Informacje

  • Wszystkie kilometry na BS: 75311.03 km
  • Niektóre km w terenie na BS: 8181.95 km
  • Czas na rowerze na BS: 154d 23h 52m
  • Prędkość średnia na BS: 20.24 km/h
  • Więcej informacji

Moje rowery

Tak daję czadu w 2023: button stats bikestats.pl
Tak dawałem czadu wcześniej:

Licznik odwiedzin

od VI 2023

Statystyki zbiorcze na stronę

Szukaj

Znajomi


Archiwum

Linki

Wpisy archiwalne w kategorii

zz Foto zz

Dystans całkowity:31368.84 km (w terenie 3988.66 km; 12.72%)
Czas w ruchu:1527:04
Średnia prędkość:20.54 km/h
Maks. tętno maksymalne:198 (105 %)
Maks. tętno średnie:141 (75 %)
Suma kalorii:159449 kcal
Liczba aktywności:438
Średnio na aktywność:71.62 km i 3h 29m
Więcej statystyk
Poniedziałek, 3 maja 2021Kategoria .Wheeler., Night Bike, zz Foto zz

Zachodnie obrzeża Puszczy Bukowej

Rower:Wheeler
56.11 km (14.00km teren) czas jazdy: 03:21 h AVS:16.75km/h

Kiedy planowałem weekendowe kręcenie, to analizując prognozę pogody nie liczyłem dzisiaj na normalny rower. Miałem nadzieję na coś krótkiego po mieście Rometem i tyle. Tymczasem mokry deszcz dał mi szansę, którą postanowiłem wykorzystać. Udało mi się także wyjść dzisiaj nieco wcześniej, bo chyba już o 18:20, więc i zgorszenie Czytelniczki będzie nieco mniejsze. ;)


Wymyśliłem, że przejadę się tak, jak w marcu do węzła Klucz, omijając górki, ale zahaczając o płaskolasy, łapiąc jak najwięcej terenu, leśnego powietrza i nowych ścieżek. Udało się.


Zanim jednak zaczęło się leśne eldorado, to pojawiło się kilka atrakcji. Najpierw koło Elektrowni Pomorzany, gdy jechałem skrótem to pan z psami wyglądającymi jak wilki (ale grzeczne były). Następnie kwadrans przerwy w Podjuchach pod wiatą przystankową by przeczekać deszcz (miałem szczęście, bo idealnie wjechałem pod puściutką wiatę gdy tylko zaczęło kropić). Trzecia atrakcja to spontaniczna zmiana trasy i wygibasy naokoło trochę w terenie. To ostatnie było totalnie niepotrzebne i następnym razem lepiej przygotuję trasę. Na swoje usprawiedliwienie mam tylko to, że uciekałem przed samochodami na chodnik i właśnie w lewo ciach, bo tam na głównej ulicy to kałuże, kałuże, kałuże!


Jadę pod góreczkę ulicą Kołowską


Niespodzianka, bo pultając się po nieznanych leśnych ścieżkach niespodziewanie wjeżdzam na jakiś punkt widokowy. To prawdopodobnie okolice szczytu Dębiec (70 m n.p.m.), na którym jednak nie byłem.


Kiedy rower jest tak wspaniały, to komentarz jest zbyteczny :D

Kiedy wydostałem się z leśnych labiryntów przywitał mnie asfalt, a po chwili piękne widoki na leśne wzgórza:

Na węźle Klucz


Zaraz koniec nawierzchni bitumicznej i początek długiego odcinka terenu


Najgorszy odcinek. Znowu się zakopałem w piachu. Jeszcze niecały kilometr i zaczną się piękne ubite ścieżki leśne oraz szutry.









Przez takie leśne klimaty dojechałem do Starych Brynek. Tutaj zmodyfikowałem nieco trasę w stosunku do planów i dodałem sobie dwa cele: Czepino i Żabnicę.


Kawałek za Starymi Brynkami - kierunek na Czepino


Zgapiam ujęcie, bo u innych widziałem na relacjach i mi się spodobało


Ostatnie ujęcie z dzisiaj. Widok na Odrę Wschodnią w Żabnicy.

Stąd już bez fajerwerków powrót asfaltem. Mniej więcej pół godziny później zrobiło się prawie całkiem ciemno. Dzisiaj jechałem znowu tylko na Bontragerach i jednak po tym asfaltowym powrocie wydaje mi się, że przedni Bontrager na 200 lm świeci gorzej niż Fenix na 200 lm. Fenix z akumulatorami jest ciężkim klocem, jego brak to plus dla wygody. Jak się rozkręcę i będę w stanie wychodzić na całodzienne wycieczki z pełnymi tobołkami i wracać w nocy, to zrobię im lepsze porównanie.

Ah, byłbym zapomniał: kolanka się naprawiły! Nic mnie nie bolały ani przed, ani w trakcie, ani po. :)
Sobota, 1 maja 2021Kategoria .Wheeler., Night Bike, zz Foto zz

Puszcza Wkrzańska

Rower:Wheeler
61.86 km (14.90km teren) czas jazdy: 03:35 h AVS:17.26km/h

W końcu nastał ten dzień, kiedy wyszedłem na normalny rower, a nie jakąś fioletową atrapę czy chomikowe kręciołki. Chciałem zrobić trasę na 3-3,5 godziny. Bridgestone stoi nadal wpięty do trenażera, więc wybór Wheelera był niejako automatyczny. Ponieważ dawno nie wychodziłem, to przygotowanie zabrało mi więcej czasu niż zwykle i ostatecznie pedałowanie rozpocząłem dopiero przed godziną 19. To pozwoliło mi na prawie 2 godziny jazdy w świetle i nadało smaczku nocnemu powrotowi przez las.


Kawałek za amfiteatrem. Roboty wiaduktowe się zakończyły i droga została otworzona dla pieszych i rowerzystów.



Dzisiejsza trasa miała być podobna do czegoś, co jechałem w zimie w śniegu. Chciałem sprawdzić jak wygląda tzw. grawelowa droga. Na mapie to jest ten długi prosty odcinek do Turznicy. Natchnęło mnie jednak na szybszy wjazd do lasu. Spotkałem tam kilka jeleni, ale nie udało mi się zrobić zdjęcia.


Płaskolas; lokalizacja niedaleko od miejsca zjazdu z DW 115.


Rozmazany cel dzisiejszego wyjścia - droga przez las łącząca DW 115 z Turznicą.

Gdy dojechałem do Polic, słońce się całkiem wyłączyło. Odpaliłem nawigację i wybrałem jakiś punkt, który wydawał mi się dobrym miejscem by do niego dojechać i potem kontynuować samemu wg uznania już z okolicy około 2-3 km od Jeziora Głębokiego. Pan GPS zapraszał mnie kilka razy do wjechania do lasu, jednak podziękowałem mu i spory kawałek zrobiłem po asfalcie. Właściwie większą część przewyższenia pozwoliłem sobie przejechać asfaltem, żeby nie przesuwać się w ciemności jak ślimak w terenie i nie musieć podłączać power banka. Dzisiaj zabrałem z przodu tylko małego Bontragera i przewidywałem, że nie dotrwa bez podładowania.

Gdy wjechałem w końcu do lasu, to zrobiło się nieco znajomo. Wszystko odbyło się w miarę bez większych przygód, oprócz może 300 m z buta z uwagi na luźny piach. Nie napadły na mnie żadne psy, koty, wilki, ani wampiry. A potem zrobiło się z górki, więc już byłem nieuchwytny. Na Polanie Harcerskiej widziałem 3 ogniska, koło kąpieliska Arkonka podobnie biesiadowali ludzie.

Nieco się dzisiaj zmęczyłem. Zdecydowanie mocniej niż przypuszczałem, że mnie taki wyjazd sponiewiera. Przerwa zrobiła swoje, ale jest taki plus, że w czasie jazdy nie zabolały mnie kolana, a taki właśnie był główny cel odpuszczenia sobie na jakiś czas roweru.

Wtorek, 20 kwietnia 2021Kategoria zz Foto zz, .Romet.

Po mieście

Rower:Romet
13.72 km (0.20km teren) czas jazdy: 00:56 h AVS:14.70km/h

Najpierw do optyka, a potem przejażdżka po mieście. Niestety mój optyk niedawno zmarł, a wraz z nim odeszły jego wiedza, umiejętności i doświadczenie, więc nieco przedłuży mi się proces wyboru szkieł/okularów. Ze względu na to, że obecne oprawki znakomicie się dogadują z zimowymi czapeczkami rowerowymi, to chciałem te oprawki ponownie użyć do nowych szkieł, ale system mocowania szkieł jest jakiś taki nietypowy, że optycy, u których do tej pory byłem studzili moje zapały.

Zrobiło się ciepło, czuć wiosnę w powietrzu. Wczoraj zamówiłem sobie dodatkowe mocowania do mini lampek Bontragera, żeby nie przekładać uchwytów między rowerami. I tak jutro przyjadą: sztywne mocowanie na sztycę, gumka na kierę, mocowanie pod wysięgnik Roxa do roweru szosowego (coś podobnego jak na foto).


To nie jest moje zdjęcie; powyższe zdjęcie znajduje się pod adresem:
https://media.dcrainmaker.com/wp-content/cache/comment-plus/2942137-400x300.jpg

W ubieglym sezonie, gdy zmierzchało, to przekladałem GPSa na mostek, żeby na ekranie nie odbijało się światło Fenixa, który diody ma kilka cm nad ekranem Roxa i by strumień światła nie był zasłonięty. Niestety wtedy element pustego wysięgnika niejako "świecił" mi w oczy swoją czerwienią, od której odbijało się światło diód Fenixa. Dopiero później, później wpadłem na pomysł by brać imbusa, luzować wysięgnik i go ukrywać przed strumieniem świetlnym lampki obracając wysięgnik do dołu. W praktyce nie miałem jeszcze okazji przetestować tego rozwiązania.

To nowe mocowanie Bontragera pod wysięgnikiem ma na celu w ogóle wyeliminować potrzebę przekładania ROXa na mostek w razie gdybym nie korzystał z Fenixa. Jednakowoż możliwe, że z czasem z Fenixa zrezygnuję, ponieważ Bontrager daje 200 lm, a Fenixa jadąc asfaltem też używam ustawionego na 200 lm, żeby nie oślepiać kierowców.. Fenix nie ma rozbudowanych opcji przełączania programów i trzeba przejechać cały cykl by wybrać odpowiednią wielkość strumienia świetlnego. W praktyce na drogach krajowych lub wojewódzkich oznacza to ciągłe klikanie w przycisk.
Sobota, 6 marca 2021Kategoria .Wheeler., Night Bike, zz Foto zz

Terenowa przygoda w kierunku południowym

Rower:Wheeler
84.23 km (26.00km teren) czas jazdy: 05:18 h AVS:15.89km/h

Bardzo mi się spodobała trasa, którą jechałem w lutym wtedy gdy spadł śnieg i przymroziło. Zaprojektowałem sobie kilka takich wariantów na południe różniących się między sobą długością. Na dzisiaj zmodyfikowałem nieco poprzednią trasę by uwzględnić kondycję kolan oraz wyeliminować najbardziej upierdliwe fragmenty, czyli podjazdy i nierówne dzikie ścieżki.




Starałem się jak mogłem by nie wjeżdżać niepotrzebnie wysoko, tylko po to by za kilka km zjechać w dół, więc ominąłem Puszczę Bukowa nieco "bokiem" wjeżdżając tylko w jej obrzeża. Walory wizualne akurat na plus, bo już poprzednia wycieczka i fragment lasu przed Kołbaczem poza szlakiem rowerowym uświadomiły mi, że każdy las jest piękny!




Dzisiaj miałem możliwość posmakować płaskiego lasu i różnej nawierzchni. Była ubita droga leśna, był szuter, droga leśna z użyciem gruzu, były też na drodze kamienie, był piach. Zdecydowanie jestem fanem szutru.







Cmentarzyk dla zwierząt

Dzisiaj też trochę wróciły wspomnienia jak to było kiedyś. Przypomniało mi się, że już w niektórych miejscach byłem czy to na góralu czy to na szosie dawniej z kolegami, którzy już teraz nie jeżdżą na rowerach. To było w 2008. Właściwie cała trasa po przejechaniu przez wiadukt z "gotyckim łukiem" i wjechaniu w teren była super.



Za chwilę będę przejeżdżać pod S3. Piaskowy fragment drogi, najbardziej nieprzejezdne kilkaset metrów z dzisiaj.








Wyjeżdżam z lasu na DW 120 między Gryfinem, a Wełtyniem. Po chwili znowu wjechałem do lasu.




Jezioro Wełtyńskie


Jezioro Wełtyńskie po raz wtóry


Domki kempingowe nad Jeziorem Wełtyńskim

Teren skończył się na chwilę za Wełtyniem, ale po kilku km znowu wjechałem w las. Wtedy już zaczynało zmierzchać, co było trochę krajobrazowo negatywne, ale dawało dodatkowe emocje związane z jazdą w nieznanym. To było przed Steklinkiem (ten fragment na zachód na samym dole jest cały terenem aż do Krajnika). Parę km przed Gryfinem pożegnałem się ostatecznie z terenem i od tej pory tylko asfalcik. Bardzo żałuję, że końcówka była po ciemku, ponieważ pierwszy raz jechałem wioseczkami aby oddalić się od DK31, która jest wąska i po której zawsze nieprzyjemnie mi się jedzie z samochodami. Następną trasę zaplanuję tak, żeby nie kontynuować po DK31, ale pojechać ku Starym Brynkom i powrót też zrobić terenem.

Dzisiaj nie musiałem ładować w trasie ani lampek, ani licznika. Odkryłem za to, że to nie mrozy uniemożliwiały mi poprzednimi razami ładowanie tylko najzwyczajniej w świecie kabelek micro USB się uszkodził. Prawdopodobnie sam go uszkodziłem w trakcie ładowania w czasie jazdy, musiała się wygiąć końcówka. Finalnie ani akumulatorki, ani żadne inne elektroniczne fanty, tym bardziej lampka bontragera, w której myślałem, że wygiąłem złącze USB nie nawalają, a ja nie będę musiał wozić zapasówek elektronicznych w kieszonce na plecach w ciepełku.

A jak dzisiaj nogi? Lewe kolano nawaliło, ale nie tak bardzo. Poprzednio w drodze powrotnej nieco obniżyłem siodełko. Poluzowałem też sprężyny w pedałach i znalazłem ustawienie kolana, które pozwala na więcej. Tak sobie uświadomiłem, że ja jeździłem we wszystkich rowerach na maksymalnie dokręconych sprężynach, bo poprzednie bloki miałem tam mocno starte, że i tak nogi same mi się wypinały w czasie jazdy i być może teraz też powinienem jeszcze poluzować sprężyny. Wiem, że wszystkich to bardzo interesuje, dlatego nie omieszkam zdać relacji. :D
Niedziela, 28 lutego 2021Kategoria .Wheeler., Night Bike, zz Foto zz

W kierunku Jeziora Miedwie

Rower:Wheeler
87.42 km (18.50km teren) czas jazdy: 05:04 h AVS:17.25km/h

Wyruszyłem z zamiarem okrążenia Jeziora Miedwie. Ponieważ jednak mój start miał miejsce dopiero po godzinie 14 lub jeszcze później, to musiałem sobie dać z tym pomysłem spokój. Część trasy przejechałem wg planu, a potem zaczęły się kłopoty z kolanem i zrobiło się na tyle ciemno, że jedyną rozsądną opcją był jak najszybszy powrót.


Początek trasy to dojazd na prawobrzeże i złapanie szlaku 20A na wschód w kierunku Stargardu.




W Płoni miałem możliwość przesiąść się na asfaltową ścieżkę do Kołbacza, ale na ile się dało to wjechałem w las unikając ludzi.








Za Kołbaczem zjechałem na drogę z ażurowych betonowych płyt i tak się tułałem przez następne kilometry z krótką przerwą na asfalt.





Na zdjęciu wyżej po lewej stronie widoczny szczyt Katarzynka 31,4 mnpm








Kierunek na Giżyn. W ubiegłym roku jechałem ten fragment na szosie.

Przed dojechaniem do starej DK3 zaliczyłem jeszcze trochę płyt i drogi gruntowej. Właściwie na porządny asfalt wjechałem dopiero po zmroku. Jadąc w terenie świeciłem sobie 1200 lm.

Ruch samochodowy był jak na niedzielny wieczór spory, dlatego zdecydowałem się na skręt na Stare Czarnowo, a następnie na Dobropole Gryfińskie i Kołowo. Znam tę trasę, jechałem dobre kilka razy w ubiegłym roku na szosie, tylko w drugą stronę. Tym razem było pod górkę, w zupełnej ciemnicy nocy, nieprzyjemnie. I tylko 1200 lm Fenixa dodawało nadziei, że zobaczę odpowiednio wcześniej wilka, o którym czytałem że w Puszczy Bukowej mieszka. Ale to nie wilk na mnie szczekał, tylko pies w Kołowie. Do Podjuch zjechałem za to przyjemnym zjazdem i nawet pierwszy raz od dawna przewiało mi trochę głowę, skutkiem czego był nieco bardziej zatkany nos przez następne dni.



Niedziela, 21 lutego 2021Kategoria ..>100km, .Wheeler., Night Bike, zz Foto zz

Wycieczka do Stepnicy

Rower:Wheeler
131.48 km (16.50km teren) czas jazdy: 07:13 h AVS:18.22km/h praca: 8085 kcal

Dzisiaj pojechałem rowerem MTB do Stepnicy. Wyjazd wyszedł mi późno, bo dopiero o 13. Spodziewałem się około 8 godzin pedałowania i 10 godzin całego wyjazdu. Wyszło nieco inaczej.


Pierwszy raz widziałem, jak lodołamacz pracuje krojąc lód. Zdjęcie zrobione w Mostu Cłowego.


Na osiedlu Załom

Zaprojektowana na dziś trasa w oryginale miała potencjał na prawie 50 km w terenie. Ponieważ jednak relatywnie niedawno jechałem do Lubczyny wzdłuż Jeziora Dąbie i nie chciałem się zajechać, to zrezygnowałem z tego odcinka i wybrałem asfalt. W teren wjechałem dopiero w Borzysławcu, około kilometr za Lubczyną i to była taka kontynuacja od miejsca, z którego poprzednio zjechałem ze szlaku.


Widoki były ładne, jednak nawierzchnia niesprzyjająca. Roztapiający się śnieg spowodował, że droga gruntowa bardzo spowalniała, czułem jak opony przyklejają się do wilgotnego gruntu. Nieprzyjemnie się jechało.






Niedługo nawierzchnia się zmieniła i jechałem po ażurowych betonowych płytach, by za niedługo dojechać do szutru.







Poprzednim razem skręciłem w prawo, z tym że wtedy mając na celu Goleniów. Dzisiaj po zerknięciu na mapę zdecydowałem pojechać prosto, by nieco skrócić trasę.


Pauza w okolicy Krępska. Dzisiaj uciekałem z DW 111 w teren. Jest ruchliwa, na początkowym odcinku wąska, kierowcy szybko jeżdżą. W lesie nie spotkałem żadnego człowieka, a tym bardziej samochodu.


Minusy jazdy terenem. Chlapa i zwiększone opory toczenia.






Posesja w lesie, parę km przed Stepnicą. Strasznie ujadały psy. Jeśli szczekają, a nie widać, to znaczy, że za płotem. Te lub ten były dodatkowo w klatce na podwórku. Taki rzeczopies w wersji alarm.


Terenowy dojazd do okolic Stepnicy



Chciałem podjechać na plażę, ale sporo osób było, więc odpuściłem sobie główną część. W listopadzie były pustki, a dzisiaj na parkingu sporo samochodów, dużo spacerowiczów i rodziny z dziećmi. Zero dystansu i nikogo z prawidłowo ubraną maseczką.

Widok na molo w Stepnicy

Gdybym wiedział, że przez większą część drogi powrotnej będę znowu miał kłopoty z bolącymi kolanami, to bym sobie odpuścił dodatkowe atrakcje turystyczne. No, ale nie wiedziałem, ponieważ nie jestem jasnowidzem. Na zdjęciu niżej widoczne Jezioro Zielonczyn. Bardzo chciałem ze Stepnicy pojechać jeszcze kawałek na północ, żeby wrócić przez Krokorzyce, Widzieńsko i Wierzchosław, które są na drodze do Miękowa. W ubiegłym roku wracałem tędy z wycieczki do Wolina i podobały mi się leśne klimaty. Oczywiście jedzie się po asfalcie. Jezioro było 300 m od drogi. To miejsce jest oznaczone na mapie czerwoną elipsą.



A ta miejscówka znajduje się na szczycie Góry Zielonczyn, także w czerwonej elipsie na mapie. Za moimi plecami jest widok na leśną panoramę okolicy, ale ze względu na porę dnia zdjęcie wyszło takie ciemne, że go nie wrzucam. Ładne zdjęcie jest w Google Maps.
Na moim zdjęciu widać w tle wieżę obserwacyjną. Wg mapy z Góry prowadzi druga ścieżka i nawet widziałem na drzewie znaczki zielonego szlaku, jednak było tak stromo i w rzeczywistym terenie nie widziałem fizycznie ścieżki, że zawróciłem i zjechałem podobnie, jak wjechałem. Z tą tylko różnicą, że wyjechałem innym wyjazdem z lasu by ominąć topiący się lód na parkingu, gdzie chwilę wcześniej wciągnąłem trochę wody do butów. Ale gleby nie zaliczyłem.

Za kilkanaście minut zrobiło się całkiem ciemno. Jechałem dzisiaj z Fenixem na niedoładowanym akumulatorkach, bo zawsze biorę jeszcze zapasowe. Okazuje się, jednak że albo się rozładowały ostatnio w zimnie, albo dzisiaj także od zimna odmówiły posłuszeństwa. Gdy chciałem podładować licznik korzystając z powerbanka, w którym zawsze wożę jeszcze kolejny akumulatorek, skończyło się niepowodzeniem. A wczoraj wieczorem ten akumulatorek był ładowany. Musiałem teraz wykorzystać jeden z zapasowych akumulatorków, które miały iść do lampki Fenix jako rezerwa. Tak w ogóle dzisiaj Fenix mi odpadł w czasie jazdy i zaliczył beton. W domu robiłem kilka rzeczy na raz i wsunąłem lampkę bez zatrzaśnięcia. Po kilku km od wyjechania z domu zsunęła się i pierdyknęła o krawężnik, ale działa. W Goleniowie podpiąłem do ładowania z powerbanka przedniego Bontragera, ale nie poszło. Akumulatorek się rozładował. Zawsze zabieram ze sobą 5 akumulatorków: 2 w Fenixie, 1 w powerbanku i 2 zapasowe do Fenixa. Teraz wsadziłem do powerbanka właśnie ostatni zapasowy akumulatorek. Poszło. Ale niefortunnie odgiąłem kabel wtykając go w otwór micro usb, teraz kabel musi być odpowiednio odgięty, inaczej nie ładuje. Może uda mi się jakoś niedestrukcyjnie otworzyć obudowę i poprawić lutownicą, kto wie. Trochę mnie to wkurzyło, bo bardzo będzie utrudniać jednoczesne świecenie i ładowanie w przyszłości. Mówi się trudno, życie.


Widok z Mostu Cłowego. Kra już tylko przy brzegu. Praca lodołamacza dała efekt.


Po lewej kościół Św. Jana Ewangelisty, po prawej Katedra Św. Jakuba

Z Goleniowa do Szczecina wróciłem przez Lubczynę. W domu byłem dopiero po północy. Przez ostatnie 40 km męczyłem się z kolanami. Jakieś 8 km szedłem z buta (nie nabijalem tego do dystansu). Jak liczyłem, to pieszo szedłem przez 2 godziny. Kiepski był ten powrót. Ale chyba w końcu wpadłem na to, co jest przyczyną problemów. Gdy pierwszy raz nawaliły mi kolana, to kilka rzeczy było tego dnia wyjątkowych niż zawsze: dwutygodniowa przerwa od roweru, powrót do starych butów z cieńszą podeszwą, nowe bloki w butach. Następnym razem poluzuję sprężyny w pedałach.
Sobota, 13 lutego 2021Kategoria .Wheeler., zz Foto zz

Rekonesans południowych okolic Szczecina

Rower:Wheeler
86.61 km (25.00km teren) czas jazdy: 05:33 h AVS:15.61km/h

Dzisiaj postanowiłem wybrać się terenem na południe z zamiarem zobaczenia nowych miejsc i przetestowania nowych rękawiczek. Analiza pogodowa wykazała, że sobota będzie lepszym dniem niż niedziela, chociaż nie jestem pewien czy tak do końca wyszło. Zamierzałem wstać o 6 i wyjechać około 9, a wstałem po 10 i wyjechałem przed 13. Cenne godziny bez ultra mrozu mnie ominęły. Mrozu, który w drodze powrotnej nieźle dał mi się we znaki.


Z lewobrzeżnej części Szczecina przyjechałem przez ul. Floriana Krygiera do Podjuch. Po drodze mogłem podelektować się zamarzniętym krajobrazem. Na zdjęciach zamarznięta Odra Zachodnia.




Z Podjuch można rzec, że "klasycznie" już ulicą Smoczą do Puszczy Bukowej. Tym razem zaraz za autostradą skręciłem w prawo w Chlebowską Drogę. Wyglądała znajomo, ponieważ wracałem tędy z Uroczyska Mosty kilka wyjazdów temu. Na terenie jednostki wojskowej trwała wycinka drzew, spotkałem też pięcioro spacerowiczów (raz troje, raz dwoje). Poprzednimi razy osób spacerujących w Puszczy Bukowej było wielokrotnie więcej.


Chlebowska Droga

Po kilku km bruk (którego na zdjęciu nie widać, ponieważ jest pod śniegiem) się skończył i od tej pory jechałem po drodze gruntowej. Był to odcinek zupełnie nienawiedzany przez spacerowiczów. W śniegu było za to widać całe mnóstwo śladów, zgaduję, jelenich i sarenich racic. Jazda po tej drodze gruntowej była męcząca, ramiona miały niezły wycisk łapiąc równowagę i pokonując opory, który stawiał śnieg. Kiedy dojechałem w końcu do drogi asfaltowej pod Chlebowem, to na liczniku miałem średnią jazdy 12,10 km/h. Kawałek pojechałem po asfalcie, przekroczyłem drogę ekspresową S3 wiaduktem i zrobiłem krótką pauzę na kontemplację czy wybieram wygodny asfalt czy cierpienie w śniegu. Chwile wcześniej powiedziałem sobie, że dzisiaj nie wjeżdżam już w kolejny śnieg (o nie, o nie! dosyć śniegu na dzisiaj!), ale nie mogąc dojść do ładu na mini ekranie GPSa zdecydowałem, że będę się trzymał wytyczonej w domu na komputerze trasy.


Widok na MOP Wysoka kilka km przez węzłem Klucz

Ponowny wjazd w teren dosyć szybko oceniłem jako błąd, ale postanowiłem, że powalczę. O ile jechało się ciężko, to widoki nie były złe. Pagórkowaty teren, zieleni zero bo zima, ale jest potencjał na piękne krajobrazy na wiosnę i w lecie. Nieco zmieniłem trasę względem planowanego przebiegu, ponieważ okazało się, że trafiłem na ogrodzone pole i nie chciałem ryzykować, że z drugiej strony spotka mnie zamknięta brama, zawrócę i trafię znowu na zamkniętą bramę.

Ten odcinek objazdowy wzdłuż płotu był bardzo irytujący, miałem kłopoty z trakcją, no i było jedno podejście pod wzniesienie, a chwilę potem stromy jak na warunki zimowe zjazd. Na szczęście hamulce dały radę, chociaż ja oczyma wyobraźni i tak widziałem już glebę i czułem śnieg na twarzy. Musiałem też niestety poprawiać ocieplacze, bo zsunęły mi się  z czubków butów pod wpływem prowadzenia pieszo. Nienawidzę tego robić i dotykać tego mokrego brudu. Ocieplacze pomocnicze właściwie są już śmieciami (stawiam tezę, że po 10 wyjściach nie będę mógł ich już ubrać, bo się nie umiejscowią na bucie, jeszcze mam czas, żeby na allegro ocenić je na jedną gwiazdkę). Nie robiłem już zdjęć, bo po prostu antycypowałem już, że w dalszej drodze spotkają mnie nieprzyjemności termiczne oraz walka ze zmęczeniem i głodem, ale w lecie przyjadę tutaj na pewno jeszcze raz. Mijałem z dosyć bliska zamarznięte jeziora i gdyby jakieś okno między gałęziami drzew było, to bym coś pstryknął, ale niczego takiego nie znalazłem.

Skończył się teren i dotarłem do Wełtynia. Tutaj chwila namysłu, chwila miziania palcem po ekranie i przeglądania mapy, i szybka decyzja, żeby jechać dalej po zaplanowanej trasie. Opcji skrócenia trasy miało być po drodze jeszcze sporo. Minąłem Jezioro Wełtyń i dotarłem do Wirowa. Złapałem drogę asfaltową, która zaprowadziła mnie do Wirówka. Następne było Bartkowo i Gajki. Tutaj ponownie zadumałem się na krótką chwilę.




Oczywiście rozsądniej byłoby pojechać tą relatywnie dobrze odśnieżoną drogą w kierunku jak na zdjęciu wyżej. To jest DW 121 Gryfino-Banie. Kierunek na zdjęciu to kierunek na Gryfino. Jechałem tą drogą w ubiegłym roku na szosie i dlatego teraz uwzględniając ruch samochodowy oraz niedosyt jaki bym czuł po takim skróceniu trasy, wybrałem jazdę śnieżnym terenem do Steklinka.

Jakieś 500 m przed Steklinkiem zrobiłem pauzę na "schudnięcie" oraz zjedzenie kanapki i podładowanie komputerka.

Tam będę za chwilę jechał


Stamtąd przyjechałem

Zbliżała się godzina 17. Temperatura spadła już do -3,5 *C, miałem jeszcze jakieś 30-45 minut końcówki światła dziennego, a potem miał uderzyć mroźny atak. W tym momencie okazało się, że komputerek się nie ładuje, a telefon ma tylko 2 kreski z 5. I to pewnie mój błąd, bo wszystkie te elektroniczne fanty wiozłem w torbach bikepackingowych. Od tej pory w takim mrozie będę wozić te rzeczy w kieszonkach koszulki lub kurtki. Przestraszyłem się, że nie dam rady dojechać na baterii i będę musiał zrobić sejwa, a resztę trasy jechać bez licznika. Byłem prawie w połowie drogi dopiero, a zasoby energii spadły do ~35%. Od tej pory jechałem na przyciemniony lub zgaszonym ekranie, a gdy kawałek później dojechałem już do znajomych miejsc to wyłączyłem nawigację po śladzie i zgasiłem ekran na dobre. Koniec, końców do domu wróciłem mając 10 procent baterii i nie wiedząc co zaszwankowało - czy akumulator w power banku, obudowa power banku, kabelek czy wreszcie komputerek nie był w stanie w takiej temperaturze przyjąć energii.

Wracając do tej pauzy. Do tego momentu jechałem w rękawiczkach Authora, takich z windstopperem i dłuższym mankietem. Nie było mi jeszcze zimno i nie ubierałem pod spód drugich dzianinowych rękawiczek a i tak mocno się zaskoczyłem, że tak ciepło było w dłonie. Teraz jednak zdecydowałem się na przebranie w nowe rękawiczki Shimano Gore Tex i szczelnie wsunąłem kurtkę do mankietu rękawiczek. Początkowo było mi zimno w dłonie, ale to dlatego, że w czasie przerwy trzymałem je bez osłony, a potem umyłem lodowatą wodą. Jednak jadąc żywiołowo już po pół godziny w dłonie zrobiło się najzwyczajniej w świecie ciepło! Niezależnie od temperatury. -6 *C, -7 *C. Whatever. To bardzo dobrze świadczy o tych rękawiczkach. Zupełnie nie przepuszczały wiatru, no i miałem szczelnie zakryty otwór rękawów, czego nigdy do tej pory nie uświadczyłem, bo mój styl to chowanie rękawiczek w rękawie kurtki, a nie na odwrót. Te nowe rękawiczki mają dosyć długie mankiety zakończone ściągaczami, jestem bardzo zadowolony z tego zakupu.

Około kilometr dalej teren się na chwilę skończył, a zaczęła się wąska droga asfaltowa. Tak oto dotarłem do najbardziej na południe wysuniętego punktu dzisiejszej wyprawy czyli do Czarnówka. Tutaj odbiłem na zachód w kierunku DK 31. Wg planów miałem po drodze łapać teren i nim dojechać do DK 31 kawałek bardziej na północy, ale to już nie były warunki na kolejne wjazdy w śniegową otchłań. Gdy tylko dojechałem do drogi krajowej, to wiedziałem, że już jestem prawie w domu. Chociaż łudziłem się, że będzie bliżej niż było. Żwawa jazda, która miała za zadanie rozgrzać dłonie bardzo mnie zmęczyła, musiałem odpuścić. Ostatnie 30 km jechałem już zdecydowanie wolniej. Zacząłem marznąć zarówno w dłonie jak i w stopy. Dodatkowo zaczęło mi odcinać prąd. Zbyt mało jedzenia zabrałem, jak na takie wyczerpujące siłowanie się ze śniegiem i koleinami. Do domu przyjechałem totalnie wyczerpany, ale przygoda była super.



Podsumowując: sobotnie wczesne wstanie jest dla mnie problematyczne, kiedy połączę to z odespaniem tygodnia. Gdyby nie późny start, to obyłoby się bez dostania kopa od pana mroza. Druga sprawa, to zacząłem się zastanawiać nad kompletem kół i hamulcami tarczowymi mechanicznymi Avid BB7, ale tylko na zimę. Śnieg praktycznie unicestwia hamulce obręczowe, klocki redukują się bardzo szybko, a skuteczność hamowania jest mizerna. Gdybym jednak złożył jakieś fajne lekkie koła, to mógłbym tak nawet jeździć w lecie. Jeśli po epidemii nie przejdzie mi ochota na pedałowanie, to dłużej się zastanowię nad przejściem na tarcze. No i wtedy oczywiście sztywny widelec.






Wtorek, 2 lutego 2021Kategoria .Wheeler., Night Bike, zz Foto zz

Nigth Bike na północ

Rower:Wheeler
55.36 km (9.00km teren) czas jazdy: 03:20 h AVS:16.61km/h

Dzisiaj nocne wyjście. Pojechałem na północ sprawdzić prostą gravelową, która znalazłem w Komoot Planerze.


Liczyłem się ze śniegiem i trochę popadał w trakcie jazdy, ale ponieważ temperatura była w okolicy -2 *C, to raczej nie przemokłem, gdyż opad od razu zamarzał. W nocnej, zimowej aurze i z porysowanymi okularami owa droga nie robiła żadnego wybitnego wrażenia. Ot zwykła droga w lesie. Zobaczyłem jednego lisa, drugiego lisa lub psa potem widziałem na jakims osiedlu w Szczecinie.


W drodze powrotnej niepotrzebnie się wpakowałem w jakieś osiedle, bo GPS mnie tak pokierował. Wymyślił powrót terenem przez zaśnieżone ścieżki gruntowo-leśne. Dziękuję bardzo. Koniec końców i tak wróciłem do drogi głównej. Później jeszcze raz wjechałem w inne osiedle, ale to tak już trochę z pozycji siły, a nie po to by uniknąć ruchu samochodowego, którego i tak było niewiele.

Jako ciekawostkę napiszę, że spotkałem pod Policami transport ponadgabarytowy elementów do instalacji polipropylenowej w GA ZCh Police. Olbrzymi kolos jechał, załapałem się na procedurę przejazdu przez skrzyżowanie wraz ze zmiana kierunku ruchu.




Sobota, 30 stycznia 2021Kategoria zz Foto zz, .Wheeler.

Terenowa pętla przez Morzyczyn

Rower:Wheeler
71.50 km (29.40km teren) czas jazdy: 04:28 h AVS:16.01km/h

Na dzisiaj wymyśliłem sobie trasę w trochę nieznane, a trochę znane.


Dojechałem na prawobrzeże, a stąd złapałem szlak 20A w kierunku Płoni-Śmierdnicy-Jezierzyc. Niestety nie przewidziałem, że będzie sporo pieszych. W Puszczy Bukowej ostatnimi razy było podobnie. Zaskoczyło mnie, że normalni ludzie chodzą na nogach do lasów i na spacery. Ja zawsze się wożę. Na szczęście piesi to byli mieszkańcy prawobrzeża i po kilku km się przerzedzili.

Od wczorajszego popołudnia do dzisiejszego poranka napadało trochę śniegu, ale dało się w miarę wygodnie jechać, miał tylko kilka cm grubości.


Gdy po kilku km skończyli się piesi, skończył się również asfalt i zaczął się teren. W końcu dojechałem do Motańca, gdzie nastąpiła przesiadka na asfalt. Przez chwilę chciałem jechać dalej po jezdni z samochodami bo była odśnieżona, ale kierowcy zachlapali by mnie, o ile nie jeszcze inne określenie na "za" z końcówką "ali" i nie, nie chodzi mi o słowo "zakibicowali". Za duży ruch, dla bezpieczeństwa wybrałem ścieżkę.


W Morzyczynie odbiłem na północ droga w kierunku Reptowa. Asfalt się skończył, ale i tak był pod śniegiem.


Przecinam S10


Stamtąd przyjechałem

Z Reptowa do Niedźwiedzia i nową drogą do ul. prof. Tomasza Żuka. Plan zakładał jazdę terenem, ale jak zobaczyłem śnieg vs. pięknie odśnieżoną i wysuszoną już nawierzchnię asfaltową to pojechałem jak zwykle asfaltem. Po dojechaniu do ul. prof. Żuka skręciłem tym razem w lewo i jakieś 200 m dalej wjechałem w prawo do lasu. Dojechałem do ulicy Stary Szlak. Przejechałem przez osiedle i kontynuowałem terenem. W ciągu tej ulicy znajdował się kiedyś most nad Płonią i nad Berlinką, czyli obecną autostradą A6. Dzisiaj pozostały po nim tylko przyczółki.

Rzeka Płonia, dalej autostrada A6, w tle przyczółek północny nieistniejącego mostu


Przyczółek południowy

Tutaj znajduje się archiwalne zdjęcie mostu.
Tutaj jest fragment mapy Szczecina z lokalizacją tego miejsca.


Zamarznięty ciek wodny


Kładka dla pieszych i rowerzystów nad rzeką Płonią

Przejechałem po kładce, następnie pod mostem autostradowym, potem jeszcze krótki odcinek w terenie i dojechałem do ulicy Struga. Dojechałem na lewobrzeże, trochę pokręciłem się po mieście i wróciłem do domu.

Ten powrót przez Stary Szlak to świetne odkrycie. Jest trochę krócej niż przez ul. Tczewską i do tego zupełnie bez samochodów, 100% natura. Z tego co widzę na mapie, to jest tam trochę ścieżek pozwalających na mniejsze lub większe wariacje powrotne, co mi bardzo pasuje, bo pisząc wprost to już mi się znużyło jeżdżenie asfaltem przez Wielgowo i Tczewską. Tej nowej drogi z Niedźwiedzia też mam już dosyć, długi, prosty, nudny odcinek bez fajerwerków. Coś czuję, że 2021 to będzie dla mnie rok terenowy.

Jestem zadowolony z dzisiejszego wyjazdu. Temperatura była w przedziale od 0 do -2 *C i stopniowo spadała. Ubrałem dzisiaj miks: rękawiczki dzianinowe + relatywnie nowe rękawiczki Authora i to dawało radę, przyjemne zaskoczenie, że nawet mimo jazdy po płaskim i na otwartej przestrzeni było ciepło w dłonie. Stopy miały przez pół godziny lekki kryzys na asfaltowym odcinku na wolnej przestrzeni, ale po wjechaniu w teren wysiłek je rozgrzał. Po +60 km zacząłem czuć lekki ból w prawym kolenie w tym samym miejscu, gdzie ostatnio się pojawiał. Jeszcze sporo rezerwy w sobie miałem pod tym względem, więc raczej nie powinienem mieć problemów przez następne dni.
Niedziela, 24 stycznia 2021Kategoria .Wheeler., zz Foto zz

Puszcza Bukowa po raz drugi

Rower:Wheeler
45.29 km (9.00km teren) czas jazdy: 03:14 h AVS:14.01km/h

Dzisiaj po małej przerwie udało mi się w końcu wyskoczyć trochę pokręcić. Pojechałem ponownie do Puszczy Bukowej. Trasa zaprojektowana na 40 km, jednak uległa modyfikacji, ponieważ zamiast trafić na ścieżkę gruntową trafiłem na czyjąś posesję i płot:) To ten krótki ślepy kawalek w Kołowie miał mnie naprowadzić w rejony, w które dojechalem naokoło trochę. Także to nie było takie zjechanie na siku. Z jeszcze dobrych wieści, to w końcu dzisiaj nie bolały mnie kolana.


Wnioski, jakie z dzisiaj wyniosłem są następujące:
1. Temat butów/ocieplaczy/skarpetek i rękawiczek mam już rozwiązany.
2. W zimie nie należy zbyt ochoczo wjeżdżać w teren.

Na MTB jest większy wysiłek, jazda pod górkę dodatkowo rozgrzewa, między drzewami nie ma wiatru, ale potrafi z nich spadać śnieg/lód. Zmarzłem dzisiaj tylko w stopy, ale to dlatego, że niepotrzebnie pchałem się w teren, gdzie wdepnąłem frajersko w kałużę rozmrożonego śniegu i buty wciągnęły wodę. Powinienem dokończyć nawet naokoło, ale asfaltem. Gdy zrobi się cieplej i będzie na dworze sucho to nowe rękawiczki i wkładki oraz skarpetki zapewnią mi komfort, także już nie mogę się doczekać czegoś szosowego w nieznane.


Stąd przyjechałem, za mną jest jeszcze około 300 m do ulicy Smoczej


Dojeżdżając do Kołowa

Dzisiaj zmieniłem tylne koło. Poprzednie zakończyło żywot po 11,5 tys. km. Obręcz Mavic XC717 popękała po obwodzie na odcinkach między nyplami. Trochę nie jestem zadowolony z takiego przebiegu. Fabryczna obręcz przedniego koła ma w tej chwili przejechane 28,5 tys. km i taki wynik to by było coś. Wsadziłem do tyłu poprzednie koło, wcześniej przełożyłem umytą kasetę. Wczoraj bawiłem się w małego aptekarza i gołe koło XT760/MavicXC717/Revo2x1.5x2 miało masę 929 g, a koło, które wsadziłem dzisiaj LX570/RodiFreeway/noname 2.0 ma masę +1180g. Muszę zajrzeć do tej piasty XT, bo coś hałasuje przy obrocie i jeśli uda się ją doprowadzić do stanu używalności, to pora na nową obręcz i szpryszki, bo na tym zapasowym klocu, to nie ma takiej frajdy.


Blogi rowerowe na www.bikestats.pl