Niedziela, 12 lipca 2020Kategoria ..>100km, ..>150km, ..>200km, .Bridgestone., Night Bike, zz Foto zz, ..>250km
Wycieczka do Dębna i Cedyni
Rower:
Bridgestone258.06 km (11.00km teren) czas jazdy: 12:42 h AVS:20.32km/h praca: 8527 kcal
Dzisiaj pojechałem na największą tegoroczną wycieczkę. Odwiedziłem bardzo urokliwe miejsca. Dwa, trzy lata temu jechałem samochodem wzdłuż polskiej strony granicy, wzdłuż Odry i teraz chciałem zobaczyć te same okolice na rowerze. Wyjechałem z domu o godzinie 11 z minutami. Na wyposażeniu plecak i torba na bagażniku. W arsenale makaron, jajka, pomidory, kanapki, 7daysy i oczywiście tabletki z magnezem i potasem. Ah, jeszcze 5,9 L wody (klejona do ramy, a jakże!).

Trasa to dojazd do Gryfina przez Podjuchy i DK 31. Stamtąd kierunek na południowy wschód i wkrótce przypadkowo łapię szlak rowerowy (polecam kliknąć, są mapy), którym dojeżdżam aż do Trzcińska Zdroju. Po drodze mam całkiem przyjemne widoki.




Niestety są też fragmenty z szutrem, w sumie w terenie dzisiaj około 11 km przejechałem. Jednak jadąc powoli można być prawie pewnym, że flaka nie będzie.







W końcu docieram do Trzcińska Zdroju







Nie mogę wstawić w pionie, nawet po obróceniu o 90* przed wczytaniem zdjęcia i tak wychodzi obrócone.
Dalsza droga do Dębna już bez szlaku rowerowego.


Budynek straży pożarnej w Dębnie

Znowu na leżąco:)

Raz w prawo, raz w lewo

Teoretycznie powinienem z Dębna wracać od razu do domu, bo była godzina 18:30, gdy wyjeżdżałem, jednak postanowiłem, że idę na całość i najwyżej się nie wyśpię, a dokręcę te 40 km z hakiem.

Kościół w Boleszkowicach

Mieszkowice

Pomnik Mieszka I w Mieszkowicach

Leżący kościół; Mieszkowice

Kucyki

W Gozdowicach
Poniżej dwa zdjęcia z promowego przejścia granicznego w Gozdowicach

Widok na północ

Widok na południe


Przed Muzeum bitwy pod Siekierkami


Po 160 km zacząłem znacznie słabnąć, a już od 180 km jechałem na zgonie, który się tylko powiększał. Nawet nie wjechałem do Cedyni, a szkoda. W nocy temperatura spadła prawdopodobnie do około 10 stopni Celsjusza. Ubrałem długie spodnie i drugą kurteczkę, jesienne rękawiczki. Pod tym względem było ok. Jednak i tak powrót okazał się być o wiele bardziej męczący niż przewidywałem. Takiego zgona nie miałem nigdy. Wiedziałem, że dojadę, ale okropnie mi się dłużyło.

Brama miejska w Gryfinie; oczywiście, że na leżąco:)
Do domu wróciłem o 4:30 rano. Niebo było już jasne.

Trasa to dojazd do Gryfina przez Podjuchy i DK 31. Stamtąd kierunek na południowy wschód i wkrótce przypadkowo łapię szlak rowerowy (polecam kliknąć, są mapy), którym dojeżdżam aż do Trzcińska Zdroju. Po drodze mam całkiem przyjemne widoki.




Niestety są też fragmenty z szutrem, w sumie w terenie dzisiaj około 11 km przejechałem. Jednak jadąc powoli można być prawie pewnym, że flaka nie będzie.







W końcu docieram do Trzcińska Zdroju







Nie mogę wstawić w pionie, nawet po obróceniu o 90* przed wczytaniem zdjęcia i tak wychodzi obrócone.
Dalsza droga do Dębna już bez szlaku rowerowego.


Budynek straży pożarnej w Dębnie

Znowu na leżąco:)

Raz w prawo, raz w lewo

Teoretycznie powinienem z Dębna wracać od razu do domu, bo była godzina 18:30, gdy wyjeżdżałem, jednak postanowiłem, że idę na całość i najwyżej się nie wyśpię, a dokręcę te 40 km z hakiem.

Kościół w Boleszkowicach

Mieszkowice

Pomnik Mieszka I w Mieszkowicach

Leżący kościół; Mieszkowice

Kucyki

W Gozdowicach
Poniżej dwa zdjęcia z promowego przejścia granicznego w Gozdowicach

Widok na północ

Widok na południe


Przed Muzeum bitwy pod Siekierkami


Po 160 km zacząłem znacznie słabnąć, a już od 180 km jechałem na zgonie, który się tylko powiększał. Nawet nie wjechałem do Cedyni, a szkoda. W nocy temperatura spadła prawdopodobnie do około 10 stopni Celsjusza. Ubrałem długie spodnie i drugą kurteczkę, jesienne rękawiczki. Pod tym względem było ok. Jednak i tak powrót okazał się być o wiele bardziej męczący niż przewidywałem. Takiego zgona nie miałem nigdy. Wiedziałem, że dojadę, ale okropnie mi się dłużyło.

Brama miejska w Gryfinie; oczywiście, że na leżąco:)
Do domu wróciłem o 4:30 rano. Niebo było już jasne.
Środa, 8 lipca 2020Kategoria .Bridgestone., zz Foto zz
Dobra, Buk, Głębokie, Arkonka i po mieście
Rower:
Bridgestone85.07 km (0.30km teren) czas jazdy: 03:40 h AVS:23.20km/h praca: 3030 kcal
Dzisiaj standardowa pętelka przez Dobrą i Buk. Powrót koło Głębokiego i przez Arkonkę. W ostatnim czasie wybudowano tutaj piękne asfaltowe ścieżki. Muszę przyjechać pojeździć na rolkach. Potem postanowiłem dokręcić jeszcze trochę km po mieście i tak dodatkowe prawie 40 km doszło. W międzyczasie złapał mnie przez chwilę intensywny deszcz, ale nie zdążyłem się pochlapać za mocno, bo jezdnia jeszcze nie pływała. Tak dobrze mi się dzisiaj jechało, że w następny weekend chyba się szarpnę na jakąś jeszcze dłuższą wycieczkę. Oczywiście z plecakiem i bagażnikiem.

Kokpit: widoczny nowy nabytek - pulsometr, licznik nieco po przejściach oraz najlepsza lampka jaką kiedykolwiek miałem (tani produkt z Lidla, a znakomicie oświetla).
Na drugim planie oczywiście mistrzowie - buty z przebiegiem ~58 000 km. Choć wyglądają jakby to było 580 tysięcy.
Jakiś czas temu popsuł mi się prawy górny przycisk w liczniku. Blaszka amortyzująca i tworząca przepływ prądu się odkształciła i przycisk przestał odbijać. Rozebrałem licznik, ale trochę siłowo i szybka musi być teraz dodatkowo przymocowana taśmą klejącą do obudowy, bo cały panel przedni odchodzi wraz z bebechami i bateria traci styk. Wstawiłem odpowiednio zgięty kawałek spinacza biurowego w miejsce blaszki i zepsuty przycisk ponownie działa. Potem zgubiłem jeszcze przy jakimś upuszczeniu na ziemię dwa szare zewnętrzne elementy do przyciskania. Wstawiłem w ich miejsce przycięte zapałki, które przyciskają punktowo wewnątrz oryginalne przyciski. Taśma klejąca i gumka recepturka spinają całość, żeby licznik się nie otworzył, bo bywało od tej pory i tak i traciłem dzienny przebieg. Teraz bardzo kibicuję, żeby to się wszystko całkiem rozleciało, bo chętnie kupię BC 23.16 lub Roxa 12. Póki co stara 1606L, rocznik 2006, kupiona w Bikestacji za 73 PLN nie chce wyzionąć ducha.

Widok z Wałów Chrobrego na wesołe miasteczko

Muzeum Narodowe na Wałach Chrobrego

Kokpit: widoczny nowy nabytek - pulsometr, licznik nieco po przejściach oraz najlepsza lampka jaką kiedykolwiek miałem (tani produkt z Lidla, a znakomicie oświetla).
Na drugim planie oczywiście mistrzowie - buty z przebiegiem ~58 000 km. Choć wyglądają jakby to było 580 tysięcy.
Jakiś czas temu popsuł mi się prawy górny przycisk w liczniku. Blaszka amortyzująca i tworząca przepływ prądu się odkształciła i przycisk przestał odbijać. Rozebrałem licznik, ale trochę siłowo i szybka musi być teraz dodatkowo przymocowana taśmą klejącą do obudowy, bo cały panel przedni odchodzi wraz z bebechami i bateria traci styk. Wstawiłem odpowiednio zgięty kawałek spinacza biurowego w miejsce blaszki i zepsuty przycisk ponownie działa. Potem zgubiłem jeszcze przy jakimś upuszczeniu na ziemię dwa szare zewnętrzne elementy do przyciskania. Wstawiłem w ich miejsce przycięte zapałki, które przyciskają punktowo wewnątrz oryginalne przyciski. Taśma klejąca i gumka recepturka spinają całość, żeby licznik się nie otworzył, bo bywało od tej pory i tak i traciłem dzienny przebieg. Teraz bardzo kibicuję, żeby to się wszystko całkiem rozleciało, bo chętnie kupię BC 23.16 lub Roxa 12. Póki co stara 1606L, rocznik 2006, kupiona w Bikestacji za 73 PLN nie chce wyzionąć ducha.

Widok z Wałów Chrobrego na wesołe miasteczko

Muzeum Narodowe na Wałach Chrobrego
Niedziela, 5 lipca 2020Kategoria ..>100km, ..>150km, .Bridgestone., zz Foto zz
Wycieczka do Barlinka
Rower:
Bridgestone190.09 km (5.50km teren) czas jazdy: 09:38 h AVS:19.73km/h praca: 6602 kcal
Pomysł na dzisiejszą wycieczkę ewoluował z pomysłu na wycieczkę samochodową. Kilka miesięcy temu wracając do Szczecina samochodem jechałem bocznymi drogami zamiast S3. Przypadkowo natrafiłem w jednej z miejscowości na zabytkowy budynek, a jak się potem okazało pałac. To mi dało pomysł, żeby zaplanować trasę, na której będzie więcej takich pałaców/dworków. Ponieważ rozkręciłem się rowerowo w tym roku na dłuższych dystansach, więc postanowiłem, że skrócę jedną z tras i przejadę ją dzisiaj na rowerze.

Nie napisałem o tym ostatnio, ale kupiłem sobie znowu pulsometr. Poprzedni położyłem kiedyś w czasie postoju na dachu samochodu i o nim zapomniałem. Przepadł.
Teraz kupiłem Sigmę PC 15.11, dawniej miałem sigmę PC 15. Starszy miał więcej funkcji i statystyk, ale miał problem z sygnałem czasami. Nowy jest kiepski jeśli chodzi o statystyki, podaje mi czas jazdy tylko w jednej wybranej strefie. Już wiem, że kupię sobie prawdopodobnie Sigmę BC 23.16, a obecny pulsometr będzie do jazdy na rolkach. Tak naprawdę, to kupiłem pulsometr, żeby wiedzieć ile kcal spaliłem i muszę uzupełnić. Mam pare wpisów archiwalnych z dawnego pulsometru i paru wyjazdów, i po obrobieniu w arkuszu kalkulacyjnym i zrobieniu wykresów, już pewne wnioski wciągnąłem, więc na dzisiaj spodziewałem się wydatku energetycznego rzędu 6000 kcal. Wyszło 6600, więc ok. Zabrałem ze sobą 20 7daysów czekoladowych czyli około 5400 kcal, a w sobie jajecznicę z 6 jaj i kanapki, a dodatkowo wczoraj się objadałem schabowymi i makaronem.
TRASA DOJAZDOWA
TRASA POWROTNA
Dzisiaj wstałem wcześniej niż zwykle w weekend i dzięki temu wystartowałem o 11:15. Pojechałem przez ul. Floriana Krygiera do Podjuch, a stąd drogami asfaltowymi przez Puszczę Bukową do Starego Czarnowa. Tutaj wjechałem na dawką DK 3, która doprowadziła mnie do Pyrzyc. Towarzyszył mi bardzo mocny boczny wiatr.

Dojeżdżając do ronda w Podjuchach

Jadąc przez Puszczę Bukową

Na dawnej DK 3

Pyrzyce witają


Po zrobieniu kilku zdjęć, o które aż się prosiło, kontynuowałem przez około 10 km po ścieżce rowerowej. Ścieżka bardzo dobrej jakości, szeroka.



Był bardzo orzeźwiający fragment wśród gęstych drzew, która dawały sporo cienia. Ze ścieżki zjeżdżam na boczną drogę, która doprowadza mnie po chwili do DW 122, a już za moment skręcam w kierunku Przelewic.

Przelewice i w tle Mistrz Drugiego Planu czyli Sklep DINO.
Ok, dość wzruszeń, niedziela niehandlowa. Jadę dalej. Nawierzchnia jest słabej jakości, jedzie mi się niewygodnie, jadę powoli. Po drodze pstrykam zdjęcia kościołów. Co druga wioska i oczywiście ma kościół. Kościoły robią wrażenie swoją wiekowością, mają coś w sobie.







Level master, czyli pasy łączące wjazd na posesję z żywopłotem po drugiej stronie jezdni.

Profesjonalny kokpit. 2 lampki z Lidla, dzięki którym mogę jechać w ciemności tak samo szybko, a raczej wolno jak w dzień. Do tego na główce ramy 2 lampki pozycyjne.

Jeszcze kilka wiosek, wioseczek, kilka kilometrów dziurawych dróg i dojeżdżam do Barlinka. Barlinek, czyli po niemiecku Berlinchen (Mały Berlin). Tutaj 24 grudnia 1868 urodził się Emanuel Lasker, drugi mistrz świata w szachach. Mistrzem był rekordowo długo, bo aż przez 27 lat! Dom, w którym urodził się Laser istnieje do dziś, a na ścianie znajduje się pamiątkowa tablica. W Barlinku odbywają się turnieje szachowe im. Emanuela Laskera. Dawniej były to turnieje szachów klasycznych (długie tempo gry, jedna partia dziennie), teraz już tylko turnieje szachów szybkich (cały turniej w ciągu jednego dnia).

















Pozwiedzałem trochę miasto, odwiedziłem miejsca, które pamiętam z czasów, kiedy byłem tutaj na wakacjach, porobiłem zdjęcia i ruszyłem w drogę powrotną.
Pierwszy pałac, który dzisiaj nawiedziłem z odległości około 200 m, to Pałac w Janowie. Za czasów jego świetności musiał być imponujący. Teraz znajduje się w ruinie.


Żniwa, panie!
Następna atrakcja to Zespół Pałacowo-Folwarczny w Laskowie. Tutaj również mamy do czynienia z opuszczonym budynkiem dosłownie zabitym dechami.

Poniżej dwa zdjęcia kościoła z nie jestem pewien jakiej miejscowości.



Ruiny kościoła w Płońsku


W końcu dojeżdżam do Żukowa. Od kilku km para deszcz, a moje palce bawią się w wycieraczki. Jest beznadziejnie.

Tutaj podchodzę nieco bliżej do pałacu, który również znajduje się w ruinie. Odizolowuję się od miejscowych chłopaków, którzy postanowili ze mną pogadać i się zintegrować, robię kilka zdjęć, okrążam budynek i jadę dalej. Tutaj trochę więcej o Pałacu w Żukowie. Tutaj jeszcze jeden link.



Jadę betonowymi płytami, chcę skrócić nieco drogę, by mniejszy dystans jechać po DW 122. Wkrótce w Lubiatowe i tak z niej zjeżdżam. Tutaj fotografuję kolejny pałac oraz kościół.
Link do wpisu o Lubiatowie na Wikipedii.



Kilka wiosek dalej dojeżdżam do Czernic, gdzie znajduje się dwór.




Jadę dalej, zaczynam okrążać Jezioro Miedwie od strony wschodniej.



Odwiedzam punkt widokowy i robię kilka zdjęć.




Znowu zaczyna padać deszcz, więc chowam się pod wiatą i pakuję 270 kcal, czyli zjadam 7daysa czekoladowego. Fotografuję też dwie tęcze obok siebie. Jeszcze nigdy nie widziałem takiej intensywnej tęczy.

Ruszam w drogę. Niestety okazuje się, że będzie nieprzyjemnie, ponieważ jest szuter.


W taki sposób pokonuję około 3 km i dojeżdżam do pięknie zadbanego Pałacu w Koszewie.


W kolejnej wsi jest Pałac w Koszewku.

Na tym kończą się dzisiejsze zdjęcia, ale nie atrakcje. Przyspieszyłem, ponieważ nie znałem trasy, a robiła się juz szarówka mocna i chciałem za widnego przejechać jak najwięcej. Tuż przed zapadnięciem zmroku zrobiłem postój na umycie twarzy i dłoni wodą z mydłem oraz wyczyszczenie szkieł okularów. To mi dużo dało, baaardzo poprawiło komfort dalszej jazdy na ostatnie 30 km. Wracałem przez Motaniec, Niedźwiedź, Wielgowo i Dąbie. W Wielgowie w moim kierunku zaczął biec dosyć duży pies, który bieg z ciemności nieoświetlonych. Ale nie ze mną te numery. Gdy jadę w nocy przez las, to się drę, żeby przestraszyć potencjalne sarny, lisy i inne zwierzęta, co mogłyby wbiec mi przed nos, więc jedyne co w tej sytuacji mogłem zrobić z tym psem to zaryczeć na niego jak lew z MGM. Zadziałało, spieprzył. Ja też.
Podsumowanie i wnioski na kolejne wyjazdy.
Za mało jadłem, bo już mi nosem te 7daysy wychodziły. Od kilku tygodni tylko te rogaliki zabieram na każdy wyjazd. Limit został wyczerpany.
Druga sprawa, to picie. Zabrałem 4,6 L wody i na zasadzie porównania z poprzednim wyjazdem, to miało być dosyć, ale nie było. Dla komfortu potrzebuję 6 L wody.
Trzecia sprawa to plecak. Był za ciężki, zrobiły mi się na ciele czerwone ślady od ramiączek.
Czwarta sprawa to jakiś krem na słońce, bo moje ręce mają teraz barwy narodowe biało-czerwone.
Piąta sprawa to sufit dystansowy, jaki widzę. Gdybym założył bagażnik i torbę, to myślę, że mógłbym zabrać różnorodne zapasy prowiantu na przejechanie 300 km, jednak nie wydaje mi się, żeby przejechanie 400 km bez dodatkowych zakupów było możliwe, a po cichu liczyłem na taka wyprawę w tym roku. Jednak dzisiaj z pewnością to za wysokie progi na moje siły. W sierpniu będzie za krótki dzień i prawdopodobnie zbyt chłodno w nocy.

Nie napisałem o tym ostatnio, ale kupiłem sobie znowu pulsometr. Poprzedni położyłem kiedyś w czasie postoju na dachu samochodu i o nim zapomniałem. Przepadł.
Teraz kupiłem Sigmę PC 15.11, dawniej miałem sigmę PC 15. Starszy miał więcej funkcji i statystyk, ale miał problem z sygnałem czasami. Nowy jest kiepski jeśli chodzi o statystyki, podaje mi czas jazdy tylko w jednej wybranej strefie. Już wiem, że kupię sobie prawdopodobnie Sigmę BC 23.16, a obecny pulsometr będzie do jazdy na rolkach. Tak naprawdę, to kupiłem pulsometr, żeby wiedzieć ile kcal spaliłem i muszę uzupełnić. Mam pare wpisów archiwalnych z dawnego pulsometru i paru wyjazdów, i po obrobieniu w arkuszu kalkulacyjnym i zrobieniu wykresów, już pewne wnioski wciągnąłem, więc na dzisiaj spodziewałem się wydatku energetycznego rzędu 6000 kcal. Wyszło 6600, więc ok. Zabrałem ze sobą 20 7daysów czekoladowych czyli około 5400 kcal, a w sobie jajecznicę z 6 jaj i kanapki, a dodatkowo wczoraj się objadałem schabowymi i makaronem.
TRASA DOJAZDOWA
TRASA POWROTNA
Dzisiaj wstałem wcześniej niż zwykle w weekend i dzięki temu wystartowałem o 11:15. Pojechałem przez ul. Floriana Krygiera do Podjuch, a stąd drogami asfaltowymi przez Puszczę Bukową do Starego Czarnowa. Tutaj wjechałem na dawką DK 3, która doprowadziła mnie do Pyrzyc. Towarzyszył mi bardzo mocny boczny wiatr.

Dojeżdżając do ronda w Podjuchach

Jadąc przez Puszczę Bukową

Na dawnej DK 3

Pyrzyce witają


Po zrobieniu kilku zdjęć, o które aż się prosiło, kontynuowałem przez około 10 km po ścieżce rowerowej. Ścieżka bardzo dobrej jakości, szeroka.



Był bardzo orzeźwiający fragment wśród gęstych drzew, która dawały sporo cienia. Ze ścieżki zjeżdżam na boczną drogę, która doprowadza mnie po chwili do DW 122, a już za moment skręcam w kierunku Przelewic.

Przelewice i w tle Mistrz Drugiego Planu czyli Sklep DINO.
Ok, dość wzruszeń, niedziela niehandlowa. Jadę dalej. Nawierzchnia jest słabej jakości, jedzie mi się niewygodnie, jadę powoli. Po drodze pstrykam zdjęcia kościołów. Co druga wioska i oczywiście ma kościół. Kościoły robią wrażenie swoją wiekowością, mają coś w sobie.







Level master, czyli pasy łączące wjazd na posesję z żywopłotem po drugiej stronie jezdni.

Profesjonalny kokpit. 2 lampki z Lidla, dzięki którym mogę jechać w ciemności tak samo szybko, a raczej wolno jak w dzień. Do tego na główce ramy 2 lampki pozycyjne.

Jeszcze kilka wiosek, wioseczek, kilka kilometrów dziurawych dróg i dojeżdżam do Barlinka. Barlinek, czyli po niemiecku Berlinchen (Mały Berlin). Tutaj 24 grudnia 1868 urodził się Emanuel Lasker, drugi mistrz świata w szachach. Mistrzem był rekordowo długo, bo aż przez 27 lat! Dom, w którym urodził się Laser istnieje do dziś, a na ścianie znajduje się pamiątkowa tablica. W Barlinku odbywają się turnieje szachowe im. Emanuela Laskera. Dawniej były to turnieje szachów klasycznych (długie tempo gry, jedna partia dziennie), teraz już tylko turnieje szachów szybkich (cały turniej w ciągu jednego dnia).

















Pozwiedzałem trochę miasto, odwiedziłem miejsca, które pamiętam z czasów, kiedy byłem tutaj na wakacjach, porobiłem zdjęcia i ruszyłem w drogę powrotną.
Pierwszy pałac, który dzisiaj nawiedziłem z odległości około 200 m, to Pałac w Janowie. Za czasów jego świetności musiał być imponujący. Teraz znajduje się w ruinie.


Żniwa, panie!
Następna atrakcja to Zespół Pałacowo-Folwarczny w Laskowie. Tutaj również mamy do czynienia z opuszczonym budynkiem dosłownie zabitym dechami.

Poniżej dwa zdjęcia kościoła z nie jestem pewien jakiej miejscowości.



Ruiny kościoła w Płońsku


W końcu dojeżdżam do Żukowa. Od kilku km para deszcz, a moje palce bawią się w wycieraczki. Jest beznadziejnie.

Tutaj podchodzę nieco bliżej do pałacu, który również znajduje się w ruinie. Odizolowuję się od miejscowych chłopaków, którzy postanowili ze mną pogadać i się zintegrować, robię kilka zdjęć, okrążam budynek i jadę dalej. Tutaj trochę więcej o Pałacu w Żukowie. Tutaj jeszcze jeden link.



Jadę betonowymi płytami, chcę skrócić nieco drogę, by mniejszy dystans jechać po DW 122. Wkrótce w Lubiatowe i tak z niej zjeżdżam. Tutaj fotografuję kolejny pałac oraz kościół.
Link do wpisu o Lubiatowie na Wikipedii.



Kilka wiosek dalej dojeżdżam do Czernic, gdzie znajduje się dwór.




Jadę dalej, zaczynam okrążać Jezioro Miedwie od strony wschodniej.



Odwiedzam punkt widokowy i robię kilka zdjęć.




Znowu zaczyna padać deszcz, więc chowam się pod wiatą i pakuję 270 kcal, czyli zjadam 7daysa czekoladowego. Fotografuję też dwie tęcze obok siebie. Jeszcze nigdy nie widziałem takiej intensywnej tęczy.

Ruszam w drogę. Niestety okazuje się, że będzie nieprzyjemnie, ponieważ jest szuter.


W taki sposób pokonuję około 3 km i dojeżdżam do pięknie zadbanego Pałacu w Koszewie.


W kolejnej wsi jest Pałac w Koszewku.

Na tym kończą się dzisiejsze zdjęcia, ale nie atrakcje. Przyspieszyłem, ponieważ nie znałem trasy, a robiła się juz szarówka mocna i chciałem za widnego przejechać jak najwięcej. Tuż przed zapadnięciem zmroku zrobiłem postój na umycie twarzy i dłoni wodą z mydłem oraz wyczyszczenie szkieł okularów. To mi dużo dało, baaardzo poprawiło komfort dalszej jazdy na ostatnie 30 km. Wracałem przez Motaniec, Niedźwiedź, Wielgowo i Dąbie. W Wielgowie w moim kierunku zaczął biec dosyć duży pies, który bieg z ciemności nieoświetlonych. Ale nie ze mną te numery. Gdy jadę w nocy przez las, to się drę, żeby przestraszyć potencjalne sarny, lisy i inne zwierzęta, co mogłyby wbiec mi przed nos, więc jedyne co w tej sytuacji mogłem zrobić z tym psem to zaryczeć na niego jak lew z MGM. Zadziałało, spieprzył. Ja też.
Podsumowanie i wnioski na kolejne wyjazdy.
Za mało jadłem, bo już mi nosem te 7daysy wychodziły. Od kilku tygodni tylko te rogaliki zabieram na każdy wyjazd. Limit został wyczerpany.
Druga sprawa, to picie. Zabrałem 4,6 L wody i na zasadzie porównania z poprzednim wyjazdem, to miało być dosyć, ale nie było. Dla komfortu potrzebuję 6 L wody.
Trzecia sprawa to plecak. Był za ciężki, zrobiły mi się na ciele czerwone ślady od ramiączek.
Czwarta sprawa to jakiś krem na słońce, bo moje ręce mają teraz barwy narodowe biało-czerwone.
Piąta sprawa to sufit dystansowy, jaki widzę. Gdybym założył bagażnik i torbę, to myślę, że mógłbym zabrać różnorodne zapasy prowiantu na przejechanie 300 km, jednak nie wydaje mi się, żeby przejechanie 400 km bez dodatkowych zakupów było możliwe, a po cichu liczyłem na taka wyprawę w tym roku. Jednak dzisiaj z pewnością to za wysokie progi na moje siły. W sierpniu będzie za krótki dzień i prawdopodobnie zbyt chłodno w nocy.
Piątek, 3 lipca 2020Kategoria .Bridgestone., Night Bike, zz Foto zz
Trzebież wieczorowo-nocną porą
Rower:
Bridgestone72.39 km (0.00km teren) czas jazdy: 03:13 h AVS:22.50km/h praca: 2401 kcal
Dzisiaj natchnęło mnie na wyjazd do Trzebieży. Niedawno przejeżdżałem przez miejscowość, ale nie zwiedzałem jej, bo już było późno. Dzisiaj właściwie pora podobna, ale ja świeższy, więc trochę pooglądałem. Wybrałem trasę przez Głębokie, Tanowo i Tatynię.
W ramach przygotowania do większych jednodniowych wyjazdów kupiłem parę fantów. Są to bagażnik na sztycę (ładowność do 9 kg) oraz torba. Zaleta tego zestawu jest taka, że torba ma wbudowany plasikowy profil na spodzie i wsuwa się w szynę na bagażniku, ładnie to do siebie pasuje.

Bridgestone na testowo - z bagażnikiem i torbą Topeak Beam Racke i MTX Trunkbag
Musiałem trochę pokombinować z mocowaniem lampki, ale jest ok. Niestety lampka na sztycy jest teraz zasłonięta.

Wrażenia z dzisiejszej jazdy są bardzo negatywne. Masa bagażnika + pustej torby to 1,5 kg niejadalnego obciążenia, a do środka wsadziłem jeszcze rzeczy, które normalnie wiózłbym w kieszonkach + rzeczy dodatki w ramach testu. Czułem się jak ciężarówka, zero zrywu, bez możliwości kołysania się na boki w czasie jazdy na stojąco, bardzo nieprzyjemnie. Bardziej się męczyłem w czasie jazdy, no i oczywiście wolniej jechałem. Chodzenie z rowerem po klatce schodowej to także było wyzwanie. Był jeden plus w stosunku do plecaka - suche plecy. Nie rekompensowało to jednak uciążliwości jazdy. Bagażnik ma sens tylko wtedy, jeśli zabierałbym jedzenie, picie i ubrania na całodniową wycieczkę, jak w poprzedni weekend gdy był skwar ponad +30*C. W przeciwnym razie w pierwszej kolejności lepiej jest brać plecak. Wszak plecak to zapewne jakieś max 500 g, czyli o 1 kg mniej niejadalnego balastu.
W Trzebieży zrobiłem kilka zdjęć i wyruszyłem w drogę powrotną.

Kościół w Trzebieży

Widok z pływającego pomostu

Bryczka
Gdy startowałem do domu to było już prawie całkiem czarno na niebie. Spotkałem dwie sarny w drodze powrotnej - pierwszą na skarpie między ścieżką rowerową, a jezdnią dla samochodów, a drugą już w mieście na osiedlu domków jednorodzinnych. Do domu wróciłem po północy. Wcześniej planowałem zrobić jakąś wycieczkę +200 km w niedzielę, ale po dzisiejszym wyjściu widzę, że chyba nie dam rady.
W ramach przygotowania do większych jednodniowych wyjazdów kupiłem parę fantów. Są to bagażnik na sztycę (ładowność do 9 kg) oraz torba. Zaleta tego zestawu jest taka, że torba ma wbudowany plasikowy profil na spodzie i wsuwa się w szynę na bagażniku, ładnie to do siebie pasuje.

Bridgestone na testowo - z bagażnikiem i torbą Topeak Beam Racke i MTX Trunkbag
Musiałem trochę pokombinować z mocowaniem lampki, ale jest ok. Niestety lampka na sztycy jest teraz zasłonięta.

Wrażenia z dzisiejszej jazdy są bardzo negatywne. Masa bagażnika + pustej torby to 1,5 kg niejadalnego obciążenia, a do środka wsadziłem jeszcze rzeczy, które normalnie wiózłbym w kieszonkach + rzeczy dodatki w ramach testu. Czułem się jak ciężarówka, zero zrywu, bez możliwości kołysania się na boki w czasie jazdy na stojąco, bardzo nieprzyjemnie. Bardziej się męczyłem w czasie jazdy, no i oczywiście wolniej jechałem. Chodzenie z rowerem po klatce schodowej to także było wyzwanie. Był jeden plus w stosunku do plecaka - suche plecy. Nie rekompensowało to jednak uciążliwości jazdy. Bagażnik ma sens tylko wtedy, jeśli zabierałbym jedzenie, picie i ubrania na całodniową wycieczkę, jak w poprzedni weekend gdy był skwar ponad +30*C. W przeciwnym razie w pierwszej kolejności lepiej jest brać plecak. Wszak plecak to zapewne jakieś max 500 g, czyli o 1 kg mniej niejadalnego balastu.
W Trzebieży zrobiłem kilka zdjęć i wyruszyłem w drogę powrotną.

Kościół w Trzebieży

Widok z pływającego pomostu

Bryczka
Gdy startowałem do domu to było już prawie całkiem czarno na niebie. Spotkałem dwie sarny w drodze powrotnej - pierwszą na skarpie między ścieżką rowerową, a jezdnią dla samochodów, a drugą już w mieście na osiedlu domków jednorodzinnych. Do domu wróciłem po północy. Wcześniej planowałem zrobić jakąś wycieczkę +200 km w niedzielę, ale po dzisiejszym wyjściu widzę, że chyba nie dam rady.
Środa, 1 lipca 2020Kategoria .Bridgestone., zz Foto zz
Dobra, Buk, Wołczkowo i po mieście
Rower:
Bridgestone50.45 km (0.00km teren) czas jazdy: 01:59 h AVS:25.44km/h
Dzisiaj standardowa trasa na wyjście w okolicy 2 godzin. Do Dobrej przez Lubieszyn, potem kierunek Buk i pętelka po ścieżce rowerowej.

Jadąc kawałek dalej w stosunku do miejsca na zdjęciu w okolicy ulicy Zachodniej (to już chyba Łęgi) spotkałem dwa dosyć duże psy luzem. Myślałem, że będzie bijatyka, bo zatrzymałem się na wysokim biegu i do tego dość relatywnie blisko od nich bez możliwości redukcji na niższe przełożenie i bez szans na ucieczkę w razie gdyby podbiegły. Na szczęście jeden zrobił zmyłkę, bo ruszył w moim kierunku by po chwili pobiec z drugą stronę razem ze swoim kompanem.
Powrót do domu przez Wołczkowo i Głębokie. Nowa ścieżka przy lesie za Jeziorem Głębokim już prawie w całości ma nawierzchnię asfaltową. Na jezdni dla samochodów nadal ruch wahadłowy, jednak jest już warstwa ścieralna ułożona na wahadle. Szykuje się fajna trasa na rolki - od skrzyżowania al. Wojska Polskiego i Miodowej aż do Dobrej, 7 km w jedną stronę.

Jadąc kawałek dalej w stosunku do miejsca na zdjęciu w okolicy ulicy Zachodniej (to już chyba Łęgi) spotkałem dwa dosyć duże psy luzem. Myślałem, że będzie bijatyka, bo zatrzymałem się na wysokim biegu i do tego dość relatywnie blisko od nich bez możliwości redukcji na niższe przełożenie i bez szans na ucieczkę w razie gdyby podbiegły. Na szczęście jeden zrobił zmyłkę, bo ruszył w moim kierunku by po chwili pobiec z drugą stronę razem ze swoim kompanem.
Powrót do domu przez Wołczkowo i Głębokie. Nowa ścieżka przy lesie za Jeziorem Głębokim już prawie w całości ma nawierzchnię asfaltową. Na jezdni dla samochodów nadal ruch wahadłowy, jednak jest już warstwa ścieralna ułożona na wahadle. Szykuje się fajna trasa na rolki - od skrzyżowania al. Wojska Polskiego i Miodowej aż do Dobrej, 7 km w jedną stronę.
Sobota, 27 czerwca 2020Kategoria ..>100km, .Bridgestone., zz Foto zz, ..>150km
Wycieczka do Wolina
Rower:
Bridgestone170.40 km (0.00km teren) czas jazdy: 07:51 h AVS:21.71km/h
Na dzisiaj miałem pomysł na dwie trasy. Jedna z nich to pętla wokół Zalewu Kamieńskiego, a druga to kierunek Lipiany i Barlinek. Wg prognozy pogody na południu temperatura miała dochodzić nawet do 36 stopni Celsjusza, dlatego zdecydowałem się na kierunek północny.

Z domu wyjechałem o godzinie 14. Kierunek na Goleniów, ale do samego miasta nie wjeżdżałem, bo tuż przed odbiłem w kierunku Stepnicy zmierzając do DW 111.

Okolice Goleniowa
Szybko przekonałem się, że to będzie bardzo trudny dzień. Upał i duchota niesamowita. Po 30 km wypiłem już 0,8 L wody. Zrobiłem szybkie obliczenia i doszedłem do wniosku, że wystarczy mi picia na jakieś 150 km. Na całą trasę zabrałem ze sobą 4,2 litra, z czego: 1,5 L + 0,5 L w koszkach na bidony, 1,0 L w plecaku, 0,3 L w kieszonce koszulki, a 3x0,3 L przyklejone do ramy i kokpitu (nie zrobiłem foto, żeby ktoś kiedyś nie użył tego przeciwko mnie :P ). Do jedzenia miałem 20x 7days czyli jakieś 5400 kcal, a w sobie wczorajszy makaron i dzisiejszą jajecznicę.
Przeanalizowałem dawne statystyki, gdy jeszcze używałem pulsometru i wyszło mi z nich, że jadąc z AVS=25km/h, spalam około 750 kcal/h. Zakładając 230 km trasę potrzebowałbym wydatkować około 7000 kcal, więc liczby się zgadzały. Tylko woda się nie zgadzała..

Okolice Stepnicy i około 55 km na liczniku

Taki tam domek:) Stan baaaardzo surowy otwarty

Farma wiatrowa Tauronu
Mimo, że na wcześniejszych wycieczkach 7daysy się sprawdzały, to dzisiaj nie bardzo miałem ochotę je podjadać. Gorąco, monotonia smaku, trochę blee, ale siły nie opuszczały.
Kiedy dojechałem do Wolina na liczniku miałem około 90 km, a w zapasie prawie 2 litry wody na powrót. Biorąc pod uwagę, że słońce przestawało smażyć, a temperatura miała wkrótce spaść jeszcze mocniej, brzmiało to optymistycznie. Popstrykałem trochę zdjęć i wystartowałem w trasę powrotną.

Wioska Wikingów i Słowian

Jedno z lepszych zdjęć z dzisiaj







W drodze powrotnej, nieco inna trasa, żeby nie jechać po DW 111, na której wcześniej był dosyć spory ruch

Topiący się asfalt


6 lampek jest? Jest.


Pierwszy raz mi się zdarzyło spotkać kilka samców jeleni. Zauważyłem 3 sztuki, a "sfotografować" udało mi się jednego z nich.


Widok na S3 w kierunku nad morze


Kościół w Miękowie.
Za Miękowem zrobiłem sobie chyba pół godziny przerwy, zdjąłem kask, rękawiczki i umyłem ręce i buzie mydłem i wodą, i wreszcie poczułem, że znowu żyję i się tak nie lepię. Temperatura wtedy już spadła, było nawet dosyć chłodno. BTW, ale tych "i" w jednym zdaniu. Ciekawe czy nie za mało przecinków..

Węzeł S6/S3

Widok w drugą stronę. W pasie rozdziału widoczny karmnik/gniazdo na słupie.

Kościół w Załomiu nocą
Do domu wróciłem po 23. Podsumuwując: wycieczka bardzo interesująca, ładne widoki, nowe lub prawie nowe miejsca dla mnie. Minusem oczywiście skwar. Gdybym miał znowu w takich warunkach jechać w taką samą kilometrażowo trasę to wziąłbym ze sobą jeszcze przynajmniej 1,5 L wody więcej. Jedzenia wystarczyło, chyba z 10 7daysów i tak przywiozłem do domu.

Z domu wyjechałem o godzinie 14. Kierunek na Goleniów, ale do samego miasta nie wjeżdżałem, bo tuż przed odbiłem w kierunku Stepnicy zmierzając do DW 111.

Okolice Goleniowa
Szybko przekonałem się, że to będzie bardzo trudny dzień. Upał i duchota niesamowita. Po 30 km wypiłem już 0,8 L wody. Zrobiłem szybkie obliczenia i doszedłem do wniosku, że wystarczy mi picia na jakieś 150 km. Na całą trasę zabrałem ze sobą 4,2 litra, z czego: 1,5 L + 0,5 L w koszkach na bidony, 1,0 L w plecaku, 0,3 L w kieszonce koszulki, a 3x0,3 L przyklejone do ramy i kokpitu (nie zrobiłem foto, żeby ktoś kiedyś nie użył tego przeciwko mnie :P ). Do jedzenia miałem 20x 7days czyli jakieś 5400 kcal, a w sobie wczorajszy makaron i dzisiejszą jajecznicę.
Przeanalizowałem dawne statystyki, gdy jeszcze używałem pulsometru i wyszło mi z nich, że jadąc z AVS=25km/h, spalam około 750 kcal/h. Zakładając 230 km trasę potrzebowałbym wydatkować około 7000 kcal, więc liczby się zgadzały. Tylko woda się nie zgadzała..

Okolice Stepnicy i około 55 km na liczniku

Taki tam domek:) Stan baaaardzo surowy otwarty

Farma wiatrowa Tauronu
Mimo, że na wcześniejszych wycieczkach 7daysy się sprawdzały, to dzisiaj nie bardzo miałem ochotę je podjadać. Gorąco, monotonia smaku, trochę blee, ale siły nie opuszczały.
Kiedy dojechałem do Wolina na liczniku miałem około 90 km, a w zapasie prawie 2 litry wody na powrót. Biorąc pod uwagę, że słońce przestawało smażyć, a temperatura miała wkrótce spaść jeszcze mocniej, brzmiało to optymistycznie. Popstrykałem trochę zdjęć i wystartowałem w trasę powrotną.

Wioska Wikingów i Słowian

Jedno z lepszych zdjęć z dzisiaj







W drodze powrotnej, nieco inna trasa, żeby nie jechać po DW 111, na której wcześniej był dosyć spory ruch

Topiący się asfalt


6 lampek jest? Jest.


Pierwszy raz mi się zdarzyło spotkać kilka samców jeleni. Zauważyłem 3 sztuki, a "sfotografować" udało mi się jednego z nich.


Widok na S3 w kierunku nad morze


Kościół w Miękowie.
Za Miękowem zrobiłem sobie chyba pół godziny przerwy, zdjąłem kask, rękawiczki i umyłem ręce i buzie mydłem i wodą, i wreszcie poczułem, że znowu żyję i się tak nie lepię. Temperatura wtedy już spadła, było nawet dosyć chłodno. BTW, ale tych "i" w jednym zdaniu. Ciekawe czy nie za mało przecinków..

Węzeł S6/S3

Widok w drugą stronę. W pasie rozdziału widoczny karmnik/gniazdo na słupie.

Kościół w Załomiu nocą
Do domu wróciłem po 23. Podsumuwując: wycieczka bardzo interesująca, ładne widoki, nowe lub prawie nowe miejsca dla mnie. Minusem oczywiście skwar. Gdybym miał znowu w takich warunkach jechać w taką samą kilometrażowo trasę to wziąłbym ze sobą jeszcze przynajmniej 1,5 L wody więcej. Jedzenia wystarczyło, chyba z 10 7daysów i tak przywiozłem do domu.
Środa, 24 czerwca 2020Kategoria .Bridgestone., zz Foto zz
Prawie Dobieszczyn
Rower:
Bridgestone60.25 km (0.00km teren) czas jazdy: 02:27 h AVS:24.59km/h
Dzisiaj ostatnie wyjście przed planowaną większą wycieczką w weekend. Gorąco, za mało picia zabrałem ze sobą.

Bridgestone Super Diamond Road

Bridgestone Super Diamond Road
Wtorek, 23 czerwca 2020Kategoria .Bridgestone., zz Foto zz
Dobra, Buk i po mieście
Rower:
Bridgestone54.29 km (0.00km teren) czas jazdy: 02:18 h AVS:23.60km/h
Dzisiaj typowa trasa na krótkie wyjście. Pętla przez Dobrą i Buk, z dokręceniem paru km po mieście.


Poniedziałek, 22 czerwca 2020Kategoria .Bridgestone.
Leniwe kręcenie po okolicy
Rower:
Bridgestone30.20 km (0.00km teren) czas jazdy: 01:33 h AVS:19.48km/h
Wieczorna przejażdżka do Kołbaskowa i z powrotem. Chłodno było.
Sobota, 20 czerwca 2020Kategoria .Bridgestone., zz Foto zz
Wycieczka do Kołbacza i Kobylanki
Rower:
Bridgestone77.99 km (2.00km teren) czas jazdy: 04:24 h AVS:17.72km/h
Na dzisiaj zaplanowałem sobie trasę do Pyrzyc na około 130-140 km, jednak pod wpływem deszczu, który dawał mi się mocno we znaki, zmieniłem zdanie i znacznie skróciłem wyprawę. Ponieważ obudziłem się późno i nie byłem pewien pogody, to z domu wyjechałem około 17:30. Przez Puszczę Bukową dojechałem do Starego Czarnowa. Po drodze przejechałem m.in. przez Kołowo i Dobropole Gryfińskie. W powietrzu cały czas była mgiełka wodna, która sprawiała, że moje palce co chwile musiały bawić się w wycieraczki.

Jadąc przez Puszczę Bukową

Kościół w Kołowie na tle stawu

Widok z wiaduktu w Starym Czarnowie na dawną DK nr 3
Ze Starego Czarnowa przez Dębinę w kierunku Kołbacza. Po drodze okazało się, że jest bezpośrednia ścieżka rowerowa dobrej jakości, która jest fajnym skrótem. Częściowo z niego skorzystałem.



Klasztor cystersów w Kołbaczu
W Kołbaczu miałem na liczniku raptem 37 km zrobione w 2 godziny i już wiedziałem, że będę musiał zmienić trasę, aby nie wracać do domu o 3 nad ranem, więc pomyślałem, że odwiedzę Stargard, bo nawet nie pamiętam kiedy ostatnio byłem tam na rowerze. Niestety w okolicy Kobylanki rozpadał się na tyle silny deszcz, że wkrótce miałem mokre buty i uznałem, że w nosie już mam zwiedzanie, zawróciłem. Z Motańca dojechałem przez las do Niedźwiedzia, przecinając wcześniej DK 10 wiaduktem pod droga główną. Stąd już tylko kierunek do Zdunowa przez Dąbie i do siebie na lewobrzeże.

Nowa droga w budowie, okolice Zdunowa
Trochę niedosyt mi pozostał po dzisiejszym wyjeździe, bo rozkręciłem się już na tyle, że czuję że wypad nad morze jest już w zasięgu nóg i chciałem się trochę wyszaleć. Ostatnie większe wyjazdy robiłem z plecakiem i o ile pierwsze takie wyjście było trudne, to teraz już plecak wcale mi nie przeszkadza, raczej problemem jest ograniczona pojemność.

Jadąc przez Puszczę Bukową

Kościół w Kołowie na tle stawu

Widok z wiaduktu w Starym Czarnowie na dawną DK nr 3
Ze Starego Czarnowa przez Dębinę w kierunku Kołbacza. Po drodze okazało się, że jest bezpośrednia ścieżka rowerowa dobrej jakości, która jest fajnym skrótem. Częściowo z niego skorzystałem.



Klasztor cystersów w Kołbaczu
W Kołbaczu miałem na liczniku raptem 37 km zrobione w 2 godziny i już wiedziałem, że będę musiał zmienić trasę, aby nie wracać do domu o 3 nad ranem, więc pomyślałem, że odwiedzę Stargard, bo nawet nie pamiętam kiedy ostatnio byłem tam na rowerze. Niestety w okolicy Kobylanki rozpadał się na tyle silny deszcz, że wkrótce miałem mokre buty i uznałem, że w nosie już mam zwiedzanie, zawróciłem. Z Motańca dojechałem przez las do Niedźwiedzia, przecinając wcześniej DK 10 wiaduktem pod droga główną. Stąd już tylko kierunek do Zdunowa przez Dąbie i do siebie na lewobrzeże.

Nowa droga w budowie, okolice Zdunowa
Trochę niedosyt mi pozostał po dzisiejszym wyjeździe, bo rozkręciłem się już na tyle, że czuję że wypad nad morze jest już w zasięgu nóg i chciałem się trochę wyszaleć. Ostatnie większe wyjazdy robiłem z plecakiem i o ile pierwsze takie wyjście było trudne, to teraz już plecak wcale mi nie przeszkadza, raczej problemem jest ograniczona pojemność.