niespodziewanie wjeżdzam na jakiś punkt widokowy. To prawdopodobnie okolice szczytu Dębiec (70 m n.p.m.), na którym jednak nie byłem.

Kiedy rower jest tak wspaniały, to komentarz jest zbyteczny :D
Kiedy wydostałem się z leśnych labiryntów przywitał mnie asfalt, a po chwili piękne widoki na leśne wzgórza:

Na węźle Klucz

Zaraz koniec nawierzchni bitumicznej i początek długiego odcinka terenu

Najgorszy odcinek. Znowu się zakopałem w piachu. Jeszcze niecały kilometr i zaczną się piękne ubite ścieżki leśne oraz szutry.




Przez takie leśne klimaty dojechałem do Starych Brynek. Tutaj zmodyfikowałem nieco trasę w stosunku do planów i dodałem sobie dwa cele: Czepino i Żabnicę.

Kawałek za Starymi Brynkami - kierunek na Czepino

Zgapiam ujęcie, bo u innych widziałem na relacjach i mi się spodobało

Ostatnie ujęcie z dzisiaj. Widok na Odrę Wschodnią w Żabnicy.
Stąd już bez fajerwerków powrót asfaltem. Mniej więcej pół godziny później zrobiło się prawie całkiem ciemno. Dzisiaj jechałem znowu tylko na Bontragerach i jednak po tym asfaltowym powrocie wydaje mi się, że przedni Bontrager na 200 lm świeci gorzej niż Fenix na 200 lm. Fenix z akumulatorami jest ciężkim klocem, jego brak to plus dla wygody. Jak się rozkręcę i będę w stanie wychodzić na całodzienne wycieczki z pełnymi tobołkami i wracać w nocy, to zrobię im lepsze porównanie.
Ah, byłbym zapomniał: kolanka się naprawiły! Nic mnie nie bolały ani przed, ani w trakcie, ani po. :)
Sobota, 1 maja 2021Kategoria .Wheeler., Night Bike, zz Foto zz
Puszcza Wkrzańska
Rower:
Wheeler61.86 km (14.90km teren) czas jazdy: 03:35 h AVS:17.26km/h
W końcu nastał ten dzień, kiedy wyszedłem na normalny rower, a nie jakąś fioletową atrapę czy chomikowe kręciołki. Chciałem zrobić trasę na 3-3,5 godziny. Bridgestone stoi nadal wpięty do trenażera, więc wybór Wheelera był niejako automatyczny. Ponieważ dawno nie wychodziłem, to przygotowanie zabrało mi więcej czasu niż zwykle i ostatecznie pedałowanie rozpocząłem dopiero przed godziną 19. To pozwoliło mi na prawie 2 godziny jazdy w świetle i nadało smaczku nocnemu powrotowi przez las.

Kawałek za amfiteatrem. Roboty wiaduktowe się zakończyły i droga została otworzona dla pieszych i rowerzystów.

Dzisiejsza trasa miała być podobna do czegoś, co jechałem w zimie w śniegu. Chciałem sprawdzić jak wygląda tzw. grawelowa droga. Na mapie to jest ten długi prosty odcinek do Turznicy. Natchnęło mnie jednak na szybszy wjazd do lasu. Spotkałem tam kilka jeleni, ale nie udało mi się zrobić zdjęcia.

Płaskolas; lokalizacja niedaleko od miejsca zjazdu z DW 115.

Rozmazany cel dzisiejszego wyjścia - droga przez las łącząca DW 115 z Turznicą.
Gdy dojechałem do Polic, słońce się całkiem wyłączyło. Odpaliłem nawigację i wybrałem jakiś punkt, który wydawał mi się dobrym miejscem by do niego dojechać i potem kontynuować samemu wg uznania już z okolicy około 2-3 km od Jeziora Głębokiego. Pan GPS zapraszał mnie kilka razy do wjechania do lasu, jednak podziękowałem mu i spory kawałek zrobiłem po asfalcie. Właściwie większą część przewyższenia pozwoliłem sobie przejechać asfaltem, żeby nie przesuwać się w ciemności jak ślimak w terenie i nie musieć podłączać power banka. Dzisiaj zabrałem z przodu tylko małego Bontragera i przewidywałem, że nie dotrwa bez podładowania.
Gdy wjechałem w końcu do lasu, to zrobiło się nieco znajomo. Wszystko odbyło się w miarę bez większych przygód, oprócz może 300 m z buta z uwagi na luźny piach. Nie napadły na mnie żadne psy, koty, wilki, ani wampiry. A potem zrobiło się z górki, więc już byłem nieuchwytny. Na Polanie Harcerskiej widziałem 3 ogniska, koło kąpieliska Arkonka podobnie biesiadowali ludzie.
Nieco się dzisiaj zmęczyłem. Zdecydowanie mocniej niż przypuszczałem, że mnie taki wyjazd sponiewiera. Przerwa zrobiła swoje, ale jest taki plus, że w czasie jazdy nie zabolały mnie kolana, a taki właśnie był główny cel odpuszczenia sobie na jakiś czas roweru.

Kawałek za amfiteatrem. Roboty wiaduktowe się zakończyły i droga została otworzona dla pieszych i rowerzystów.

Dzisiejsza trasa miała być podobna do czegoś, co jechałem w zimie w śniegu. Chciałem sprawdzić jak wygląda tzw. grawelowa droga. Na mapie to jest ten długi prosty odcinek do Turznicy. Natchnęło mnie jednak na szybszy wjazd do lasu. Spotkałem tam kilka jeleni, ale nie udało mi się zrobić zdjęcia.

Płaskolas; lokalizacja niedaleko od miejsca zjazdu z DW 115.

Rozmazany cel dzisiejszego wyjścia - droga przez las łącząca DW 115 z Turznicą.
Gdy dojechałem do Polic, słońce się całkiem wyłączyło. Odpaliłem nawigację i wybrałem jakiś punkt, który wydawał mi się dobrym miejscem by do niego dojechać i potem kontynuować samemu wg uznania już z okolicy około 2-3 km od Jeziora Głębokiego. Pan GPS zapraszał mnie kilka razy do wjechania do lasu, jednak podziękowałem mu i spory kawałek zrobiłem po asfalcie. Właściwie większą część przewyższenia pozwoliłem sobie przejechać asfaltem, żeby nie przesuwać się w ciemności jak ślimak w terenie i nie musieć podłączać power banka. Dzisiaj zabrałem z przodu tylko małego Bontragera i przewidywałem, że nie dotrwa bez podładowania.
Gdy wjechałem w końcu do lasu, to zrobiło się nieco znajomo. Wszystko odbyło się w miarę bez większych przygód, oprócz może 300 m z buta z uwagi na luźny piach. Nie napadły na mnie żadne psy, koty, wilki, ani wampiry. A potem zrobiło się z górki, więc już byłem nieuchwytny. Na Polanie Harcerskiej widziałem 3 ogniska, koło kąpieliska Arkonka podobnie biesiadowali ludzie.
Nieco się dzisiaj zmęczyłem. Zdecydowanie mocniej niż przypuszczałem, że mnie taki wyjazd sponiewiera. Przerwa zrobiła swoje, ale jest taki plus, że w czasie jazdy nie zabolały mnie kolana, a taki właśnie był główny cel odpuszczenia sobie na jakiś czas roweru.