Wpisy archiwalne w kategorii
Night Bike
Dystans całkowity: | 9384.14 km (w terenie 582.41 km; 6.21%) |
Czas w ruchu: | 459:14 |
Średnia prędkość: | 20.43 km/h |
Maks. tętno maksymalne: | 182 (97 %) |
Maks. tętno średnie: | 141 (75 %) |
Suma kalorii: | 92058 kcal |
Liczba aktywności: | 131 |
Średnio na aktywność: | 71.63 km i 3h 30m |
Więcej statystyk |
Sobota, 22 października 2011Kategoria Night Bike, .Bridgestone.
Night bike przez Blankensee
Rower:
Bridgestone41.74 km (0.00km teren) czas jazdy: 01:48 h AVS:23.19km/h
Standard. Pętla przez Blankensee, ale jeszcze nie jechałem tej trasy w nocy. Od granicy do Biskamrku kiepska widoczność, bo auta oślepiały, potem już ok. Koło Dobrej było przez chwilę dosyć zimno i musiałem nałożyć kilka czapeczek. Muszę zacząć jeździć w trochę wcześniejszych godzinach, jeśli dalej tak pójdzie.
Przejechałbym się za tydzień w weekend na jakieś 200 km, ale nie więcej. Może nad morze lub do Eberswalde. Oczywiście całość ze średnią 22-24 km/h i pod warunkiem, że temperatura minimalna będzie wynosić +3*C. Jacyś chętni?
Przejechałbym się za tydzień w weekend na jakieś 200 km, ale nie więcej. Może nad morze lub do Eberswalde. Oczywiście całość ze średnią 22-24 km/h i pod warunkiem, że temperatura minimalna będzie wynosić +3*C. Jacyś chętni?
Czwartek, 13 października 2011Kategoria ..>100km, .Bridgestone., Night Bike, zz Foto zz
Trip do Eggesin
Rower:
Bridgestone101.91 km (0.00km teren) czas jazdy: 04:19 h AVS:23.61km/h
Dzisiaj wypad z Silasem do NRD. Mieliśmy jechać do Ueckermunde, ale jak zwykle zmieniliśmy plany. Skróciliśmy trasę i dojechaliśmy tylko do Eggesin. W sumie dobrze, bo w drodze powrotnej było już trochę zimno. Beznadziejnie mi się jeździło dzisiaj po wczorajszym kręceniu.
Pełnia© Adamicki
Noc© Adamicki
Dziecko nr 1 - Silas© Adamicki
Dziecko nr 2 - Adamicki© Adamicki
Środa, 12 października 2011Kategoria .Bridgestone., Night Bike
Pętla przez Lubieszyn, Dobrą i Bezrzecze
Rower:
Bridgestone30.86 km (0.00km teren) czas jazdy: 01:09 h AVS:26.83km/h
Wieczorne wyjście na szybką przejażdżkę (przy czym szybką=krótką, nie mylić z szybką). Chciałem jechać pętlę przez Blankensee, ale wróciłbym do domu blisko 22, więc wybrałem krótszą pętlę, którą robiłem ostatnio jakieś 3 miesiące temu z tego co pamiętam. W drodze powrotnej zahaczyłem barkiem pieszego obok pasów, ale na swoje usprawiedliwienie mogę dodać, że w mojej wyobraźni ów pieszy miał iść dalej przed siebie, a ja miałem przejechać za jego plecami jednak zamiast tego, gość nagle zamarł w bezruchu. Na szczęście to twardy zawodnik był i po pozytywnej odpowiedzi na moje pytanie "k*r*a, żyjesz?" mogłem jechać dalej. Do końca już nic fajnego się nie wydarzyło.
Z ciekawych rowerowych rzeczy z ostatnich dni, to oddałem Rometa na kasację luzów na ośce i okazało się, że po 300 km od wymiany napędu w środku jest duża kupa. Mam nadzieję, że kupione na Piłsudskiego za 16 zł jako podmianka części wystarczą, aby znów mógł kontynuować moje voyage na uczelnię. Jutro planowany Night Bike z Silasem, kierunek NRD.
Z ciekawych rowerowych rzeczy z ostatnich dni, to oddałem Rometa na kasację luzów na ośce i okazało się, że po 300 km od wymiany napędu w środku jest duża kupa. Mam nadzieję, że kupione na Piłsudskiego za 16 zł jako podmianka części wystarczą, aby znów mógł kontynuować moje voyage na uczelnię. Jutro planowany Night Bike z Silasem, kierunek NRD.
Niedziela, 9 października 2011Kategoria .Bridgestone., Night Bike, zz Foto zz
Szosowo po Niemczech
Rower:
Bridgestone87.05 km (2.50km teren) czas jazdy: 03:40 h AVS:23.74km/h
Chciałem dzisiaj jechać do Schwedt, ale na myśli o avs z ostatniej wycieczki zdecydowałem się, jednak tego nie robić, bo bym chyba do domu rano wrócił. Była 16:00, kiedy w końcu wyruszyłem. Kierunek Lubieszyn, dalej Bismark i Blankensee. Stąd kierunek Boock i Mewegen.
Stąd kierunek do miejscowości, której nazwę właśnie udało mi się nauczyć pisać na kompie bez błędu - Rothenklempenow.
I od tej pory zacząłem podbijać zupełnie nowe tereny. Pierwszą wsią było Dorotheenwalde. Zanim dojechałem, minąłem stadka krów.
Do centrum wsi, która kończyła się 500m dalej nie wjeżdżałem, bo był bruk. Skręciłem na północny zachód w kierunku na Koblentz. Po chwili napotkałem most z drewnianym pomostem.
Zanim dojechałem do Koblentz, bylo jeszcze Breitenstein, które przywitało mnie starą zrujnowaną zabudową i poczęstowało przez 700m brukiem, a że było jeszcze całkiem jasno, to poprowadziłem rower poboczem, mimo, że na upartego można było jechać, ale nie chciałem zaniżać średniej. ;)
Chciałem jeszcze skręcić na północ do Mariental i Borken, ale na horyzoncie pojawił się kolejny bruk, więc podziękowałem i pojechałem dalej na zachód do Krugsdorf. Tutaj trzy zdjęcia i kierunek południe do Zerrenthin.
Z Zerrenthin kierunek południe, czyli przeciąłem drogę Pasewalk-Lubieszyn i zacząłem się wspinać pod jedyną dzisiaj górę. Schwedenberg, szczyt 61 m.n.p.m. Jechałem pod prąd, bo akurat ta część drogi miała nawierzchnię asfaltową, a obok był bruk. Po 2 km dojechałem do Wetzenow. Fajna wioseczka. Po fotkach nie widać tego specjalnie, ale dzisiaj przejeżdżałem przez kilka wioseczek, w których mógłbym zrealizować swoją strategię życiową - zamieszkać w fajnym domku jednorodzinnym, nigdy go nie opuszczać, delektować się ciszą i spokojem i mieć wszystko w dupie. Koleś na drugim zdjęciu chyba przesadził z głębokością, bo teraz nie ma dachu.
Stąd wybrałem kierunek Rossow.
Tutaj zdecydowałem, że mimo niewielkiego ruchu na drodze, pojadę bocznymi wioseczkami i skręciłem na południe na Caselow. Niestety tutaj skończył się asfalt, a mi duma nie pozwalała zawrócić, więc dymałem 1,5 km "w terenie" poboczem obok bruku na odpalonych lampkach. Dotarłem do skrzyżowania w kierunku Bergholtz i musiałem trochę zwolnić, bo pobocze było mniej utwardzone. Trochę dziwne uczucie, bo wzdłuż drogi stały wiatraki, wiatr wiał, a one wydawały z siebie dźwięki, taki jak zawsze pod wpływem wiatru i ciary mnie trochę przechodziły, jak się patrzyłem z bliska na te kolosy. Jakieś 2 km dalej dotarłem do Bergholtz. Stąd kierunek Loecknitz i jeszcze krótka przerwa w Bismarku na założenie ocieplaczy i powrót do domku. Fajnie się dzisiaj jeździło. Zmęczyłem się, ale bez przesady. Dzisiejsza była tak jasna, jak te na amerykańskich filmach. Po asfalcie można było jechać bez świateł przy założeniu, że nie ma w nim wybojów. Oczywiście po przekroczeniu granicy w drodze powrotnej, odrzuciłem to założenie jako fałszywe.
Barokowy kościół z XV/XVI w. w Mewegen© Adamicki
Przyjazne kuce w Mewegen© Adamicki
Trzeci też był ok© Adamicki
Stąd kierunek do miejscowości, której nazwę właśnie udało mi się nauczyć pisać na kompie bez błędu - Rothenklempenow.
Kościół w Rothenklempenow XIV/XV w.© Adamicki
I od tej pory zacząłem podbijać zupełnie nowe tereny. Pierwszą wsią było Dorotheenwalde. Zanim dojechałem, minąłem stadka krów.
Krowy muuu..© Adamicki
Te same krowy, to samo muu...© Adamicki
Ukradzione krowy z Polski© Adamicki
Do centrum wsi, która kończyła się 500m dalej nie wjeżdżałem, bo był bruk. Skręciłem na północny zachód w kierunku na Koblentz. Po chwili napotkałem most z drewnianym pomostem.
Chmury© Adamicki
Most© Adamicki
Kanał wodny© Adamicki
Kanał wodny© Adamicki
Most© Adamicki
Most© Adamicki
Zanim dojechałem do Koblentz, bylo jeszcze Breitenstein, które przywitało mnie starą zrujnowaną zabudową i poczęstowało przez 700m brukiem, a że było jeszcze całkiem jasno, to poprowadziłem rower poboczem, mimo, że na upartego można było jechać, ale nie chciałem zaniżać średniej. ;)
Breitenstein© Adamicki
Wreszcie Koblentz i koniec bruku© Adamicki
Chciałem jeszcze skręcić na północ do Mariental i Borken, ale na horyzoncie pojawił się kolejny bruk, więc podziękowałem i pojechałem dalej na zachód do Krugsdorf. Tutaj trzy zdjęcia i kierunek południe do Zerrenthin.
Krugsdorf© Adamicki
Już tę babę gdzieś widziałem, chyba w naszym Sejmie© Adamicki
Krugsdorf© Adamicki
Kościół w Zerrenthin© Adamicki
Z Zerrenthin kierunek południe, czyli przeciąłem drogę Pasewalk-Lubieszyn i zacząłem się wspinać pod jedyną dzisiaj górę. Schwedenberg, szczyt 61 m.n.p.m. Jechałem pod prąd, bo akurat ta część drogi miała nawierzchnię asfaltową, a obok był bruk. Po 2 km dojechałem do Wetzenow. Fajna wioseczka. Po fotkach nie widać tego specjalnie, ale dzisiaj przejeżdżałem przez kilka wioseczek, w których mógłbym zrealizować swoją strategię życiową - zamieszkać w fajnym domku jednorodzinnym, nigdy go nie opuszczać, delektować się ciszą i spokojem i mieć wszystko w dupie. Koleś na drugim zdjęciu chyba przesadził z głębokością, bo teraz nie ma dachu.
Wetzenow© Adamicki
Wetzenow© Adamicki
Stąd wybrałem kierunek Rossow.
Rossow późnym wieczorem© Adamicki
Tutaj zdecydowałem, że mimo niewielkiego ruchu na drodze, pojadę bocznymi wioseczkami i skręciłem na południe na Caselow. Niestety tutaj skończył się asfalt, a mi duma nie pozwalała zawrócić, więc dymałem 1,5 km "w terenie" poboczem obok bruku na odpalonych lampkach. Dotarłem do skrzyżowania w kierunku Bergholtz i musiałem trochę zwolnić, bo pobocze było mniej utwardzone. Trochę dziwne uczucie, bo wzdłuż drogi stały wiatraki, wiatr wiał, a one wydawały z siebie dźwięki, taki jak zawsze pod wpływem wiatru i ciary mnie trochę przechodziły, jak się patrzyłem z bliska na te kolosy. Jakieś 2 km dalej dotarłem do Bergholtz. Stąd kierunek Loecknitz i jeszcze krótka przerwa w Bismarku na założenie ocieplaczy i powrót do domku. Fajnie się dzisiaj jeździło. Zmęczyłem się, ale bez przesady. Dzisiejsza była tak jasna, jak te na amerykańskich filmach. Po asfalcie można było jechać bez świateł przy założeniu, że nie ma w nim wybojów. Oczywiście po przekroczeniu granicy w drodze powrotnej, odrzuciłem to założenie jako fałszywe.
Piątek, 7 października 2011Kategoria .Bridgestone., Night Bike, zz Foto zz
Night bike po wioseczkach na szosie
Rower:
Bridgestone31.94 km (0.00km teren) czas jazdy: 01:22 h AVS:23.37km/h
Umówiłem się dzisiaj wstępnie z Silasem na Night Bika po NRD, ale ostatecznie wyszedłem pokręcić samemu, bo się chłopak zmęczył chodzeniem po mieście, jak to określił. Wziąłem na przód dwie lampki i okazało się, że dobrze się uzupełniają. Trasę zrobiłem krótką przez Mierzyn, Bobolin, Warzymice i kilka km po mieście. Chyba za długo odpoczywałem, bo nie czułem powera, chociaż po ciemku zawsze tak jest. A nie, co ja gadam, przecież średnia o 6 kmph większa niż ostatnio. ;)
Nocny Szczecin z oddali + nadjeżdżający skuter© Adamicki
Sobota, 1 października 2011Kategoria .Bridgestone., ..>100km, Night Bike, zz Wakacje zz, zz Foto zz, ..>150km
Wakacyjna przejażdżka #11 - wycieczka do Warszawy; najgorszy rowerowy dzień w moim życiu.
Rower:
Bridgestone191.00 km (0.00km teren) czas jazdy: 10:40 h AVS:17.91km/h
Dogadaliśmy się z Silasem, że zrobimy sobie rekreacyjny wypad do Warszawy połączony z pobieżnym jej zwiedzaniem. Dzień wcześniej przybiliśmy do check pointa w gm. Grabów. Już wieczorem okazało się, że następny dzień będzie co najmniej nietypowy. Ja zapomniałem licznika, a Silas zapomniał.. butów SPD! :D Ale i tak postanowiliśmy jechać.
Analizowaliśmy kilka wariantów "ataku" na Warszawę. Ostatecznie wybraliśmy opcję z pobudką o godzinie 4:00 rano i wyjazdem rowerami o 4:30 w asyście szczekających na nas latających luzem po wsi kundli. 200 m za wsią poleciało takim zimnem, że myśleliśmy, że to koniec świata. Jak to mówią Angole - Little did we know..
Hardcorami nie jesteśmy (Ci co nas znają, wiedzą, że tak naprawdę "będący hardcorami" to nasze indiańskie imiona, ale należy być skromnym; nie ma tu nic wspólnego z bobrami!), więc dojechaliśmy 30 km na pociąg do Kutna, który przed 8:00 wypluł nas w Warszawie na centralnym.
Rozpoczeło się kręcenie. Wrzucam tutaj najciekawsze zdjęcia z dzisiaj.
Kłopotem okazał się powrót. Nie będę pisał, kto sprawdzał połączenia, ale nie byłem to ja. :P Ja dałem tyłka nie sprawdzając ich wcale. Okazało się, że nie ma pociągu powrotnego do Kutna, którym chcieliśmy jechać. Musieliśmy wybrać inną opcję. Zdecydowaliśmy się na powrót jedynie do Łowicza, z którego mieliśmy ~75 km do przejechania.
W Łowiczu byliśmy o 20:30. Zaczęliśmy od tego, żeby się ubrać maksymalnie ciepło. Założyłem na siebie wszystkie ciuchy jakie miałem, a jechałem na krótko, więc doszły mi jedynie rękawki, kurteczka dobra na wiosnę, bandamka i nogawki za duże o 2 rozmiary.;)
Ruszyliśmy. 70 km to nie tak źle. Myślałem, że realnie w 3 h jazdy będziemy z powrotem, czyli jeszcze przed północą. Niestety. O ile pierwsze 20 km wykonaliśmy dosyć szybko jak na dzisiejsze kręcenie, bo orientacyjnie w jakieś 50 minut, to później zaczęło iść jak krew z nosa, a wszystko przez to, że było coraz zimniej. To była taka temperatura, przy której czujesz się jakby matka natura mówiła do Ciebie: "Ty mały chwaście, dam Ci jechać, ale musisz jechać powoli, dużo stawać i trzymać cały czas kierę w górnym chwycie, bo inaczej nawieję Ci powietrza chłodniejszego o 5*C niż to teraz do rękawów kurtki". Ale to wszystko i tak nie było takie złe.
W końcu dotarliśmy do Piątku, czyli geometrycznego środka Polski. Stąd zostało nam już tylko 40 km. Niedługo potem zjadłem całe pożywienie kupione w jakimś drogim sklepiku w stolicy z marżą taką samą jak coolbikezone daje na 99% swojego asortymentu.
Wreszcie za Łęczycą na 21 km do mety zaczęło się najgorsze. Mgła - takie mleko, że nie widzieliśmy dalej niż na 10 metrów. Jechaliśmy wtedy chodnikiem wzdłuż krajowej jedynki. 5 minut wcześniej musiałem się zatrzymać, bo nie dawałem rady z zimna. Kiedyś brechtałem, jak kolega opowiadał mi o okrążaniu Zalewu Szczecińskiego i o sreberkach od czekolady, którymi się okładał on i jego towarzysze niedoli, a teraz sam powtykałem sobie wszystkie chusteczki higieniczne jakie miałem za koszulkę, do rękawków, między skarpetki i nogawki, na kolana w nogawkach, pod szyję, a oprócz tego wsadziłem do nogawek papierki po 7daysach i torebkę foliowa pod kurtkę. Gdyby było jeszcze gorzej, to byłem gotów wsadzać sobie nawet liście z trawy. Na szczęście nie było.
Silas miał jeszcze gorzej, bo wciąż bez SPD-ków, a jego kurteczka była przewiewna. Do tego zaczął zasypiać. :) Ile ja się tej nocy nakłamałem, żeby go zmotywować i rozbudzić, to nie wiem. Chyba muszę iść do spowiedzi. :P Silas dowiedział się, że jest zajebisty, jest koxem, że ten wypad to nic, że potrafi klepać większe, że do następnej wsi już tylko 1 km, że następna wieś jest już za chwilę, że następna wieś jest już tylko za tą górką, że nie ma już żadnych górek, że tam dalej już nie ma dziur w drodze, itp., itd. Niniejszym chciałbym teraz to wszystko publicznie odszczekać - hau, hau!
Do domu udało nam się dojechać dopiero o 1:30. Ostatni kilometr jechałem z kluczami od furtki w ręku, a Silas z gazem łzawiącym, bo nauczeni tym powrotem z Łowicza i paroma pościgami Burków i moimi kilkoma sytuacjami w tym roku we wsi, wiedzieliśmy, że możemy mieć akcję z jakimiś wolno biegającymi pańskimi psami spuszczonymi na noc w rodzaju patrolu wiejskiego.
I wyszedł opis dłuższy niż wypracowania z polskiego w liceum. W następnych wpisach dorzucę jeszcze parę zdjęć niezwiązanych z tripem do Warszawy.
Bez komentarza;)© Adamicki
Analizowaliśmy kilka wariantów "ataku" na Warszawę. Ostatecznie wybraliśmy opcję z pobudką o godzinie 4:00 rano i wyjazdem rowerami o 4:30 w asyście szczekających na nas latających luzem po wsi kundli. 200 m za wsią poleciało takim zimnem, że myśleliśmy, że to koniec świata. Jak to mówią Angole - Little did we know..
Hardcorami nie jesteśmy (Ci co nas znają, wiedzą, że tak naprawdę "będący hardcorami" to nasze indiańskie imiona, ale należy być skromnym; nie ma tu nic wspólnego z bobrami!), więc dojechaliśmy 30 km na pociąg do Kutna, który przed 8:00 wypluł nas w Warszawie na centralnym.
Rozpoczeło się kręcenie. Wrzucam tutaj najciekawsze zdjęcia z dzisiaj.
Pałac Kultury i Nauki© Adamicki
Zwiedzanie Warszawy© Adamicki
Zwiedzanie Warszawy© Adamicki
Zwiedzanie Warszawy© Adamicki
Zwiedzanie Warszawy© Adamicki
Zwiedzanie Warszawy© Adamicki
Zwiedzanie Warszawy© Adamicki
Zwiedzanie Warszawy© Adamicki
Zwiedzanie Warszawy© Adamicki
Zwiedzanie Warszawy© Adamicki
Zwiedzanie Warszawy© Adamicki
Zwiedzanie Warszawy© Adamicki
Zwiedzanie Warszawy© Adamicki
Zwiedzanie Warszawy© Adamicki
Zwiedzanie Warszawy© Adamicki
Zwiedzanie Warszawy© Adamicki
Zwiedzanie Warszawy© Adamicki
Zwiedzanie Warszawy© Adamicki
Zwiedzanie Warszawy© Adamicki
Zwiedzanie Warszawy© Adamicki
Zwiedzanie Warszawy© Adamicki
Pomnik Syrenki© Adamicki
Bridgestone na postoju© Adamicki
Dorożka© Adamicki
Dorożka 2© Adamicki
Zwiedzanie Warszawy© Adamicki
Budynek jakiegoś Sądu© Adamicki
Biblioteka Narodowa© Adamicki
Zwiedzanie Warszawy© Adamicki
Zwiedzanie Warszawy© Adamicki
Zwiedzanie Warszawy© Adamicki
Zwiedzanie Warszawy© Adamicki
Zwiedzanie Warszawy© Adamicki
Zwiedzanie Warszawy© Adamicki
Przed pomnikiem Kościuszki© Adamicki
Zwiedzanie Warszawy© Adamicki
Grób Nieznanego Żołnierza© Adamicki
Fontanna© Adamicki
Fontanna2© Adamicki
Zwiedzanie Warszawy© Adamicki
Grób Nieznanego Żołnierza© Adamicki
Zwiedzanie Warszawy© Adamicki
Zwiedzanie Warszawy© Adamicki
Zwiedzanie Warszawy© Adamicki
Zwiedzanie Warszawy© Adamicki
Zwiedzanie Warszawy© Adamicki
Giełda Papierów Wartościowych S.A.© Adamicki
Most im. księcia Józefa Poniatowskiego© Adamicki
Most im. księcia Józefa Poniatowskiego© Adamicki
Most im. księcia Józefa Poniatowskiego© Adamicki
Zwiedzanie Warszawy© Adamicki
Stadion Narodowy© Adamicki
Most Świętokrzyski© Adamicki
Zwiedzanie Warszawy© Adamicki
Zwiedzanie Warszawy© Adamicki
Cyrk© Adamicki
Zwiedzanie Warszawy© Adamicki
Trybunał Konstytucyjny© Adamicki
Pomnik Chopina w Łazienkach© Adamicki
W Łazienkach© Adamicki
Pałac na Wodzie w Łazienkach© Adamicki
Pałac na Wodzie© Adamicki
Pałac na Wodzie© Adamicki
Zwiedzanie Warszawy© Adamicki
Zwiedzanie Warszawy© Adamicki
Zwiedzanie Warszawy© Adamicki
Zwiedzanie Warszawy© Adamicki
Zwiedzanie Warszawy© Adamicki
Zwiedzanie Warszawy© Adamicki
Zwiedzanie Warszawy© Adamicki
Zwiedzanie Warszawy© Adamicki
Świątynia Opatrzności Bożej© Adamicki
Wilanów© Adamicki
Pałac w Wilanowie© Adamicki
Zwiedzanie Warszawy© Adamicki
Zwiedzanie Warszawy© Adamicki
Zwiedzanie Warszawy© Adamicki
Zwiedzanie Warszawy© Adamicki
Zwiedzanie Warszawy© Adamicki
Zwiedzanie Warszawy© Adamicki
Zwiedzanie Warszawy© Adamicki
Pałac Kultury i Nauki© Adamicki
Kłopotem okazał się powrót. Nie będę pisał, kto sprawdzał połączenia, ale nie byłem to ja. :P Ja dałem tyłka nie sprawdzając ich wcale. Okazało się, że nie ma pociągu powrotnego do Kutna, którym chcieliśmy jechać. Musieliśmy wybrać inną opcję. Zdecydowaliśmy się na powrót jedynie do Łowicza, z którego mieliśmy ~75 km do przejechania.
W Łowiczu byliśmy o 20:30. Zaczęliśmy od tego, żeby się ubrać maksymalnie ciepło. Założyłem na siebie wszystkie ciuchy jakie miałem, a jechałem na krótko, więc doszły mi jedynie rękawki, kurteczka dobra na wiosnę, bandamka i nogawki za duże o 2 rozmiary.;)
Ruszyliśmy. 70 km to nie tak źle. Myślałem, że realnie w 3 h jazdy będziemy z powrotem, czyli jeszcze przed północą. Niestety. O ile pierwsze 20 km wykonaliśmy dosyć szybko jak na dzisiejsze kręcenie, bo orientacyjnie w jakieś 50 minut, to później zaczęło iść jak krew z nosa, a wszystko przez to, że było coraz zimniej. To była taka temperatura, przy której czujesz się jakby matka natura mówiła do Ciebie: "Ty mały chwaście, dam Ci jechać, ale musisz jechać powoli, dużo stawać i trzymać cały czas kierę w górnym chwycie, bo inaczej nawieję Ci powietrza chłodniejszego o 5*C niż to teraz do rękawów kurtki". Ale to wszystko i tak nie było takie złe.
W końcu dotarliśmy do Piątku, czyli geometrycznego środka Polski. Stąd zostało nam już tylko 40 km. Niedługo potem zjadłem całe pożywienie kupione w jakimś drogim sklepiku w stolicy z marżą taką samą jak coolbikezone daje na 99% swojego asortymentu.
Wreszcie za Łęczycą na 21 km do mety zaczęło się najgorsze. Mgła - takie mleko, że nie widzieliśmy dalej niż na 10 metrów. Jechaliśmy wtedy chodnikiem wzdłuż krajowej jedynki. 5 minut wcześniej musiałem się zatrzymać, bo nie dawałem rady z zimna. Kiedyś brechtałem, jak kolega opowiadał mi o okrążaniu Zalewu Szczecińskiego i o sreberkach od czekolady, którymi się okładał on i jego towarzysze niedoli, a teraz sam powtykałem sobie wszystkie chusteczki higieniczne jakie miałem za koszulkę, do rękawków, między skarpetki i nogawki, na kolana w nogawkach, pod szyję, a oprócz tego wsadziłem do nogawek papierki po 7daysach i torebkę foliowa pod kurtkę. Gdyby było jeszcze gorzej, to byłem gotów wsadzać sobie nawet liście z trawy. Na szczęście nie było.
Silas miał jeszcze gorzej, bo wciąż bez SPD-ków, a jego kurteczka była przewiewna. Do tego zaczął zasypiać. :) Ile ja się tej nocy nakłamałem, żeby go zmotywować i rozbudzić, to nie wiem. Chyba muszę iść do spowiedzi. :P Silas dowiedział się, że jest zajebisty, jest koxem, że ten wypad to nic, że potrafi klepać większe, że do następnej wsi już tylko 1 km, że następna wieś jest już za chwilę, że następna wieś jest już tylko za tą górką, że nie ma już żadnych górek, że tam dalej już nie ma dziur w drodze, itp., itd. Niniejszym chciałbym teraz to wszystko publicznie odszczekać - hau, hau!
Do domu udało nam się dojechać dopiero o 1:30. Ostatni kilometr jechałem z kluczami od furtki w ręku, a Silas z gazem łzawiącym, bo nauczeni tym powrotem z Łowicza i paroma pościgami Burków i moimi kilkoma sytuacjami w tym roku we wsi, wiedzieliśmy, że możemy mieć akcję z jakimiś wolno biegającymi pańskimi psami spuszczonymi na noc w rodzaju patrolu wiejskiego.
I wyszedł opis dłuższy niż wypracowania z polskiego w liceum. W następnych wpisach dorzucę jeszcze parę zdjęć niezwiązanych z tripem do Warszawy.
Poniedziałek, 7 września 2009Kategoria .Trek., Night Bike, zz Foto zz
Night Bike w Puszczy Bukowej
Rower:
Trek59.17 km (10.00km teren) czas jazdy: 02:50 h AVS:20.88km/h
Dzisiaj kolejny Night Bike. Oficjalny ogłoszony na trzech forach, ale i tak nie zjawił się nikt nowy. Z poprzedniego składu wypadł Andrzej i Kuba, a był za to Mateusz. Szkoda, bo liczyłem, że będzie jeszcze 4-5 osób więcej. No, ale trudno.
A na samym Night Biku było podobnie jak ostatnio. Kierunek ognisko, identyczną trasą przez Kołowo do Glinnej. Trochę (bardzo), żeśmy z Silasem się z tyłu chowali i znowu przyjechaliśmy spóźnieni, jednak nie na tyle, żeby ominęło nas zbieranie gałęzi.
Dzisiaj ognisko nie chciało się rozpalić, ale jak już poszło, to na dobre, a nie ledwo co, jak ostatnio. Po wszamaniu kiełbasek ruszyliśmy. Mateusz i Tomek pierwsi, bo my z Silasem się guzdraliśmy. Uciekli nam i się schowali. Zauważyliśmy ich dopiero, jak ruszyli za nam, ale nie udało nam się schować. Wyprzedzili nas i znowu nam uciekli.
Tym razem nieźle nas zgubili. Dopiero parę km później na podjeździe czekali na nas, ale tym razem już nie schowali się. Dzieci. Teraz ja i Silas przypuściliśmy szturm, ale już po kilkudziesięciu sekundach znowu widzieliśmy, jak chłopaki znikają nam za zakrętem. Schowali się gdzieś dalej, koło wiaty i nie chcieli zawrócić, jak wkręcaliśmy ich przez telefon, że pojechaliśmy inną drogą.
Później już nie było nic ciekawego właściwie.
Dystans dzisiaj wyszedł mi prawie identyko jak ostatnio, trasa właściwie to samo, ale jednak czuję się mniej zmęczony. Było fajnie, ale za mało osób, no i fakt trzeba dopracować zasady chowania się i ucieczek. I trasa do miejsca ogniska i z powrotem jest już nudna. I kiełbasa też już mi się przejadła tak, że dzisiaj bardziej smakował mi pieczony chlebek. Pora na zmianę.
Fotki z dzisiaj:
A na samym Night Biku było podobnie jak ostatnio. Kierunek ognisko, identyczną trasą przez Kołowo do Glinnej. Trochę (bardzo), żeśmy z Silasem się z tyłu chowali i znowu przyjechaliśmy spóźnieni, jednak nie na tyle, żeby ominęło nas zbieranie gałęzi.
Dzisiaj ognisko nie chciało się rozpalić, ale jak już poszło, to na dobre, a nie ledwo co, jak ostatnio. Po wszamaniu kiełbasek ruszyliśmy. Mateusz i Tomek pierwsi, bo my z Silasem się guzdraliśmy. Uciekli nam i się schowali. Zauważyliśmy ich dopiero, jak ruszyli za nam, ale nie udało nam się schować. Wyprzedzili nas i znowu nam uciekli.
Tym razem nieźle nas zgubili. Dopiero parę km później na podjeździe czekali na nas, ale tym razem już nie schowali się. Dzieci. Teraz ja i Silas przypuściliśmy szturm, ale już po kilkudziesięciu sekundach znowu widzieliśmy, jak chłopaki znikają nam za zakrętem. Schowali się gdzieś dalej, koło wiaty i nie chcieli zawrócić, jak wkręcaliśmy ich przez telefon, że pojechaliśmy inną drogą.
Później już nie było nic ciekawego właściwie.
Dystans dzisiaj wyszedł mi prawie identyko jak ostatnio, trasa właściwie to samo, ale jednak czuję się mniej zmęczony. Było fajnie, ale za mało osób, no i fakt trzeba dopracować zasady chowania się i ucieczek. I trasa do miejsca ogniska i z powrotem jest już nudna. I kiełbasa też już mi się przejadła tak, że dzisiaj bardziej smakował mi pieczony chlebek. Pora na zmianę.
Fotki z dzisiaj:
Sobota, 5 września 2009Kategoria .Trek., Night Bike, zz Foto zz
Night Bike w Puszczy Bukowej
Rower:
Trek58.02 km (11.00km teren) czas jazdy: 02:58 h AVS:19.56km/h
Jaktro namówił nas, żebyśmy zrobili dodatkowe wyjście nocne, bo to w poniedziałek mu przepada. Spotkaliśmy się pod Biedronką koło Centrum Słonecznego. Ekipa w alfabetycznym składzie: ja, Andrzej "Żelazne Płuca", Jaktro, Silas, Tomek. Około 20:00 ruszyliśmy w kierunku nie wiem którym. Po dojechaniu do lasu było czarnym szutrem pod górę. Tutaj pierwsza próba ucieczki moja i Tomka, ale byłem tak cienki, że aż sam się zdziwiłem, że tak ciężko mi idzie jazda pod górę.
Później w dół i wyjechaliśmy na asfalt koło Lipy Pokoju. Dalej asfaltem do Kołowa i na Glinną. Po drodze razem z Andrzejem i Silasem pomyliliśmy trasę, bo koksy nam kawałek odjechały. Zawołali na nas i po chwili ja i Silas znaleźliśmy się kilkadziesiąt metrów na przodzie i to za zakrętem. Nie omieszkaliśmy się schować w krzakach. :) Chłopaki pojechali sobie dalej zupełnie nas nie widząc. Odczekaliśmy trochę i ruszyliśmy.
Teraz zaczęły się trochę schody, bo momentami trasę pamiętałem, a momentami nie. Odpaliłem GPS. Było parę zawróceń, itp. W końcu w czasie rozmowy telefonicznej z Tomkiem odczytaliśmy na znaku kierunek Glinna. I fajnie - jak przyjechaliśmy gałęzie już były nazbierane, więc się nam upiekło. :) Następnie małe pieczenie właściwe, szamanie i w drogę powrotną.
Dobra kiełbasa z Biedronki!
Droga powrotna okazała się być mega efajna. Zaczęło się od przypuszczenia ataku na podjeździe. Odpadłem. :) Potem małe wylajtowanie. Jakoś w trójkę z Andrzejem i Silasem znaleźliśmy się na czele.
Przypuściliśmy szturm, za podjazdem zgasiliśmy lampki i schowaliśmy się w rowie. Tzn. Andrzej nie zdążył i chyba leżał na trawie.
Po chwili nadjechali Jaktro i Tomek. Świecili lampkami na Andrzeja, ale go nie zauważyli. Tomek uraził moją dumę, kiedy powiedział do Jaktro, że "tutaj ich nie ma, bo byłoby słychać sapanie Adamickiego".
Myślałem, że padnę ze śmiechu jak to usłyszałem. :D Pojechali sobie dalej, ale myśleliśmy, że nadal tu są i nas widzieli więc przez chwilę pozostaliśmy jeszcze w bezruchu.
Kiedy wyszliśmy z powrotem na asfalt, jechaliśmy na zgaszonych światłach. Kiedy w oddali usłyszeliśmy szczekanie psów, wiedzieliśmy, że chłopaki dojechali do Kołowa.Wrotce my też tam byliśmy. Na drodze dalej wydawało nam się, a zwłaszcza mi, że widzę w oddali światła lampek, więc znowu schowaliśmy się w krzakach. :) Fałszywy alarm. Telefon do Tomka i okazało się, że oni już są na samym wyjeździe z Puszczy.
Zaczęliśmy jechać normalnie. Tylko przez samym końcem lasu zwolniliśmy do prawie zera i zgasiliśmy światło. Ale żadnej zasadzki na nas i tak nie było. Wygraliśmy.
Później zrobiłem sobie jeszcze z Silasem powrót przez Dąbie i mocno zdychałem.
Super dzisiaj było. Najlepszy Night Bike ze wszystkich. W poniedziałek musi być jeszcze lepiej!
Później w dół i wyjechaliśmy na asfalt koło Lipy Pokoju. Dalej asfaltem do Kołowa i na Glinną. Po drodze razem z Andrzejem i Silasem pomyliliśmy trasę, bo koksy nam kawałek odjechały. Zawołali na nas i po chwili ja i Silas znaleźliśmy się kilkadziesiąt metrów na przodzie i to za zakrętem. Nie omieszkaliśmy się schować w krzakach. :) Chłopaki pojechali sobie dalej zupełnie nas nie widząc. Odczekaliśmy trochę i ruszyliśmy.
Teraz zaczęły się trochę schody, bo momentami trasę pamiętałem, a momentami nie. Odpaliłem GPS. Było parę zawróceń, itp. W końcu w czasie rozmowy telefonicznej z Tomkiem odczytaliśmy na znaku kierunek Glinna. I fajnie - jak przyjechaliśmy gałęzie już były nazbierane, więc się nam upiekło. :) Następnie małe pieczenie właściwe, szamanie i w drogę powrotną.
Dobra kiełbasa z Biedronki!
Droga powrotna okazała się być mega efajna. Zaczęło się od przypuszczenia ataku na podjeździe. Odpadłem. :) Potem małe wylajtowanie. Jakoś w trójkę z Andrzejem i Silasem znaleźliśmy się na czele.
Przypuściliśmy szturm, za podjazdem zgasiliśmy lampki i schowaliśmy się w rowie. Tzn. Andrzej nie zdążył i chyba leżał na trawie.
Po chwili nadjechali Jaktro i Tomek. Świecili lampkami na Andrzeja, ale go nie zauważyli. Tomek uraził moją dumę, kiedy powiedział do Jaktro, że "tutaj ich nie ma, bo byłoby słychać sapanie Adamickiego".
Myślałem, że padnę ze śmiechu jak to usłyszałem. :D Pojechali sobie dalej, ale myśleliśmy, że nadal tu są i nas widzieli więc przez chwilę pozostaliśmy jeszcze w bezruchu.
Kiedy wyszliśmy z powrotem na asfalt, jechaliśmy na zgaszonych światłach. Kiedy w oddali usłyszeliśmy szczekanie psów, wiedzieliśmy, że chłopaki dojechali do Kołowa.Wrotce my też tam byliśmy. Na drodze dalej wydawało nam się, a zwłaszcza mi, że widzę w oddali światła lampek, więc znowu schowaliśmy się w krzakach. :) Fałszywy alarm. Telefon do Tomka i okazało się, że oni już są na samym wyjeździe z Puszczy.
Zaczęliśmy jechać normalnie. Tylko przez samym końcem lasu zwolniliśmy do prawie zera i zgasiliśmy światło. Ale żadnej zasadzki na nas i tak nie było. Wygraliśmy.
Później zrobiłem sobie jeszcze z Silasem powrót przez Dąbie i mocno zdychałem.
Super dzisiaj było. Najlepszy Night Bike ze wszystkich. W poniedziałek musi być jeszcze lepiej!
Sobota, 17 stycznia 2009Kategoria .Wheeler., Night Bike
Po co tytuł???
Rower:
40.64 km (0.00km teren) czas jazdy: 02:12 h AVS:18.47km/h
Pętla przez Dobrą i Lubieszyn z zahaczeniem o Buk. I niech mi nikt nie mówi, że sigma micro jest zła! A nowy BS wciąż mi się nie podoba.. Kto jeszcze tak myśli, to palec do budki.
Piątek, 21 listopada 2008Kategoria Night Bike, .Wheeler., zz Foto zz
Zimno.. Wyszedłem już jak
Rower:
28.93 km (0.00km teren) czas jazdy: 01:37 h AVS:17.89km/h
Zimno.. Wyszedłem już jak było ciemno i pojechałem przez Głębokie do Dobrej i wróciłem. Śliska jezdnia, a na niej samochody, które migały mi długimi, żebym wyłączył evo i że najprawdopodobniej sama sigma micro jest spoko. ;)
Parkowanie na śmieszce ze słupami
Parkowanie na śmieszce ze słupami