Informacje

  • Wszystkie kilometry na BS: 75311.03 km
  • Niektóre km w terenie na BS: 8181.95 km
  • Czas na rowerze na BS: 154d 23h 52m
  • Prędkość średnia na BS: 20.24 km/h
  • Więcej informacji

Moje rowery

Tak daję czadu w 2023: button stats bikestats.pl
Tak dawałem czadu wcześniej:

Licznik odwiedzin

od VI 2023

Statystyki zbiorcze na stronę

Szukaj

Znajomi


Archiwum

Linki

Wpisy archiwalne w kategorii

zz Foto zz

Dystans całkowity:31368.84 km (w terenie 3988.66 km; 12.72%)
Czas w ruchu:1527:04
Średnia prędkość:20.54 km/h
Maks. tętno maksymalne:198 (105 %)
Maks. tętno średnie:141 (75 %)
Suma kalorii:159449 kcal
Liczba aktywności:438
Średnio na aktywność:71.62 km i 3h 29m
Więcej statystyk
Niedziela, 10 stycznia 2021Kategoria .Wheeler., zz Foto zz

Puszcza Bukowa. Inauguracja sezonu 2021

Rower:Wheeler
50.37 km (16.80km teren) czas jazdy: 03:44 h AVS:13.49km/h

Pierwsze wyjście w 2021 i pierwszy od chyba prawie 8 lat wypad do Puszczy Bukowej. Zaplanowałem trasę na 60 km z lekkim hakiem, jednak skróciłem bo zaczęło się ściemniać. Bardzo wolno dzisiaj jechałem, chciałem oszczędzać kolana. Niestety po 2:45 h i tak zaczęły mnie boleć.


Może nie był to najlepszy pomysł jeśli chodzi o komfort jazdy, ale wybrałem nieznany dla mnie dojazd szlakiem rowerowym przez Wyspę Pucką. Po początkowym asfalcie, czekało mnie około 3 km płyt betonowych, kawałek drogi gruntowej oraz kostka brukowa koło Dziewoklicza.


Widok z Wyspy Puckiej w kierunku lewobrzeżnej części Szczecina. Rzeka Parnica.


Na pierwszym i drugim planie dwa kratownicowe mosty kolejowe (jazda górą, jazda dołem, jazda górą).
Na trzecim planie wyłączony z użytku drogowy Most im. Karola Świerczewskiego (kratownicowy ustrój nośny, jazdą górą).
Na czwartym planie Most Pomorzan (stalowe dźwigary pełnościenne, widoczny krzywoliniowy pas dolny dźwigarów, jazda górą).


Ulica Bielańska w okolicy węzła Klucz


Kilkanaście metrów dalej.


Jeszcze około 50 m dalej. Widok na Autostradę A6 z wiaduktu, który kilka lat temu został podniesiony o 43 cm by zapewnić pod nim wymaganą skrajnię ruchu.


Następy wiadukt w ciągu ul. Bielańskiej, ten robi estetycznie jakies wrażenie.

W końcu po chwili wjechałem w teren i się zaczęło błotko, kałuże, zamarznięte koleiny i śnieg. Najgorszy był początek, bo piachowa droga miała spore koleiny z mniej lub bardziej zamarzniętymi kałużami. Sprawiało to trochę wrażenie dawnego poligonu, w oddali słychac bylo strzały ze strzelnicy. Kiedy przejechałem przez początkowy około kilometr, sytuacja się w pewnym sensie poprawiła i dalej było bardziej przejezdnie.


Uroczysko Mosty, a prawidłowo wiadukty




Dzisiaj z chlapaczami. W końcu zainstalowałem czujnik kadencji i prędkości, i wreszcie wskazania Roxa są płynne.




Taka tam kałuża.

Dzisiaj właściwie totalnie zajechałem nowe ocieplacze na czubki butów. Straszny szajs za 22,50 z Allegro. Made in China bez jakiegokolwiek wzmocnienia bardziej żywotnym materiałem od spodu. Podejrzewam, że jeszcze jedno wyjście i przeprują się do końca na gumce w okolicy śródstopia, przez co nie będzie się dało ich ubrać . 5 razy miałem na sobie te ocieplacze jako drugie pod innymi. Dzisiaj był też pierwszy prawdziwie zimowy wyjazd, kiedy to nie przemarzłem. Jazda w terenie, a tym bardziej pod górkę, jest o wiele bardziej rozgrzewająca niż po asfalcie.
Czwartek, 31 grudnia 2020Kategoria zz Foto zz, .Wheeler.

Trochę terenu na zakończenie roku

Rower:Wheeler
80.26 km (25.00km teren) czas jazdy: 05:04 h AVS:15.84km/h

Najpierw relacja z dzisiejszego wyjazdu, a potem podsumowanie roku i plany na kolejny rok.



Wycieczka wzdłuż Jeziora Dąbie

Ostatnie wyjście w tym roku zapowiadało się bardzo przygodowo. Zaplanowałem trasę na 110-120 km. Początek wzdłuż Jeziora Dąbie po nowym szlaku rowerowym prowadzącym przez Lubczynę. Dalej miało być terenem do Goleniowa. Następnie chciałem pojechać trochę terenem, trochę nieterenem w kierunku Stargardu i złapać szlak 20A na zachód by nim wrócić przez Płonię. Niestety te wszystkie plany popsuło mi już kolejny raz kolano. Ostatnie trzy wyjścia do kolano prawe. W drodze powrotnej podniosłem trochę siodełko, może na przyszłość to pomoże.



Wystartowałem o 11:30. Gdyby wszystko było bezawaryjnie, to powinienem zdążyć przed 19, na kiedy to jednak nasi profesjonaliści zapowiedzieli, odwołali, zapowiedzieli, odwołali, zapowiedzieli zakaz przemieszczania się (wszak już w przedszkolu uczyłem się o tym, że pierwsze słowo do dziennika, drugie do śmietnika). Na wszelki wypadek jechałem nieco szybciej, żeby mieć zapas na ewentualne awarie.

Dzisiaj na dobre przypomniałem sobie co to jest turystyka rowerowa w terenie. Było ciepło, temperatura przekroczyła 4 stopnie Celsjusza, świeciło słońce. Trasa obfitująca w bardzo urokliwe widoki. Do pełni szczęścia brakowało tylko, żeby rysy zniknęły mi z prawego szkła w okularach.


Kokpit. Trochę ciasno, ale wszystko się mieści


Rox nad Bontragerem i nawet prawie widzę numer biegu na prawej manetce.
Lewa manetka jest taka nie z powodu biedy tylko z wyboru, środkowa zębatka obsługuje całą kasetę bez tarcia łańcuchem o przednią przerzutkę.





Większość szlaku ma nawierzchnię szutrową. Był też fragment ze zwykłą droga gruntową z wybojami lub piachem, ale przejezdne dla roweru terenowego, chociaż nie tak komfortowe jak ten szuter.


Lewobrzeżna część Szczecina widoczna z oddali




Miejsce na postój


Kilkadziesiąt metrów po przejechaniu mostu nad Iną; kierunek Goleniów.

Chwilę po zrobieniu powyższego zdjęcia zaczęło mi doskwierać prawe kolano. Zginanie i prostowanie sprawiało mi ból i nie potrafiłem znaleźć położenia, które by go zniwelowało. To było po 2 godzinach z małymi minutami. Trochę kiepsko. Od tej pory pod każde wzniesienie prowadziłem, a jazda po niwelecie ~0% to często pedałowanie samą lewą nogą.

O godzinie 15:00 dotarłem do okolic Goleniowa i ostatecznie zakończyło się na dzisiaj jechanie terenem. Stąd miałem do domu 40 km. Niestety szło mi to tragicznie. Powrót od tego momentu zabrał mi aż 5,5 godziny, kilka kilometrów szedłem pieszo, 3 razy po kilka-kilkanaście minut stawałem, żeby ogrzać dłonie pod kurtką. Tylko głowa i stopy dawały sobie radę. Tak dosyć słabo ten finisz wyglądał. Jeszcze okazało się, że piechurowanie zajechało mi nowe ocieplacze, takie na czubki butów za 22,50 PLN z Allegro. Ale właściwie teraz się nie dziwię, ponieważ one nie posiadają żadnego twardszego materiału na spodzie. Także wychodzi 3,75 PLN od stopy za każde wyjście. ;)



Podsumowanie roku 2020
To był pierwszy od dawna rok, w którym mam co podsumowywać. Dzięki koronawirusowi miałem wolne weekendy, ponieważ nie było turniejów szachowych. Wróciłem do rowerowania. W tym roku zrobiłem 25 wycieczek ponad 100 km, z czego 8 wycieczek ponad 200 km. Finalny przebieg to mój 3. największy dystans roczny. Co prawda w tym roku klepałem szosę, co obniża poprzeczkę klepania km.




a) przebiegi miesięczne podział wg rowerów;      b) przebiegi miesięczne vs. plany miesięczne min i max;      c) przebiegi narastająco vs. plany min i max narastająco


Dystans za ostatnie 12 miesięcy

W tym roku kupiłem sobie ponownie pulsometr. Zrobiłem to po to by szacować zapotrzebowanie energetyczne i odpowiednio dużo lub mało żywności ze sobą zabierać. Na podstawie danych z wycieczek szosowych sprzed dekady i z tego roku wyszły mi ciekawe zależności.

Powyżej dane pomierzone z wycieczek


Po lewej: orientacyjne zapotrzebowanie na energię na podstawie danych z prawego wykresu
Po prawej: zapotrzebowanie na 100 km na podstawie pomiarów z wycieczek (na żółto wartość średnia)


Pajęczyna ze wszystkimi zapisanymi szczecińskimi śladami gpx z 2020 roku (nawigacji używałem od połowy lipca)


Plany na 2021 rok
Całościowy plan na przyszły rok to przejechać dystans między 7 000 km, a 10 000 km i nie mieć pustych plam w kalendarzu od rowerowania.

SZOSÓWKA BRIDGESTONE
W następnym roku jeśli chodzi o rowerowe plany to chcę zrobić wycieczkę do Berlina (300 km) i do Kołobrzegu (też 300 km). W zależności od tego na ile będą pozwalały siły to mam też opracowaną trasę na 400 km, ale przedtem muszę zinwentaryzować to samochodem.

Jeśli chodzi o plany sprzętowe to chcę ukatrupić obecny napęd w szosie. Prawdopodobnie zostało jeszcze jakieś 3000 km życia. Mam już wszystkie nowe bebechy, których instalacja bardzo poprawi komfort jazdy, bo przechodzę z napędu 6s na 9s. Zdecydowałem się na manetki indeksowane z montażem na dolnej rurze, ponieważ jestem leniwy i nie mam ochoty się mordować z owijkami, a druga sprawa, że być może wcale nie skończy się na 9s tylko na czymś innym, a nowe klamkomanetki to byłoby zobowiązanie na dłużej. Dodatkowa sprawa, że zostawiając manetki na ramie rower zostaje utrzymany w swoim klimacie lat 80.

Jakiś miesiąc, dwa miesiące temu kontemplowałem kupno szosy i/lub gravela w przyszłym roku. Na obecna chwilę wycofałem się z tych pomysłów, bo do celów turystycznych obecny upgrade powinien być satysfakcjonujący.

Prawdopodobnie w przyszłym roku czeka mnie wojna z zapieczoną sztycą. To może być bardzo satysfakcjonująca wygrana.

WHEELER MTB
Prawdopodobnie w przyszlym roku dobiję napęd w Wheelerze. Obecnie ma 8659 km i jest jeżdżony na jednym łańcuchu. Zastanawiam się nad przejściem na 3x9 lub 2x9. Pewnie niedługo nie będzie można kupić kaset 8s, a różnica w cenie niskich modeli 8s i 9s już dziś jest pomijalna (jedno i drugie jest groszowe w porównaniu do kaset 10, 11 lub 12s). 9s z tyłu byłoby wygodne pod tym względem, że wtedy wszystkie rowery byłyby 9s i gdyby nowy łańcuch nie chciał się gdzies przyjąć, to mógłbym go "rozciągnąć" na drugim rowerze i wtedy 'przekazać". Pomysł na korbę 2-rzędową wziął się z analizy przełożeń, których obecnie używam vs. potencjalnego zakresu, który daje napęd 2x9. W porównaniu do Alivio mógłbym zbić rower o jakieś 300 g. Decyzja zapadnie w momencie, gdy zajadę korbę.

Kilka dni temu przyszedł mi do głowy pomysł, by przerobić Wheelera na rower do jazdy w lekkim terenie. Wymienić fabryczny amortyzator RST 281R, który obiektywnie oferuje w tej chwili skok w zakresie 10-20 mm i nadaje się tylko na tłumienie dosyć równej kostki brukowej gdzieś w centrum miasta. Myślę nad wstawieniem aluminiowego sztywnego widelca. W ten sposób zszedłbym z masy o jakieś 1200 g, co byłoby naprawdę bardzo odczuwalne i miałbym pseudogravelowy rower, który mógłbym wykorzystać na wycieczki terenowo-asfaltowe o zasięgu do 150 km. Obecnie Wheeler ma masę około 12,6 kg, a przy 11,4 kg byłby nawet lekki. Trek ma masę około 10,8 kg i kiedy go podnosiłem lub nim jechałem to po prostu był lekki. Koła z dętkami i oponami w obu rowerach mają praktycznie identyczna masę. Wheeler może być fajnym rowerem wycieczkowym. Korci mnie, żeby pojeździć po lasach w okolicy Mieszkowic, Morynia, Chojny, Cedyni. Przy dojeździe samochodem robi się fajna trasa powrotna na całodniową przejażdżkę.

TREK MTB
Niedawno znalazłem na youtubie filmik, na którym mechanik rozbiera i naprawia hamulec Avid Juicy Ultimate. Muszę w przyszłym roku zrobić to ze swoim hamplem i ponownie przywrócić Treka do życia bo już sześć i pół roku stoi nieużywany. Gdyby Wheeler przeszedł na sztywny widelec, to Trek zostanie jedynym prawdziwym góralem na wyjazdy do Puszczy Bukowej.


PLANY ZAKUPOWE
Będę polował na kolejne letnie buty, bo tegoroczny zakup okazał się być niewypałem długodystansowym (za mało miejsca na ruchy palcami). Popoluję także na buty zimowe, chociaż ostatnie kilka wyjść z wełnianą wkładką i kilkoma skarpetkami + 2x ocieplacze było ok. No i wreszcie polowanie na zimowe rękawiczki, bo te co przyszły niedawno jednak nie dają sobie rady nawet gdy poubieram 4 pary.
Piątek, 25 grudnia 2020Kategoria .Wheeler., Night Bike, zz Foto zz

Night bike do Jeziora Świdwie

Rower:Wheeler
59.68 km (6.80km teren) czas jazdy: 03:23 h AVS:17.64km/h

Dzisiaj dokończyłem ostatnią nieudaną wycieczkę do Jeziora Świdwie. Spod domu wystartowałem dopiero o godzinie 16, więc światła dziennego właściwie nie miałem. Niezależnie od tego postanowiłem, że dzisiaj będzie mniej jazdy w terenie i pojechałem asfaltem do Pilchowa, Tanowa, Gunic, czyli do miejsca, gdzie ostatnio dotarłem terenem i gdzie wtedy zrezygnowałem z kontynuacji.


Niestety ta droga z płyt betonowych, którą poprzednio odkryłem w Gunicach wyjeżdżając z lasu, totalnie popsuła urok i terenowość trasy do Świdwia. Kiedyś była to droga gruntowo-szutrowa, jechało się w naturze, teraz jest stuk-puk, ponieważ między wspomnianymi płytami są bardzo szerokie spoiny. Im szersze spoiny, tym mniej użytych płyt i tym taniej w budowie. Dopiero w Węgorniku zaczęła się normalna ściecha leśna, tak około 1 km przed jeziorem.

Po wjechaniu w teren przywitało mnie błotko i przyatakowało mnie zimno. Zrobiłem przerwę i zdjąłem na chwilę rękawiczki. To było po kwadransie od przerwy w czasie której zdjąłem rękawiczki, a po ich ubraniu nie udało mi się już rozgrzać dłoni. Teraz musiałem włożyć obie dłonie pod kurtkę na kilka minut, bo bym nie wytrzymał z zimna. Dociepliłem się jeszcze dodatkowo rękawiczkami nitrylowymi i uzbrojony w 4 rękawiczki na każdej dłoni kontynuowałem moją niedolę. W dłonie nie było już od tej pory źle. Dzisiaj zabrałem ze sobą na przetestowanie nowe rękawiczki i wydaje mi się, że używając tego dobrobytu w różnych konfiguracjach mam w końcu zestaw, który w temperaturze +2 *C i wyżej sprawdzi się komfortowo, a w temperaturze od 0 *C do +2 *C jako tako. Tylko, że dzisiaj było nawet -2,2 *C. Wsród nowych fantów czekają jeszcze dwie pary rękawiczek. Jedna z nich to już wiem, że na nic mi sie nie przyda w takiej pogodzie, bo za cienka, a nad drugą będę musiał jeszcze popracować igłą i nitką we własnym zakresie, gdyż w środku są tak zeszyte, że krawędź materiału na szwie windstopera i zwykłej szmatki wbija mi się w palec. Takie uroki kupowania z neta.

Na stopach testowałem zimowe skarpetki z wełną, akrylem, elastanem i czymś tam jeszcze. Inaczej ubrałem lewą stopę, a inaczej prawą, żeby znaleźć zwycięską kombinację i muszę powiedzieć, że efekty są dobre, gdyby było tak zimno w poprzednie dwa wyjścia to bym nie wytrzymał. Mimo wszystko, nie jest to jeszcze koniec upgradów i będę polował na buty zimowe lub skuteczniejsze skarpetki zimowe.

W pierwotnym planie wycieczki chciałem okrążyć Jezioro Świdwie od północy zahaczając o Zalesie. To by jednak wydłużyło trasę, a moment decyzji zapadał chwilę po kryzysie termicznym dłoni i wolałem wybrać szybszy powrót, niż ryzyko, że będę jechał przez 15 minut, a potem przez kolejne 10 minut rozgrzewał dłonie i tak na zmianę.

Jeśli chodzi o kokpit, to dzisiaj mała zmiana. Przyszedł drugi uchwyt do Fenixa, a mam bardzo ciasno na kierownicy, więc nie zabierałem Bontragera jako backup. Zastanawiam się nad zmianą napędu na 9s w Wheelerze. Wtedy pozbyłbym się szerokiej klamkomanetki i wstawił manetkę i druga klamkę od Avida, co pozwoliłoby na łatwiejszy montaż drugiej lampki. Lewa manetka też przydałaby się do wymiany wtedy i byłby ładny komplet. Teraz mam manetkę z płynną regulacją, co samo w sobie jest bardzo dobre, bo rozwiązuje problem ocieraniem łańcucha, ale upierdliwe, bo wajcha manetki zachodzi na chwyt kierownicy.

Tak wygląda Fenix BC30 ustawiony na 1200 lm. Teoretycznie trzyma wtedy lekko poniżej 2h (w opisie nie podają na jakiej pojemności akumulatorów). W terenie to rzeczywiście pomaga, na szosie 500 lm jest aż nadto, przeważnie jeżdżę na 200 lm. W terenie 500 lm, to nieco za mało, zwłaszcza biorąc pod uwagę dosyć skupioną wiązkę świetlną i więcej zakrętów niż na szosie. Nawet 1200 lm to nadal nie jest zbyt silne światło po zjechaniu z asfaltu.


Na mostku jeszcze poprzedni licznik, który dzisiaj mi zaszwankował i dopiero w trakcie wycieczki zaczął rejestrować aktywność. Kupiłem już drugi czujnik prędkości i kadencji do ROXa, ale jeszcze nie zmierzyłem obwodu koła. Next time.


A tak się prezentuje Bontrager Flare RT. Świetna lampeczka.

Ze Świdwia skierowałem się do Stolca, skąd wróciłem aż do Buku nową ścieżką rowerową wzdłuż granicy. Już jest wybudowana w całości. Miałem wrażenie, że cały czas jadę pod górkę. Żałuję, że późno dzisiaj wstałem, bo w świetle dziennym byłaby ciekawsza przygoda, tymczasem dzisiaj walory widokowe level 0, ale poruszać się za to poruszałem. Dzisiaj była pierwsza jazda po przerwie, gdy jadąc na rowerze MTB czułem go i nie musiałem łapać równowagi jak małe dziecko, które pierwszy raz w życiu jedzie na 2 kółkach.
Sobota, 19 grudnia 2020Kategoria .Wheeler., Night Bike, zz Foto zz

Night bike po Puszczy Wkrzańskiej

Rower:Wheeler
51.91 km (16.40km teren) czas jazdy: 03:34 h AVS:14.55km/h

Zaplanowałem, że dzisiaj pojadę nad Jezioro Świdwie i wyznaczyłem trasę, która przechodzi przez miejsca, którymi nigdy dawniej nie jeździlem. Ponieważ jednak moja jazda rozpoczęła się lekko przed 15:30, to zostało mi tylko godzina jasnego i w pewnym momencie postanowiłem szybciej wrócić.


Dzisiaj ubrałem się cieplej, ponieważ przyszły nowe fanty: na buty dodatkowe ocieplacze na czubek buta i dopiero na to normalne ocieplacze, a w butach wkładki z wełny. Było zdecydowanie cieplej niż przy ostatnim wyjściu. Temperatura około 0,5*C cieplej niż poprzednio, czyli ok. 1,2-1,3*C przez większość drogi. Co prawda zapomniałem ubrać druga parę skarpetek, ale i tak upgrade spowodował, że dopiero po 75-90 minutach zaczęło mi być zimno w palce u stóp, a poprzednio już po 30 minutach.

Ciemno zrobiło się tak szybko, że nie zdążyłem nawet dojechać do Głębokiego. Na przodzie dzisiaj ponownie tylko Bontrager ION 200, który przy mojej wolnej jeździe jest w porządku nawet w lekkim terenie. Na płaskim i pod górkę bez problemów, na zjazdach byłby za słaby, bo świeci za słabo i za wąsko.

Kiedy dojechałem do drogi koło Gunic, okazało się, że jej nawierzchnia zostala upgradowana i teraz jest to droga z płyt betonowych. W tym momencie miałem już dosyć tej dzisiejszej wycieczki i skręciłem w prawo nadal nie wiedząc do końca gdzie jestem, ale mając świadomość poprawności kierunku jazdy. We wsi luzem chodził jakiś pies, więc chwilę poczekałem czy ktoś go okiełzna, a skoro nic takiego się nie stało, to ruszyłem najszybciej jak się dało, kiedy zniknął mi gdzieś na poboczu. Nie było zagrożenia, nie gonił.

W Tanowie odbiłem jeszcze na Police i wymyśliłem, że wrócę trochę terenem. Zaraz po zjechaniu do lasu dioda w przedniej lampce zasygnalizowała, że zostało 25% energii, więc podłączyłem ładowanie z power banka i kontynuowałem żółwim tempem jazdę pod górę. Nieprzyjemnie było, wolałbym w tym momencie mieć Fenixa nastawionego na 500 lm. Muszę kupić drugi uchwyt, bo takie przekładanie byłoby upierdliwe zwłaszcza biorąc pod uwagę późniejsze ustawienie jak wysoko lampa ma świecić by nie oślepiać za bardzo innych.

Trochę szkoda, że to wszystko się działo w nocy, bo nie bardzo rozpoznawałem poszczególne miejsca, coś tam teoretycznie wyglądało znajomo, ale dosyć punktowo i nie układało mi się to w żadną całość. Zdałem się na automatyczna nawigację i teraz widzę, że trochę nie tak wymyśliła powrót, jak sobie zamarzyłem. W pewnym momencie zjechałem na Pilchowo i stąd po ścieżce do Głębokiego, potem Arkonka i do domu.

Podsumowując: zdecydowanie cieplej z dodatkowymi ocieplaczami i nowymi wkładkami. W ręce też lepiej było, zastosowałem inna kombinacje rękawiczek niż ostatnio. Zamówiłem sobie 3 nowe pary różnych modeli Authora, zobaczymy jak się spiszą, w ogóle ciekawe jak będzie rozmiar pasować. Jazda w nocy jest do bani.
Niedziela, 13 grudnia 2020Kategoria .Wheeler., Night Bike, zz Foto zz

Inauguracja sezonu na MTB + test lampek

Rower:Wheeler
29.64 km (4.00km teren) czas jazdy: 02:01 h AVS:14.70km/h

W końcu ten dzień nastał! Miałem już wielką ochotę, żeby w końcu wyskoczyć w jakiś teren. Pokręciłem się dzisiaj trochę po okolicy i okrążyłem Jezioro Głębokie - połowę terenem, połowę nową ścieżką, która jak czytałem miała być oddana do użytkowania do końca sierpnia.


Dwa lata temu złapałem flaka w tylnym kole w Wheelerze. Obręcz pękła między dwoma kolejnymi nyplami i szczelina przyszczypnęła dętkę. Trochę mnie to zmartwiło wtedy, bo to były kiedyś fajne tanie, lekkie koła rocznik 2007 lub 2008 XT/mavic XC717/Revolution o masie 1682g, więc lżejsze niż moje nowe koła, które kupiłem dwa tygodnie temu na black week do szosy (niestety musiałem natychmiast odesłać na gwarę, ale ponoć zrobione już, czekam na przesyłkę, stay tuned). Mam jeszcze poprzedni zestaw kół do MTB na v-ki, ale mam też w miarę sprawny szosowy rower, więc dwa lata temu wybór był prosty: zamieniam kolejność rowerów i bliżej ściany będzie teraz stal Wheeler, z którym nic więcej nie robię. Nadmienię jeszcze, że Trek od 6 lat też stoi nieużywany pod jeszcze inną ścianą, ponieważ nie kwapi mi się do grzebania przy hydraulice, nie mam żadnego zaufanego mechanika, a jak widzę w serwisach chłopaków młodszych ode mnie to, nie jestem gotów na ryzykowanie. Ostatnio trafilem na interesujący materiał na youtubie, gdzie polski mechanik serwisuje taki sam hampel jak mój, więc może zabiorę się i za Treka.

Co się tyczy Wheelera, to przed wyjściem owinąłem obręcz kilkukrotnie taśmą izolacyjna i liczę na to, że to zapewni spokój z flakami. Gdy już miałem się ubierać, to się okazało, że jeszcze z przodu mam flaka, więc szybka zabawa w klejenie i kolejne pompowanie. Potem zabawa w instalację GPS, który jako relatywnie wielkogabarytowy licznik nie mógł się przekręcić o 90 stopni i musiałem poluzować manetkę na chwilę.

Potem już sama przyjemność czyli instalacja nowych lampek, które udało mi się dorwać w promocji na black friday i kupić z rabatem 25%. Nastepnym razem, gdy wyjde w dzień, to porobię fotki. Lampki to zestaw Bontranger Ion200 RT i Flare RT. Świecą pięknie i wreszcie będę widoczny nawet w słoneczny dzień. Przednia na 200 lm w trybie ciągłym teoretycznie starcza na 90 minut, ale to nie jest jej główna misja, żeby tak świecić. Ma błyskać w dzień i być lampką rezerwową w nocy. Jest możliwość doładowywania w trakcie pracy, więc na dobrą sprawę mógłbym się obyć bez podstawowego Fenixa. Na Fenixie też jeżdżę na 200 lm. Lampki różnią sie barwą światła. Bontrager świeci lodowato, a Fenix żółto, trochę zbyt żółto. Fenix posiada także odcięcie od góry (ale i tak to odcięcie jest chyba tylko, żeby nocą ptaków nie oślepiać, bo kierowcy i piesi po oczach i tak muszą dostać, jeśli ja mam coś widzieć). Fenix świeci też nieco szerzej.

Bardzo dziwnie mi się jechało po takiej długiej przerwie od roweru MTB. Czułem się jakby ktoś mi odkręcił boczne kółka, było bardzo niepewnie. Bez gleb oczywiście. Temperatura w przedziale 0.6-1.4 *C. Zdecydowanie za zimno w dłonie i stopy. Już po pół godziny przemarzły. Po powrocie do domu zacząłem się bawić w małego krawca i kombinuję z montażem po zewnętrznej stronie rękawiczek dodatkowego ocieplenia windstoperem, który mi został po starych ocieplaczach.
Niedziela, 6 grudnia 2020Kategoria .Bridgestone., zz Foto zz

Rekonesans wschodnich okolic Szczecina

Rower:Bridgestone
95.98 km (3.50km teren) czas jazdy: 05:56 h AVS:16.18km/h

Po dwutygodniowej przerwie w końcu wyszedłem pokręcić. Szans na długi wyjazd nie było. Miesiąc temu przeciążyłem kolana, gdy po dwutygodniowej przerwie zrobiłem wycieczkę nad morze i tak się bujam teraz z dziwnym uczuciem w lewym kolanie i pojawiającym się w czasie jazdy bólem. Plan na dzisiaj był taki, żeby przejechać dystans rzędu 80-120 km, jechać bardzo łagodnie i nie doprowadzić do bólu kolan. Do 70 km w miarę się udało, potem było gorzej. Ten ból kolan zbiegł się z powrotem do poprzednich butów i wkręceniem innych bloków. Teoretycznie mam teraz takie samo ustawienie i te buty, w których jeździłem na tym rowerze ponad 10 lat, więc to chyba wina tej długiej wycieczki po przerwie. Gdybym mógł to obniżyłbym teraz nieco siodełko. Nowe buty, których używałem latem, mają grubszą wkładkę i przyzwyczaiłem się już do nieco bardziej zgiętych nóg, jednak sztyca ani drgnie. Na youtubie znalazłem już parę filmików, które pokazują jak sobie z tym poradzić (m.in. RJ The Bike Guy), ale to jeszcze nie teraz.


Mapa jest trochę większa, można kliknąć prawym klawiszem myszy i wyświetlić pełny rozmiar

Dzisiejsza wycieczka to pultanie się po bliskiej okolicy. Chciałem sprawdzić jakie są możliwości powrotu z DW142 i czy w pełni asfaltowe. Chyba najlepszą drogą będzie ta pomazana na fioletowo. Ja jechałem dzisiaj bez przygotowanej trasy, ekran GPSa oczywiście nie ułatwiał znajdowania drogi przez patrzenie, bo jest taki mały i drogi znikają po oddaleniu się, że nie nadaje się to urządzenia do spontanicznego planowania trasy.


Rzeka Chełszcząca, widok w okolicach Dąbia. Okazuje się, że byłem koło szlaku MTB (tak jest oznaczone na mapie na komputerze przynajmniej), ale nie wyglądało to zachęcająco dla szosy.

Pojechałem do Wielgowa, gdzie odbiłem na północ w kierunku DW142. W przyszłości chyba wjazdu nie będzie, ale teraz była otwarta siatka ogrodzeniowa z uwagi na roboty budowlane. Możliwe że jak skończą to będzie trzeba jechać kawałek lasem do końca siatki i przestawić rower nad barierą energochłonną.

Zielona elipsa na mapie

Jazda po drodze wojewódzkiej była na tyle nieprzyjemna, że zjechałem do lasu, żeby nie dostawać mgiełką wodną po szkłach okularów. I tak syf już się osadził na nich, ale przestałem już wycierać okulary na wycieczkach, bo w ciągu pół roku zrobiły mi się mega rysy, a jeżdżąc od 2012 do 2019 tylko krótkie dystanse nie miałem nigdy potrzeby czyszczenia i de facto nie mialem prawie żadnych rys.

Do samochodów po krótkiej przygodzie z lasem wróciłem. Zbyt męcząca jest jazda w terenie na slickach. Jakiś wysyp kretynów dzisiaj był, nawet pewien dekiel pojechał mi na czołówkę wyprzedzając, więc uciekłem na pobocze (zdążyłem jeszcze typa pozdrowić). Zresztą i tak zjeżdżałem, gdy z tyłu coś jechało.

Gdy skręciłem na Sowno, to trasa była już znajoma. Postanowiłem jeszcze coś odkryć i pojechałem do Poczernina, ale silny wiatr za wioską zdecydował o zawróceniu.

Wjeżdżam do Poczernina


Krowa się pasie się!

Nastawiłem GPS, żeby mnie poprowadził do Cisewa, a ten skubany skierował mnie do lasu (czerwona elipsa). Po chwili zawróciłem stamtąd na asfalt, ale chyba przebiłem dętkę, bo w Żarowie poczułem, że mam miękko. Na szczęście przednie koło, więc mniej roboty. W sumie zajęła mi ta "zabawa" 40 minut, ale się guzdrałem strasznie. Trzeci flak z rzędu. Dwa z nich to przez szuter/kamienie i dotyczą przedniego koła, ale tylnym nie wiem, gdzie mogłem zarobić. Opony Michelin Pro3 Race z przebiegiem 3860 km na dzień dzisiejszy. Więcej ich nie kupię, nadają się tylko na asfalt. A może je po prostu zajechałem kilkudziesięcioma km po szutrach?

Dalsza droga bez fajerwerków, skręciłem na Grzędzice i Lipnik by skrócić sobie trasę.

Ogólnie nudny wyjazd, blisko domu, kiepsko i nieprzyjemnie mi się jechało. Powoli nabieram ochoty pojechać w jakiś lekki, płaski teren na rowerze MTB. Gdybym nie był leniem, to pewnie już dawno bym przygotował rower.



Niedziela, 22 listopada 2020Kategoria .Bridgestone., Night Bike, zz Foto zz

Na północ od Szczecina

Rower:Bridgestone
54.44 km (0.00km teren) czas jazdy: 03:04 h AVS:17.75km/h

Dzisiejszy dzień był pechowy. Zaczęło się od tego, że zaspałem i nie usłyszałem budzików o 4 rano. Obudziłem się dopiero przed 9 i uznałem, że (rebus): wyraz na "j" + wyraz "to", śpię dalej, wymyślę nową trasę, gdy się obudzę. Pospałem do 12 budząc się jeszcze kilka razy co jakiś czas i nie mając pomysłu na trasę zastępczą, bo co tu dużo mówić każda krótka trasa zaczyna się nudnym wyjazdem poza miasto i kończy w nocy, kiedy każde miejsce wygląda tak samo.

Gdy wstałem, padał deszcz, więc jeszcze kilka godzin musiało minąć. Ostatecznie wystartowałem o 16:40, gdy było już ciemno i nie miałem co się łudzić, że zrobię pętlę przez Nowe Warpno. Pojechałem po prostu do Dobrej, Bartoszewa i Polic. Powrót do Szczecina przez Skolwin i Gocław. Prawie całą drogę bolało mnie kolano, które przeciążyłem dwa wyjazdy temu wychodząc po dwutygodniowej przerwie. Dobrze, że już tylko jedno.


Stary helikopter strażacki pod siedziba Państwowej Straży Pożarnej w Policach

Wyjeżdżając z Żelechowej zrobiłem sobie małą pauzę, ale nie napiszę w jakim celu. Nadmienię tylko, że wtedy okazało się, że mam flaka w tylnym kole. Znalazłem dogodne miejsce i szybko w prawdopodobnie godzinkę uporałem się ze zmianą dętki. Myślałem, że będzie gorzej, ale w świetle lampki dało radę. Nawet udało mi się na chwilę zgubić gdzieś na trawie nakrętkę od tylnej osi. Musiałem znaleźć, bo to specjalna końcówka od Tacxa. Coś te moje opony nowe mają pecha lub po prostu są kiepskie. Na 4 ostatnie wyjścia miałem 3 flaki i dwa z nich to nawet nie mam pojęcia, gdzie mogły się stać. Później już żadnych ciekawostek nie było.

Dzisiejszy dzień to był trochę test termiczny. Przy podobnej temperaturze zwykle miałem kłopot z zimnem wpadającym przez otworki, które zrobiłem w okolicy uszu w czapce, żeby przepuścić oprawki okularów. Wczoraj wykorzystałem stare zniszczone ocieplacze, żeby zrobić dodatkową warstwę osłonową, którą przymocowałem do pasków kasku. Rozważałem opcję z przyszyciem na stałe, ale to głupi pomysł, bo jeszcze może jakiś wyjątkowo ciepły dzień i wtedy będzie mi za gorąco. Na stałe przyszyłem na paskach kasku guziki, do których to przyczepiam ten teoretyczny windstoper naciętymi rozporkami. Dzisiaj to zdało egzamin.

Drugi test to jednorazowe rękawiczki foliowe, które ubrałem na zewnątrz na normalne rękawiczki. Pomogło, jednak spodziewałem się czegoś więcej.
Środa, 11 listopada 2020Kategoria ..>100km, ..>150km, .Bridgestone., Night Bike, zz Foto zz

Pechowa wycieczka do Dobrzan

Rower:Bridgestone
176.82 km (12.00km teren) czas jazdy: 09:45 h AVS:18.14km/h

Ależ dzisiaj miałem pechowy dzień. Zaczął się źle właściwie już wczoraj późnym pójściem spać. Z tego powodu, kiedy o 4:00 zadzwonił budzik, przestawiłem na 5:00 i na 6:00. Ostatecznie wstałem właśnie o 6. Zanim się wyszykowałem wybiła godzina 9. W takim wypadku pierwotny plan już nie był do zrealizowania.


Chciałem dzisiaj pojechać przez Stargard, Dobrzany i Ińsko do Drawska Pomorskiego. Powrót był kiepsko zaplanowany niezbadanymi drogami. Niestety późno wystartowałem, kiepsko mi się jechało, było zimno, za lekko się ubrałem. Cały czas czekalem na te 6*C, co widziałem na prognozie, ale maks chyba był poniżej 5 w trasie. Ubrałem dzisiaj najgrubsze ocieplacze jakie mam (Shimano S3000X+ czy coś podobnego), spodziewając się, że najwyżej się przepocę, a tymczasem marzłem.

Nowa trasa do Stargardu okazała się niewypałem. Pojechałem po szalku 20A przez Płonię. Trasa jest bardzo przyjemna, ale na MTB, a ja się bawiłem w małego gravelowca.



Musiałem jechać powoli, ale i tak przesadziłem, a to poskutkowało flakiem. Powietrze zeszło dopiero na węźle Stargard Zachód, mała dziurka w dętce, ale rozcięcie w oponie o długości kilku mm. Całe szczęście flak w przednim kole, czyli mniej roboty, ale 40 minut i tak poszło. Dokleiłem łatkę po wewnętrznej stronie opony i wsadziłem nową dętkę. Po ostatnim flaku w trasie i 3 godzinach w plecy na zabawę w klejenie kilka razy i podchody z psami, które myślałem, że są porzucone, a najprawdopodobniej sobie poszły ze wsi na spacer, dzisiaj miałem ze sobą 2 dętki i od razu zdecydowałem się na wymianę. Przez tego flaka dojazd do Stargardu zabrał mi prawie 4 godziny, a tak zmieściłbym się w 3 pewnie.

W Stargardzie kolejna niespodzianka, bo trasa, którą sobie wyznaczyłem, która miała być krótsza, doprowadziła mnie do furtki na jakąś posesję. Wykombinowałem coś na szybko patrząc na mapę i wkrótce przywitał mnie bruk oraz droga gruntowa.


Tak oto dojechałem do Ulikowa. A tutaj kontynuacja kiepskiej nawierzchni plus czerwone na przejeździe.

Zgaduj, zgadula czy poczekałem:P


Za chwilę zawitałem już na standardowej właściwej trasie.


To charakterystyczne miejsce. Kolejny raz pstrykam tutaj zdjęcie. Teraz ładnie widać jesień.

Gdy dojechałem do Dobrzan, uznałem, że nie ma się co łudzić, że zrealizuję plan na dzisiaj i postanowiłem rozpocząć powrót. Oczywiście inną drogą niż przyjechałem. Tutaj właściwie był kłopot z dobraniem trasy, bo w kierunku zachodnim nie było ciągłości dróg, musiałbym się jeszcze oddalać, żeby dojechać do drogi, którą poprzednio wracałem z Ińska. Planując na komputerze trasę powrotną brałem pod uwagę ewentualną konieczność jazdy drogami polnymi lub gruntowymi i prowadzenia roweru. I tak teraz wyszło mi 3,5 km w terenie po pieszczystej drodze, która potem przeszla w drogę leśną, bardzo rozjechaną traktorami, w koleinach kałuże, dużo błota, trochę prowadziłem. W piachu też trudno było jechać, bo się zakopywałem. W końcu dotarłem do wsi Lisowo, na szczęście nie wybiegł żaden pies. Za to wcześniej w jakiejś wiosce już kolejny raz napotkałem tego samego kurduplopsa, który był puszczony samopas. Opracowałem sposób na takie średnie/mniejsze złośliwe ganiające za rowerzystami: dobieram optymalnie przełożenie, żeby dynamicznie uciekać, ale nie uciekam od razu na bok, tylko jadę centralnie na takiego psa, a jeśli jest noc to dodatkowo oślepiam go na maxa. Pies zawsze robi unik, ale przez to nie jest w stanie nabyć rozpędu i biec w moim kierunku.. Ja robię unik w drugą stronę i rura, a hałhał nie ma szans dogonić. Oczywiście procedura ta nie dotyczy dużych psów, bo one są naprawdę groźne i wtedy wolę się zatrzymać z oddali. Tak w ogóle, pies jest najlepszym przyjacielem człowieka i jednocześnie największym wrogiem rowerzysty.

W Lisowie złapałem asfalt i dwie opcje: DK 20 na Strargard lub DW 142 (berlinka). Obie wersje nieprzyjazne dla rowerzystów. Wybrałem DW 142, bo dawała kilka wariantów do wyboru. Sfrajerowałem się, bo okrężną drogą ostatecznie i tak dojechalem do Stargardu. Zmieniłem zaplanowany na kompie powrót, bo nie chciałem już w nocy kombinować bocznymi drogami.

Wracając ze Stargardu, kiedy byłem już w Kobylance i marzyłem, że już niedługo wypiję ciepłą herbatkę w domu, wyrzuciłem papierki po wafelkach i zrobiłem przegląd zawartości torebki. Okazało sie, że zgubiłem kabelek usb, którym ładuję na wycieczkach komputerek (w opisie było, że wytrzymuje 16 godzin, a to ściema, bo realnie to pada mi po maksymalnie 10, a minimalnie 8). Ponieważ to najbardziej ergonomiczny, bo bardzo krótki kabalek, to uznałem, że przejadę się do Stargardu i poszukam go. Na wyjeździe ze Stargardu koło Shella robilem małą przerwę, jadlem, podnosilem papierki z ziemi, wtedy też odłączyłem ładowanie i pomyślałem, że pewnie tam upadł mi na ziemię. Na szczęście w rzeczywistości nie musiałem jechać aż tak daleko, bo kabelek leżał jeszcze przez tymi wywijasami przed kładką. Opłacało się zrobić te dodatkowe 11 km.

Wróciłem do Kobylanki, dalej Motaniec. Powrót oczywiście po DK10. Jazda w nocy przez Niedźwiedź i Zdunowo jest taka nieprzyjemna, że chyba już nigdy nie wybiorę takiego powrotu. Na DK 10 mały ruch był dzisiaj. Pare razy poczekałem na poboczu, gdy było wąsko, a tak to bardzo bezpiecznie było. Dodatkowo wiadukt na węźle DK10 z S3/S6 jest już całkiem przejezdny, ale nadal jest w budowie, więc na spokojnie mogłem sobie pojechać w odosobnieniu od aut.

Do domu wróciłem przed 22:30 oczywiście, że z niedosytem.

Niedziela, 8 listopada 2020Kategoria ..>100km, ..>150km, ..>200km, .Bridgestone., Night Bike, zz Foto zz

Wycieczka nad Morze Bałtyckie

Rower:Bridgestone
220.81 km (2.00km teren) czas jazdy: 10:48 h AVS:20.45km/h

Myślałem, że poprzednia wycieczka to będzie już tegoroczny finisz i w poprzedni weekend całkowicie odpuściłem plany rowerowe. Co prawda w piątkowe popołudnie wraz z ogłoszeniem o zamknięciu cmentarzy, wizja wyjścia na rower się znowu pojawiła, ale zdecydowałem, że i tak odpuszczam, bo mentalnie miałem zaplanowane już inne rzeczy. Minął jednak kolejny tydzień i uznałem, że bez jazdy na rowerze jest nudno. Dlatego tym razem wybrałem się w kolejną "ostatnią wycieczkę" w tym roku.


Postanowiłem odwiedzić Międzywodzie, ponieważ jest chyba najbliżej od Szczecina spośród miejscowości nadmorskich. Po 13 dniach przerwy i tak podejrzewałem, że to się może źle skończyć, ale finalnie było nawet ok. Wstałem przed 4:30 i zdążyłem wyjechać kilka minut po 7 rano. Przywitała mnie mgła. Po 4,5 km musiałem delikatnie usuwać wilgoć ze szkieł okularów. Potem jeszcze raz po 10 km. W tym roku zachowałem się jak okularowy żółtodziób, bo czyszcząc okulary na wycieczkach bardzo porysowałem sobie szkła. Teraz jestem już bardzo ostrożny i tylko przytykam chusteczkę by zdjąć wilgoć, nie pocieram nic i nie staram się wyczyścić.


A wracając do wycieczki. Dojazd do Goleniowa przez Kliniska i Sowno. Właściwie to na rogatkach Goleniowa odbiłem w kierunku północnym na Stepnicę. W przeciwieństwie do wakacji, to ruch był dzisiaj bardzo niewielki. W Stepnicy zrobiłem krótką przerwę na zwiedzenie plaży i zrobienie kilku zdjęć. Same jesienne, melancholijne widoki. Tak było dzisiaj przez całą drogę, oprócz tych momentów, przez które było inaczej.














Potem kontynuowałem do Wolina identyczną trasą jak w wakacje.








Z Wolina kierunek na Międzywodzie. Jadąc na północ miałem po swojej prawej stronie Zalew Kamieński.



Piękna jesień!








Po 107 km dotarłem na plażę i uznałem, że czuję się na tyle dobrze i jest na tyle wcześnie, że zmienię i wydłużę sobie trasę. Pojechałem na wschód w kierunku Dziwnowa i Dziwnówka z planem odbicia na południe do Kamienia Pomorskiego i powrotu wzdłuż wschodniej linii Zalewu Kamieńskiego.













Niestety moj Sigma Rox12 ma bardzo mały ekran i o ile do nawigowania po zaplanowanej w komputerze trasie nie jest to żadnym problemem, to jednak do mentalnego projektowania trasy ad hoc lub robienia analiz i porównań różnych wariantów potencjalnej trasy się nie nadaje. Następnym razem w podobnej sytuacji odpale google maps, żeby się upewnić czy dobrze jadę. Zamiast pojechać wzdłuż Zalewu Kamieńskiego wpakowałem się na drogę wojewódzką, na której był spory ruch, debili nie brakowało. W pewnym sensie nawet im kibicowałem, bo mam na kierownicy pod palcem taki przycisk do puszczania strzałów 1800 lm z lampki. Ale ogólnie ta droga to była nieprzyjemność, dużo schodziłem na bok, jedyna sympatyczna chwila to widok taki jak na zdjęciu niżej.


Na tych moich wyjazdach rowerowych na których odwiedzam wiejskie wsie coraz częściej widzę nowe markety Dino i praktycznie wszystkie z nich mają lokalizacje jak McDonald's wśród marketów. Wczoraj spotkałem jeden taki supermarket przy drodze wojewódzkiej, nawet nie we wsi.


Kamień Pomorski widoczny z oddali

W końcu dotarłem do Parłówka i mogłem sie poczuć bezpiecznie odłączając się od ruchu samochodowego. Kawałek dalej w Ostromicach wjechałem na nową S3 w budowie.





Jeszcze kawałek dalej była przekładka ruchu z jednej jezdni na drugą, a ja zdecydowałem się zjechać z budowy na drogę boczną widoczną z prawej strony. Zrobiło się na tyle ciemno, że nawet jeśli druga nitka teoretycznie była przejezdna, to mógłbym na coś się wpakować. Tak dojechałem do Przybiernowa. Tutaj miałem mały dylemat, nowe drogi, rondo i znak ślepa droga. Ostatecznie i tak wylądowałem na tej drodze, a dopiero po chwili się zorientowałem, że to oznaczenie ślepości będzie zwiastować, że kawałek dalej na tej drodze są roboty drogowe i nie ma przejazdu dla samochodów, ale rower sobie poradzi. Stara DK miała lekko zmieniany przebieg w okolicy nowobudowanych wiaduków z przejściami dla zwierząt i wiązało się to z usunięciem starej nawierzchni, więc miałem trochę terenu. Niestety pare km dalej czyli za Babigoszczą musiałem na chwilę wjechać na DK z autami na tym odcinku z pachołkami, to oczywiście oznaczało kilka podejść i oczekiwanie na najbardziej bezpieczny moment do jazdy. Kilikaset metrów dalej znowu opuściłem samochodowe towarzystwo, bo znowu wjechałem na starą trójkę i tak dotarłem do Miękowa, a potem do Goleniowa. Z Goleniowa powrót przez Lubczynę a to z tego względu, że jakoś wydaje mi się mniej prawdopodobne spotkać tam wiejskiego psa, a poza tym nie ma lasu, więc i o sarnę trudniej. Kawałek za Lubczyną wymieniłem akumulatorki w lampce przedniej, podejrzewam, że i tak by wystarczyły, ale tak prewencyjnie, żeby nie było niespodzianki, bo kolor diody sygnalizacyjnej się zmienił z zielonego na czerwony. Do domu wróciłem około 21:00.

Samolot na terenie aeroklubu w Dąbiu W środku siedzi manekin, który wygląda dosyć upiornie z bliska

Nigdy nie jechałem takiego dystansu o takiej porze roku i nie byłem pewien czy biorę optymalny zestaw ciuchów, ale okazało się, że wszystko było poprawnie. Gdybym znalazł jeszcze drugie za duże ocieplacze, to bym w trasie powrotnej dodatkowo je ubrał i by było perfect. Rano temperatura była w okolicy 5*C, w ciągu dnia doszła do 10*C, a w trasie powrotnej minimalnie zeszła poniżej 4*C i był moment, kiedy w stopy było mi za zimno trochę, ale to krótki fragment za Goleniowem. Dzisiaj przesiadłem się na okres zimowy znowu na stare buty o cieńszej podeszwie (nowe buty + ocieplacze = za ciasno w palce, w lecie daję radę, ale na jesieni nie ma bata, żebym wytrzymał) i nagle siodełko zaczęło mi się wydawać zbyt wysoko ustawione (chociaż od 10 lat jest dokładnie w takiej samej pozycji). Prędzej czy później czeka mnie ciekawa przeprawa z tym, żeby uwolnić zapieczoną sztycę. Zastanawiam się nad nowym rowerem za rok lub dwa, a wcześniej jeszcze mam w planach mały duży upgrade obecnego napędu i kół i jeśli się powiedzie (a będzie to obejmować poszerzanie tylnego trójkąta ramy, żeby zmieścić szerszą współczesną piastę), to chyba oleję temat nowego roweru.
Niedziela, 25 października 2020Kategoria ..>100km, ..>150km, ..>200km, .Bridgestone., Night Bike, zz Foto zz

Wycieczka do Cedyni przez Trzcińsko

Rower:Bridgestone
200.34 km (0.50km teren) czas jazdy: 09:57 h AVS:20.13km/h

Dzisiaj wybrałem się na południe chcąc podelektować się pięknymi leśnymi i odrzańskimi klimatami, które są w okolicy Cedyni.


W przeciwieństwie do wcześniejszych wyjazdów wystartowałem już kilka minut po 6 rano. I to był bardzo dobry ruch, bo miałem długi margines światła dziennego w razie awarii, która ostatecznie się pojawiła.


Wystartowałem przez Podjuchy do Gryfina i stamtąd kierunek na Banie. Dzisiaj jak najwięcej po nawierzchni asfaltowej. Nie korzystałem początkowo ze szlaku rowerowego, ponieważ już mam dość jazdy po szutrze, a byłoby tego około 10 km.


Chwilowa przerwa w lesie, czuć wczesną jesień


Kolejne Dino w okolicy, sakiewka się raduje

Po około 50 km, kiedy już od dobrych kilku km byłem na asfaltowym fragmencie szlaku i wjechałem w las z DW 122 łączącej na mapie Banie i Ognicę usłyszałem w lesie szczekanie. Oczywiście przyspieszyłem, ale po chwili się zatrzymałem i zawróciłem. Między drzewami wypatrzyłem dwa niewielkich gabarytów pieski. Gdy się do nich zbliżyłem to uciekły i się rozdzieliły. Objechałem las ścieżką i z drugiej strony natrafiłem na jednego z nich. No i niestety pożegnałem się z kanapką.


Ok pieseły, piesełami, ale pora jechać dalej. Ruszyłem i nagle poczułem, że coś twardno mi się jedzie. Diagnoza - flak w tylnym kole. Wbił mi się drewniany kolec i przebił w dwóch punktach dętkę. Podjąłem 3 próby klejenia. Wszystkie nieudane z uwagi na stary klej. Najpierw łatka Tip Top sobie nie poradziła, potem łatka samoprzylepna z Decathlona, a potem samoprzylepna z klejem. Ostatecznie wsadziłem nową dętkę zamienną. Dopompowałem bardziej miękko niż pierwotnie i było bardziej komfortowo od tej pory. Cała zabawa od pierwszego szczeknięcia do ponownego startu zabrała mi w sumie ponad 2 godziny. Z tego powodu postanowiłem nieco później, że skrócę o kilkanaście km trasę, aby załapać się na przejechanie w świetle dziennym tych zapewne urokliwych miejsc, które w tym roku jechałem w całości po ciemku.




Przed Trzcińskiem, ułamana gałąź nad ścieżką

Małe zwiedzanie Trzcińska-Zdroju

Ten żółw wygląda jak strach na niegrzeczne dzieci









Po przepakowaniu prowiantu i wyrzuceniu śmieci ruszyłem na południowy zachód w kierunku Morynia, lecz bez planów odwiedzania tej miejscowości.


Na przejeździe kolejowym w Godkowie-Osiedlu


Mijam Moryń widoczny z oddali. W Godkowie na chwilę zjechałem ze szlaku rowerowego, co jednak nie było dobrym posunięciem, ale patrząc nieporadnie na małym ekraniku Roxa wydawało mi się, że wybieram krótszą drogę. Nie była krótsza, nie była też równiejsza, ani nie była bardziej atrakcyjna ze względów krajobrazowych. Za Moryniem wrócilem na chwilę na szlak i znowu z niego zjechałem, co ponownie było zbyt wczesne.


Stado gęsi (nie)widoczne na polu


Koniec  końców skrócenie trasy zaowocowało tym, że nie dojechałem do mostu granicznego koło Siekierek i ominęło mnie kilkanaście km przez las i/lub wzdłuż rozlewiska Odry, a do Cedynii wjechałem od strony wschodniej zamiast od południowego zachodu. To minus turystyczny, który nie miałby miejsca, gdybym inaczej zabrał się za temat flaka. Po dzisiejszej wycieczce zmieniam system. Od tej pory zawsze, gdy biorę ze sobą większą torbę, to będę pakował dwie dętki zapasowe, a wszelkie klejenia łatek zostawiam sobie na zabawę w domu. Oczywiście łatki też będę ze sobą wozić, ale najpierw muszę dorwać świeży klej.


Prawie w Cedyni


Już w Cedyni


Na wyjeździe z Cedyni. Zupełnie nie zwiedzałem. Uznałem, że jestem na wyścigu z czasem i że chcę jak najdalej zajechać za widnego.




Wzgórza rzut beretem za Cedynią. Przejeżdżając tę trasę powrotną już dwa razy w tym roku w nocy zupełnie nie czułem tego klimatu.


Za Lubiechowem Dolnym po wybraniu drogi na Piasek, skracają nieco dystans i omijając Bielinek.


Widok na Odrę w Piasku




Ostatnie zdjęcie z dzisiaj. Wykonane jakieś 45 minut przed zmierzchaniem. Widok w kierunku Niemiec z drogi prowadzącej do Krajnika Górnego. Do Odry jest z tego miejsca około 1 km.

Moment w którym bez światła nie byłbym już w stanie jechać z uwagi na ciemność zbiegł się z moim dojechaniem do DK 31 koło Krzywinka. Zjadłem chyba ostatnią w czasie wycieczki tabletkę z potasem i magnezem, przestawiłem licznik na mostek, żeby nie zasłaniał soczewki w lampce i podłączyłem ładowanie. Tak naprawdę to tych kilometrów w całkowitej ciemności to miałem około 25, bo powrót z Gryfina już się pod tym względem nie liczy, bo rano jechałem za jasnego, więc się napatrzyłem na otoczenie. W drodze powrotnej uciążliwy był spory ruch, chociaż może to jest normalna sytuacja o tej porze. Poprzednie nightbike'owe powroty to totalnie zero samochodów przez kilka-kilkanaście kilometrów. Teraz prewencyjnie zjeżdżałem na pobocze. Bezpieczeństwo przede wszystkim. Do domu wróciłem jakoś po godzinie 20. Ostatnie 30 km na zgonie, bo częściowo z lenistwa, a częściowo z obrzydzenia nie chciało mi się wyciągać 7daysów. Chyba jednak z obrzydzenia. Trzy, cztery miesiące temu brałem na wyjazd tylko 7daysy i trauma monotonii smaku pozostała do dziś.

Możliwe, że to był mój ostatni wyjazd w tym roku. Za tydzień pewnie nic z tego, a potem spodziewam się covidowego armagedonu, lock downu i różnych zakazów.

Blogi rowerowe na www.bikestats.pl