Informacje

  • Wszystkie kilometry na BS: 78042.99 km
  • Niektóre km w terenie na BS: 8304.55 km
  • Czas na rowerze na BS: 161d 20h 43m
  • Prędkość średnia na BS: 20.08 km/h
  • Więcej informacji

Moje rowery

Tak daję czadu w 2025: button stats bikestats.pl
Tak dawałem czadu wcześniej:

Licznik odwiedzin

od 2025 r.

Statystyki zbiorcze na stronę

Szukaj

Archiwum

Linki

Niedziela, 13 grudnia 2020Kategoria .Wheeler., Night Bike, zz Foto zz

Inauguracja sezonu na MTB + test lampek

Rower:Wheeler
29.64 km (4.00km teren) czas jazdy: 02:01 h AVS:14.70km/h

W końcu ten dzień nastał! Miałem już wielką ochotę, żeby w końcu wyskoczyć w jakiś teren. Pokręciłem się dzisiaj trochę po okolicy i okrążyłem Jezioro Głębokie - połowę terenem, połowę nową ścieżką, która jak czytałem miała być oddana do użytkowania do końca sierpnia.


Dwa lata temu złapałem flaka w tylnym kole w Wheelerze. Obręcz pękła między dwoma kolejnymi nyplami i szczelina przyszczypnęła dętkę. Trochę mnie to zmartwiło wtedy, bo to były kiedyś fajne tanie, lekkie koła rocznik 2007 lub 2008 XT/mavic XC717/Revolution o masie 1682g, więc lżejsze niż moje nowe koła, które kupiłem dwa tygodnie temu na black week do szosy (niestety musiałem natychmiast odesłać na gwarę, ale ponoć zrobione już, czekam na przesyłkę, stay tuned). Mam jeszcze poprzedni zestaw kół do MTB na v-ki, ale mam też w miarę sprawny szosowy rower, więc dwa lata temu wybór był prosty: zamieniam kolejność rowerów i bliżej ściany będzie teraz stal Wheeler, z którym nic więcej nie robię. Nadmienię jeszcze, że Trek od 6 lat też stoi nieużywany pod jeszcze inną ścianą, ponieważ nie kwapi mi się do grzebania przy hydraulice, nie mam żadnego zaufanego mechanika, a jak widzę w serwisach chłopaków młodszych ode mnie to, nie jestem gotów na ryzykowanie. Ostatnio trafilem na interesujący materiał na youtubie, gdzie polski mechanik serwisuje taki sam hampel jak mój, więc może zabiorę się i za Treka.

Co się tyczy Wheelera, to przed wyjściem owinąłem obręcz kilkukrotnie taśmą izolacyjna i liczę na to, że to zapewni spokój z flakami. Gdy już miałem się ubierać, to się okazało, że jeszcze z przodu mam flaka, więc szybka zabawa w klejenie i kolejne pompowanie. Potem zabawa w instalację GPS, który jako relatywnie wielkogabarytowy licznik nie mógł się przekręcić o 90 stopni i musiałem poluzować manetkę na chwilę.

Potem już sama przyjemność czyli instalacja nowych lampek, które udało mi się dorwać w promocji na black friday i kupić z rabatem 25%. Nastepnym razem, gdy wyjde w dzień, to porobię fotki. Lampki to zestaw Bontranger Ion200 RT i Flare RT. Świecą pięknie i wreszcie będę widoczny nawet w słoneczny dzień. Przednia na 200 lm w trybie ciągłym teoretycznie starcza na 90 minut, ale to nie jest jej główna misja, żeby tak świecić. Ma błyskać w dzień i być lampką rezerwową w nocy. Jest możliwość doładowywania w trakcie pracy, więc na dobrą sprawę mógłbym się obyć bez podstawowego Fenixa. Na Fenixie też jeżdżę na 200 lm. Lampki różnią sie barwą światła. Bontrager świeci lodowato, a Fenix żółto, trochę zbyt żółto. Fenix posiada także odcięcie od góry (ale i tak to odcięcie jest chyba tylko, żeby nocą ptaków nie oślepiać, bo kierowcy i piesi po oczach i tak muszą dostać, jeśli ja mam coś widzieć). Fenix świeci też nieco szerzej.

Bardzo dziwnie mi się jechało po takiej długiej przerwie od roweru MTB. Czułem się jakby ktoś mi odkręcił boczne kółka, było bardzo niepewnie. Bez gleb oczywiście. Temperatura w przedziale 0.6-1.4 *C. Zdecydowanie za zimno w dłonie i stopy. Już po pół godziny przemarzły. Po powrocie do domu zacząłem się bawić w małego krawca i kombinuję z montażem po zewnętrznej stronie rękawiczek dodatkowego ocieplenia windstoperem, który mi został po starych ocieplaczach.
Niedziela, 6 grudnia 2020Kategoria .Bridgestone., zz Foto zz

Rekonesans wschodnich okolic Szczecina

Rower:Bridgestone
95.98 km (3.50km teren) czas jazdy: 05:56 h AVS:16.18km/h

Po dwutygodniowej przerwie w końcu wyszedłem pokręcić. Szans na długi wyjazd nie było. Miesiąc temu przeciążyłem kolana, gdy po dwutygodniowej przerwie zrobiłem wycieczkę nad morze i tak się bujam teraz z dziwnym uczuciem w lewym kolanie i pojawiającym się w czasie jazdy bólem. Plan na dzisiaj był taki, żeby przejechać dystans rzędu 80-120 km, jechać bardzo łagodnie i nie doprowadzić do bólu kolan. Do 70 km w miarę się udało, potem było gorzej. Ten ból kolan zbiegł się z powrotem do poprzednich butów i wkręceniem innych bloków. Teoretycznie mam teraz takie samo ustawienie i te buty, w których jeździłem na tym rowerze ponad 10 lat, więc to chyba wina tej długiej wycieczki po przerwie. Gdybym mógł to obniżyłbym teraz nieco siodełko. Nowe buty, których używałem latem, mają grubszą wkładkę i przyzwyczaiłem się już do nieco bardziej zgiętych nóg, jednak sztyca ani drgnie. Na youtubie znalazłem już parę filmików, które pokazują jak sobie z tym poradzić (m.in. RJ The Bike Guy), ale to jeszcze nie teraz.


Mapa jest trochę większa, można kliknąć prawym klawiszem myszy i wyświetlić pełny rozmiar

Dzisiejsza wycieczka to pultanie się po bliskiej okolicy. Chciałem sprawdzić jakie są możliwości powrotu z DW142 i czy w pełni asfaltowe. Chyba najlepszą drogą będzie ta pomazana na fioletowo. Ja jechałem dzisiaj bez przygotowanej trasy, ekran GPSa oczywiście nie ułatwiał znajdowania drogi przez patrzenie, bo jest taki mały i drogi znikają po oddaleniu się, że nie nadaje się to urządzenia do spontanicznego planowania trasy.


Rzeka Chełszcząca, widok w okolicach Dąbia. Okazuje się, że byłem koło szlaku MTB (tak jest oznaczone na mapie na komputerze przynajmniej), ale nie wyglądało to zachęcająco dla szosy.

Pojechałem do Wielgowa, gdzie odbiłem na północ w kierunku DW142. W przyszłości chyba wjazdu nie będzie, ale teraz była otwarta siatka ogrodzeniowa z uwagi na roboty budowlane. Możliwe że jak skończą to będzie trzeba jechać kawałek lasem do końca siatki i przestawić rower nad barierą energochłonną.

Zielona elipsa na mapie

Jazda po drodze wojewódzkiej była na tyle nieprzyjemna, że zjechałem do lasu, żeby nie dostawać mgiełką wodną po szkłach okularów. I tak syf już się osadził na nich, ale przestałem już wycierać okulary na wycieczkach, bo w ciągu pół roku zrobiły mi się mega rysy, a jeżdżąc od 2012 do 2019 tylko krótkie dystanse nie miałem nigdy potrzeby czyszczenia i de facto nie mialem prawie żadnych rys.

Do samochodów po krótkiej przygodzie z lasem wróciłem. Zbyt męcząca jest jazda w terenie na slickach. Jakiś wysyp kretynów dzisiaj był, nawet pewien dekiel pojechał mi na czołówkę wyprzedzając, więc uciekłem na pobocze (zdążyłem jeszcze typa pozdrowić). Zresztą i tak zjeżdżałem, gdy z tyłu coś jechało.

Gdy skręciłem na Sowno, to trasa była już znajoma. Postanowiłem jeszcze coś odkryć i pojechałem do Poczernina, ale silny wiatr za wioską zdecydował o zawróceniu.

Wjeżdżam do Poczernina


Krowa się pasie się!

Nastawiłem GPS, żeby mnie poprowadził do Cisewa, a ten skubany skierował mnie do lasu (czerwona elipsa). Po chwili zawróciłem stamtąd na asfalt, ale chyba przebiłem dętkę, bo w Żarowie poczułem, że mam miękko. Na szczęście przednie koło, więc mniej roboty. W sumie zajęła mi ta "zabawa" 40 minut, ale się guzdrałem strasznie. Trzeci flak z rzędu. Dwa z nich to przez szuter/kamienie i dotyczą przedniego koła, ale tylnym nie wiem, gdzie mogłem zarobić. Opony Michelin Pro3 Race z przebiegiem 3860 km na dzień dzisiejszy. Więcej ich nie kupię, nadają się tylko na asfalt. A może je po prostu zajechałem kilkudziesięcioma km po szutrach?

Dalsza droga bez fajerwerków, skręciłem na Grzędzice i Lipnik by skrócić sobie trasę.

Ogólnie nudny wyjazd, blisko domu, kiepsko i nieprzyjemnie mi się jechało. Powoli nabieram ochoty pojechać w jakiś lekki, płaski teren na rowerze MTB. Gdybym nie był leniem, to pewnie już dawno bym przygotował rower.



Niedziela, 22 listopada 2020Kategoria .Bridgestone., Night Bike, zz Foto zz

Na północ od Szczecina

Rower:Bridgestone
54.44 km (0.00km teren) czas jazdy: 03:04 h AVS:17.75km/h

Dzisiejszy dzień był pechowy. Zaczęło się od tego, że zaspałem i nie usłyszałem budzików o 4 rano. Obudziłem się dopiero przed 9 i uznałem, że (rebus): wyraz na "j" + wyraz "to", śpię dalej, wymyślę nową trasę, gdy się obudzę. Pospałem do 12 budząc się jeszcze kilka razy co jakiś czas i nie mając pomysłu na trasę zastępczą, bo co tu dużo mówić każda krótka trasa zaczyna się nudnym wyjazdem poza miasto i kończy w nocy, kiedy każde miejsce wygląda tak samo.

Gdy wstałem, padał deszcz, więc jeszcze kilka godzin musiało minąć. Ostatecznie wystartowałem o 16:40, gdy było już ciemno i nie miałem co się łudzić, że zrobię pętlę przez Nowe Warpno. Pojechałem po prostu do Dobrej, Bartoszewa i Polic. Powrót do Szczecina przez Skolwin i Gocław. Prawie całą drogę bolało mnie kolano, które przeciążyłem dwa wyjazdy temu wychodząc po dwutygodniowej przerwie. Dobrze, że już tylko jedno.


Stary helikopter strażacki pod siedziba Państwowej Straży Pożarnej w Policach

Wyjeżdżając z Żelechowej zrobiłem sobie małą pauzę, ale nie napiszę w jakim celu. Nadmienię tylko, że wtedy okazało się, że mam flaka w tylnym kole. Znalazłem dogodne miejsce i szybko w prawdopodobnie godzinkę uporałem się ze zmianą dętki. Myślałem, że będzie gorzej, ale w świetle lampki dało radę. Nawet udało mi się na chwilę zgubić gdzieś na trawie nakrętkę od tylnej osi. Musiałem znaleźć, bo to specjalna końcówka od Tacxa. Coś te moje opony nowe mają pecha lub po prostu są kiepskie. Na 4 ostatnie wyjścia miałem 3 flaki i dwa z nich to nawet nie mam pojęcia, gdzie mogły się stać. Później już żadnych ciekawostek nie było.

Dzisiejszy dzień to był trochę test termiczny. Przy podobnej temperaturze zwykle miałem kłopot z zimnem wpadającym przez otworki, które zrobiłem w okolicy uszu w czapce, żeby przepuścić oprawki okularów. Wczoraj wykorzystałem stare zniszczone ocieplacze, żeby zrobić dodatkową warstwę osłonową, którą przymocowałem do pasków kasku. Rozważałem opcję z przyszyciem na stałe, ale to głupi pomysł, bo jeszcze może jakiś wyjątkowo ciepły dzień i wtedy będzie mi za gorąco. Na stałe przyszyłem na paskach kasku guziki, do których to przyczepiam ten teoretyczny windstoper naciętymi rozporkami. Dzisiaj to zdało egzamin.

Drugi test to jednorazowe rękawiczki foliowe, które ubrałem na zewnątrz na normalne rękawiczki. Pomogło, jednak spodziewałem się czegoś więcej.
Środa, 11 listopada 2020Kategoria ..>100km, ..>150km, .Bridgestone., Night Bike, zz Foto zz

Pechowa wycieczka do Dobrzan

Rower:Bridgestone
176.82 km (12.00km teren) czas jazdy: 09:45 h AVS:18.14km/h

Ależ dzisiaj miałem pechowy dzień. Zaczął się źle właściwie już wczoraj późnym pójściem spać. Z tego powodu, kiedy o 4:00 zadzwonił budzik, przestawiłem na 5:00 i na 6:00. Ostatecznie wstałem właśnie o 6. Zanim się wyszykowałem wybiła godzina 9. W takim wypadku pierwotny plan już nie był do zrealizowania.


Chciałem dzisiaj pojechać przez Stargard, Dobrzany i Ińsko do Drawska Pomorskiego. Powrót był kiepsko zaplanowany niezbadanymi drogami. Niestety późno wystartowałem, kiepsko mi się jechało, było zimno, za lekko się ubrałem. Cały czas czekalem na te 6*C, co widziałem na prognozie, ale maks chyba był poniżej 5 w trasie. Ubrałem dzisiaj najgrubsze ocieplacze jakie mam (Shimano S3000X+ czy coś podobnego), spodziewając się, że najwyżej się przepocę, a tymczasem marzłem.

Nowa trasa do Stargardu okazała się niewypałem. Pojechałem po szalku 20A przez Płonię. Trasa jest bardzo przyjemna, ale na MTB, a ja się bawiłem w małego gravelowca.



Musiałem jechać powoli, ale i tak przesadziłem, a to poskutkowało flakiem. Powietrze zeszło dopiero na węźle Stargard Zachód, mała dziurka w dętce, ale rozcięcie w oponie o długości kilku mm. Całe szczęście flak w przednim kole, czyli mniej roboty, ale 40 minut i tak poszło. Dokleiłem łatkę po wewnętrznej stronie opony i wsadziłem nową dętkę. Po ostatnim flaku w trasie i 3 godzinach w plecy na zabawę w klejenie kilka razy i podchody z psami, które myślałem, że są porzucone, a najprawdopodobniej sobie poszły ze wsi na spacer, dzisiaj miałem ze sobą 2 dętki i od razu zdecydowałem się na wymianę. Przez tego flaka dojazd do Stargardu zabrał mi prawie 4 godziny, a tak zmieściłbym się w 3 pewnie.

W Stargardzie kolejna niespodzianka, bo trasa, którą sobie wyznaczyłem, która miała być krótsza, doprowadziła mnie do furtki na jakąś posesję. Wykombinowałem coś na szybko patrząc na mapę i wkrótce przywitał mnie bruk oraz droga gruntowa.


Tak oto dojechałem do Ulikowa. A tutaj kontynuacja kiepskiej nawierzchni plus czerwone na przejeździe.

Zgaduj, zgadula czy poczekałem:P


Za chwilę zawitałem już na standardowej właściwej trasie.


To charakterystyczne miejsce. Kolejny raz pstrykam tutaj zdjęcie. Teraz ładnie widać jesień.

Gdy dojechałem do Dobrzan, uznałem, że nie ma się co łudzić, że zrealizuję plan na dzisiaj i postanowiłem rozpocząć powrót. Oczywiście inną drogą niż przyjechałem. Tutaj właściwie był kłopot z dobraniem trasy, bo w kierunku zachodnim nie było ciągłości dróg, musiałbym się jeszcze oddalać, żeby dojechać do drogi, którą poprzednio wracałem z Ińska. Planując na komputerze trasę powrotną brałem pod uwagę ewentualną konieczność jazdy drogami polnymi lub gruntowymi i prowadzenia roweru. I tak teraz wyszło mi 3,5 km w terenie po pieszczystej drodze, która potem przeszla w drogę leśną, bardzo rozjechaną traktorami, w koleinach kałuże, dużo błota, trochę prowadziłem. W piachu też trudno było jechać, bo się zakopywałem. W końcu dotarłem do wsi Lisowo, na szczęście nie wybiegł żaden pies. Za to wcześniej w jakiejś wiosce już kolejny raz napotkałem tego samego kurduplopsa, który był puszczony samopas. Opracowałem sposób na takie średnie/mniejsze złośliwe ganiające za rowerzystami: dobieram optymalnie przełożenie, żeby dynamicznie uciekać, ale nie uciekam od razu na bok, tylko jadę centralnie na takiego psa, a jeśli jest noc to dodatkowo oślepiam go na maxa. Pies zawsze robi unik, ale przez to nie jest w stanie nabyć rozpędu i biec w moim kierunku.. Ja robię unik w drugą stronę i rura, a hałhał nie ma szans dogonić. Oczywiście procedura ta nie dotyczy dużych psów, bo one są naprawdę groźne i wtedy wolę się zatrzymać z oddali. Tak w ogóle, pies jest najlepszym przyjacielem człowieka i jednocześnie największym wrogiem rowerzysty.

W Lisowie złapałem asfalt i dwie opcje: DK 20 na Strargard lub DW 142 (berlinka). Obie wersje nieprzyjazne dla rowerzystów. Wybrałem DW 142, bo dawała kilka wariantów do wyboru. Sfrajerowałem się, bo okrężną drogą ostatecznie i tak dojechalem do Stargardu. Zmieniłem zaplanowany na kompie powrót, bo nie chciałem już w nocy kombinować bocznymi drogami.

Wracając ze Stargardu, kiedy byłem już w Kobylance i marzyłem, że już niedługo wypiję ciepłą herbatkę w domu, wyrzuciłem papierki po wafelkach i zrobiłem przegląd zawartości torebki. Okazało sie, że zgubiłem kabelek usb, którym ładuję na wycieczkach komputerek (w opisie było, że wytrzymuje 16 godzin, a to ściema, bo realnie to pada mi po maksymalnie 10, a minimalnie 8). Ponieważ to najbardziej ergonomiczny, bo bardzo krótki kabalek, to uznałem, że przejadę się do Stargardu i poszukam go. Na wyjeździe ze Stargardu koło Shella robilem małą przerwę, jadlem, podnosilem papierki z ziemi, wtedy też odłączyłem ładowanie i pomyślałem, że pewnie tam upadł mi na ziemię. Na szczęście w rzeczywistości nie musiałem jechać aż tak daleko, bo kabelek leżał jeszcze przez tymi wywijasami przed kładką. Opłacało się zrobić te dodatkowe 11 km.

Wróciłem do Kobylanki, dalej Motaniec. Powrót oczywiście po DK10. Jazda w nocy przez Niedźwiedź i Zdunowo jest taka nieprzyjemna, że chyba już nigdy nie wybiorę takiego powrotu. Na DK 10 mały ruch był dzisiaj. Pare razy poczekałem na poboczu, gdy było wąsko, a tak to bardzo bezpiecznie było. Dodatkowo wiadukt na węźle DK10 z S3/S6 jest już całkiem przejezdny, ale nadal jest w budowie, więc na spokojnie mogłem sobie pojechać w odosobnieniu od aut.

Do domu wróciłem przed 22:30 oczywiście, że z niedosytem.

Niedziela, 8 listopada 2020Kategoria ..>100km, ..>150km, ..>200km, .Bridgestone., Night Bike, zz Foto zz

Wycieczka nad Morze Bałtyckie

Rower:Bridgestone
220.81 km (2.00km teren) czas jazdy: 10:48 h AVS:20.45km/h

Myślałem, że poprzednia wycieczka to będzie już tegoroczny finisz i w poprzedni weekend całkowicie odpuściłem plany rowerowe. Co prawda w piątkowe popołudnie wraz z ogłoszeniem o zamknięciu cmentarzy, wizja wyjścia na rower się znowu pojawiła, ale zdecydowałem, że i tak odpuszczam, bo mentalnie miałem zaplanowane już inne rzeczy. Minął jednak kolejny tydzień i uznałem, że bez jazdy na rowerze jest nudno. Dlatego tym razem wybrałem się w kolejną "ostatnią wycieczkę" w tym roku.


Postanowiłem odwiedzić Międzywodzie, ponieważ jest chyba najbliżej od Szczecina spośród miejscowości nadmorskich. Po 13 dniach przerwy i tak podejrzewałem, że to się może źle skończyć, ale finalnie było nawet ok. Wstałem przed 4:30 i zdążyłem wyjechać kilka minut po 7 rano. Przywitała mnie mgła. Po 4,5 km musiałem delikatnie usuwać wilgoć ze szkieł okularów. Potem jeszcze raz po 10 km. W tym roku zachowałem się jak okularowy żółtodziób, bo czyszcząc okulary na wycieczkach bardzo porysowałem sobie szkła. Teraz jestem już bardzo ostrożny i tylko przytykam chusteczkę by zdjąć wilgoć, nie pocieram nic i nie staram się wyczyścić.


A wracając do wycieczki. Dojazd do Goleniowa przez Kliniska i Sowno. Właściwie to na rogatkach Goleniowa odbiłem w kierunku północnym na Stepnicę. W przeciwieństwie do wakacji, to ruch był dzisiaj bardzo niewielki. W Stepnicy zrobiłem krótką przerwę na zwiedzenie plaży i zrobienie kilku zdjęć. Same jesienne, melancholijne widoki. Tak było dzisiaj przez całą drogę, oprócz tych momentów, przez które było inaczej.














Potem kontynuowałem do Wolina identyczną trasą jak w wakacje.








Z Wolina kierunek na Międzywodzie. Jadąc na północ miałem po swojej prawej stronie Zalew Kamieński.



Piękna jesień!








Po 107 km dotarłem na plażę i uznałem, że czuję się na tyle dobrze i jest na tyle wcześnie, że zmienię i wydłużę sobie trasę. Pojechałem na wschód w kierunku Dziwnowa i Dziwnówka z planem odbicia na południe do Kamienia Pomorskiego i powrotu wzdłuż wschodniej linii Zalewu Kamieńskiego.













Niestety moj Sigma Rox12 ma bardzo mały ekran i o ile do nawigowania po zaplanowanej w komputerze trasie nie jest to żadnym problemem, to jednak do mentalnego projektowania trasy ad hoc lub robienia analiz i porównań różnych wariantów potencjalnej trasy się nie nadaje. Następnym razem w podobnej sytuacji odpale google maps, żeby się upewnić czy dobrze jadę. Zamiast pojechać wzdłuż Zalewu Kamieńskiego wpakowałem się na drogę wojewódzką, na której był spory ruch, debili nie brakowało. W pewnym sensie nawet im kibicowałem, bo mam na kierownicy pod palcem taki przycisk do puszczania strzałów 1800 lm z lampki. Ale ogólnie ta droga to była nieprzyjemność, dużo schodziłem na bok, jedyna sympatyczna chwila to widok taki jak na zdjęciu niżej.


Na tych moich wyjazdach rowerowych na których odwiedzam wiejskie wsie coraz częściej widzę nowe markety Dino i praktycznie wszystkie z nich mają lokalizacje jak McDonald's wśród marketów. Wczoraj spotkałem jeden taki supermarket przy drodze wojewódzkiej, nawet nie we wsi.


Kamień Pomorski widoczny z oddali

W końcu dotarłem do Parłówka i mogłem sie poczuć bezpiecznie odłączając się od ruchu samochodowego. Kawałek dalej w Ostromicach wjechałem na nową S3 w budowie.





Jeszcze kawałek dalej była przekładka ruchu z jednej jezdni na drugą, a ja zdecydowałem się zjechać z budowy na drogę boczną widoczną z prawej strony. Zrobiło się na tyle ciemno, że nawet jeśli druga nitka teoretycznie była przejezdna, to mógłbym na coś się wpakować. Tak dojechałem do Przybiernowa. Tutaj miałem mały dylemat, nowe drogi, rondo i znak ślepa droga. Ostatecznie i tak wylądowałem na tej drodze, a dopiero po chwili się zorientowałem, że to oznaczenie ślepości będzie zwiastować, że kawałek dalej na tej drodze są roboty drogowe i nie ma przejazdu dla samochodów, ale rower sobie poradzi. Stara DK miała lekko zmieniany przebieg w okolicy nowobudowanych wiaduków z przejściami dla zwierząt i wiązało się to z usunięciem starej nawierzchni, więc miałem trochę terenu. Niestety pare km dalej czyli za Babigoszczą musiałem na chwilę wjechać na DK z autami na tym odcinku z pachołkami, to oczywiście oznaczało kilka podejść i oczekiwanie na najbardziej bezpieczny moment do jazdy. Kilikaset metrów dalej znowu opuściłem samochodowe towarzystwo, bo znowu wjechałem na starą trójkę i tak dotarłem do Miękowa, a potem do Goleniowa. Z Goleniowa powrót przez Lubczynę a to z tego względu, że jakoś wydaje mi się mniej prawdopodobne spotkać tam wiejskiego psa, a poza tym nie ma lasu, więc i o sarnę trudniej. Kawałek za Lubczyną wymieniłem akumulatorki w lampce przedniej, podejrzewam, że i tak by wystarczyły, ale tak prewencyjnie, żeby nie było niespodzianki, bo kolor diody sygnalizacyjnej się zmienił z zielonego na czerwony. Do domu wróciłem około 21:00.

Samolot na terenie aeroklubu w Dąbiu W środku siedzi manekin, który wygląda dosyć upiornie z bliska

Nigdy nie jechałem takiego dystansu o takiej porze roku i nie byłem pewien czy biorę optymalny zestaw ciuchów, ale okazało się, że wszystko było poprawnie. Gdybym znalazł jeszcze drugie za duże ocieplacze, to bym w trasie powrotnej dodatkowo je ubrał i by było perfect. Rano temperatura była w okolicy 5*C, w ciągu dnia doszła do 10*C, a w trasie powrotnej minimalnie zeszła poniżej 4*C i był moment, kiedy w stopy było mi za zimno trochę, ale to krótki fragment za Goleniowem. Dzisiaj przesiadłem się na okres zimowy znowu na stare buty o cieńszej podeszwie (nowe buty + ocieplacze = za ciasno w palce, w lecie daję radę, ale na jesieni nie ma bata, żebym wytrzymał) i nagle siodełko zaczęło mi się wydawać zbyt wysoko ustawione (chociaż od 10 lat jest dokładnie w takiej samej pozycji). Prędzej czy później czeka mnie ciekawa przeprawa z tym, żeby uwolnić zapieczoną sztycę. Zastanawiam się nad nowym rowerem za rok lub dwa, a wcześniej jeszcze mam w planach mały duży upgrade obecnego napędu i kół i jeśli się powiedzie (a będzie to obejmować poszerzanie tylnego trójkąta ramy, żeby zmieścić szerszą współczesną piastę), to chyba oleję temat nowego roweru.
Niedziela, 25 października 2020Kategoria ..>100km, ..>150km, ..>200km, .Bridgestone., Night Bike, zz Foto zz

Wycieczka do Cedyni przez Trzcińsko

Rower:Bridgestone
200.34 km (0.50km teren) czas jazdy: 09:57 h AVS:20.13km/h

Dzisiaj wybrałem się na południe chcąc podelektować się pięknymi leśnymi i odrzańskimi klimatami, które są w okolicy Cedyni.


W przeciwieństwie do wcześniejszych wyjazdów wystartowałem już kilka minut po 6 rano. I to był bardzo dobry ruch, bo miałem długi margines światła dziennego w razie awarii, która ostatecznie się pojawiła.


Wystartowałem przez Podjuchy do Gryfina i stamtąd kierunek na Banie. Dzisiaj jak najwięcej po nawierzchni asfaltowej. Nie korzystałem początkowo ze szlaku rowerowego, ponieważ już mam dość jazdy po szutrze, a byłoby tego około 10 km.


Chwilowa przerwa w lesie, czuć wczesną jesień


Kolejne Dino w okolicy, sakiewka się raduje

Po około 50 km, kiedy już od dobrych kilku km byłem na asfaltowym fragmencie szlaku i wjechałem w las z DW 122 łączącej na mapie Banie i Ognicę usłyszałem w lesie szczekanie. Oczywiście przyspieszyłem, ale po chwili się zatrzymałem i zawróciłem. Między drzewami wypatrzyłem dwa niewielkich gabarytów pieski. Gdy się do nich zbliżyłem to uciekły i się rozdzieliły. Objechałem las ścieżką i z drugiej strony natrafiłem na jednego z nich. No i niestety pożegnałem się z kanapką.


Ok pieseły, piesełami, ale pora jechać dalej. Ruszyłem i nagle poczułem, że coś twardno mi się jedzie. Diagnoza - flak w tylnym kole. Wbił mi się drewniany kolec i przebił w dwóch punktach dętkę. Podjąłem 3 próby klejenia. Wszystkie nieudane z uwagi na stary klej. Najpierw łatka Tip Top sobie nie poradziła, potem łatka samoprzylepna z Decathlona, a potem samoprzylepna z klejem. Ostatecznie wsadziłem nową dętkę zamienną. Dopompowałem bardziej miękko niż pierwotnie i było bardziej komfortowo od tej pory. Cała zabawa od pierwszego szczeknięcia do ponownego startu zabrała mi w sumie ponad 2 godziny. Z tego powodu postanowiłem nieco później, że skrócę o kilkanaście km trasę, aby załapać się na przejechanie w świetle dziennym tych zapewne urokliwych miejsc, które w tym roku jechałem w całości po ciemku.




Przed Trzcińskiem, ułamana gałąź nad ścieżką

Małe zwiedzanie Trzcińska-Zdroju

Ten żółw wygląda jak strach na niegrzeczne dzieci









Po przepakowaniu prowiantu i wyrzuceniu śmieci ruszyłem na południowy zachód w kierunku Morynia, lecz bez planów odwiedzania tej miejscowości.


Na przejeździe kolejowym w Godkowie-Osiedlu


Mijam Moryń widoczny z oddali. W Godkowie na chwilę zjechałem ze szlaku rowerowego, co jednak nie było dobrym posunięciem, ale patrząc nieporadnie na małym ekraniku Roxa wydawało mi się, że wybieram krótszą drogę. Nie była krótsza, nie była też równiejsza, ani nie była bardziej atrakcyjna ze względów krajobrazowych. Za Moryniem wrócilem na chwilę na szlak i znowu z niego zjechałem, co ponownie było zbyt wczesne.


Stado gęsi (nie)widoczne na polu


Koniec  końców skrócenie trasy zaowocowało tym, że nie dojechałem do mostu granicznego koło Siekierek i ominęło mnie kilkanaście km przez las i/lub wzdłuż rozlewiska Odry, a do Cedynii wjechałem od strony wschodniej zamiast od południowego zachodu. To minus turystyczny, który nie miałby miejsca, gdybym inaczej zabrał się za temat flaka. Po dzisiejszej wycieczce zmieniam system. Od tej pory zawsze, gdy biorę ze sobą większą torbę, to będę pakował dwie dętki zapasowe, a wszelkie klejenia łatek zostawiam sobie na zabawę w domu. Oczywiście łatki też będę ze sobą wozić, ale najpierw muszę dorwać świeży klej.


Prawie w Cedyni


Już w Cedyni


Na wyjeździe z Cedyni. Zupełnie nie zwiedzałem. Uznałem, że jestem na wyścigu z czasem i że chcę jak najdalej zajechać za widnego.




Wzgórza rzut beretem za Cedynią. Przejeżdżając tę trasę powrotną już dwa razy w tym roku w nocy zupełnie nie czułem tego klimatu.


Za Lubiechowem Dolnym po wybraniu drogi na Piasek, skracają nieco dystans i omijając Bielinek.


Widok na Odrę w Piasku




Ostatnie zdjęcie z dzisiaj. Wykonane jakieś 45 minut przed zmierzchaniem. Widok w kierunku Niemiec z drogi prowadzącej do Krajnika Górnego. Do Odry jest z tego miejsca około 1 km.

Moment w którym bez światła nie byłbym już w stanie jechać z uwagi na ciemność zbiegł się z moim dojechaniem do DK 31 koło Krzywinka. Zjadłem chyba ostatnią w czasie wycieczki tabletkę z potasem i magnezem, przestawiłem licznik na mostek, żeby nie zasłaniał soczewki w lampce i podłączyłem ładowanie. Tak naprawdę to tych kilometrów w całkowitej ciemności to miałem około 25, bo powrót z Gryfina już się pod tym względem nie liczy, bo rano jechałem za jasnego, więc się napatrzyłem na otoczenie. W drodze powrotnej uciążliwy był spory ruch, chociaż może to jest normalna sytuacja o tej porze. Poprzednie nightbike'owe powroty to totalnie zero samochodów przez kilka-kilkanaście kilometrów. Teraz prewencyjnie zjeżdżałem na pobocze. Bezpieczeństwo przede wszystkim. Do domu wróciłem jakoś po godzinie 20. Ostatnie 30 km na zgonie, bo częściowo z lenistwa, a częściowo z obrzydzenia nie chciało mi się wyciągać 7daysów. Chyba jednak z obrzydzenia. Trzy, cztery miesiące temu brałem na wyjazd tylko 7daysy i trauma monotonii smaku pozostała do dziś.

Możliwe, że to był mój ostatni wyjazd w tym roku. Za tydzień pewnie nic z tego, a potem spodziewam się covidowego armagedonu, lock downu i różnych zakazów.
Sobota, 17 października 2020Kategoria ..>100km, .Bridgestone., zz Foto zz

Pętla przez Goleniów i Stargard

Rower:Bridgestone
121.63 km (0.50km teren) czas jazdy: 05:54 h AVS:20.62km/h

Dzisiaj wybrałem się na relatywnie krótki wyjazd jak na wyjście weekendowe. Coraz rzadziej wychodzę na rower i z tygodnia na tydzień czuję stopniowy spadek formy, no ale tak to jest. Z plusów dodatnich, to w końcu przejechałem tę trasę prawie w całości w świetle dziennym, więc zrobiłem kilka zdjęć. W lasach mnóstwo ludzi na grzybach. Był taki odcinek między Goleniowem, a Stargardem, że prawie każdy wjazd to zaparkowany samochód lub kilka.


Mimo, że trasa relatywnie krotka, to i tak jechałem bardzo powoli. Trzy razy złapał mnie lekki deszcz, jednak za każdym razem całkiem mocno odczuły to stopy, ponieważ wyszedłem dzisiaj bez ocieplaczy i to był błąd. Tydzień temu jechałem pierwszy raz w ocieplaczach w nowych butach i było mi za ciasno w palce. Dzisiaj postanowiłem pokombinować z cieplejszymi skarpetkami, ale to nie zdało egzaminu. Przez cała drogę było mi zimno w stopy, a im więcej km, tym bardziej. Muszę znaleźć większą parę ocieplaczy i będzie ok w takiej temperaturze lub na zimę na krótsze dystanse wrócić do poprzednich rozpadających się butów, które ocieplacz utrzyma w fasonie, ewentualnie opcja nr 3 kupić zimowe buty, ale niestety przez neta, więc będzie pewnie kicha z doborem rozmiaru. Aha, jeszcze jest czwarta opcja: mogę zostać foliarzem i zakleić dziurki wentylacyjne w cholewkach.


Jadąc w kierunku Lubczyny


Przebudowana ulica w Lubczynie


Kilka kilometrów za Goleniowem


Widok z wiaduktu na drogę wojewódzką kawałek za Strumianami, a przed Sownem




Takie widoki w drodze do Stargardu

Niedziela, 11 października 2020Kategoria ..>100km, ..>150km, .Bridgestone., Night Bike, zz Foto zz

Wycieczka do Barlinka i Choszczna

Rower:Bridgestone
189.33 km (10.00km teren) czas jazdy: 09:05 h AVS:20.84km/h

Na dzisiaj rozpatrywałem dwie możliwości: wycieczkę nad morze lub jedną z przyjemniejszych tras, jaką w tym roku jechałem. Wybór padł na zmodyfikowaną powtórkę tego, co znane, czyli pętlę przez Barlinek i Choszczno.


Tym razem dojazd do Pyrzyc zrobiłem nieco inaczej, ponieważ szlakiem rowerowym przez Płonię (zlokalizowany wzdłuż dawnej DK3; bardzo brakowało takiego połączenia) i Kołbacz, a potem wioseczkami. Było trochę szutru, bruku i betonowych płyt, ale na szczęście bez psów we wsi. Zmyliło mnie google maps, którego nie przejrzałem w street view. Chociaż gdybym wiedział, że będzie bezpsiarnie, to pewnie bym też to wybrał.

Widok z Mostu Cłowego


Nowy szlak od ulicy Dąbskiej w kierunku Płoni




Ścieżka rowerowa wzdłuż dawnej DK3




Dojeżdżam do Kołbacza


Na wyjeździe z Dębiny


Ruiny kościoła z XV w Ryszewie

Od Pyrzyc już pełna asfaltowa kulturka. W Przelewicach miałem ucieczkę przed biegającym psem, a kilkaset metrów dalej, kiedy przyjrzałem się łańcuchowi w czasie jazdy i po zejściu z roweru, okazało się, że mam awarię, bo jeden z pinów się rozpiął. Pierwsze oznaki kłopotów pojawiły się za Pyrzycami, ale początkowo nie zorientowałem się, że to aż tak źle. Geneza problemu jest taka, że raz zostawiłem smar Rohloffa w samochodzie i zastępczo posmarowałem łańcuch jakąś oliwka z bikestacji (a błąd!). Od tej pory okropnie łapie piach.Taka gęstwina smarnopiachowa mi się zebrała, że po wejściu między elementy rozepchało blaszkę na bok. Stało się to w miejscu łączenia na pinie montażowym, który od samego początku wydawał mi się nieco zbyt krótki w porownaniu do reszty pinów.

Inwentaryzacja posiadanych materiałów naprawczych i uszkodzenia oraz analiza sytuacji, czyszczenie kółek przerzutki i łańcucha oraz zabawa skuwaczem zabrały mi prawie godzinę. Byłbym zapomniał: do tego czasu należy doliczyć także konsumpcję strucli z jagodami. Skróciłem łańcuch o jedno ogniwo i chociaż tym razem miałem małego farta na pocieszenie, bo po zapięciu zwykły pin ustawił się zapewniając swobodny obrót. Szkoda, że kilka miesięcy temu się tak nie udało, to bym teraz pewnie nie miał takiej niespodzianki, mimo tego piachobrudosmaru na łańcuchu.

Barlinek przejechałem bez jakiegokolwiek zwiedzania, chcąc jak najdalej zajechać za widnego.


Jadąc w kierunku Choszczna


Jedno z ostatnich dzisiejszych zdjęć, na którym jeszcze coś widać

Ta godzinna przerwa z łańcuchem spowodowała, że do Choszczna dojechałem o godzinie 19 i nie załapałem się na ładne widoki, była już noc. Ostatnie 80 km jechałem już w całkowitej ciemności. W Kunowie myślałem, że będzie ze mną krucho, bo na chodniku przy jakiejś posesji z otwartą bramą zobaczyłem dwa duże psy luzem. To jest minus tej mojej latarki, że świeci za bardzo do przodu, a za słabo na boki. Droga dziurawa, bieg nie ten, nie ma jak uciekać. Skierowałem strumień światła na te psy i one w tym momencie uciekły na posesję. Może ten kop świetlny je przestraszył. Krzyknąłem jeszcze w kierunku tej nieruchomości, żeby ktoś te psy zabrał, odpalilem światło na maksymalny poziom i zacząłem zapierdalankę na całego nie patrzac na dziury. Nie biegły za mną. Na wszelki wypadek już na zawsze odpuszczam sobie te drogą powrotną. Ewentualnie pozwolę sobie na jazdę w dzień.

Z Motańca pojechałem po DK10, już się przyzwyczaiłem, ruch był niewielki. Do domu wróciłem przed północą, na pełnym zgonie. Jeszcze rozważałem wcześniej czy dobijać do 200, ale teraz to myślałem tylko o tym, żeby się dobić do domu, do herbatki, ciasta i klapnąć na odpoczynek. Szybko się robi ciemno, nie mam kiedy jeździć w tygodniu i forma na weekend spada. Trzeba się pożegnać z dwusetkami i przywitać ze 150.
Piątek, 9 października 2020Kategoria .Bridgestone., zz Foto zz

Okolice Szczecina

Rower:Bridgestone
56.52 km (0.00km teren) czas jazdy: 02:47 h AVS:20.31km/h

Dzisiaj takie kręcenie trochę na silę. Teoretycznie chciałem, ale praktycznie już trochę mniej. Im bliżej wyjścia, tym mniejszy entuzjazm. Po wyjściu już było przyjemnie. Przejechałem się na Mierzyn, do Stobna, Bobolina, ścieżką do Karwowa. Dalej Kołbaskowo, Przecław, Ustowo. To pewnie jedno z ostatnich wyjść, bo podejrzewam, że niedługo kolejny wielki lock down, a jeśli nie to przynajmniej ograniczenie wyjść niekoniecznych.






Sobota, 3 października 2020Kategoria ..>100km, ..>150km, .Bridgestone., Night Bike, zz Foto zz

Wycieczka do Starego Warpna, Ueckermunde i Torgelow

Rower:Bridgestone
152.60 km (11.00km teren) czas jazdy: 07:08 h AVS:21.39km/h

Dzisiaj wybrałem się pozwiedzać tereny na północny zachód od Szczecina. Ostatni raz byłem tutaj tak dawno temu, że nawet nie pamiętam kiedy. Przeglądając archiwum widzę, że był to rok 2013. Z tej przyczyny wybrałem nieświadomie trasę momentami bardziej dla roweru MTB. Pierwotnie miałem ochotę odwiedzić Anklam, ale to sobie zostawiam póki co na inny termin.


Jechałem z kierunkiem ruchu przeciwnie do wskazówek zegara. Do Dobieszczyna był spory ruch aut, później znacznie zmalał. Parę km po przekroczeniu granicy popełniłem błąd i wybrałem drogę, której dalszy fragment miał warstwę ścieralną nawierzchni z chamskiej kostki z szerokimi pustawymi spoinami, dlatego gdy tylko pojawił się znak o szlaku rowerowym po śladzie dawnej kolejki wąskotorowej, to od razu skorzystałem.


Niestety w NRD często na takim starym szlaku nie ma asfaltu tylko ubita ścieżka leśna lub jakaś gruzodroga. W najlepszym wypadku mogłem jechać 20 km/h, a w najgorszym jakieś 12. Nie przyflaczyłem.






Po jakimś czasie zaczął się chyba całkiem nowy fragment szlaku, bo wykonany z równego asfaltu. W bardzo atrakcyjnie położonym blisko Jeziora Nowowarpieńskiego miejscu zlokalizowano punkt widokowy, gdzie zrobiłem parę ładnych zdjęć. Na wieżyczce czuć było mocny wiatr.






Później kawałek drogi w terenie i ostatecznie dojechałem do glówniejszej drogi. Stąd skręt w prawo w kierunku Altwarpu i jak się po niewielkim czasie okazało po kostce, która kilkanaście lat temu zerwała mi szprychę w przednim kole, nie ma dziś śladu. Jest piękna nowa droga asfaltowa, a obok niej równie fajna asfaltowa ścieżka rowerowa. Zanim się dojedzie do Altwarpu jest jeszcze miejsce postojowe z punktem widokowym, ale fotki nie wrzucam.

Samo Stare Warpno wygląda tak ładnie, że powinno się zamienić nazwami z Nowym Warpnem. W NRD jest świeżo, klimat turystyczny i nie czuć atmosfery biedy. Po drugiej stronie jeziora z kolei jest miejscami świeżo, nie czuć klimatu turystycznego, a ze starych zabudowań trochę jednak bieda jest wyczuwalna. Mimo wszystko tegoroczny sezon letni zupełnie odmienił moje dotychczasowe preferencje szosowe i Niemcy nie są już takim kierunkiem pierwszego wyboru do kręcenia.






Widoczne z daleka Nowe Warpno.

Dzisiaj o wiele bardziej wolę jeździć po polskich okolicach niż niemieckich. U nas jest większa różnorodność, bo z jednej strony powstało bardzo dużo ścieżek i szlaków rowerowych z asfaltową nawierzchnią, a z drugiej jest jeszcze wciąż dużo miejsc, gdzie są stare wyboiste drogi. Poza tym jadąc w nieznane w Polsce bardziej wiem czego się spodziewać, tj. owych dziur w nocy i potencjalnego goniącego na wsi psa luzem i sebixa, dla którego specjalnie zjadę na pobocze gruntowe, żeby jechał szybciej na swoje spotkanie biznesowe do sąsiedniej wsi. Tych nieznanych miejsc w rejonie powoli robi się coraz mniej, a jadąc po kilku latach przerwy do tych znanych wracają wspomnienia dawnych wyjazdów z kolegami i tęsknota do zawrotnej prędkości 25 km/h, z którą niegdyś jeździłem.

W tym miejscu przydałoby się jakieś płynne przejście, lecz go nie będzie. Napiszę za to, że po zrobieniu paru zdjęć i przepakowaniu prowiantu ruszyłem w kierunku Ueckermunde. Wjechałem od strony plaży. Ze zdjęć tego nie widać, ale bardzo dużo ludzi było i parking dla samochodów pełen. Ciekawe jaki współczynnik R.



















Pozwiedzał, pozwiedzal i ruszył do Eggesin..


.. a potem do Torgelow










Z Torgelow rozpocząłem powrót w kierunku na Pasewalk. W ciągu ostatnich lat powstała fajna asfaltowa ścieżka, więc nie musiałem się dzielić jezdnią z samochodami. Robiło się chłodniej, poubierałem się cieplej i rozpocząłem końcowy etap konsumpcji żywności. Do samego Pasewalku nie dojechałem, ponieważ z perspektywy komfortu psychicznego wolałem wracać w nocy przez Blankensee niż przez Loecknitz i Lubieszyn. Jest parę gospodarstw z psami, a nie przepadam jak w ciemności kudłaty drze na mnie japę, a ja tylko gdybam czy właściciel zanim go spuścił na biegi to pamiętał zamknąć bramę na noc.

Do domu wróciłem relatywnie wcześnie, dziś był krótki night bike. Na dobrą sprawę, to ten wyjazd mnie nie tyle zmęczył, co wygłodził. W trasę zabrałem tylko 5 małych kanapek i dwa jajka, bo skończyły mi się jakieś fajne czekoladowe zagrychy, o gorzkiej czekoladzie zapomniałem, a schabowe to bym chyba prędzej jako podkładki żelowe na kierownicę użył niż jako paliwo. Jeszcze fakt, że dzień wcześniej wróciłem z małego wyjazdu samochodem i przez dwa, trzy dni mniej jadłem to były powody, dla których odpuściłem sobie kierunek Anklam i 200 km wycieczkę na dziś.

Blogi rowerowe na www.bikestats.pl